[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- %7łeby zapewnić Victorii szczęśliwsze życie, niż miała Tess, gotów jestem okłamaćsamego króla!- Pewnie i do tego dojdzie: przecież Beth i ja przedstawimy Victorię u dworu jakonaszą córkę, kiedy mała dorośnie.- głośno rozmyślał Alex.Zach wzruszył ramionami.- Już ci powiedziałem, że wcale mnie to nie wzrusza!.Chcę, żeby Victoria miaławszystko, co powinna mieć jej matka! Chcę, żeby miała wszystko, czego Tess sobie dla niejżyczyła!- Czy sądzisz, że Tess byłaby rada z tego, że córeczka będzie się wychowywać z dalaod swego ojca?.Pewien jestem, że ponad wszystko pragnęłaby dla Victorii nie bogactwa,nie wysokiej pozycji towarzyskiej, ale szczęśliwej i kochającej ją rodziny.Teraz o tym niemyślisz, Zach, ale kiedyś, w przyszłości, ożenisz się.Victoria będzie miała braci isiostrzyczki.- Nigdy się nie ożenię! A choćby nawet do tego doszło, zawsze istniałaby przepaśćmiędzy Victorią i jej rodzeństwem.Jeśli nawet nie z winy mojej żony, to inni już by się o topostarali!.Poza tym mam szczery zamiar być dla Victorii kochającym stryjkiem Zacharym iodwiedzać ją regularnie w Ockley Hall.Zgodzicie się na to, prawda?.- Sprawiłbyś nam wielki zawód, gdyby ci na tym nie zależało, braciszku.- Ręka Zachaspoczywała na poręczy fotela.Alex wyciągnął ramię i nakrył dłonią rękę brata.Zachary odwrócił ją wnętrzem do góry i palce braci splotły się w mocnym uścisku.- O Boże, Zach!.-wykrztusił Alex.- Myślałem, że znowu cię straciłem.- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, bracie! - odparł Zachary niby to żartobliwie,lecz głos dławiło mu wzruszenie.- Nie uwolnimy się jeden od drugiego aż do końca życia!.-.A Beth?.Jeśli wybaczyłeś mnie, to - na litość boską - pojednaj się i z nią! -odważył się poprosić Alex.Twarz Zacha na sekundę spochmurniała, zaraz jednak rzekł:- Zawsze kochałem Beth i będę ją kochał do śmierci.Chyba teraz o wiele lepiejrozumiem swoje uczucia do niej.%7łyczę jej z całego serca wiele, wiele szczęścia.- Możesz jej to sam powiedzieć? - spytał Alex.- Tak.- Beth czeka w swoim pokoju na wynik naszej rozmowy.Czy mam iść po nią? Amoże wolisz odłożyć tę rozmowę do jutra?.Zach cicho westchnął.- Nie.Chcę się pogodzić z Beth jeszcze dziś.Brat miał już wyjść, ale Zacharyzatrzymał go.- Przynieś także malutką.Niech na nią popatrzę, nim ją zabierzecie.Alex skinął głową i opuścił pokój.Po chwili wrócił z Beth i z dzieckiem.Przez tenczas Zach wziął się w garść: oświetlił przyzwoicie pokój i doprowadził do jakiego takiegoładu swoje ubranie i czuprynę.Wsparł się ramieniem o gzyms kominka i powitał wchodzą-cych z nieco sztuczną swobodą.Alex odgadł, że w sercu brata kotłują się sprzeczne, bolesneuczucia i myśli.Spojrzenie Zacha pobiegło najpierw ku Beth, potem zatrzymało się nazawiniątku, które tuliła w objęciach.Beth czuła się wyraznie nieswojo w obecności Zacha;zdarzyło się to po raz pierwszy w ciągu ich długoletniej przyjazni!.Ale tyle się między nimizmieniło.Alex z pewnej odległości przyglądał się, jak dziewczyna podchodzi wolno doZacha, ten zaś wpatruje się w ludzką kruszynę, owiniętą we flanelę i przytuloną do piersiBeth.- Jak się masz, Zach.Mężczyzna oderwał wzrok od niemowlęcia i popatrzył w oczy dziewczyny, pełneniemego błagania.Nie wypowiedzieli ani słowa, nie wykonali najdrobniejszego nawet gestu,ale czuli, że przepływa między nimi fala pojednania i miłości.- Jak się masz, Beth.- Zachary odsunął się od kominka i podszedł bliżej; znów byłwpatrzony w dziecko.- Co my tu mamy?.Beth uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce z małą.- Może chcesz ją potrzymać? Zach zawahał się; na jego twarzy odbiła się ni