[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jasne, najlepiej obarczyć winą kogoś, kto nie może się bronić, pomyślał cierpko Artur, po czym dodał, już na głos:— Najważniejsze, że wszyscy wyszli z tego pojedynku cało.McGregorowi należy się medal.To naprawdę genialny pilot.Majka wyczuła jego przygnębienie.Jakiś czas temu opowiadał jej o katastrofie w Tokio i domyśliła się, czym teraz się zamartwia.— Masz rację, jest świetny w tym, co robi.Tak jak i ty, Arturze.A tak poza tym, poprawiło ci się?— To znaczy?Zamilkła na moment, jakby żałując, że w porę nie ugryzła się w język.— Spotkałam Eversona.— Eversona? — przerwał jej, czując narastającą irytację.Był nieomal pewien, co usłyszy.— Co takiego ci nagadał?— Nic.Wspomniał tylko, że ostatnio byłeś jakiś nieswój.Gałecki prychnął.Gdyby w tej właśnie chwili spotkałJohna, pewnie przywaliłby mu w gębę.— Nieswój?— No.— Po jakiego diabła się wtrąca? — wypalił.— Zresztą.— Zdołał się opanować.— Porozmawiam sobie z nim.— Słuchaj, mam nadzieję, że niczym cię nie uraziłam.— Ależ skąd.Nawet tak nie myśl.Niedługo pogadamy.Dziewczyna zachichotała znacząco.— Najlepiej przy dobrej kawie i ciasteczkach — zaproponowała.— A jeszcze lepiej byłoby pójść do kina.— Marzę o tym.Może wreszcie uda nam się znaleźć odrobinę czasu.Wymienili uprzejmości i rozłączył się.Miał chęć zadzwonić do Eversona i opieprzyć go.Powstrzymał się jednak.Pomyślał o McGregorze i o tym, co ten facet musiał czuć, widząc jak jego maszyna przechyla się na bok tuż nad pasem.Na samą myśl o tym wzdrygnął się.Był niemal pewny, że gdyby przyszło mu stanąć w obliczu podobnej sytuacji, to kilka godzin później w wieczornych wiadomościach zamiast wychwalania jego umiejętności, podano by liczbę ofiar.* * *Dostrzegł Szymona Krzyżanowskiego, gdy ten z zaciętą miną wspinał się po schodach do samolotu.Maszyna stała pół kilometra od budynku terminalu i ten dystans Gałecki pokonał piechotą.Na jego widok Krzyżanowski klasnął w dłonie i krzyknął coś, co zabrzmiało jak:„Chcesz cracku?”, a w rzeczywistości było jego klasycznym powitaniem: „Cześć, brachu!”.Zatrzymał się tuż przy nim i kiwnął głową.— Wszystko w porządku? — Wiał silny wiatr, co prawda nie tak silny jak poprzedniego dnia we Frankfurcie, jednak wystarczająco, by rozwiać czuprynę Gałeckiego.— Silniki wiszą na ostatnim gwoździu — zażartował Szymon, przez chwilę z rozbawieniem obserwując z góry skazaną na porażkę walkę kumpla z przywróceniem fryzury do poprzedniego stanu.Na pocieszenie klepnął go w plecy.— Kopę lat — oznajmił z przekąsem.— Już myślałem, że na kolejny wspólny lot będziemy musieli czekać do świętego nigdy.Co z tobą, stary? Nawet nie zadzwonisz i nie zapytasz, co słychać.Artur wzruszył lekko ramionami, wciąż walcząc z hitlerowskim przedziałkiem, który trzymał się jego głowy niczym rzep psiego ogona.— Nie mam nic na swoje wytłumaczenie.Poza tym, że nawał roboty coraz bardziej daje mi się we znaki.Czasami zapominam, jak się nazywam.— Ja tam wiem, co jest grane! — wykrzyknął Krzyżanowski.Był potężnym, muskularnym trzydziestosiedmiolatkiem ze spiętymi w koński ogon włosami.Ciemne, głęboko osadzone oczy, wystające kości policzkowe, orli nos i kwadratowa szczęka upodabniały go do Janosika.— To wszystko przez Majkę.Będę musiał z nią poważnie porozmawiać!— Mam wrażenie, że nawet ci z wieży wiedzą, że ona mi się podoba — skrzywił się Gałecki.— Ciekawe, kto rozpuszcza te ploty.Obstawiam Eversona.— Eversona? Czemu?— Jakoś tak.— Podpadł ci?Artur machnął ręką, po czym zajął się rutynową kontrolą zewnętrzną samolotu.Zajrzał do silników, następnie pochylił się i wszedł pod brzuszysko boeinga.Krzyżanowski stanął obok, mrużąc podrażnione przez wiatr oczy.Tym, którzy go nie znali, wydawał się twardzielem, któremu lepiej nie wchodzić w paradę.W rzeczywistości Szymon był pokojowo nastawiony nawet do tej kategorii pasażerów, którzy wzbudzali podejrzliwość wśród reszty załogi.„To, że od czasu do czasu jakieś czuby wysadzą samolot, nie znaczy, że każdy z mordą jak niewypał musi być terrorystą”, powtarzał.Miał przepiękną żonę Justynę i trójkę świetnych dzieciaków.Najstarszy, Krzysiek, skończył niedawno dwanaście lat i podobno świetnie radził sobie jako pilot komputerowego symulatora Flight Gear.Krzyżanowski godzinami potrafił rozprawiać o tym, jak znaczące postępy za sterami fokkera czy cessny Citation Bravo robi jego dzieciak.Artur uwielbiał słuchać tych rodzinnych opowieści.Czuł wtedy szczerą radość, a zarazem równie szczerą zazdrość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl