[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zameczek tego naszyjnika lubiła najbardziej.Był w kształcie kwiatu.Jego płatki wykonano z białych brylantów, a pośrodku lśnił brylant różowy.Właśnie wyjęła pierścionek z pięknie oszlifowanym szmaragdem, gdy usłyszała czyjeś kroki w korytarzu.Błyskawicznie zdjęła naszyjniki i wraz z pierścionkiem wrzuciła je z powrotem do kasetki.Bawienie się klejnotamimatki było jej małą prywatną tajemnicą i gdyby ją ktoś na tym nakrył, cała ta podniecająca zabawa mogłaby sięskończyć raz na zawsze.Pośpiesznie wsunęła pudełko do tornistra i cichutko wymknęła się z pokoju.Uspokoiła się nieco; odgłosy, które ją tak przeraziły, dochodziły z sypialni babci, skąd wynoszono właśnie antycznebiureczko.Gdy droga była już wolna, Chelsea pobiegła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.Prześladowała ją natrętna myśl.Co by było, gdyby sprzedano mamy skarby? Wyjęła z tornistra czarne aksamitnepudełko i przytuliła je czule do siebie.Słysząc w pobliżu głos babci, wsunęła pudełko pod podszewkę poduszki.Wieczorem, kiedy wszyscy pójdą spać,odniesie je do pokoju mamy.W ten sposób nikt się nie dowie o jej tajemnicy.7Bunny czuła się tak, jakby jej oczy przykrywała warstwa cementu.Próbowała je otworzyć, ale nadaremnie.Przewróciła się na brzuch, starając się odpędzić natrętne myśli; może w ten sposób uda się jeszcze trochę pospać.Alechoć jej ciało było ociężałe, a powieki stawiały opór, umysł jednak już działał.Niech to szlag trafi!Z trudem próbowała określić porę dnia.Czy to już dzień czy noc? Popołudnie czy ranek? Nie miała najmniejszegopojęcia.Boże, żeby to tylko nie był środek nocy.Nagle do jej świadomości wtargnęła porażająca prawda: zawalił sięjej kontrakt z wytwórnią! Podniosła powieki, lecz nadal niczego nie widziała.Cholera! Sam środek nocy!Spojrzała na maleńki, wysadzany drogimi kamieniami zegarek ze świecącą tarczą.Długa wskazówka pokazywałaczwórkę, mała trójkę.Boże, dopiero dwadzieścia po trzeciej! Musiała chyba zasnąć w południe, po tym, jakprzeczytawszy ten obrzydliwy list z wytwórni, mama dała jej środki uspokajające.Bunny uniosła głowę i wyciągnęłarękę, by włączyć światło.Poczuła wydobywający się spod kołdry zapach amoniaku.O Boże, nie, znowu zmoczyłamłóżko, pomyślała.To się zbyt często powtarza.Prawie zawsze gdy zażywa na sen więcej niż jedną pigułkę i za długośpi.Przepełniona obrzydzeniem usiadła i dygocząc z zimna, ściągnęła wilgotną jedwabną koszulę.Kiedy stanęła nanogach, w głowie jej się zakręciło.Kurczowo chwyciła się skraju łóżka.Odzyskała równowagę i powlokła się dołazienki.Z trudem stawiając nogi po różowej onyksowej podłodze, dotarła do kontaktu.Zapłonęło światło i Bunny usiadła nasedesie.Wyciągnęła rękę w kierunku umywalki, na której zawsze leżała paczka cameli.Zapaliła papierosa izaciągnęła się ciepłym, kojącym dymem.Boże, jakie to dobre! Po dawce nikotyny poczuła się nieco lepiej.Podniosła się, podeszła do ogromnej różowej onyksowej wanny pośrodku łazienki i odkręciła kran.Wezmie długą,gorącą kąpiel i pozbędzie się tego wstrętnego zapachu moczu.Nie znosiła brzydkich zapachów.Kąpiel nieco skrócioczekiwanie poranka.Podczas gdy parująca woda wylewała się z pyska wielkiej pozłacanej ryby, zdjęła z półki kryształowy flakon, nalałado wody musującego płynu i obserwowała, jak stopniowo zamienia się w obfitą pianę.Ta łazienka była jedną zradości jej życia.Kiedy patrzyła na piękne profilowane lustra i gustowne urządzenia, na kabinę prysznicową z jejimieniem wyrytym na szklanych drzwiach, na rząd ślicznych flakonów z najdroższymi perfumami, nie miała''wątpliwości, że naprawdę jest gwiazdą.Oby tylko zapomnieć o tym wstrętnym liście.Ale gdy ujrzała swoje odbicie w lustrze, jej nastrój znowu się pogorszył.Kim jest ta brzydka kreatura patrząca nanią? To nie może być gwiazda.To jakaś czarownica.Tłusta czarownica z pomarszczonymi udami i sterczącymbrzuchem, wielkimi piersiami, które trudno uznać za zmysłowe; zaczerwienione, nieprzytomne oczy nie mogąnikogo zaintrygować, a skrzywione w grymasie zniechęcenia usta wzbudzić niczyjego pożądania.Nikt już jej niechciał.Wytwórnia jej nie chciała.Publiczność jej nie chciała.Minęła jej ledwie trzydziestka i jest już skończona! Copocznie z resztą swojego życia?Usiadła ciężko na brzegu wanny.Nie zauważyła, jak na gruby dywan z białego futra wypadł z jej ręki papieros [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zameczek tego naszyjnika lubiła najbardziej.Był w kształcie kwiatu.Jego płatki wykonano z białych brylantów, a pośrodku lśnił brylant różowy.Właśnie wyjęła pierścionek z pięknie oszlifowanym szmaragdem, gdy usłyszała czyjeś kroki w korytarzu.Błyskawicznie zdjęła naszyjniki i wraz z pierścionkiem wrzuciła je z powrotem do kasetki.Bawienie się klejnotamimatki było jej małą prywatną tajemnicą i gdyby ją ktoś na tym nakrył, cała ta podniecająca zabawa mogłaby sięskończyć raz na zawsze.Pośpiesznie wsunęła pudełko do tornistra i cichutko wymknęła się z pokoju.Uspokoiła się nieco; odgłosy, które ją tak przeraziły, dochodziły z sypialni babci, skąd wynoszono właśnie antycznebiureczko.Gdy droga była już wolna, Chelsea pobiegła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.Prześladowała ją natrętna myśl.Co by było, gdyby sprzedano mamy skarby? Wyjęła z tornistra czarne aksamitnepudełko i przytuliła je czule do siebie.Słysząc w pobliżu głos babci, wsunęła pudełko pod podszewkę poduszki.Wieczorem, kiedy wszyscy pójdą spać,odniesie je do pokoju mamy.W ten sposób nikt się nie dowie o jej tajemnicy.7Bunny czuła się tak, jakby jej oczy przykrywała warstwa cementu.Próbowała je otworzyć, ale nadaremnie.Przewróciła się na brzuch, starając się odpędzić natrętne myśli; może w ten sposób uda się jeszcze trochę pospać.Alechoć jej ciało było ociężałe, a powieki stawiały opór, umysł jednak już działał.Niech to szlag trafi!Z trudem próbowała określić porę dnia.Czy to już dzień czy noc? Popołudnie czy ranek? Nie miała najmniejszegopojęcia.Boże, żeby to tylko nie był środek nocy.Nagle do jej świadomości wtargnęła porażająca prawda: zawalił sięjej kontrakt z wytwórnią! Podniosła powieki, lecz nadal niczego nie widziała.Cholera! Sam środek nocy!Spojrzała na maleńki, wysadzany drogimi kamieniami zegarek ze świecącą tarczą.Długa wskazówka pokazywałaczwórkę, mała trójkę.Boże, dopiero dwadzieścia po trzeciej! Musiała chyba zasnąć w południe, po tym, jakprzeczytawszy ten obrzydliwy list z wytwórni, mama dała jej środki uspokajające.Bunny uniosła głowę i wyciągnęłarękę, by włączyć światło.Poczuła wydobywający się spod kołdry zapach amoniaku.O Boże, nie, znowu zmoczyłamłóżko, pomyślała.To się zbyt często powtarza.Prawie zawsze gdy zażywa na sen więcej niż jedną pigułkę i za długośpi.Przepełniona obrzydzeniem usiadła i dygocząc z zimna, ściągnęła wilgotną jedwabną koszulę.Kiedy stanęła nanogach, w głowie jej się zakręciło.Kurczowo chwyciła się skraju łóżka.Odzyskała równowagę i powlokła się dołazienki.Z trudem stawiając nogi po różowej onyksowej podłodze, dotarła do kontaktu.Zapłonęło światło i Bunny usiadła nasedesie.Wyciągnęła rękę w kierunku umywalki, na której zawsze leżała paczka cameli.Zapaliła papierosa izaciągnęła się ciepłym, kojącym dymem.Boże, jakie to dobre! Po dawce nikotyny poczuła się nieco lepiej.Podniosła się, podeszła do ogromnej różowej onyksowej wanny pośrodku łazienki i odkręciła kran.Wezmie długą,gorącą kąpiel i pozbędzie się tego wstrętnego zapachu moczu.Nie znosiła brzydkich zapachów.Kąpiel nieco skrócioczekiwanie poranka.Podczas gdy parująca woda wylewała się z pyska wielkiej pozłacanej ryby, zdjęła z półki kryształowy flakon, nalałado wody musującego płynu i obserwowała, jak stopniowo zamienia się w obfitą pianę.Ta łazienka była jedną zradości jej życia.Kiedy patrzyła na piękne profilowane lustra i gustowne urządzenia, na kabinę prysznicową z jejimieniem wyrytym na szklanych drzwiach, na rząd ślicznych flakonów z najdroższymi perfumami, nie miała''wątpliwości, że naprawdę jest gwiazdą.Oby tylko zapomnieć o tym wstrętnym liście.Ale gdy ujrzała swoje odbicie w lustrze, jej nastrój znowu się pogorszył.Kim jest ta brzydka kreatura patrząca nanią? To nie może być gwiazda.To jakaś czarownica.Tłusta czarownica z pomarszczonymi udami i sterczącymbrzuchem, wielkimi piersiami, które trudno uznać za zmysłowe; zaczerwienione, nieprzytomne oczy nie mogąnikogo zaintrygować, a skrzywione w grymasie zniechęcenia usta wzbudzić niczyjego pożądania.Nikt już jej niechciał.Wytwórnia jej nie chciała.Publiczność jej nie chciała.Minęła jej ledwie trzydziestka i jest już skończona! Copocznie z resztą swojego życia?Usiadła ciężko na brzegu wanny.Nie zauważyła, jak na gruby dywan z białego futra wypadł z jej ręki papieros [ Pobierz całość w formacie PDF ]