[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego nie mogę?Włożyła klucz do zamka pomimo drżenia rąk.Otworzyła drzwizamaszystym ruchem.- Nie praw mi kazań, Mad - syknęła.Zazwyczaj uśmiechnięta twarz przyjaciółki zasępiła się.Winterpołożyła jej dłoń na ramieniu.- Daj mi trochę czasu - powiedziała już delikatniej.- Przez noczastanowię się, co robić.Tylko ta noc, Mad.Jutro wszystko ciwytłumaczę.Wszystko, co będę mogła.Na razie nie mów nikomu, że tujestem.Proszę!Madison westchnęła i odeszła.Winter poczuła jak ogarniająsamotność.Zamknęła drzwi i opadła na ziemię.Jej dom, pusty i cichy,wydał jej się potwornie smutny.Trzymała twarz w dłoniach, kiedy po policzkach płynęły jej łzy.- Co teraz? - pytała, a ściany nie udzielały jej żadnej odpowiedzi.Oparła głowę o drzwi i zapatrzyła się w wąską smużkę światłaprzeświecającą tuż nad progiem. 39Odgłosy londyńskiej ulicy wdarły się do jej snu.Były irytujące i wjakiś dziwny sposób wydawały się nie na miejscu.Winter uniosła powiekii odkryła, że zasnęła na podłodze w przedpokoju.Podniosła się powoli,obolała.Jej głowa momentalnie wypełniła się grozą wspomnień ostatnich dni.Wampiry, Nyksi, krew w kielichu.Serce jej przyspieszyło.Nie było łatwo wyrzucić z umysłu tychobrazów.Spróbowała skoncentrować się na tym, co było tu i teraz.Podniosła wzrok i zobaczyła bladą pajęczynę rozpiętą nad korytarzempomiędzy głównymi drzwiami a tymi do salonu.Włączyła światło, wciążsię jej przyglądając.Malutki pajączek, najprawdopodobniej twórca tejmisternej sieci, badał kolejne nici smukłymi nogami.Winter poczuła zazdrość do niewielkiego stawonoga.Nikt niezmuszał go do przeprowadzki.Znalazł sobie miejsce, gdzie nie docierałożadne odkurzanie i świetnie się urządził.Prawie ją to denerwowało.Byław mieszkaniu, w którym spędziła ostatnie pięć lat swojego życia i zalewałją smutek, ponieważ to już nie był jej dom.Wszystko było w jakiśniewyjaśniony sposób inne.Ona była inna.Poszła w kierunku kuchni, zprzyzwyczajenia.Chciała zajrzeć do lodówki, kiedy z ukłuciem żaluprzypomniała sobie, że tu już nikt nie mieszka.Lodówka jest pusta icicha. Wzdychając wróciła do przedpokoju, potem przeszła w głąbmieszkania wąskim korytarzem.Dom był dokładnie taki, jakim gozostawiła.Przez moment miała nadzieję usłyszeć głos babci, któraśpiewała rozwieszając pranie w łazience.Potrząsnęła głową.Nie chciała o niej myśleć.Otworzyła drzwi swojego pokoju i uderzył ją duszny zapachzamkniętego pomieszczenia.Zapaliła światło.To było jak oglądaniestarej fotografii.Każdy przedmiot w tym miejscu mówił o tym, kim była.Plakat grupy Apocalyptica, który miała dzięki zakładowi wygranemu zKennethem, regał z książkami, półka z kilkoma lalkami z dzieciństwa.Jednak wszystko to wydało jej się niezmiernie dalekie.I fałszywe.Poszła do sypialni babci.Stara komoda, pamiątka rodzinna, którapodróżowała razem z nimi podczas wszystkich przeprowadzek.Uśmiechnęła się na widok srebrnej ramki, w której było zdjęcie dwóchobejmujących się pań Starr, jej i babci.Bardzo ci na niej zależało, babciu.Marion nie była osobą sentymentalną, ale miała swoje pamiątki,którymi lubiła się otaczać.Nagle Winter przyszło do głowy, że gdzieśpowinno być zdjęcie jej rodziców.Zaczęła otwierać kolejne szuflady.***- Tu poczta głosowa numeru.Madison z głębokim westchnieniem zatrzasnęła klapkę komórki.Winter prosiła ją o jedną noc i ta noc minęła.Tyle tylko, że pierwsząrzeczą, jaką zobaczyła dziś rano po przebudzeniu, była śmiertelniezmartwiona twarz Susan Bray.Mad ogarniało coraz większe zdenerwowanie.Ponownie otworzyłatelefon, tym razem żeby wyłączyć dzwięk.Z pośpiechu nie udawało jejsię nacisnąć odpowiednich klawiszy.W końcu włożyła komórkę dokieszeni jeansów.Jedna rzecz była pewna, nie mogła zdradzić się przedprawniczką, że Winter tu była. - Proszę, kawa.- powiedziała wynurzając się wreszcie z kuchni zparującymi filiżankami w ręce.Była tak zestresowana, że potykając się o dywan prawie poleciałarazem z kawą na stół.Susan przyjrzała jej się podejrzliwie.- Wiem, jak blisko się przyjaznicie - powiedziała nie odrywając odniej wzroku.Susan nie ufała zapewnieniom Madison, że od tygodni nie widziałaWinter.Nie można było się jej dziwić, dziewczyny kryły się nawzajem odpierwszego dnia swojej znajomości.- Ile cukru? - zapytała siląc się na niewinny ton.- Nie słodzę, dziękuję.Madison mieszała swoją kawę, aż wreszcie zorientowała się, żedzwonienie łyżeczki o porcelanę może być irytujące.Rzuciła Susanprzepraszające spojrzenie.Nakazała sobie spokój i gorączkoworozmyślała o strategii, którą powinna przyjąć.Wreszcie zdecydowała, żenajlepiej będzie przedstawić wersję jak najbliższą prawdy.- Mówiąc szczerze, niezbyt często się ostatnio słyszymy z Winter.Pewnie ona próbuje zaadoptować się w nowym otoczeniu i w ogóle.-aby wzmocnić efekt nadała swojemu głosowi smutne brzmienieporzuconej przyjaciółki.Susan uniosła filiżankę do ust.- Opowiadała ci coś szczególnego? - zapytała.Rzuciła pytanie jakby od niechcenia, udając brak zainteresowania.Madison z kolei odegrała scenę dogłębnego zastanawiania się nadodpowiedzią.-Nic ważnego.to, co zawsze - zwyczajnie policzyła w myślach dodziesięciu, zanim się odezwała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl