[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bajeczne! mówi.Gram Pożar Alp i Pieśń Wezery również ulubione melodie pani Beckmann.Może je słyszeć na piętrze.Karol mruga do mnie z dumą.Bądz co bądz jest przecieżwłaścicielem tych imponujących obcęgów.Leje się piwo i wódka.Wypijam wraz z innymiparę kieliszków i gram dalej.Cieszę się, że nie jestem sam.Chciałbym myśleć i za nic niechcę myśleć.Moje ręce są pełne nieznanej delikatności, coś wieje w powietrzu i zdaje sięwciskać we mnie, warsztat znika, znów jest deszcz, mgła i Izabella, i ciemność.Ona niejest chora, myślę, i wiem, że jest chora ale jeśli ona jest chora, to my wszyscy jesteśmyjeszcze bardziej chorzy.Budzi mnie głośna kłótnia.Grubas nie mógł zapomnieć o kształtach pani Beckmann.Rozgrzany wódką, zrobił Karolowi Brillowi potrójną ofertę; pięć milionów za pozwoleniezaproszenia pani Beckmann na herbatę na jedno popołudnie, milion za krótką rozmowęzaraz, podczas której chciałby ją prawdopodobnie zaprosić na przyzwoitą kolację bezKarola Brilla I dwa miliony za parę solidnych chwytów za najwspanialszy okazanatomii pani Beckmann tu, w warsztacie, wśród towarzyszy miłej zabawy, a więc jaknajbardziej uczciwie.Teraz jednak ujawnia się charakter Karola.Gdyby grubas był zainteresowany tylkosportowo, szewc zgodziłby się na te chwyty, być może nawet przy zakładzie o tak nędznygrosz jak sto tysięcy marek ale wobec jego capiej pożądliwości Karol nawet myśl o tymprzyjmuje za obrazę. Takie świństwo! ryczy. Myślałem, że tu są sami przyzwoici ludzie! Jestem przyzwoitym człowiekiem bełkocze grubas. Dlatego robię tę ofertę. Zwinia pan jest! Zwinia też.Inaczej nie byłbym przyzwoitym człowiekiem.Powinien pan być dumnyz takiej kobiety nie ma pan serca w piersi? Co ja na to poradzę, że moja natura siębuntuje? Dlaczego się pan obraża? Przecież nie jest pan jej mężem!Widzę, że Karol Brill wzdryga się, jakby do niego strzelano.%7łyje na kocią łapę z paniąBeckmann, która właściwie jest jego gospodynią.Dlaczego się z nią nie żeni, tego nikt niewie najprawdopodobniej z tej samej twardości charakteru, która każe mu zimąwyrąbywać przerębel w lodzie, żeby popływać.A jednak to jest jego czułe miejsce. Ja jąka się grubas nosiłbym taki klejnot na rękach i otulał go w aksamiti jedwab.jedwab.czerwony jedwab. łka prawie i kreśli barokowe formyw powietrzu.Przed nimi stoi pusta butelka.Zaszedł tu tragiczny przypadek miłości odpierwszego wejrzenia.Odwracam się i gram dalej.Wizja grubasa noszącego na rękachpanią Beckmann to za wiele dla mnie. Won! oświadcza Karol Brill. Dosyć tego.Nie lubię wyrzucać gości, ale.Z głębi pokoju rozlega się przerazliwy wrzask.Zrywamy się z miejsc.Mały mężczyznatańczy w kółko.Karol podskakuje do niego, chwyta za nożyczki i wyłącza maszynę.Małyczłowieczek mdleje. Psiakrew! Kto mógłby przypuszczać, że on będzie się bawił po pijanemuekspresową maszyną do żelowania butów!Oglądamy rękę.Zwisa z niej parę kawałków dratwy.Trafiło na szczęście w miękkieciało między kciukiem a palcem wskazującym.Karol leje wódkę na ranę i małyczłowieczek przychodzi do siebie. Amputowana? pyta pełen grozy, gdy widzi swoją dłoń w łapach Karola. Głupstwo, przecież się jeszcze trzyma.Mężczyzna oddycha z ulgą, gdy Karol potrząsa mu ręką przed oczyma. Zakażenie, co? pyta. Nie.Ale maszyna zardzewieje od twojej krwi.Wymyjemy ci łapę alkoholem,posmarujemy jodyną i obwiążemy. Jodyną? Czy to nie będzie bolało? Przez sekundę poszczypie.Tak jakby twoja ręka łyknęła bardzo mocnego sznapsa.Mężczyzna wyrywa rękę. Sznapsa to już ja wolę sam łyknąć.Wyciąga niezbyt czystą chusteczkę, zawija łapę i sięga po butelkę.Karol uśmiecha się.Potem ogląda się niespokojnie. Gdzie jest gruby?Nikt nie wie. Może się zrobił cienki mówi ktoś i dostaje czkawki ze śmiechu, zachwycony swymdowcipem.Otwierają się drzwi.Widzimy grubasa.Kuśtyka pochylony naprzód, za nim w łososiowym kimonie pani Beckmann.Wykręciła mu ręce do tyłu i wpycha go dowarsztatu.Potem puszcza go z jednym mocnym pchnięciem.Grubas pada na nos w działobuwia damskiego.Pani Beckmann robi ruch, jakby otrzepywała ręce z kurzu,i wychodzi.Karol Brill daje wielkiego susa.Podrywa grubasa do góry. Moje ręce! jęczy zhańbiony uwodziciel. Wykręciła mi je! A mój brzuch! Co zacios!Nie potrzebuje nam nic tłumaczyć.Pani Beckmann jest równorzędnymprzeciwnikiem dla Karola Brilla przeręblowego pływaka i pierwszorzędnegogimnastyka i już dwukrotnie złamała mu rękę, nie mówiąc o tym, czego potrafiładokonać za pomocą wazonu albo pogrzebacza.Nie minęło jeszcze pół roku, jakzaskoczyła w warsztacie dwóch włamywaczy.Potem przez kilka tygodni leżeli obajw szpitalu, a jeden już nigdy nie przyszedł do siebie po ciosie żelaznym kopytem w głowę.Stracił przy tym jedno ucho i od tego czasu mówi od rzeczy.Karol wlecze grubasa do światła.Jest blady z wściekłości, ale nic więcej już nie możezrobić grubas jest i tak gotów.To tak, jakby chciał bić kogoś ciężko chorego na tyfus.Grubas musiał otrzymać straszliwy cios w narządy, którymi chciał zgrzeszyć.Nie możechodzić.Karolowi nawet nie wypada go wyrzucić.Kładziemy grubasa w głębi warsztatuna skrawkach skóry Najbardziej lubię u Karola ten miły nastrój mówi ktoś i próbujenapoić fortepian piwem.Idę do domu ulicą Główną.W głowie wszystko mi pływa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. Bajeczne! mówi.Gram Pożar Alp i Pieśń Wezery również ulubione melodie pani Beckmann.Może je słyszeć na piętrze.Karol mruga do mnie z dumą.Bądz co bądz jest przecieżwłaścicielem tych imponujących obcęgów.Leje się piwo i wódka.Wypijam wraz z innymiparę kieliszków i gram dalej.Cieszę się, że nie jestem sam.Chciałbym myśleć i za nic niechcę myśleć.Moje ręce są pełne nieznanej delikatności, coś wieje w powietrzu i zdaje sięwciskać we mnie, warsztat znika, znów jest deszcz, mgła i Izabella, i ciemność.Ona niejest chora, myślę, i wiem, że jest chora ale jeśli ona jest chora, to my wszyscy jesteśmyjeszcze bardziej chorzy.Budzi mnie głośna kłótnia.Grubas nie mógł zapomnieć o kształtach pani Beckmann.Rozgrzany wódką, zrobił Karolowi Brillowi potrójną ofertę; pięć milionów za pozwoleniezaproszenia pani Beckmann na herbatę na jedno popołudnie, milion za krótką rozmowęzaraz, podczas której chciałby ją prawdopodobnie zaprosić na przyzwoitą kolację bezKarola Brilla I dwa miliony za parę solidnych chwytów za najwspanialszy okazanatomii pani Beckmann tu, w warsztacie, wśród towarzyszy miłej zabawy, a więc jaknajbardziej uczciwie.Teraz jednak ujawnia się charakter Karola.Gdyby grubas był zainteresowany tylkosportowo, szewc zgodziłby się na te chwyty, być może nawet przy zakładzie o tak nędznygrosz jak sto tysięcy marek ale wobec jego capiej pożądliwości Karol nawet myśl o tymprzyjmuje za obrazę. Takie świństwo! ryczy. Myślałem, że tu są sami przyzwoici ludzie! Jestem przyzwoitym człowiekiem bełkocze grubas. Dlatego robię tę ofertę. Zwinia pan jest! Zwinia też.Inaczej nie byłbym przyzwoitym człowiekiem.Powinien pan być dumnyz takiej kobiety nie ma pan serca w piersi? Co ja na to poradzę, że moja natura siębuntuje? Dlaczego się pan obraża? Przecież nie jest pan jej mężem!Widzę, że Karol Brill wzdryga się, jakby do niego strzelano.%7łyje na kocią łapę z paniąBeckmann, która właściwie jest jego gospodynią.Dlaczego się z nią nie żeni, tego nikt niewie najprawdopodobniej z tej samej twardości charakteru, która każe mu zimąwyrąbywać przerębel w lodzie, żeby popływać.A jednak to jest jego czułe miejsce. Ja jąka się grubas nosiłbym taki klejnot na rękach i otulał go w aksamiti jedwab.jedwab.czerwony jedwab. łka prawie i kreśli barokowe formyw powietrzu.Przed nimi stoi pusta butelka.Zaszedł tu tragiczny przypadek miłości odpierwszego wejrzenia.Odwracam się i gram dalej.Wizja grubasa noszącego na rękachpanią Beckmann to za wiele dla mnie. Won! oświadcza Karol Brill. Dosyć tego.Nie lubię wyrzucać gości, ale.Z głębi pokoju rozlega się przerazliwy wrzask.Zrywamy się z miejsc.Mały mężczyznatańczy w kółko.Karol podskakuje do niego, chwyta za nożyczki i wyłącza maszynę.Małyczłowieczek mdleje. Psiakrew! Kto mógłby przypuszczać, że on będzie się bawił po pijanemuekspresową maszyną do żelowania butów!Oglądamy rękę.Zwisa z niej parę kawałków dratwy.Trafiło na szczęście w miękkieciało między kciukiem a palcem wskazującym.Karol leje wódkę na ranę i małyczłowieczek przychodzi do siebie. Amputowana? pyta pełen grozy, gdy widzi swoją dłoń w łapach Karola. Głupstwo, przecież się jeszcze trzyma.Mężczyzna oddycha z ulgą, gdy Karol potrząsa mu ręką przed oczyma. Zakażenie, co? pyta. Nie.Ale maszyna zardzewieje od twojej krwi.Wymyjemy ci łapę alkoholem,posmarujemy jodyną i obwiążemy. Jodyną? Czy to nie będzie bolało? Przez sekundę poszczypie.Tak jakby twoja ręka łyknęła bardzo mocnego sznapsa.Mężczyzna wyrywa rękę. Sznapsa to już ja wolę sam łyknąć.Wyciąga niezbyt czystą chusteczkę, zawija łapę i sięga po butelkę.Karol uśmiecha się.Potem ogląda się niespokojnie. Gdzie jest gruby?Nikt nie wie. Może się zrobił cienki mówi ktoś i dostaje czkawki ze śmiechu, zachwycony swymdowcipem.Otwierają się drzwi.Widzimy grubasa.Kuśtyka pochylony naprzód, za nim w łososiowym kimonie pani Beckmann.Wykręciła mu ręce do tyłu i wpycha go dowarsztatu.Potem puszcza go z jednym mocnym pchnięciem.Grubas pada na nos w działobuwia damskiego.Pani Beckmann robi ruch, jakby otrzepywała ręce z kurzu,i wychodzi.Karol Brill daje wielkiego susa.Podrywa grubasa do góry. Moje ręce! jęczy zhańbiony uwodziciel. Wykręciła mi je! A mój brzuch! Co zacios!Nie potrzebuje nam nic tłumaczyć.Pani Beckmann jest równorzędnymprzeciwnikiem dla Karola Brilla przeręblowego pływaka i pierwszorzędnegogimnastyka i już dwukrotnie złamała mu rękę, nie mówiąc o tym, czego potrafiładokonać za pomocą wazonu albo pogrzebacza.Nie minęło jeszcze pół roku, jakzaskoczyła w warsztacie dwóch włamywaczy.Potem przez kilka tygodni leżeli obajw szpitalu, a jeden już nigdy nie przyszedł do siebie po ciosie żelaznym kopytem w głowę.Stracił przy tym jedno ucho i od tego czasu mówi od rzeczy.Karol wlecze grubasa do światła.Jest blady z wściekłości, ale nic więcej już nie możezrobić grubas jest i tak gotów.To tak, jakby chciał bić kogoś ciężko chorego na tyfus.Grubas musiał otrzymać straszliwy cios w narządy, którymi chciał zgrzeszyć.Nie możechodzić.Karolowi nawet nie wypada go wyrzucić.Kładziemy grubasa w głębi warsztatuna skrawkach skóry Najbardziej lubię u Karola ten miły nastrój mówi ktoś i próbujenapoić fortepian piwem.Idę do domu ulicą Główną.W głowie wszystko mi pływa [ Pobierz całość w formacie PDF ]