[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bytem niezmiernie zaintrygowany, kto to mógł być.Jedna; to może pani Partridge.? Bądź co bądź książka z wyciętymi kartkami znalazła się u nas w domu.A Agnieszkę mogła niespodziewanie łupnąć w głowę jej kierowniczka i mentorka.Nie, nie można eliminować pani Partridge!Ale kto jest tą drugą osobą?Może ktoś, kogo wcale nie znam? Może pani Cleat? Ją właśnie wszyscy od początku podejrzewają.Przymknąłem oczy.Zastanawiałem się kolejno nad czterema osobami i jakoś żadna mi się nie wydała tą właściwą.Łagodna, delikatna, mała panna Emilia Barton? Co mogło przemawiać przeciwko niej? Że była niewyżyta? Albo że od wczesnego już dzieciństwa tłumiono jej porywy? Żądano zbyt wiele poświęceń? I ten jej dziwny strach przed poruszaniem „nieładnych tematów”.Czyżby to miało być objawem, że właśnie te tematy interesują ją podświadomie? Czy jednak nie za bardzo sugeruję się teorią Freuda? Przypomniały mi się słowa pewnego znajomego lekarza o tym, co dobrze wychowane dziewice potrafiły pleść pod wpływem narkozy.„Nigdy by pan nie przypuszczał, że mogą znać takie wyrazy!” Aimée Griffith?U niej, przeciwnie, nie może być mowy o żadnych kompleksach.Wesoła, raczej męski typ, ciesząca się powodzeniem, prowadząca czynny, wypełniony tryb życia.A jednak pani Dane-Calthrop powiedziała kiedyś o niej „biedactwo”.I coś jeszcze snuje mi się po głowie.coś jeszcze, jakieś wspomnienie.Aha, już wiem.Owen Griffith powiedział kiedyś, że jak praktykował na północy, miał tam także taką falę listów anonimowych.Czy i to miałoby być dziełem Aimée? Doprawdy, raczej dziwny zbieg okoliczności.Dwie fale anonimów.tam i tu? Zaczekajmy, zaczekajmy chwilę! Przecież wtedy wykryto autora listów.! Griffith powiedział, że to była pensjonarka.Poczułem nagły chłód, widocznie wiało od okna.Poruszyłem się niespokojnie na fotelu.Dlaczego poczułem się raptem tak dziwnie? Skąd to nagłe przygnębienie?Ale myślmy dalej.Więc Aimée Griffith? A może to właśnie ona, a nie tamta pensjonarka? Przyjechała tutaj i w dalszym ciągu uprawia swoje sztuczki? I może dlatego doktor Griffith wygląda tak źle i jest nieszczęśliwy? Najwidoczniej podejrzewa siostrę.Tak! Z pewnością ją podejrzewa!Pan Pye?Nie jest to specjalnie miły człowieczek.Mogłem go sobie doskonale wyobrazić, jak śmiejąc się w duchu, planuje dalsze posunięcia.Ta notatka przy telefonie w holu.Dlaczego przyszła mi raptem na myśl? Griffith i Joanna.Jest nią bardzo zajęty.Nie, to nie dlatego dręczy mnie myśl o tej notatce.To coś innego, coś innego.Myśli zaczęły mi się mącić.Czułem, że jestem bardzo senny.W mózgu krążyło uparcie jedno zdanie: „Nie ma dymu bez ognia.nie ma dymu bez ognia.” Właśnie o to chodzi.Wszystko się strasznie zazębia.I raptem.! Idę ulicą z Megan, a obok nas przechodzi Elsie Holland.Jest ubrana w ślubną suknię, a ludzie wokoło szepczą:- Nareszcie wychodzi za mąż za doktora Griffitha.Wiadomo, że byli z sobą potajemnie zaręczeni już od paru lat.O! a teraz jesteśmy w kościele i pastor Dane-Calthrop odprawia nabożeństwo po łacinie.Raptem wyskakuje na środek kościoła pani Dane-Calthrop i woła energicznie:- Z tym trzeba skończyć! Powiadam panu, że z tym trzeba natychmiast skończyć!Nie zdawałem sobie sprawy, czy śnię, czy słyszę te słowa na jawie.Po chwili jednak wytrzeźwiałem zupełnie i zobaczyłem, że znajduję się w saloniku w Jałowcowym Dworku, a naprzeciwko mnie stoi pani Dane-Calthrop, która weszła przez werandę, i woła gwałtownie, nerwowo:- Z tym trzeba skończyć! Powiadam panu, że z tym trzeba natychmiast skończyć!Zerwałem się z fotela i zawołałem zmieszany:- Bardzo panią przepraszam, ale zdaje mi się, że się trochę zdrzemnąłem.Co pani mówiła?Pani Dane-Calthrop uderzyła niecierpliwie zaciśniętą pięścią jednej ręki o dłoń drugiej i wołała:- Z tym trzeba, z tym się musi skończyć! Te listy! I morderstwo! Nie wolno dopuścić, aby działy się takie rzeczy i aby mordowano biedne, niewinne dzieci takie, jak Agnieszka Woddell.- Zupełnie się z panią zgadzam - rzekłem.- Ale jak pani to sobie wyobraża?- Musimy coś przedsięwziąć.Uśmiechnąłem się raczej z wyższością.- A co by pani, na przykład, zaproponowała?- Trzeba wyjaśnić całą sprawę! Powiedziałam panu kiedyś, że tu wśród nas nie ma złych ludzi.Otóż omyliłam się.Są!Poczułem lekkie zniecierpliwienie i odpowiedziałem niezbyt grzecznie:- To pięknie, droga pani, ale co zamierza pani zrobić?- Oczywiście położyć temu kres!- Policja przecież dokłada wszelkich starań.- Ale zważywszy, że Agnieszkę jednak zamordowano, to ich starania nie na wiele się zdają.- Sądzi pani, że potrafiłaby to pani lepiej?- Nic podobnego! Ja z pewnością nie potrafiła bym nic zrobić.I dlatego właśnie mam zamiar zwrócić się do eksperta.Potrząsnąłem głową.- Nie wyobrażam sobie, żeby się pani to udało Scotland Yard interweniuje jedynie na żądanie szefa policji okręgowej.A zresztą już wydelegowane stamtąd inspektora Gravesa.- Nie chodzi o takich ekspertów.Ani takich od listów anonimowych, ani tych od zbrodni.Chodzi mi o kogoś, kto zna ludzi.Nie rozumie mnie pan? Potrzebny nam jest ktoś znający się doskonale na ludziach i ich złych skłonnościach.Był to niezwykły punkt widzenia, miał jednak w sobie coś podniecającego.Nim zdążyłem odpowiedzieć słówkiem, pani Dane-Calthrop skinęła mi głową, powiedziawszy szybko i stanowczo:- Idę się tym zająć.i to natychmiast! I z tymi słowy wyszła przez werandę.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYNastępny dzień był najdziwniejszym dniem, jaki kiedykolwiek przeżyłem.Wszystko odbywało się jakby we śnie.wszystko wydawało mi się nierealne.Właśnie odbyła się rozprawa u koronera, w której uczestniczyło całe Lymstock.Nie ujawniono żadnych nowych faktów i jedyny możliwy wyrok był: „Agnieszka Woddell została zamordowana przez osobę lub osoby nieznane”.Tak więc biedna, mała Agnieszka Woddell, przeżywszy swój moment sławy, została jak należy pogrzebana na cichym, starym cmentarzu, a życie w Lymstock potoczyło się dawnym trybem.Nie, to ostatnie określenie nie jest właściwie.Nie „dawnym” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl