[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A niech to - mówi zniechęconym tonem.- Bardzo miła.Spodoba ci się.- Tak? A co za jedna?- Jest studentką, kochanie.Zna japoński! Ma na imię.aha, zmieniłaje.Przedtem nazywała się Elaine, a teraz Błękitna Lawenda.Travisowi oczy wychodzą z orbit.- Lawenda? - pyta z niedowierzaniem.- I to Błękitna?Wzruszam ramionami.- Nie wiem, mamo, gdzie ty je wynajdujesz.- Travis, zadzwoniłam do ludzi, którzy ją polecają.Jest bardzospokojna - zajmuje się swoimi sprawami, nie będzie z nią problemów.Przedtem mieszkała na fermie w Indianie, a teraz jest studentkąUniwersytetu Bostońskiego.- I ma mieszkać w suterenie?- Tak.- To jej nie przeszkadza?- A to dlaczego? Przecież nasza suterena jest ładna.To nie piwnica.Ma wykładzinę dywanową, osobną łazienkę.I znajduje się tamwystarczająco dużo miejsca, by się czuć swobodnie.- Musi być nienormalna, skoro zgodziła się mieszkać w suterenie.- Kochanie, jest studentką.Kiedy ty pójdziesz na studia, nie będziesznarzekał, jak ci przyjdzie mieszkać w czymś takim.- Akurat.Ja nie zamierzam mieszkać w norach podczas studiów.- No, ty może nie.Ale ona nie ma nic przeciwko temu.I liczę, żedasz jej szansę.Popatrz, jak polubiłeś Lydię.- Zgoda, ale ona nie ma na imię Błękitna Lawenda.- Och, jestem pewna, że możesz się do niej zwracać po prostu.Lawenda.Kręci głową, wzdycha, ale nagle zmienia nastrój, zmierzając wkierunku lodówki.Znowu dzwoni telefon, podnoszę słuchawkę,zarazem obserwując, jak Travis uchyla plastikowe wieczko i zaglądado pojemnika.Spaghetti na zimno, jego ulubione danie.- No? Jak lubisz? - odzywa się głos w słuchawce.- Pan Lee! - Ale po chwili przypominam sobie, że agencjapośrednictwa ostrzegała mnie, żebym nie pertraktowała sama zpracodawcami.Pytam więc:- Jak pan zdobył mój numer?- Książka telefoniczna! Tylko trzy Morrow".Pani numer trzy! Lubipracę?- Tak, w porządku.Owszem.- Jak lubi, dam pełny wymiar godzin.To między tobą a mną.- Och, dziękuję! Ale myślę, że na razie starczy mi ten tydzień.Jakpan wie, nie mogę się angażować na pełny etat, pan wie dlaczego.- O! - W jego tonie znać rozczarowanie.Ale chwilę potem następujepoprawa nastroju: - Okay! Ale pracujesz cały tydzień.Każdy dzień!- Tak, zgoda.- Kto dzwonił? - pyta Travis, gdy odkładam słuchawkę.- Pan Lee.To mój szef, dla którego dziś pracowałam.Chciał mniezatrudnić na cały etat.- No, no! - Mój syn odzywa się do mnie z podziwem, co sprawia, żechciałabym się rozpłakać.- To szef zatelefonował do ciebie od razupierwszego dnia?- Tak jest.- To dobrze, nie?- Jasne - odpowiadam.No pewnie.16Póznym popołudniem w przeddzień święta Dziękczynieniapodjeżdżam pod dom, w którym teraz mieszka David.Trochębłądziłam, mimo jego objaśnień.W końcu Travis podpowiedział mi,gdzie na koniec trzeba skręcić.Krótka i wąska zadrzewiona uliczka mawygląd artystyczny -odnotowuję z zazdrością.Oświetlają ją starelampy gazowe przerobione na elektryczne.Gdy na nie spoglądam,właśnie się zapalają, jakby czekały na odpowiednia chwilę, żeby siępopisać.Staję, wyłączam silnik, zwracam się do Travisa:- Jesteś gotów?- Taa, chyba tak.- Na pewno będzie sympatycznie.Wzrusza ramionami.Równocześnie otwieramy drzwiczki auta.Idę ścieżką za nim, patrzę,jak naciska dzwonek u wejścia.Zastanawiam się, czy kiedykolwiekbędzie normalne takie dzielenie syna, z dostawą to do jednego, to dodrugiego domu, jakby był paczką z pokwitowaniem odbioru.Od-garniam mu z czoła gładkie włosy.Nie oponuje.A więc on też jestzdenerwowany, mimo pozorów obojętności.- Nie musisz zostawać - odzywam się niespodziewanie.- Równiedobrze możesz tu posiedzieć parę godzin, a potem cię przywiozę dodomu.- Nie, w porządku.Chcę się zobaczyć z tatą.- Ktoś w środku nacisnąłklawisz domofonu.Travis pcha ciężkie drzwi.To ciekawy budynek: stary, lecz doskonale zakonserwowany.Wholu boazerie z jasnego dębu, ładne okna z szybkami w ołowianychramkach, na podłodze mozaika z kafelków, urocza drewniana winda.Jedziemy w górę bez słowa, tylko Travis szybko przytupuje lewą nogą;czuję, jak serce wali mi w tym samym rytmie.Gdy David otwiera drzwi, energicznie kiwam głową, jakbym sięabsolutnie zgadzała z jego opinią na jakiś temat.- Oto twój syn - mówię, gdy tymczasem Travis znika w głębiznanego sobie mieszkania.- Wejdz.- David chrząka, wpuszcza mnie do środka.Ma na sobieciemnoniebieski sweter w serek, mój ulubiony.Skropił się wodąkolońską, którą również dobrze pamiętam.Kładę na podłodze nylonową torbę Travisa.- Ma tu rzeczy na cztery dni - wyjaśniam i w tym momencie czujężałobne prądy w mózgu.Cztery dni! Aż cztery! Co będę robiła sama?Lydia i Thomas wyjechali na cały tydzień z wizytą do jegosiostrzenicy.King na pewno spędzi święto u rodziców.Zostanę samajak palec po raz pierwszy od.I wtedy sobie przypominam: Ritaprzyjeżdża w sobotę.Racja - czyli sama zostanę tylko przez dwa dni.- Chodz zobaczyć mój pokój! - krzyczy Travis z głębi korytarza, a jazwracam się do Davida z niemą prośbą o zgodę.Kiwa głową, wskazuje gestem drogę.Mijam salon, przez otwarte drzwi rzucam szybkie spojrzenie.Porządne meble, biała (!) sofa, nieco współczesnych obrazów naścianach.Zawsze chciałam mieć białą sofę, ale on stale się wzbraniał.Dlaczego teraz ma taką? Jaka zmiana w nim nastąpiła? Przyjemna sofa,zachęcająca do odpoczynku.Warto by jednak położyć na niej jakiśpled.Albo parę poduszek, by wprowadzić nieco koloru.Na przeciw-ległej ścianie stoi szafka z aparaturą stereo, która wygląda na DarthVader.Za to na oknach wąziutkie żaluzje, których nie trawię.No,trochę mi ulżyło.Pokój Travisa jest nieduży, ale naprawdę sympatyczny.Piętrowełóżko zasłane intensywnie czerwoną narzutą.W rogu żółty fotelwypchany ziarnami fasoli, obok czarna lampa.Dużo modelisamolotów zawieszonych pod sufitem.To nić do czyszczenia zębów -zauważam, gdy podchodzę bliżej.No, sprytne.W drugim rogu, nabiurku, stoi mały telewizor i przenośny komputer [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- A niech to - mówi zniechęconym tonem.- Bardzo miła.Spodoba ci się.- Tak? A co za jedna?- Jest studentką, kochanie.Zna japoński! Ma na imię.aha, zmieniłaje.Przedtem nazywała się Elaine, a teraz Błękitna Lawenda.Travisowi oczy wychodzą z orbit.- Lawenda? - pyta z niedowierzaniem.- I to Błękitna?Wzruszam ramionami.- Nie wiem, mamo, gdzie ty je wynajdujesz.- Travis, zadzwoniłam do ludzi, którzy ją polecają.Jest bardzospokojna - zajmuje się swoimi sprawami, nie będzie z nią problemów.Przedtem mieszkała na fermie w Indianie, a teraz jest studentkąUniwersytetu Bostońskiego.- I ma mieszkać w suterenie?- Tak.- To jej nie przeszkadza?- A to dlaczego? Przecież nasza suterena jest ładna.To nie piwnica.Ma wykładzinę dywanową, osobną łazienkę.I znajduje się tamwystarczająco dużo miejsca, by się czuć swobodnie.- Musi być nienormalna, skoro zgodziła się mieszkać w suterenie.- Kochanie, jest studentką.Kiedy ty pójdziesz na studia, nie będziesznarzekał, jak ci przyjdzie mieszkać w czymś takim.- Akurat.Ja nie zamierzam mieszkać w norach podczas studiów.- No, ty może nie.Ale ona nie ma nic przeciwko temu.I liczę, żedasz jej szansę.Popatrz, jak polubiłeś Lydię.- Zgoda, ale ona nie ma na imię Błękitna Lawenda.- Och, jestem pewna, że możesz się do niej zwracać po prostu.Lawenda.Kręci głową, wzdycha, ale nagle zmienia nastrój, zmierzając wkierunku lodówki.Znowu dzwoni telefon, podnoszę słuchawkę,zarazem obserwując, jak Travis uchyla plastikowe wieczko i zaglądado pojemnika.Spaghetti na zimno, jego ulubione danie.- No? Jak lubisz? - odzywa się głos w słuchawce.- Pan Lee! - Ale po chwili przypominam sobie, że agencjapośrednictwa ostrzegała mnie, żebym nie pertraktowała sama zpracodawcami.Pytam więc:- Jak pan zdobył mój numer?- Książka telefoniczna! Tylko trzy Morrow".Pani numer trzy! Lubipracę?- Tak, w porządku.Owszem.- Jak lubi, dam pełny wymiar godzin.To między tobą a mną.- Och, dziękuję! Ale myślę, że na razie starczy mi ten tydzień.Jakpan wie, nie mogę się angażować na pełny etat, pan wie dlaczego.- O! - W jego tonie znać rozczarowanie.Ale chwilę potem następujepoprawa nastroju: - Okay! Ale pracujesz cały tydzień.Każdy dzień!- Tak, zgoda.- Kto dzwonił? - pyta Travis, gdy odkładam słuchawkę.- Pan Lee.To mój szef, dla którego dziś pracowałam.Chciał mniezatrudnić na cały etat.- No, no! - Mój syn odzywa się do mnie z podziwem, co sprawia, żechciałabym się rozpłakać.- To szef zatelefonował do ciebie od razupierwszego dnia?- Tak jest.- To dobrze, nie?- Jasne - odpowiadam.No pewnie.16Póznym popołudniem w przeddzień święta Dziękczynieniapodjeżdżam pod dom, w którym teraz mieszka David.Trochębłądziłam, mimo jego objaśnień.W końcu Travis podpowiedział mi,gdzie na koniec trzeba skręcić.Krótka i wąska zadrzewiona uliczka mawygląd artystyczny -odnotowuję z zazdrością.Oświetlają ją starelampy gazowe przerobione na elektryczne.Gdy na nie spoglądam,właśnie się zapalają, jakby czekały na odpowiednia chwilę, żeby siępopisać.Staję, wyłączam silnik, zwracam się do Travisa:- Jesteś gotów?- Taa, chyba tak.- Na pewno będzie sympatycznie.Wzrusza ramionami.Równocześnie otwieramy drzwiczki auta.Idę ścieżką za nim, patrzę,jak naciska dzwonek u wejścia.Zastanawiam się, czy kiedykolwiekbędzie normalne takie dzielenie syna, z dostawą to do jednego, to dodrugiego domu, jakby był paczką z pokwitowaniem odbioru.Od-garniam mu z czoła gładkie włosy.Nie oponuje.A więc on też jestzdenerwowany, mimo pozorów obojętności.- Nie musisz zostawać - odzywam się niespodziewanie.- Równiedobrze możesz tu posiedzieć parę godzin, a potem cię przywiozę dodomu.- Nie, w porządku.Chcę się zobaczyć z tatą.- Ktoś w środku nacisnąłklawisz domofonu.Travis pcha ciężkie drzwi.To ciekawy budynek: stary, lecz doskonale zakonserwowany.Wholu boazerie z jasnego dębu, ładne okna z szybkami w ołowianychramkach, na podłodze mozaika z kafelków, urocza drewniana winda.Jedziemy w górę bez słowa, tylko Travis szybko przytupuje lewą nogą;czuję, jak serce wali mi w tym samym rytmie.Gdy David otwiera drzwi, energicznie kiwam głową, jakbym sięabsolutnie zgadzała z jego opinią na jakiś temat.- Oto twój syn - mówię, gdy tymczasem Travis znika w głębiznanego sobie mieszkania.- Wejdz.- David chrząka, wpuszcza mnie do środka.Ma na sobieciemnoniebieski sweter w serek, mój ulubiony.Skropił się wodąkolońską, którą również dobrze pamiętam.Kładę na podłodze nylonową torbę Travisa.- Ma tu rzeczy na cztery dni - wyjaśniam i w tym momencie czujężałobne prądy w mózgu.Cztery dni! Aż cztery! Co będę robiła sama?Lydia i Thomas wyjechali na cały tydzień z wizytą do jegosiostrzenicy.King na pewno spędzi święto u rodziców.Zostanę samajak palec po raz pierwszy od.I wtedy sobie przypominam: Ritaprzyjeżdża w sobotę.Racja - czyli sama zostanę tylko przez dwa dni.- Chodz zobaczyć mój pokój! - krzyczy Travis z głębi korytarza, a jazwracam się do Davida z niemą prośbą o zgodę.Kiwa głową, wskazuje gestem drogę.Mijam salon, przez otwarte drzwi rzucam szybkie spojrzenie.Porządne meble, biała (!) sofa, nieco współczesnych obrazów naścianach.Zawsze chciałam mieć białą sofę, ale on stale się wzbraniał.Dlaczego teraz ma taką? Jaka zmiana w nim nastąpiła? Przyjemna sofa,zachęcająca do odpoczynku.Warto by jednak położyć na niej jakiśpled.Albo parę poduszek, by wprowadzić nieco koloru.Na przeciw-ległej ścianie stoi szafka z aparaturą stereo, która wygląda na DarthVader.Za to na oknach wąziutkie żaluzje, których nie trawię.No,trochę mi ulżyło.Pokój Travisa jest nieduży, ale naprawdę sympatyczny.Piętrowełóżko zasłane intensywnie czerwoną narzutą.W rogu żółty fotelwypchany ziarnami fasoli, obok czarna lampa.Dużo modelisamolotów zawieszonych pod sufitem.To nić do czyszczenia zębów -zauważam, gdy podchodzę bliżej.No, sprytne.W drugim rogu, nabiurku, stoi mały telewizor i przenośny komputer [ Pobierz całość w formacie PDF ]