[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był przemoknięty do suchej nitki, ale nie dbał o to.Po prostu starałsię o niczym nie myśleć, gdy tak szedł przed siebie.Jeszcze nie mógł opuścić tegomiejsca.Nie, dopóki nie będzie miał informacji, po które tu przybył.Cholerny Beloch skazał go na te tortury.(Na tortury? Chyba na wyrzuty sumienia,palancie:( Dlaczego starzec po prostu nie zabrał jej tej pierwszej nocy i z tym nieskończył? Odpowiedz była prosta.Zauważył, że Azazel nie jest gotowy, by się z niąrozstać.Beloch wiedział, że znalazł podatny grunt dla swoich okrutnych gier, któretak kochał. Azazel powinien był wiedzieć, że skończy tu na górze przy kwaterze Belocha, wpodziemiach niewinnie wyglądającej, starej restauracji.Kolejny dowód na jejpodstępne moce, próbował sobie wmówić, kiedy przechodził przez prowadzące nadół drzwi, ale te słowa nie miały sensu.Celowo starał się nie myśleć, ponieważ jegomyśli były zbyt przejmujące, zbyt bolesne.Jej wina, pomyślał znowu,usprawiedliwiając samego siebie.Zrobił, co musiał i nie żałował tego.Więc dlaczego tu był?Pierwszy zobaczył go Henoch, grający w holu w kości z kilkoma swoimi ludzmi.Spojrzał w górę na wchodzącego Azazela i uśmiechnął się.Na jego mundurze byłakrew i Azazel zrobił głęboki wdech.Mógł wyczuć jej zapach.Krew Racheli.- Wiedziałem, że się tu pokażesz, wcześniej czy pózniej - wycedził Henochprzeciągając samogłoski.- Wyglądasz jakbyś przybył tu wpław.Nie zauważyłeś, żepada?Azazel nie zawracał sobie głowy odpowiedzią, kierując się w stronę korytarza.Henoch zerwał się błyskawicznie i zablokował mu drogę.- A tobie, co odbiło?- Zejdz mi z drogi.- Przecież wiesz, że nie możesz zmienić zdania.To nie ty decydujesz, tylko Beloch.To on zawsze wszystkim kierował, chyba zdajesz sobie z tego sprawę?- Zejdz-mi-z-drogi - wycedził Azazel.- Już za pózno.Wyrywacze Prawdy zajmują się nią już od dłuższego czasu.Przestała krzyczeć wiele godzin temu. Blokujący drogę Henoch, przewyższał wysokiego na sześć stóp i dwa cale Azazela,nie mówiąc już, że był cięższy o ponad czterdzieści funtów mięśni.Ale Azazel nawetsię nie zawahał.Ruszył na niego, furia wypełniła jego ciało siłą, która sprawiła, żezaskoczony Henoch upadł na plecy.Próbował wstać, ale Azazel uderzył go jeszczeraz, a wtedy Henoch przeleciał w poprzek korytarza, ogłuszony lądując jak kupaszmat pod przeciwległą ścianą.Azazel poszedł dalej w głąb budynku.Nie było tamżadnych hałasów, oprócz zwyczajnych odgłosów dobiegających z góry, z restauracjigdzie tubylcy grzecznie napełniali brzuchy.Kiedy z determinacją podążał w głąb korytarza, pojawił się Edgar, jak zwykleprzepełniony stoickim spokojem.- Czy życzysz sobie zjeść z nami obiad na górze,mój panie? Obawiam się, że w tym stroju nie będziemy mogli cię przyjąć -wymruczał, nadskakujący jak zwykle.- Ale jestem pewien, że mogę znalezć ci paniejakieś suche ubranie, by uczynić twój wygląd bardziej przyzwoitym, po czym z całąpewnością.- Gdzie jest Beloch?Edgar nawet nie mrugnął.- Sądzę, że w swoich komnatach.Wyraznie zaznaczył, żedziś wieczorem nie życzy sobie żadnych gości.Będzie zajęty jakimś, hmm, swoimisprawami i nie chce, by mu przeszkadzano.- Wiem, co to za sprawy.Którędy dostanę się do jego komnat?Pomieszczenia i korytarze w tym króliczym labiryncie codziennie zmieniały swojepołożenie i nie było sposobu, żeby znalezć pokoje Belocha.To było częścią jegoskomplikowanego systemu obrony.Tak naprawdę, mój panie, to on nie przebywa w swoich komnatach - Edgar zawahałsię, po czym pochylił do przodu i powiedział szeptem.Spędził kilka ostatnich godzinw sali wydobywania prawdy.Wnoszę, że to szczególnie trudny przypadek.Azazel znał salę wydobywania prawdy.To tam pracowali Wyrywacze.Bardzoniewielu ludziom udało się przeżyć pobyt w tym miejscu.On był jednym z nich.- Czy ona wciąż mieści się na niższym poziomie?- Oczywiście, mój panie - odpowiedział Edgar prychając z dezaprobatą.Przecieżkrzyki nie mogą zakłócać posiłków moim gościom, nieprawdaż?Azazel bez słowa obrócił się na pięcie, ignorując potok protestów Edgara.Iwielkimi krokami ruszył w głąb trzewi budynku.Po chwili się zatrzymał.Poczuł tenzapach.Woń tysiąca rzeczy.Jej krew.Jej strach.Smród śmierci i odchodów, ale teostatnie były starsze, nie pochodziły z dzisiejszego dnia.Mimo to był daleki odpoczucia ulgi.Nawet nie wiedział dlaczego tu był.- Witaj, drogi chłopcze - głos Belocha zabrzmiał za jego plecami.Siedział on wkrólewskiej pozie na fotelu z wysokim oparciem, w jednej z dłoni dzierżył pucharwysadzany klejnotami.- Oczekiwałem, że wcześniej lub pózniej pokażesz się tutaj -skinął dłonią w kierunku mniej zdobnego krzesła stojącego tuż obok niego.- Usiądz ipowiedz mi dlaczego tu przyszedłeś.Jakbym znał odpowiedz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Był przemoknięty do suchej nitki, ale nie dbał o to.Po prostu starałsię o niczym nie myśleć, gdy tak szedł przed siebie.Jeszcze nie mógł opuścić tegomiejsca.Nie, dopóki nie będzie miał informacji, po które tu przybył.Cholerny Beloch skazał go na te tortury.(Na tortury? Chyba na wyrzuty sumienia,palancie:( Dlaczego starzec po prostu nie zabrał jej tej pierwszej nocy i z tym nieskończył? Odpowiedz była prosta.Zauważył, że Azazel nie jest gotowy, by się z niąrozstać.Beloch wiedział, że znalazł podatny grunt dla swoich okrutnych gier, któretak kochał. Azazel powinien był wiedzieć, że skończy tu na górze przy kwaterze Belocha, wpodziemiach niewinnie wyglądającej, starej restauracji.Kolejny dowód na jejpodstępne moce, próbował sobie wmówić, kiedy przechodził przez prowadzące nadół drzwi, ale te słowa nie miały sensu.Celowo starał się nie myśleć, ponieważ jegomyśli były zbyt przejmujące, zbyt bolesne.Jej wina, pomyślał znowu,usprawiedliwiając samego siebie.Zrobił, co musiał i nie żałował tego.Więc dlaczego tu był?Pierwszy zobaczył go Henoch, grający w holu w kości z kilkoma swoimi ludzmi.Spojrzał w górę na wchodzącego Azazela i uśmiechnął się.Na jego mundurze byłakrew i Azazel zrobił głęboki wdech.Mógł wyczuć jej zapach.Krew Racheli.- Wiedziałem, że się tu pokażesz, wcześniej czy pózniej - wycedził Henochprzeciągając samogłoski.- Wyglądasz jakbyś przybył tu wpław.Nie zauważyłeś, żepada?Azazel nie zawracał sobie głowy odpowiedzią, kierując się w stronę korytarza.Henoch zerwał się błyskawicznie i zablokował mu drogę.- A tobie, co odbiło?- Zejdz mi z drogi.- Przecież wiesz, że nie możesz zmienić zdania.To nie ty decydujesz, tylko Beloch.To on zawsze wszystkim kierował, chyba zdajesz sobie z tego sprawę?- Zejdz-mi-z-drogi - wycedził Azazel.- Już za pózno.Wyrywacze Prawdy zajmują się nią już od dłuższego czasu.Przestała krzyczeć wiele godzin temu. Blokujący drogę Henoch, przewyższał wysokiego na sześć stóp i dwa cale Azazela,nie mówiąc już, że był cięższy o ponad czterdzieści funtów mięśni.Ale Azazel nawetsię nie zawahał.Ruszył na niego, furia wypełniła jego ciało siłą, która sprawiła, żezaskoczony Henoch upadł na plecy.Próbował wstać, ale Azazel uderzył go jeszczeraz, a wtedy Henoch przeleciał w poprzek korytarza, ogłuszony lądując jak kupaszmat pod przeciwległą ścianą.Azazel poszedł dalej w głąb budynku.Nie było tamżadnych hałasów, oprócz zwyczajnych odgłosów dobiegających z góry, z restauracjigdzie tubylcy grzecznie napełniali brzuchy.Kiedy z determinacją podążał w głąb korytarza, pojawił się Edgar, jak zwykleprzepełniony stoickim spokojem.- Czy życzysz sobie zjeść z nami obiad na górze,mój panie? Obawiam się, że w tym stroju nie będziemy mogli cię przyjąć -wymruczał, nadskakujący jak zwykle.- Ale jestem pewien, że mogę znalezć ci paniejakieś suche ubranie, by uczynić twój wygląd bardziej przyzwoitym, po czym z całąpewnością.- Gdzie jest Beloch?Edgar nawet nie mrugnął.- Sądzę, że w swoich komnatach.Wyraznie zaznaczył, żedziś wieczorem nie życzy sobie żadnych gości.Będzie zajęty jakimś, hmm, swoimisprawami i nie chce, by mu przeszkadzano.- Wiem, co to za sprawy.Którędy dostanę się do jego komnat?Pomieszczenia i korytarze w tym króliczym labiryncie codziennie zmieniały swojepołożenie i nie było sposobu, żeby znalezć pokoje Belocha.To było częścią jegoskomplikowanego systemu obrony.Tak naprawdę, mój panie, to on nie przebywa w swoich komnatach - Edgar zawahałsię, po czym pochylił do przodu i powiedział szeptem.Spędził kilka ostatnich godzinw sali wydobywania prawdy.Wnoszę, że to szczególnie trudny przypadek.Azazel znał salę wydobywania prawdy.To tam pracowali Wyrywacze.Bardzoniewielu ludziom udało się przeżyć pobyt w tym miejscu.On był jednym z nich.- Czy ona wciąż mieści się na niższym poziomie?- Oczywiście, mój panie - odpowiedział Edgar prychając z dezaprobatą.Przecieżkrzyki nie mogą zakłócać posiłków moim gościom, nieprawdaż?Azazel bez słowa obrócił się na pięcie, ignorując potok protestów Edgara.Iwielkimi krokami ruszył w głąb trzewi budynku.Po chwili się zatrzymał.Poczuł tenzapach.Woń tysiąca rzeczy.Jej krew.Jej strach.Smród śmierci i odchodów, ale teostatnie były starsze, nie pochodziły z dzisiejszego dnia.Mimo to był daleki odpoczucia ulgi.Nawet nie wiedział dlaczego tu był.- Witaj, drogi chłopcze - głos Belocha zabrzmiał za jego plecami.Siedział on wkrólewskiej pozie na fotelu z wysokim oparciem, w jednej z dłoni dzierżył pucharwysadzany klejnotami.- Oczekiwałem, że wcześniej lub pózniej pokażesz się tutaj -skinął dłonią w kierunku mniej zdobnego krzesła stojącego tuż obok niego.- Usiądz ipowiedz mi dlaczego tu przyszedłeś.Jakbym znał odpowiedz [ Pobierz całość w formacie PDF ]