[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— George?— Jestem całkowicie przeciwny! To niedorzeczność! Dać jej mieszkanie, przyodziewek i koniec.To dla niej zupełnie dość!— A więc odmawiasz? Nie przyłączysz się?— Tak, odmawiam.— I ma rację — poparła męża Magdalena.— To niegodziwe, domagać się od George’a czegoś takiego! On jeden z całej rodziny coś znaczy w świecie i uważam za haniebne, że ojciec zapisał mu tak mało!— David?— Och, myślę, że macie rację.Szkoda tylko, że ciągle wdajemy się w te obrzydliwe kłótnie.— Lydio, masz w zupełności rację — powiedziała Hilda.— To zwykła sprawiedliwość.— No więc, wszystko jasne — Harry rozejrzał się po zebranych.— Alfred, ja i David jesteśmy za, a George przeciw.A więc większość jest za.— Nie obchodzi mnie żadna większość! — krzyknął gniewnie George.— Zapisana mi w testamencie część majątku ojca należy tylko do mnie.Nie oddam z niej ani pensa!— Jasne, że nie! — zawtórowała Magdalena.— Jeżeli nie chcesz brać udziału, twoja sprawa.Każde z nas odstąpi w takim razie trochę więcej — Lydia czekała na aprobatę.— Alfred dostał lwią część, powinien odstąpić więcej niż inni — stwierdził Harry.— Niedługo wytrzymałeś w roli bezinteresownego altruisty — wytknął mu Alfred.— Nie zaczynajcie na nowo! — wkroczyła stanowczo Hilda.— Lydia powie Filar, cośmy postanowili.Szczegóły możemy ustalić później.— By skierować uwagę kłótliwej rodziny ku innym sprawom, spytała: — Ciekawi mnie, gdzie są panowie Farr i Poirot.— Zostawiliśmy Poirota w miasteczku — poinformował Alfred — w drodze do koronera.Powiedział, że musi coś kupić i że to ważna rzecz.— Dlaczego właściwie nie było go u koronera? — dziwił się Harry.— Powinien pójść z nami.— Być może z góry wiedział, że to będzie tylko zwykła formalność — domyślała się Lydia.— Kto jest tam w ogrodzie? Inspektor Sugden czy pan Farr?Obie panie osiągnęły, co chciały: narada rodzinna zakończyła się w atmosferze pokojowej.— Dziękuję ci Hildo — powiedziała Lydia na stronie.— Bardzo mi pomogło twoje wsparcie.Bez ciebie nic bym nie wskórała.— Co pieniądze robią z ludźmi — westchnęła Hilda.Reszta rodziny wyszła.Zostały we dwie.— Tak, Hildo, nawet Harry, który przecież zaczął tę walkę o spadek dla Pilar… A mój biedny Alfred? Taki zaciekły Brytyjczyk, nie może przeboleć, że jakieś funty przejdą w ręce obywatelki hiszpańskiej.— Czy myślisz, że my kobiety nie jesteśmy aż takimi materialistkami? — uśmiechnęła się Hilda.— No wiesz, Hildo — wzruszyła zgrabnymi ramionami Lydia — chodziło o ich pieniądze, nie o nasze.A to różnica.— Trochę dziwna jest ta mała.Mam na myśli Pilar.Ciekawe, co z niej wyrośnie — zadumała się Hilda.— Cieszę się, że będzie niezależna — westchnęła Lydia.— Mieszkać tu, być na czyjejś łasce, dostawać kieszonkowe, wątpię, czy ona byłaby szczęśliwa w takiej sytuacji.Jest na to za dumna i chyba nasz świat jest dla niej zbyt obcy.Przywiozłam kiedyś z Egiptu piękny naszyjnik z lapis lazuli, cudowny błękit! Ale cudowny był tam, w słońcu Południa, na tle złotych piasków.A tu zniknął cały blask i pozostał tylko zwykły sznur matowych paciorków.— Tak, rozumiem to…— Wiesz, Hildo, ogromnie się cieszę, że w końcu poznałam ciebie i Davida.— A ja tyle razy w ostatnich dniach żałowałam, żeśmy tu przyjechali — westchnęła Hilda.— Wiem.To jasne… Wiesz co, Hildo? Wydaje mi się, że David jakoś przeszedł przez ten szok.Jest tak wrażliwy, mogło go to całkowicie zdruzgotać.W gruncie rzeczy jakby wzmocnił się od czasu tego morderstwa…— Więc spostrzegłaś to? — Hilda była nieco zakłopotana.— Pod pewnym względem może się to wydawać straszne… Ale, Lydio, tak niewątpliwie jest!Milczała przez chwilę, wspominając słowa, które wypowiedział mąż ostatniej nocy.— Hildo — szeptał i odrzucał niesforny kosmyk jasnych włosów z czoła — pamiętasz taką scenę w „Tosce”, kiedy ona zapala świece przy zwłokach Scarpii? Pamiętasz, Tosca powiedziała wtedy: „Teraz mogę mu przebaczyć…”.Czuję w tej chwili te samo w związku z ojcem.Widzę, że przez te wszystkie lata nie mogłem ojcu wybaczyć, choć bardzo chciałem… A teraz… teraz nie ma we mnie już nawet rozgoryczenia.Wszystko zostało wymazane.Czuję się, jakby ktoś zdjął mi z pleców ogromny ciężar.— Dlatego, że on umarł? — spytała wtedy Hilda z przestrachem.— Nie, nie, nie rozumiesz.Nie dlatego, że umarł on, lecz dlatego, że umarła moja głupia, infantylna nienawiść do ojca.Myślała o tych słowach, siedząc obok Lydii, ale nie ośmieliła się powtórzyć jej nocnej rozmowy z mężem.Wyszła za szwagierką z salonu.W holu ujrzały Magdalenę z paczuszką w ręce.Podskoczyła na ich widok.— To chyba są te ważne zakupy pana Poirota.Zostawił to pudełeczko tu w holu na stole.Ciekawe, co jest w środku? — chichotała, ale w jej oczach czaił się strach.— Muszę zajrzeć! — Magdalena odwinęła papier i pisnęła zdumiona.Lydia z Hilda zatrzymały się.— To sztuczne wąsy.Po co mu to? — Magdalena osłupiała.— Chce się za kogoś przebrać? — dziwiła się Hilda.— Ale przecież pan Poirot ma swoje własne wąsy! — przypomniała im Lydia.— Nic nie rozumiem.Po co Poirot kupił sobie sztuczne wąsy? — zastanawiała się Magdalena, w pośpiechu zawiązując paczuszkę z powrotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.— George?— Jestem całkowicie przeciwny! To niedorzeczność! Dać jej mieszkanie, przyodziewek i koniec.To dla niej zupełnie dość!— A więc odmawiasz? Nie przyłączysz się?— Tak, odmawiam.— I ma rację — poparła męża Magdalena.— To niegodziwe, domagać się od George’a czegoś takiego! On jeden z całej rodziny coś znaczy w świecie i uważam za haniebne, że ojciec zapisał mu tak mało!— David?— Och, myślę, że macie rację.Szkoda tylko, że ciągle wdajemy się w te obrzydliwe kłótnie.— Lydio, masz w zupełności rację — powiedziała Hilda.— To zwykła sprawiedliwość.— No więc, wszystko jasne — Harry rozejrzał się po zebranych.— Alfred, ja i David jesteśmy za, a George przeciw.A więc większość jest za.— Nie obchodzi mnie żadna większość! — krzyknął gniewnie George.— Zapisana mi w testamencie część majątku ojca należy tylko do mnie.Nie oddam z niej ani pensa!— Jasne, że nie! — zawtórowała Magdalena.— Jeżeli nie chcesz brać udziału, twoja sprawa.Każde z nas odstąpi w takim razie trochę więcej — Lydia czekała na aprobatę.— Alfred dostał lwią część, powinien odstąpić więcej niż inni — stwierdził Harry.— Niedługo wytrzymałeś w roli bezinteresownego altruisty — wytknął mu Alfred.— Nie zaczynajcie na nowo! — wkroczyła stanowczo Hilda.— Lydia powie Filar, cośmy postanowili.Szczegóły możemy ustalić później.— By skierować uwagę kłótliwej rodziny ku innym sprawom, spytała: — Ciekawi mnie, gdzie są panowie Farr i Poirot.— Zostawiliśmy Poirota w miasteczku — poinformował Alfred — w drodze do koronera.Powiedział, że musi coś kupić i że to ważna rzecz.— Dlaczego właściwie nie było go u koronera? — dziwił się Harry.— Powinien pójść z nami.— Być może z góry wiedział, że to będzie tylko zwykła formalność — domyślała się Lydia.— Kto jest tam w ogrodzie? Inspektor Sugden czy pan Farr?Obie panie osiągnęły, co chciały: narada rodzinna zakończyła się w atmosferze pokojowej.— Dziękuję ci Hildo — powiedziała Lydia na stronie.— Bardzo mi pomogło twoje wsparcie.Bez ciebie nic bym nie wskórała.— Co pieniądze robią z ludźmi — westchnęła Hilda.Reszta rodziny wyszła.Zostały we dwie.— Tak, Hildo, nawet Harry, który przecież zaczął tę walkę o spadek dla Pilar… A mój biedny Alfred? Taki zaciekły Brytyjczyk, nie może przeboleć, że jakieś funty przejdą w ręce obywatelki hiszpańskiej.— Czy myślisz, że my kobiety nie jesteśmy aż takimi materialistkami? — uśmiechnęła się Hilda.— No wiesz, Hildo — wzruszyła zgrabnymi ramionami Lydia — chodziło o ich pieniądze, nie o nasze.A to różnica.— Trochę dziwna jest ta mała.Mam na myśli Pilar.Ciekawe, co z niej wyrośnie — zadumała się Hilda.— Cieszę się, że będzie niezależna — westchnęła Lydia.— Mieszkać tu, być na czyjejś łasce, dostawać kieszonkowe, wątpię, czy ona byłaby szczęśliwa w takiej sytuacji.Jest na to za dumna i chyba nasz świat jest dla niej zbyt obcy.Przywiozłam kiedyś z Egiptu piękny naszyjnik z lapis lazuli, cudowny błękit! Ale cudowny był tam, w słońcu Południa, na tle złotych piasków.A tu zniknął cały blask i pozostał tylko zwykły sznur matowych paciorków.— Tak, rozumiem to…— Wiesz, Hildo, ogromnie się cieszę, że w końcu poznałam ciebie i Davida.— A ja tyle razy w ostatnich dniach żałowałam, żeśmy tu przyjechali — westchnęła Hilda.— Wiem.To jasne… Wiesz co, Hildo? Wydaje mi się, że David jakoś przeszedł przez ten szok.Jest tak wrażliwy, mogło go to całkowicie zdruzgotać.W gruncie rzeczy jakby wzmocnił się od czasu tego morderstwa…— Więc spostrzegłaś to? — Hilda była nieco zakłopotana.— Pod pewnym względem może się to wydawać straszne… Ale, Lydio, tak niewątpliwie jest!Milczała przez chwilę, wspominając słowa, które wypowiedział mąż ostatniej nocy.— Hildo — szeptał i odrzucał niesforny kosmyk jasnych włosów z czoła — pamiętasz taką scenę w „Tosce”, kiedy ona zapala świece przy zwłokach Scarpii? Pamiętasz, Tosca powiedziała wtedy: „Teraz mogę mu przebaczyć…”.Czuję w tej chwili te samo w związku z ojcem.Widzę, że przez te wszystkie lata nie mogłem ojcu wybaczyć, choć bardzo chciałem… A teraz… teraz nie ma we mnie już nawet rozgoryczenia.Wszystko zostało wymazane.Czuję się, jakby ktoś zdjął mi z pleców ogromny ciężar.— Dlatego, że on umarł? — spytała wtedy Hilda z przestrachem.— Nie, nie, nie rozumiesz.Nie dlatego, że umarł on, lecz dlatego, że umarła moja głupia, infantylna nienawiść do ojca.Myślała o tych słowach, siedząc obok Lydii, ale nie ośmieliła się powtórzyć jej nocnej rozmowy z mężem.Wyszła za szwagierką z salonu.W holu ujrzały Magdalenę z paczuszką w ręce.Podskoczyła na ich widok.— To chyba są te ważne zakupy pana Poirota.Zostawił to pudełeczko tu w holu na stole.Ciekawe, co jest w środku? — chichotała, ale w jej oczach czaił się strach.— Muszę zajrzeć! — Magdalena odwinęła papier i pisnęła zdumiona.Lydia z Hilda zatrzymały się.— To sztuczne wąsy.Po co mu to? — Magdalena osłupiała.— Chce się za kogoś przebrać? — dziwiła się Hilda.— Ale przecież pan Poirot ma swoje własne wąsy! — przypomniała im Lydia.— Nic nie rozumiem.Po co Poirot kupił sobie sztuczne wąsy? — zastanawiała się Magdalena, w pośpiechu zawiązując paczuszkę z powrotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]