[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można było wybaczyćgodzinę, może dwie poza zasięgiem - awaria telefonu komórkowego, ważna sprawarodzinna.Ale nie osiem godzin w środku kluczowego śledztwa.Nieobecny bezusprawiedliwienia, pomyślała Liz.- Rozumiem - powiedział ponuro Wetherby.- Poproś proszę Peggy, abyznalazła Dave'a Armstronga i przekazała mu, aby spotkał się ze mną w moim biurzeza piętnaście minut.Kiedy się rozłączyła, Wetherby wstał z ławki.- Lepiej już wrócę - oznajmił, po czym dodał swobodnie: - A może pójdziesz zemną? Jeśli Tom dał nogę, to już nieistotne, że ktoś może zobaczyć, jak rozmawiamy.- Gdy Peggy poszła rano zobaczyć się z byłą żoną Toma, była przekonana, żektoś ją śledzi - rzekła Liz.- A pózniej sądziła, że ktoś próbował zepchnąć ją z peronuna High Street Ken, akurat gdy zbliżał się pociąg.Wydaje mi się to małoprawdopodobne i sama Peggy przyznaje, że może się mylić, ale uznałam, że lepiejdmuchać na zimne.Specjalnie wysłałam ją, aby znalazła Toma, aby uświadomił sobie,że opowiedziała mi już o spotkaniu.W ten sposób, jeśli zastanawiał się naduciszeniem jej, wiedziałby, że już za pózno.- Dobrze zrobiłaś, starając się ją chronić - powiedział Wetherby - choć jestempewien, że słusznie oceniasz, iż Peggy tylko to sobie wyobraziła.Jest młoda iniedoświadczona.Mimo to dla własnego spokoju nie powinna wracać dziś do domu.Mogłaby zostać z tobą? Powiem Dave'owi, żeby zaczął szukać Toma, choć nie chcę, byrozniosły się wieści.Gdyby przypadkiem Tom wrócił z wyjaśnieniem nieobecności,nie chcę go zaalarmować, dopóki wszystkiego nie ustalimy.Ale według mnie zniknął.Przytaknęła.Wetherby skinął jej ze znużeniem i popatrzył na polityka, któregowciąż wypytywano.- Musimy ustalić, jaki będzie następny ruch Toma.Mam straszliwe przeczucie,że nie mamy wiele czasu.Znamy naturę jego powiązań z IRA, ale nie wiemy, jakzwiązał się z terrorystami.- Czy to mogło się zacząć w Pakistanie?- Możliwe - powiedział w zadumie Wetherby.- Chyba powinnaś pójśćporozmawiać z Geoffreyem Fane'em.Zadzwonię do niego zaraz, jak wrócimy.- Lepiej porozmawiam też z byłą żoną.Jest jedynym łącznikiem z rodzinąToma, jakim dysponujemy.Przeszli przez ulicę i minęli spłachetek trawy, na którym wywiad dobiegłwreszcie końca i minister kierował się wraz z kilkoma ochroniarzami do dużegojaguara.Wciąż stojący na trawie telewizyjny kamerzysta potrząsnął głową i popatrzyłna dziennikarza:- Sześć ujęć! - krzyknął ze wzburzeniem.- Na jakieś dwanaście sekundmateriału.A ludzie mówią, że politycy są zbyt elokwentni.obi wrażenie, pomyślała Liz, wchodząc do gabinetu Geoffreya Fane'a.Byłdoskonale umiejscowiony w górnej części postmodernistycznego kolosana południowym brzegu, w którym mieściła się kwatera główna MI6.RFane znajdował się o jedno piętro nad gabinetem C, szefa Służby.Rozmawiał przez telefon, lecz gdy w przedsionku zobaczył Liz, zamachał jejręką, by weszła.Usiadła w wyściełanym skórą fotelu przed jego staromodnymbiurkiem.Rozmawiał z Ameryką Południową.Wzrok Liz przykuły oprawione zestawymuch na pstrągi, zawieszone na ścianie, i wstała, by się im przyjrzeć.Wiedziała, żeFane był miłośnikiem wędkowania z muchą i przypomniała sobie, jak Charles mówił,że kiedyś został przez niego zaproszony na wędkowanie w jednym z lepszych miejsc -w Kennet lub w Test.Przez cały ten czas powtarzała sobie w myślach, co ma mu powiedzieć.Będziezaskoczony, pomyślała, choć mogę się założyć, że nie okaże tego po sobie.- Wybacz mi, proszę - rzekł Fane, odkładając telefon i wstając, by podać jejdłoń.- Nasz człowiek w Bogocie jest dość gadatliwy.Miał na sobie granatowy garnitur w prążki, dobrze podkreślający jego wzrost, atakże krawat Honorowej Kompanii Artyleryjskiej.Dzięki wysokim kościompoliczkowym i orlemu nosowi był dość przystojny, choć, jak Liz już wiedziała,niełatwo było go polubić.Mówił w rzeczowy i często zabawny sposób, podobnie jakWetherby wyrażał się w lekko ironicznym, lecz często i pochwalnym tonie, lecz wprzeciwieństwie do Wetherby'ego, jego ironia potrafiła przejść nagle w zjadliwydowcip.Dla Geoffreya Fane'a sprawy zawodowe zawsze były osobistymi.Musiałwygrywać i Liz wiedziała, że potrafił nagle, kapryśnie odwrócić się od kogoś.Przy ichkilku poprzednich spotkaniach Liz nigdy nie potrafiła mu całkowicie zaufać.Znów usiedli i Fane popatrzył przez okno.- Obawiam się, że nadciąga deszcz.W oddali Liz widziała biurowce na Victoria Street oraz grubą pierzynępędzących szybko chmur.Okna na Vauxhall Cross były pokryte potrójną warstwązabezpieczającą przed ostrzałem mozdzierzowym i lekko zabarwiały świat zewnętrznyna szaro-zielono, sprawiając, że nawet w słoneczny dzień wydawał się ponury.Postanowiła przejść od razu do rzeczy:- Chciałam się z tobą zobaczyć w tej irlandzkiej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Można było wybaczyćgodzinę, może dwie poza zasięgiem - awaria telefonu komórkowego, ważna sprawarodzinna.Ale nie osiem godzin w środku kluczowego śledztwa.Nieobecny bezusprawiedliwienia, pomyślała Liz.- Rozumiem - powiedział ponuro Wetherby.- Poproś proszę Peggy, abyznalazła Dave'a Armstronga i przekazała mu, aby spotkał się ze mną w moim biurzeza piętnaście minut.Kiedy się rozłączyła, Wetherby wstał z ławki.- Lepiej już wrócę - oznajmił, po czym dodał swobodnie: - A może pójdziesz zemną? Jeśli Tom dał nogę, to już nieistotne, że ktoś może zobaczyć, jak rozmawiamy.- Gdy Peggy poszła rano zobaczyć się z byłą żoną Toma, była przekonana, żektoś ją śledzi - rzekła Liz.- A pózniej sądziła, że ktoś próbował zepchnąć ją z peronuna High Street Ken, akurat gdy zbliżał się pociąg.Wydaje mi się to małoprawdopodobne i sama Peggy przyznaje, że może się mylić, ale uznałam, że lepiejdmuchać na zimne.Specjalnie wysłałam ją, aby znalazła Toma, aby uświadomił sobie,że opowiedziała mi już o spotkaniu.W ten sposób, jeśli zastanawiał się naduciszeniem jej, wiedziałby, że już za pózno.- Dobrze zrobiłaś, starając się ją chronić - powiedział Wetherby - choć jestempewien, że słusznie oceniasz, iż Peggy tylko to sobie wyobraziła.Jest młoda iniedoświadczona.Mimo to dla własnego spokoju nie powinna wracać dziś do domu.Mogłaby zostać z tobą? Powiem Dave'owi, żeby zaczął szukać Toma, choć nie chcę, byrozniosły się wieści.Gdyby przypadkiem Tom wrócił z wyjaśnieniem nieobecności,nie chcę go zaalarmować, dopóki wszystkiego nie ustalimy.Ale według mnie zniknął.Przytaknęła.Wetherby skinął jej ze znużeniem i popatrzył na polityka, któregowciąż wypytywano.- Musimy ustalić, jaki będzie następny ruch Toma.Mam straszliwe przeczucie,że nie mamy wiele czasu.Znamy naturę jego powiązań z IRA, ale nie wiemy, jakzwiązał się z terrorystami.- Czy to mogło się zacząć w Pakistanie?- Możliwe - powiedział w zadumie Wetherby.- Chyba powinnaś pójśćporozmawiać z Geoffreyem Fane'em.Zadzwonię do niego zaraz, jak wrócimy.- Lepiej porozmawiam też z byłą żoną.Jest jedynym łącznikiem z rodzinąToma, jakim dysponujemy.Przeszli przez ulicę i minęli spłachetek trawy, na którym wywiad dobiegłwreszcie końca i minister kierował się wraz z kilkoma ochroniarzami do dużegojaguara.Wciąż stojący na trawie telewizyjny kamerzysta potrząsnął głową i popatrzyłna dziennikarza:- Sześć ujęć! - krzyknął ze wzburzeniem.- Na jakieś dwanaście sekundmateriału.A ludzie mówią, że politycy są zbyt elokwentni.obi wrażenie, pomyślała Liz, wchodząc do gabinetu Geoffreya Fane'a.Byłdoskonale umiejscowiony w górnej części postmodernistycznego kolosana południowym brzegu, w którym mieściła się kwatera główna MI6.RFane znajdował się o jedno piętro nad gabinetem C, szefa Służby.Rozmawiał przez telefon, lecz gdy w przedsionku zobaczył Liz, zamachał jejręką, by weszła.Usiadła w wyściełanym skórą fotelu przed jego staromodnymbiurkiem.Rozmawiał z Ameryką Południową.Wzrok Liz przykuły oprawione zestawymuch na pstrągi, zawieszone na ścianie, i wstała, by się im przyjrzeć.Wiedziała, żeFane był miłośnikiem wędkowania z muchą i przypomniała sobie, jak Charles mówił,że kiedyś został przez niego zaproszony na wędkowanie w jednym z lepszych miejsc -w Kennet lub w Test.Przez cały ten czas powtarzała sobie w myślach, co ma mu powiedzieć.Będziezaskoczony, pomyślała, choć mogę się założyć, że nie okaże tego po sobie.- Wybacz mi, proszę - rzekł Fane, odkładając telefon i wstając, by podać jejdłoń.- Nasz człowiek w Bogocie jest dość gadatliwy.Miał na sobie granatowy garnitur w prążki, dobrze podkreślający jego wzrost, atakże krawat Honorowej Kompanii Artyleryjskiej.Dzięki wysokim kościompoliczkowym i orlemu nosowi był dość przystojny, choć, jak Liz już wiedziała,niełatwo było go polubić.Mówił w rzeczowy i często zabawny sposób, podobnie jakWetherby wyrażał się w lekko ironicznym, lecz często i pochwalnym tonie, lecz wprzeciwieństwie do Wetherby'ego, jego ironia potrafiła przejść nagle w zjadliwydowcip.Dla Geoffreya Fane'a sprawy zawodowe zawsze były osobistymi.Musiałwygrywać i Liz wiedziała, że potrafił nagle, kapryśnie odwrócić się od kogoś.Przy ichkilku poprzednich spotkaniach Liz nigdy nie potrafiła mu całkowicie zaufać.Znów usiedli i Fane popatrzył przez okno.- Obawiam się, że nadciąga deszcz.W oddali Liz widziała biurowce na Victoria Street oraz grubą pierzynępędzących szybko chmur.Okna na Vauxhall Cross były pokryte potrójną warstwązabezpieczającą przed ostrzałem mozdzierzowym i lekko zabarwiały świat zewnętrznyna szaro-zielono, sprawiając, że nawet w słoneczny dzień wydawał się ponury.Postanowiła przejść od razu do rzeczy:- Chciałam się z tobą zobaczyć w tej irlandzkiej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]