[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klimat tutejszy bardzo mi odpowiada.Prawdą jest, że dom jest dosyć zaniedbany i że trzeba w niego wpakować dużo pieniędzy.Czy mademoiselle nie zastanowiłaby się, gdyby zaofiarowano jej gotówkę?- Nie ma o tym mowy - powiedział pan Vyse stanowczo.- Kuzynka moja jest fanatycznie przywiązana do tego starego domu.Nie ma takiej siły, która skłoniłaby ją do sprzedaży.Wiem o tym doskonale.Jest to, pan rozumie, posiadłość rodzinna.- Doskonale to rozumiem, ale.- To zupełnie wykluczone.Znam swoją kuzynkę.Jest osobą bardzo szanującą tradycje rodzinne.Po kilku minutach byliśmy znowu na ulicy.- No i cóż, przyjacielu? - odezwał się Poirot.- Jakie wrażenie zrobił na tobie pan Charles Vyse? Zastanowiłem się.- Nieprzyjemne - powiedziałem wreszcie.- To rzeczywiście dziwnie niemiły człowiek.- Nie można powiedzieć, żeby był silną indywidualnością.- Masz rację.To typ człowieka, którego nie poznaje się przy drugim spotkaniu.Po prostu nieciekawy.- Wygląd ma też nieinteresujący.A czy zauważyłeś jakąś niekonsekwencję w tym, co mówił?- Owszem.W związku z ewentualną sprzedażą Samotnego Domu.- Właśnie.Czy określiłbyś stosunek panny Buckley do tego domu jako fanatyczne przywiązanie?- To raczej zbyt mocne określenie.- No tak, a pan Vyse nie należy do ludzi używających mocnych określeń.Jest typowym adwokatem, ostrożnym w doborze słów.A jednak twierdzi, że mademoiselle jest fanatycznie przywiązana do domu swoich przodków.- Wcale nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, zwłaszcza dzisiaj rano - powiedziałem.- Jest na pewno przywiązana do swojego domu, ale w granicach rozsądku.- Wobec tego jedno z nich najwidoczniej kłamie - zamyślił się Poirot.- Trudno podejrzewać Vyse’a o kłamstwo.- Co oczywiście bardzo ułatwiłoby mu sytuację, gdyby zechciało mu się skłamać - dorzucił Poirot.- Wygląda tak dostojnie jak sam Jerzy Waszyngton.Czy zauważyłeś jedną rzecz, mój drogi?- Co?- W sobotę o godzinie wpół do pierwszej nie było go w biurze.VII.TRAGEDIAGdy tegoż wieczoru zjawiliśmy się w Samotnym Domu, pierwszą osobą, jaką ujrzeliśmy, była Nick.Tańczyła po holu, odziana we wspaniałe kimono haftowane w smoki.- A, to pan!- Mademoiselle, jest mi niezmiernie przykro, że to tylko ja.- Wiem.Ale, widzi pan, czekam na moją suknię od krawcowej.Obiecała.święcie obiecała, że ją przyśle w porę.- Aha, a więc to sprawa pierwszorzędnej wagi.Odbędzie się dziś wieczorek taneczny, prawda?- Tak.Idziemy wszyscy zaraz po fajerwerkach.To znaczy mam nadzieję, że wszyscy idziemy - nagle zniżyła głos.Po chwili jednak śmiała się znowu.- Nie trzeba się poddawać! To moje motto.Nie myśleć o troskach, a troski obrażą się i pójdą sobie gdzie indziej.Dzisiaj mam zamiar się bawić i nie myśleć o niczym!Usłyszeliśmy kroki na schodach.Nick odwróciła się.- O, Madzia! Madziu, chodź tu i poznaj moich detektywów, którzy chromą mnie przed nieznanymi prześladowcami.Zabierz ich do salonu i niech ci wszystko opowiedzą.Przedstawiliśmy się Madzi Buckley, a potem udaliśmy się z nią do salonu.Spodobała mi się na pierwszy rzut oka.Jej powierzchowność, spokój i cała postawa, z której bił zdrowy rozsądek, wzbudzały natychmiastową sympatię.Było w niej coś staroświeckiego.Nie używała szminki i ubrana była w prostą, czarną, nieco zniszczoną suknię wieczorową.Miała sympatyczne, jasnoniebieskie oczy i ogromnie przyjemny głos.- Nick opowiadała mi jakieś zupełnie niezwykłe historie - zaczęła.- Chyba jednak przesadza.Któż by chciał zrobić jej krzywdę! Nie ma ani jednego nieprzyjaciela na świecie, ręczę za to!Patrzyła na Poirota z dezaprobatą.Zrozumiałem, że dla takiej dziewczyny jak Madzia Buckley każdy cudzoziemiec jest podejrzanym osobnikiem.- Zapewniam panią jednak, że to wszystko jest prawda - rzekł Poirot poważnie.Nie odpowiedziała, ale twarz jej wyrażała wyraźne powątpiewanie.- Nick jest dzisiaj jakaś dziwna, podniecona - odezwała się po chwili.- Nie wiem, co się z nią dzieje?Zastanowiła mnie jej wymowa.- Czy pani jest Szkotką? - spytałem.- Moja matka jest Szkotką - wyjaśniła.Patrzyła na mnie ze znacznie większą sympatią niż na Poirota.Czułem, że moje zdanie o tej całej sprawie będzie przez nią brane poważniej niż sądy Poirota.- Pani kuzynka zachowuje się bardzo dzielnie - powiedziałem.- Udaje po prostu, że nic się nie stało.- To jedyne wyjście - zaopiniowała Madzia Buckley.- Uważam, że niezależnie od tego, w jakim człowiek jest nastroju, nie powinien tego okazywać otoczeniu.To tylko przykrość dla ludzi postronnych, a człowiekowi samemu nic a nic nie pomaga.- Zamilkła, a po chwili dodała: - Bardzo lubię Nick.Zawsze była dla mnie bardzo dobra.Zamilkliśmy wszyscy, albowiem w tej samej chwili w salonie zjawiała się Fryderyka Rice.Miała na sobie błękitną suknię i wyglądała bardzo powiewnie i filigranowo.Za nią wszedł Lazarus, a po chwili wpadła Nick.Nick była w czarnej wieczorowej sukni, a wokół ramion udrapowała wspaniały chiński szkarłatny szal.- Halo! - zawołała.- Czy państwo reflektują na koktajl? Zaaprobowaliśmy wszyscy tę propozycję, a Lazarus uniósł swój kieliszek i powiedział:- Co za wspaniały szal.To chyba bardzo stara robota, prawda?- O tak.Przywiózł go mój prapraprastryj Tymoteusz z jednej ze swoich podróży.- Wspaniały, doprawdy wspaniały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Klimat tutejszy bardzo mi odpowiada.Prawdą jest, że dom jest dosyć zaniedbany i że trzeba w niego wpakować dużo pieniędzy.Czy mademoiselle nie zastanowiłaby się, gdyby zaofiarowano jej gotówkę?- Nie ma o tym mowy - powiedział pan Vyse stanowczo.- Kuzynka moja jest fanatycznie przywiązana do tego starego domu.Nie ma takiej siły, która skłoniłaby ją do sprzedaży.Wiem o tym doskonale.Jest to, pan rozumie, posiadłość rodzinna.- Doskonale to rozumiem, ale.- To zupełnie wykluczone.Znam swoją kuzynkę.Jest osobą bardzo szanującą tradycje rodzinne.Po kilku minutach byliśmy znowu na ulicy.- No i cóż, przyjacielu? - odezwał się Poirot.- Jakie wrażenie zrobił na tobie pan Charles Vyse? Zastanowiłem się.- Nieprzyjemne - powiedziałem wreszcie.- To rzeczywiście dziwnie niemiły człowiek.- Nie można powiedzieć, żeby był silną indywidualnością.- Masz rację.To typ człowieka, którego nie poznaje się przy drugim spotkaniu.Po prostu nieciekawy.- Wygląd ma też nieinteresujący.A czy zauważyłeś jakąś niekonsekwencję w tym, co mówił?- Owszem.W związku z ewentualną sprzedażą Samotnego Domu.- Właśnie.Czy określiłbyś stosunek panny Buckley do tego domu jako fanatyczne przywiązanie?- To raczej zbyt mocne określenie.- No tak, a pan Vyse nie należy do ludzi używających mocnych określeń.Jest typowym adwokatem, ostrożnym w doborze słów.A jednak twierdzi, że mademoiselle jest fanatycznie przywiązana do domu swoich przodków.- Wcale nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, zwłaszcza dzisiaj rano - powiedziałem.- Jest na pewno przywiązana do swojego domu, ale w granicach rozsądku.- Wobec tego jedno z nich najwidoczniej kłamie - zamyślił się Poirot.- Trudno podejrzewać Vyse’a o kłamstwo.- Co oczywiście bardzo ułatwiłoby mu sytuację, gdyby zechciało mu się skłamać - dorzucił Poirot.- Wygląda tak dostojnie jak sam Jerzy Waszyngton.Czy zauważyłeś jedną rzecz, mój drogi?- Co?- W sobotę o godzinie wpół do pierwszej nie było go w biurze.VII.TRAGEDIAGdy tegoż wieczoru zjawiliśmy się w Samotnym Domu, pierwszą osobą, jaką ujrzeliśmy, była Nick.Tańczyła po holu, odziana we wspaniałe kimono haftowane w smoki.- A, to pan!- Mademoiselle, jest mi niezmiernie przykro, że to tylko ja.- Wiem.Ale, widzi pan, czekam na moją suknię od krawcowej.Obiecała.święcie obiecała, że ją przyśle w porę.- Aha, a więc to sprawa pierwszorzędnej wagi.Odbędzie się dziś wieczorek taneczny, prawda?- Tak.Idziemy wszyscy zaraz po fajerwerkach.To znaczy mam nadzieję, że wszyscy idziemy - nagle zniżyła głos.Po chwili jednak śmiała się znowu.- Nie trzeba się poddawać! To moje motto.Nie myśleć o troskach, a troski obrażą się i pójdą sobie gdzie indziej.Dzisiaj mam zamiar się bawić i nie myśleć o niczym!Usłyszeliśmy kroki na schodach.Nick odwróciła się.- O, Madzia! Madziu, chodź tu i poznaj moich detektywów, którzy chromą mnie przed nieznanymi prześladowcami.Zabierz ich do salonu i niech ci wszystko opowiedzą.Przedstawiliśmy się Madzi Buckley, a potem udaliśmy się z nią do salonu.Spodobała mi się na pierwszy rzut oka.Jej powierzchowność, spokój i cała postawa, z której bił zdrowy rozsądek, wzbudzały natychmiastową sympatię.Było w niej coś staroświeckiego.Nie używała szminki i ubrana była w prostą, czarną, nieco zniszczoną suknię wieczorową.Miała sympatyczne, jasnoniebieskie oczy i ogromnie przyjemny głos.- Nick opowiadała mi jakieś zupełnie niezwykłe historie - zaczęła.- Chyba jednak przesadza.Któż by chciał zrobić jej krzywdę! Nie ma ani jednego nieprzyjaciela na świecie, ręczę za to!Patrzyła na Poirota z dezaprobatą.Zrozumiałem, że dla takiej dziewczyny jak Madzia Buckley każdy cudzoziemiec jest podejrzanym osobnikiem.- Zapewniam panią jednak, że to wszystko jest prawda - rzekł Poirot poważnie.Nie odpowiedziała, ale twarz jej wyrażała wyraźne powątpiewanie.- Nick jest dzisiaj jakaś dziwna, podniecona - odezwała się po chwili.- Nie wiem, co się z nią dzieje?Zastanowiła mnie jej wymowa.- Czy pani jest Szkotką? - spytałem.- Moja matka jest Szkotką - wyjaśniła.Patrzyła na mnie ze znacznie większą sympatią niż na Poirota.Czułem, że moje zdanie o tej całej sprawie będzie przez nią brane poważniej niż sądy Poirota.- Pani kuzynka zachowuje się bardzo dzielnie - powiedziałem.- Udaje po prostu, że nic się nie stało.- To jedyne wyjście - zaopiniowała Madzia Buckley.- Uważam, że niezależnie od tego, w jakim człowiek jest nastroju, nie powinien tego okazywać otoczeniu.To tylko przykrość dla ludzi postronnych, a człowiekowi samemu nic a nic nie pomaga.- Zamilkła, a po chwili dodała: - Bardzo lubię Nick.Zawsze była dla mnie bardzo dobra.Zamilkliśmy wszyscy, albowiem w tej samej chwili w salonie zjawiała się Fryderyka Rice.Miała na sobie błękitną suknię i wyglądała bardzo powiewnie i filigranowo.Za nią wszedł Lazarus, a po chwili wpadła Nick.Nick była w czarnej wieczorowej sukni, a wokół ramion udrapowała wspaniały chiński szkarłatny szal.- Halo! - zawołała.- Czy państwo reflektują na koktajl? Zaaprobowaliśmy wszyscy tę propozycję, a Lazarus uniósł swój kieliszek i powiedział:- Co za wspaniały szal.To chyba bardzo stara robota, prawda?- O tak.Przywiózł go mój prapraprastryj Tymoteusz z jednej ze swoich podróży.- Wspaniały, doprawdy wspaniały [ Pobierz całość w formacie PDF ]