[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przywiezie benzynę i będzie mogła jechaćdalej, do miasta.Zobaczy się z Joem, potem razem z Jeremym i jegoprzyjacielem Bradem zje lunch.I to jest prawda.A nie żadna mgła.Musi przejść przez to pole, żeby zabić strach.Nie.Musi przejść przez to pole, bo wzywają ją wrony.Wzywają, żebyspojrzała w tamtą twarz.Nie, ona niczego nie musi.Odwróciła się i pobiegła z powrotem do samochodu.Na mascesiedziała wrona.Zakrakała, zatrzepotała skrzydłami i wzbiła się wpowietrze.Odleciała i usiadła na głowie jednego ze strachów na wróble.Awyżej, nad nią, widniał ruchomy, kraczący krąg jej czarnych towarzyszek.Spojrzała na drogę.Pusto.Gdzie, do diabła, podziewa się ten facet zbenzyną?!83RSKiedy zadzwoniła komórka, była tak zaskoczona, że omal niewypuściła jej z ręki.Dzwonił Jeremy. Cześć, Rowenno.Jak tam z tobą? Wszystko w porządku? Oczywiście. Gdzie jesteś?Skrzywiła się.Wcale nie miała ochoty przyznawać mu się, że przedwyjazdem z domu nie spojrzała na wskaznik. Na drodze.W końcu było to zgodne z prawdą.Jeremy milczał, jakby spodziewałsię dalszych informacji.Joe prawdopodobnie już mu o wszystkimprzekablował.Czyli nie ma co zaplątywać się w jakieś kłamstwa. Skończyła mi się benzyna. Dojeżdżamy już do ciebie, Rowenno.Nie ruszaj się stamtąd, dobrze?Stój przy samochodzie.A najlepiej zamknij się w samochodzie. Jeremy, oprócz mnie nie ma tu żywej duszy! A już na pewno tegocholernego faceta z benzyną!Nagle jedna z wron podleciała bliżej.Bardzo blisko, bardzo szybko.Pikowała na Rowennę. Co to było? spytał Jeremy. Tylko wrona. Tylko! Jej głos przecież drżał. Wrona? Wrona?! zawołał nagle Brad. Przecież ja to widziałem!Widziałem w kryształowej kuli! Co widziałeś?84RS Pola kukurydzy i wrony.Wydawało mi się, że frunę.A potem jednawrona.to nie był ptak.Tylko martwe ciało człowieka. Brad! To, co widziałeś w kryształowej kuli, było zwyczajnymtrikiem.Facet zabawił się twoim kosztem, a ty. A ty lepiej popatrz! Tam!Jeremy spojrzał.Faktycznie, widok niespotykany.Nigdy w życiu niewidział tyle wron krążących nad jednym miejscem.Na drodze, w oddali, zobaczył srebrzystego SUV a.Obok stałaRowenna.Nacisnął mocniej na pedał gazu.Te wrony.Jedna z nich wyraznie zaczęła krążyć nad Rowenną, potemdruga.Schodziły coraz niżej.Do cholery! Co tam się dzieje?! Przecież wrony tak nie atakują!Dlaczego wcześniej nie schowała się do samochodu?! Te przeklęteptaki miotają się przed nią, jakby nie chciały pozwolić jej otworzyć drzwisamochodu! Próbują ją od niego odpędzić.One chcą zagnać ją na pole.Już prawie dojeżdżał, kiedy Rowenna nagle odwróciła się.Pochyliłagłowę i młócąc rękoma powietrze, pobiegła.Pobiegła przez pole kukurydzy.Tam, gdzie kazały jej wrony.Szaleństwo.Zdawała sobie z tego sprawę.Kiedy tylko ruszyła się zmiejsca, uciekając przed wronami, wiedziała, że popełnia błąd.Instynkt jązawiódł.Zamiast za wszelką cenę starać się schronić w samochodzie,uciekała przez pole.Nie była w stanie się powstrzymać.Obrzucanie siebie wduchu epitetami typu kretynka" nie działało.Gnała przez kukurydzę,85RSrozgarniając wysokie łodygi na boki, a one z powrotem zamykały się wokółniej z szelestem.Jakby chciały ją złapać.Te pola ciągną się w nieskończoność.Nagle potknęła się.Upadła na twarz, w ustach poczuła smak ziemi.W uszach zadzwięczała cisza.Wrony odleciały.Ostrożnie uniosła głowę.Bardzo ostrożnie.Odleciały, ale przecieżgdzieś tu są, choć nie słychać ich wrzasku i wściekłego bicia skrzydłami.Odleciały, cały świat wydaje się teraz taki cichy.Dopiero po kilkusekundach do uszu Rowenny zaczęły docierać zwyczajne odgłosy dnia.Szum wiatru, szelest pochylających się łodyg kukurydzy.Powoli podniosła się z ziemi.Przyklękła i znów usłyszała wrony.Ichkrakanie było już zwyczajne, a nie przerażający skrzek, jaki przed chwiląwydawały z siebie, atakując Rowennę.W końcu przemogła się.Podniosła głowę i spojrzała w niebo.Odlatywały.Naprawdę.Czarne skrzydła połyskiwały w promieniach słońcaprzebijających się przez chmury [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Przywiezie benzynę i będzie mogła jechaćdalej, do miasta.Zobaczy się z Joem, potem razem z Jeremym i jegoprzyjacielem Bradem zje lunch.I to jest prawda.A nie żadna mgła.Musi przejść przez to pole, żeby zabić strach.Nie.Musi przejść przez to pole, bo wzywają ją wrony.Wzywają, żebyspojrzała w tamtą twarz.Nie, ona niczego nie musi.Odwróciła się i pobiegła z powrotem do samochodu.Na mascesiedziała wrona.Zakrakała, zatrzepotała skrzydłami i wzbiła się wpowietrze.Odleciała i usiadła na głowie jednego ze strachów na wróble.Awyżej, nad nią, widniał ruchomy, kraczący krąg jej czarnych towarzyszek.Spojrzała na drogę.Pusto.Gdzie, do diabła, podziewa się ten facet zbenzyną?!83RSKiedy zadzwoniła komórka, była tak zaskoczona, że omal niewypuściła jej z ręki.Dzwonił Jeremy. Cześć, Rowenno.Jak tam z tobą? Wszystko w porządku? Oczywiście. Gdzie jesteś?Skrzywiła się.Wcale nie miała ochoty przyznawać mu się, że przedwyjazdem z domu nie spojrzała na wskaznik. Na drodze.W końcu było to zgodne z prawdą.Jeremy milczał, jakby spodziewałsię dalszych informacji.Joe prawdopodobnie już mu o wszystkimprzekablował.Czyli nie ma co zaplątywać się w jakieś kłamstwa. Skończyła mi się benzyna. Dojeżdżamy już do ciebie, Rowenno.Nie ruszaj się stamtąd, dobrze?Stój przy samochodzie.A najlepiej zamknij się w samochodzie. Jeremy, oprócz mnie nie ma tu żywej duszy! A już na pewno tegocholernego faceta z benzyną!Nagle jedna z wron podleciała bliżej.Bardzo blisko, bardzo szybko.Pikowała na Rowennę. Co to było? spytał Jeremy. Tylko wrona. Tylko! Jej głos przecież drżał. Wrona? Wrona?! zawołał nagle Brad. Przecież ja to widziałem!Widziałem w kryształowej kuli! Co widziałeś?84RS Pola kukurydzy i wrony.Wydawało mi się, że frunę.A potem jednawrona.to nie był ptak.Tylko martwe ciało człowieka. Brad! To, co widziałeś w kryształowej kuli, było zwyczajnymtrikiem.Facet zabawił się twoim kosztem, a ty. A ty lepiej popatrz! Tam!Jeremy spojrzał.Faktycznie, widok niespotykany.Nigdy w życiu niewidział tyle wron krążących nad jednym miejscem.Na drodze, w oddali, zobaczył srebrzystego SUV a.Obok stałaRowenna.Nacisnął mocniej na pedał gazu.Te wrony.Jedna z nich wyraznie zaczęła krążyć nad Rowenną, potemdruga.Schodziły coraz niżej.Do cholery! Co tam się dzieje?! Przecież wrony tak nie atakują!Dlaczego wcześniej nie schowała się do samochodu?! Te przeklęteptaki miotają się przed nią, jakby nie chciały pozwolić jej otworzyć drzwisamochodu! Próbują ją od niego odpędzić.One chcą zagnać ją na pole.Już prawie dojeżdżał, kiedy Rowenna nagle odwróciła się.Pochyliłagłowę i młócąc rękoma powietrze, pobiegła.Pobiegła przez pole kukurydzy.Tam, gdzie kazały jej wrony.Szaleństwo.Zdawała sobie z tego sprawę.Kiedy tylko ruszyła się zmiejsca, uciekając przed wronami, wiedziała, że popełnia błąd.Instynkt jązawiódł.Zamiast za wszelką cenę starać się schronić w samochodzie,uciekała przez pole.Nie była w stanie się powstrzymać.Obrzucanie siebie wduchu epitetami typu kretynka" nie działało.Gnała przez kukurydzę,85RSrozgarniając wysokie łodygi na boki, a one z powrotem zamykały się wokółniej z szelestem.Jakby chciały ją złapać.Te pola ciągną się w nieskończoność.Nagle potknęła się.Upadła na twarz, w ustach poczuła smak ziemi.W uszach zadzwięczała cisza.Wrony odleciały.Ostrożnie uniosła głowę.Bardzo ostrożnie.Odleciały, ale przecieżgdzieś tu są, choć nie słychać ich wrzasku i wściekłego bicia skrzydłami.Odleciały, cały świat wydaje się teraz taki cichy.Dopiero po kilkusekundach do uszu Rowenny zaczęły docierać zwyczajne odgłosy dnia.Szum wiatru, szelest pochylających się łodyg kukurydzy.Powoli podniosła się z ziemi.Przyklękła i znów usłyszała wrony.Ichkrakanie było już zwyczajne, a nie przerażający skrzek, jaki przed chwiląwydawały z siebie, atakując Rowennę.W końcu przemogła się.Podniosła głowę i spojrzała w niebo.Odlatywały.Naprawdę.Czarne skrzydła połyskiwały w promieniach słońcaprzebijających się przez chmury [ Pobierz całość w formacie PDF ]