[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To pan jest Brenne, prawda?SkinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ… zaciekawiony. Niech pan przestanie nÄ™kać ludzi! Przepraszam? MówiÄ™, niech pan nie nÄ™ka tu ludzi! Ale ja nie. OdwiedziÅ‚ pan Solveig.Biedaczka byÅ‚a potem caÅ‚kiemroztrzÄ™siona.Wstydu pan nie ma? Wszyscy przecież wiedzÄ…, że nie jestsobÄ… od Å›mierci Siri.Albo myÅ›li, że dziewczyna żyje, albo pÅ‚acze.Pozatym ostatnio trochÄ™ zniedołężniaÅ‚a.To wstyd tak siÄ™ zachowywać.PiszczaÅ‚a, a na policzkach miaÅ‚a wypieki. SkÄ…d mogÅ‚em wiedzieć, że. zaczÄ…Å‚em, ale w tej samej chwilizagÅ‚uszyÅ‚ mnie chór gÅ‚osów..wstyd!.przyjeżdżać tutaj i odkopywać stare nieszczęścia!.drÄ™czyć porzÄ…dnych ludzi.OtworzyÅ‚y siÄ™ drzwi i w samym Å›rodku tej awantury zjawiÅ‚ siÄ™wysoki, ciemnowÅ‚osy mężczyzna.PopatrzyÅ‚ w zdumieniu narozzÅ‚oszczone twarze kobiet i natychmiast zapadÅ‚a cisza.ZwróciÅ‚emuwagÄ™ na jego oczy, duże i brÄ…zowe, o nieco smutnym wyrazie. Co tu siÄ™ dzieje? zapytaÅ‚ cicho. Pastorze zaczęła kobieta, która przewodziÅ‚a pozostaÅ‚ym, poczym lekko dygnęła. Ten czÅ‚owiek nawiedziÅ‚ biednÄ… Solveig Jenseni nÄ™kaÅ‚ jÄ…, pytajÄ…c o Siri, a my.Mężczyzna uniósÅ‚ dÅ‚oÅ„. Wiem powiedziaÅ‚. PrzychodzÄ™ prosto od Solveig.Ma siÄ™dobrze, ale chcÄ™ porozmawiać z mecenasem Brenne, jeżeli znajdzie dlamnie chwilÄ™.Jestem pewien, że nie zamierzaÅ‚ nikogo urazić.PoÅ‚ożyÅ‚ mi dÅ‚oÅ„ na ramieniu, a ja chÄ™tnie daÅ‚em siÄ™ odprowadzićw bezpieczne miejsce. Uff! westchnÄ…Å‚em, kiedy zamknęły siÄ™ za nami drzwi sklepu.UdaÅ‚em, że ocieram pot z czoÅ‚a.Nie uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, lecz w jego oczach pojawiÅ‚ siÄ™ bÅ‚ysk humoru. Tak, tym trzem furiom lepiej nie wchodzić w drogÄ™. WyciÄ…gnÄ…Å‚rÄ™kÄ™. Kristian Salomonsen.Pastor na Vestøy.Mocno uÅ›cisnÄ…Å‚ mi dÅ‚oÅ„.ZobaczyÅ‚em też, że jest potężny i dobrzezbudowany.KiedyÅ› musiaÅ‚ być przystojny miaÅ‚ regularne rysy i biaÅ‚e,równe zÄ™by odbijajÄ…ce siÄ™ od ciemnej skóry a nawet teraz, grubo popięćdziesiÄ…tce i z wÅ‚osami przyprószonymi siwiznÄ… robiÅ‚ dobre wrażenie. ProszÄ™ posÅ‚uchać, panie Salomonsen odezwaÅ‚em siÄ™.Przepraszam za to zajÅ›cie z Solveig Jensen.Nie wiedziaÅ‚em, w jakim jeststanie, ale gdy tylko siÄ™ zorientowaÅ‚em, skierowaÅ‚em rozmowÄ™ naneutralne tematy. W porzÄ…dku.Powiedziano mi, że jest pan adwokatem i żeodgrzebuje pan tÄ™ tragediÄ™.Musi pan jednak zrozumieć, że chodzi pocienkim lodzie.To, co przydarzyÅ‚o siÄ™ wtedy Anne i Siri, zostawiÅ‚onieuleczalne rany, nie tylko u ich najbliższych, lecz także w caÅ‚ejspoÅ‚ecznoÅ›ci.Ludzi Å‚Ä…czÄ… tutaj silne wiÄ™zi. Tak mi też mówiono, ale dostaÅ‚em zadanie do wykonania.BÄ™dÄ™tak ostrożny, jak to możliwe, jednak muszÄ™ skoÅ„czyć to, co zaczÄ…Å‚em.PopatrzyÅ‚ na mnie uważnie. PostÄ…pi pan, jak uzna za stosowne rzekÅ‚ wreszcie. Nie wydajesiÄ™ pan nieostrożny, jednak proszÄ™ pamiÄ™tać, że szkodÄ™ można wyrzÄ…dzićtakże niechcÄ…cy. Nagle zaczęły mÄ™czyć mnie te wszystkie przestrogi, to caÅ‚ewskazywanie, co powinienem, a czego nie powinienem robić, wiÄ™czamiast wrócić prosto do pensjonatu, na szczycie wzgórza skrÄ™ciÅ‚emw prawo.ChwilÄ™ bÅ‚Ä…dziÅ‚em w ciasnych zauÅ‚kach, lecz wkrótceznalazÅ‚em wÅ‚aÅ›ciwÄ… ulicÄ™ i poszedÅ‚em niÄ… do koÅ„ca, gdzie wÅ›ródbluszczu i przyciÄ™tych różanych krzewów staÅ‚ kolejny biaÅ‚y dom.Kobieta, która mi otworzyÅ‚a, nie byÅ‚a dużo mÅ‚odsza od Solveig Jensen,lecz miaÅ‚a proste plecy, a spojrzenie jasne i bezpoÅ›rednie.PrzedstawiÅ‚emsiÄ™. ProszÄ™? zdziwiÅ‚a siÄ™. Jestem z firmy adwokackiej.Chodzi o starÄ… sprawÄ™, o którejchciaÅ‚bym z paniÄ… porozmawiać.Jeżeli mogÄ™ wejść. JakÄ… starÄ… sprawÄ™? Chodzi o Anne. Anne? Jakbym wymierzyÅ‚ jej policzek.ZrobiÅ‚a siÄ™ bladaniczym kreda, a po chwili czerwona, jakby caÅ‚a krew odpÅ‚ynęła jejz twarzy, by zaraz zalać jÄ… niczym fala powodziowa.SkinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ… i czekaÅ‚em. O mojÄ… zmarÅ‚Ä… córkÄ™ Anne? powtórzyÅ‚a z niedowierzaniem.Chce pan rozmawiać ze mnÄ… o Anne? I jest pan adwokatem, tak? Prawnikiem.MÄ™ski gÅ‚os krzyknÄ…Å‚ z gÅ‚Ä™bi domu coÅ›, czego nie zrozumiaÅ‚em.Kobieta odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™. ChwileczkÄ™, już idÄ™, Kjell! odkrzyknęła, po czym znów skupiÅ‚auwagÄ™ na mnie. To mój mąż.Ma już sÅ‚abe nogi.Kogo panreprezentuje? Jestem z firmy adwokackiej Bergstrøm i.Może i pani Vestøy byÅ‚a stara, lecz ani trochÄ™ nie zniedołężniaÅ‚a.Precyzja jej pytaÅ„ przypominaÅ‚a ciÄ™cia chirurga. Nie to chciaÅ‚am wiedzieć.Kto jest paÅ„skim klientem?OdchrzÄ…knÄ…Å‚em. ReprezentujÄ™ Arona Sørvika. Arona? Tak.Mam. Niech pan stÄ…d idzie. Pani Vestøy. próbowaÅ‚em. ChcÄ™ tylko zadać kilka prostychpytaÅ„.Ale na dÅ‚ugo zanim skoÅ„czyÅ‚em zdanie, drzwi zdążyÅ‚y siÄ™zamknąć. ROZDZIAA 25 Tak, zgadza siÄ™ powiedziaÅ‚ z uÅ›miechem. To ja jestem RunarWiesner [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. To pan jest Brenne, prawda?SkinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ… zaciekawiony. Niech pan przestanie nÄ™kać ludzi! Przepraszam? MówiÄ™, niech pan nie nÄ™ka tu ludzi! Ale ja nie. OdwiedziÅ‚ pan Solveig.Biedaczka byÅ‚a potem caÅ‚kiemroztrzÄ™siona.Wstydu pan nie ma? Wszyscy przecież wiedzÄ…, że nie jestsobÄ… od Å›mierci Siri.Albo myÅ›li, że dziewczyna żyje, albo pÅ‚acze.Pozatym ostatnio trochÄ™ zniedołężniaÅ‚a.To wstyd tak siÄ™ zachowywać.PiszczaÅ‚a, a na policzkach miaÅ‚a wypieki. SkÄ…d mogÅ‚em wiedzieć, że. zaczÄ…Å‚em, ale w tej samej chwilizagÅ‚uszyÅ‚ mnie chór gÅ‚osów..wstyd!.przyjeżdżać tutaj i odkopywać stare nieszczęścia!.drÄ™czyć porzÄ…dnych ludzi.OtworzyÅ‚y siÄ™ drzwi i w samym Å›rodku tej awantury zjawiÅ‚ siÄ™wysoki, ciemnowÅ‚osy mężczyzna.PopatrzyÅ‚ w zdumieniu narozzÅ‚oszczone twarze kobiet i natychmiast zapadÅ‚a cisza.ZwróciÅ‚emuwagÄ™ na jego oczy, duże i brÄ…zowe, o nieco smutnym wyrazie. Co tu siÄ™ dzieje? zapytaÅ‚ cicho. Pastorze zaczęła kobieta, która przewodziÅ‚a pozostaÅ‚ym, poczym lekko dygnęła. Ten czÅ‚owiek nawiedziÅ‚ biednÄ… Solveig Jenseni nÄ™kaÅ‚ jÄ…, pytajÄ…c o Siri, a my.Mężczyzna uniósÅ‚ dÅ‚oÅ„. Wiem powiedziaÅ‚. PrzychodzÄ™ prosto od Solveig.Ma siÄ™dobrze, ale chcÄ™ porozmawiać z mecenasem Brenne, jeżeli znajdzie dlamnie chwilÄ™.Jestem pewien, że nie zamierzaÅ‚ nikogo urazić.PoÅ‚ożyÅ‚ mi dÅ‚oÅ„ na ramieniu, a ja chÄ™tnie daÅ‚em siÄ™ odprowadzićw bezpieczne miejsce. Uff! westchnÄ…Å‚em, kiedy zamknęły siÄ™ za nami drzwi sklepu.UdaÅ‚em, że ocieram pot z czoÅ‚a.Nie uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, lecz w jego oczach pojawiÅ‚ siÄ™ bÅ‚ysk humoru. Tak, tym trzem furiom lepiej nie wchodzić w drogÄ™. WyciÄ…gnÄ…Å‚rÄ™kÄ™. Kristian Salomonsen.Pastor na Vestøy.Mocno uÅ›cisnÄ…Å‚ mi dÅ‚oÅ„.ZobaczyÅ‚em też, że jest potężny i dobrzezbudowany.KiedyÅ› musiaÅ‚ być przystojny miaÅ‚ regularne rysy i biaÅ‚e,równe zÄ™by odbijajÄ…ce siÄ™ od ciemnej skóry a nawet teraz, grubo popięćdziesiÄ…tce i z wÅ‚osami przyprószonymi siwiznÄ… robiÅ‚ dobre wrażenie. ProszÄ™ posÅ‚uchać, panie Salomonsen odezwaÅ‚em siÄ™.Przepraszam za to zajÅ›cie z Solveig Jensen.Nie wiedziaÅ‚em, w jakim jeststanie, ale gdy tylko siÄ™ zorientowaÅ‚em, skierowaÅ‚em rozmowÄ™ naneutralne tematy. W porzÄ…dku.Powiedziano mi, że jest pan adwokatem i żeodgrzebuje pan tÄ™ tragediÄ™.Musi pan jednak zrozumieć, że chodzi pocienkim lodzie.To, co przydarzyÅ‚o siÄ™ wtedy Anne i Siri, zostawiÅ‚onieuleczalne rany, nie tylko u ich najbliższych, lecz także w caÅ‚ejspoÅ‚ecznoÅ›ci.Ludzi Å‚Ä…czÄ… tutaj silne wiÄ™zi. Tak mi też mówiono, ale dostaÅ‚em zadanie do wykonania.BÄ™dÄ™tak ostrożny, jak to możliwe, jednak muszÄ™ skoÅ„czyć to, co zaczÄ…Å‚em.PopatrzyÅ‚ na mnie uważnie. PostÄ…pi pan, jak uzna za stosowne rzekÅ‚ wreszcie. Nie wydajesiÄ™ pan nieostrożny, jednak proszÄ™ pamiÄ™tać, że szkodÄ™ można wyrzÄ…dzićtakże niechcÄ…cy. Nagle zaczęły mÄ™czyć mnie te wszystkie przestrogi, to caÅ‚ewskazywanie, co powinienem, a czego nie powinienem robić, wiÄ™czamiast wrócić prosto do pensjonatu, na szczycie wzgórza skrÄ™ciÅ‚emw prawo.ChwilÄ™ bÅ‚Ä…dziÅ‚em w ciasnych zauÅ‚kach, lecz wkrótceznalazÅ‚em wÅ‚aÅ›ciwÄ… ulicÄ™ i poszedÅ‚em niÄ… do koÅ„ca, gdzie wÅ›ródbluszczu i przyciÄ™tych różanych krzewów staÅ‚ kolejny biaÅ‚y dom.Kobieta, która mi otworzyÅ‚a, nie byÅ‚a dużo mÅ‚odsza od Solveig Jensen,lecz miaÅ‚a proste plecy, a spojrzenie jasne i bezpoÅ›rednie.PrzedstawiÅ‚emsiÄ™. ProszÄ™? zdziwiÅ‚a siÄ™. Jestem z firmy adwokackiej.Chodzi o starÄ… sprawÄ™, o którejchciaÅ‚bym z paniÄ… porozmawiać.Jeżeli mogÄ™ wejść. JakÄ… starÄ… sprawÄ™? Chodzi o Anne. Anne? Jakbym wymierzyÅ‚ jej policzek.ZrobiÅ‚a siÄ™ bladaniczym kreda, a po chwili czerwona, jakby caÅ‚a krew odpÅ‚ynęła jejz twarzy, by zaraz zalać jÄ… niczym fala powodziowa.SkinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ… i czekaÅ‚em. O mojÄ… zmarÅ‚Ä… córkÄ™ Anne? powtórzyÅ‚a z niedowierzaniem.Chce pan rozmawiać ze mnÄ… o Anne? I jest pan adwokatem, tak? Prawnikiem.MÄ™ski gÅ‚os krzyknÄ…Å‚ z gÅ‚Ä™bi domu coÅ›, czego nie zrozumiaÅ‚em.Kobieta odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™. ChwileczkÄ™, już idÄ™, Kjell! odkrzyknęła, po czym znów skupiÅ‚auwagÄ™ na mnie. To mój mąż.Ma już sÅ‚abe nogi.Kogo panreprezentuje? Jestem z firmy adwokackiej Bergstrøm i.Może i pani Vestøy byÅ‚a stara, lecz ani trochÄ™ nie zniedołężniaÅ‚a.Precyzja jej pytaÅ„ przypominaÅ‚a ciÄ™cia chirurga. Nie to chciaÅ‚am wiedzieć.Kto jest paÅ„skim klientem?OdchrzÄ…knÄ…Å‚em. ReprezentujÄ™ Arona Sørvika. Arona? Tak.Mam. Niech pan stÄ…d idzie. Pani Vestøy. próbowaÅ‚em. ChcÄ™ tylko zadać kilka prostychpytaÅ„.Ale na dÅ‚ugo zanim skoÅ„czyÅ‚em zdanie, drzwi zdążyÅ‚y siÄ™zamknąć. ROZDZIAA 25 Tak, zgadza siÄ™ powiedziaÅ‚ z uÅ›miechem. To ja jestem RunarWiesner [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]