[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podrugie - aż mnie nosi, żeby się bratać z Włochami i ćwiczyć język będący piękną melodią dla moichuszu, w którym jednak nie potrafię sklecić poprawnie jednego zdania.Po trzecie - muszę znalezć sobiezajęcie, bo wówczas nie będę miała czasu na kontemplowanie dołującego faktu: po raz pierwszy odwielu lat działam bez sensownego planu.Czuję się trochę tak jak wtedy, gdy kilka lat temu, tuż przed Bożym Narodzeniem, wybrałam sięna huczną imprezę z moimi dwiema najlepszymi przyjaciółkami.Wszystkie postanowiłyśmy się ubraćw krótkie kiecki miękko przylegające do ciała i kolektywnie doszłyśmy do wniosku, że włożenie donich majtek byłoby zbrodnią przeciwko modzie.Gdy wyszłam z domu, czułam się cudownie wyzwo-RLTlona i dumna, że podjęłam tak ryzykowny krok, ale potem przez cały wieczór drżałam z przerażenia namyśl, co się stanie, jeżeli ktoś mocniej kichnie lub powstanie przeciąg.Tuż przed wyjazdem z Sydney pewna osoba pracująca w czasopiśmie Wallpaper" - którą zna-łam z racji kontaktów zawodowych - podrzuciła mi kilka adresów e-mailowych do agencji PR, domówmediowych i międzynarodowych koncernów mody w Mediolanie - stolicy szyku i lukratywnych po-sad.Jeszcze będąc w Perugii, rozesłałam pod podane adresy e-maile z załączonym CV i otrzymałamuprzejme, ale bez wyjątku odmowne odpowiedzi.Nikt nie miał ochoty mnie zatrudnić, a gdyby nawetw pewnej chwili zmienił zdanie, pojawiłby się od razu potężny problem - nie mam dokumentówuprawniających do podjęcia pracy, a jedynie turystyczną wizę, której ważność upływa w ekspresowymtempie.Ale też z ręką na sercu muszę przyznać, że ulżyło mi na widok tych odrzuconych aplikacji.Po-rozsyłałam e-maile, ponieważ poczucie obowiązku kazało mi szukać prawdziwej posady", która do-skonale by się prezentowała w CV i pociągała za sobą mnóstwo odpowiedzialności.Ale przecież taknaprawdę nie po to przyjechałam do Włoch, żeby od razu dać się zaprząc do dawnego kieratu.Chciałam wrzucić na luz - tyle że łatwiej to powiedzieć, niż zrobić.Podobnie jak mój ojciec, odktórego przejęłam wszystko co dobre, złe i najzwyczajniej w świecie wołające o pomstę do nieba, mu-szę mieć poczucie sukcesu, choćby najdrobniejszego.W związku z tą cechą trudno mi porzucić etosciężkiej pracy wpojony przez rodziców, którzy całe życie zajmowali się jakimś smali biznesem.W szkole średniej trochę kelnerowałam w naszej rodzinnej knajpce, więc - choć bez gracji -umiem się obchodzić z pełnymi talerzami i ekspresem do kawy.Oficjalnie wystawiona karta zdrowiapowinna mi ułatwić znalezienie zatrudnienia w jakimś barze lub restauracji.Praca kelnerki da mi oka-zję do ćwiczenia języka i pewniejszego osadzenia w rzymskich realiach.Poza tym podoba mi się myślo zajęciu, które będę mogła w dowolnej chwili porzucić bez żadnych konsekwencji.No i kto wie, mo-że pewnego dnia do baru zawita Nicolas Cage i stwierdzi, że jestem kobietą, której szukał.Mój tata zawsze powtarza, że jeżeli komuś naprawdę zależy na pracy, to z pewnością ją znaj-dzie.Ja zamierzam tego dokonać już drugiego dnia pobytu w Rzymie.Ubieram się w elegancką czerń iwybiegam z domu.Ale najpierw najważniejsze - kawa.Od razu czuję ukłucie tęsknoty za Pierem i Sanją z Papai.Chciałabym tutaj znalezć taki przyjazny bar, w którym znowu byłabym traktowana jak swoja.Wędrujęvia di San Giovanni w stronę Koloseum.Mijam jeden bar, ale obleśne spojrzenie baristy od razu mniemotywuje do dalszego marszu.Na następnym rogu dostrzegam Bar Helio.Przy kasie siedzi młodadziewczyna, zbyt wyzywająco umalowana, ale o ładnej, delikatnej twarzy.Dwóch baristów w nie-śmiertelnych muszkach beznamiętnie wydaje zamówienia.Lokal jest czysty i pulsuje gwarem przyja-znych głosów.Dyskretnie przewracam oczami, gdy staje przede mną cappuccino.Na mlecznej piancewidnieje serce z kakao.Przed trzema miesiącami uważałam, że to romantyczne, teraz mam ochotęRLTznokautować baristę.Podczas mojego dotychczasowego pobytu we Włoszech niemal zawsze dostawa-łam cappuccino z sercem lub nawet dwoma - romantycznie splecionymi w całość.Tylko w Papaioszczędzano mi takich przyjemności, ponieważ należałam do stałych bywalców, a Piero i Sanja niemieli nic wspólnego z typowymi, wyfraczonymi baristami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Podrugie - aż mnie nosi, żeby się bratać z Włochami i ćwiczyć język będący piękną melodią dla moichuszu, w którym jednak nie potrafię sklecić poprawnie jednego zdania.Po trzecie - muszę znalezć sobiezajęcie, bo wówczas nie będę miała czasu na kontemplowanie dołującego faktu: po raz pierwszy odwielu lat działam bez sensownego planu.Czuję się trochę tak jak wtedy, gdy kilka lat temu, tuż przed Bożym Narodzeniem, wybrałam sięna huczną imprezę z moimi dwiema najlepszymi przyjaciółkami.Wszystkie postanowiłyśmy się ubraćw krótkie kiecki miękko przylegające do ciała i kolektywnie doszłyśmy do wniosku, że włożenie donich majtek byłoby zbrodnią przeciwko modzie.Gdy wyszłam z domu, czułam się cudownie wyzwo-RLTlona i dumna, że podjęłam tak ryzykowny krok, ale potem przez cały wieczór drżałam z przerażenia namyśl, co się stanie, jeżeli ktoś mocniej kichnie lub powstanie przeciąg.Tuż przed wyjazdem z Sydney pewna osoba pracująca w czasopiśmie Wallpaper" - którą zna-łam z racji kontaktów zawodowych - podrzuciła mi kilka adresów e-mailowych do agencji PR, domówmediowych i międzynarodowych koncernów mody w Mediolanie - stolicy szyku i lukratywnych po-sad.Jeszcze będąc w Perugii, rozesłałam pod podane adresy e-maile z załączonym CV i otrzymałamuprzejme, ale bez wyjątku odmowne odpowiedzi.Nikt nie miał ochoty mnie zatrudnić, a gdyby nawetw pewnej chwili zmienił zdanie, pojawiłby się od razu potężny problem - nie mam dokumentówuprawniających do podjęcia pracy, a jedynie turystyczną wizę, której ważność upływa w ekspresowymtempie.Ale też z ręką na sercu muszę przyznać, że ulżyło mi na widok tych odrzuconych aplikacji.Po-rozsyłałam e-maile, ponieważ poczucie obowiązku kazało mi szukać prawdziwej posady", która do-skonale by się prezentowała w CV i pociągała za sobą mnóstwo odpowiedzialności.Ale przecież taknaprawdę nie po to przyjechałam do Włoch, żeby od razu dać się zaprząc do dawnego kieratu.Chciałam wrzucić na luz - tyle że łatwiej to powiedzieć, niż zrobić.Podobnie jak mój ojciec, odktórego przejęłam wszystko co dobre, złe i najzwyczajniej w świecie wołające o pomstę do nieba, mu-szę mieć poczucie sukcesu, choćby najdrobniejszego.W związku z tą cechą trudno mi porzucić etosciężkiej pracy wpojony przez rodziców, którzy całe życie zajmowali się jakimś smali biznesem.W szkole średniej trochę kelnerowałam w naszej rodzinnej knajpce, więc - choć bez gracji -umiem się obchodzić z pełnymi talerzami i ekspresem do kawy.Oficjalnie wystawiona karta zdrowiapowinna mi ułatwić znalezienie zatrudnienia w jakimś barze lub restauracji.Praca kelnerki da mi oka-zję do ćwiczenia języka i pewniejszego osadzenia w rzymskich realiach.Poza tym podoba mi się myślo zajęciu, które będę mogła w dowolnej chwili porzucić bez żadnych konsekwencji.No i kto wie, mo-że pewnego dnia do baru zawita Nicolas Cage i stwierdzi, że jestem kobietą, której szukał.Mój tata zawsze powtarza, że jeżeli komuś naprawdę zależy na pracy, to z pewnością ją znaj-dzie.Ja zamierzam tego dokonać już drugiego dnia pobytu w Rzymie.Ubieram się w elegancką czerń iwybiegam z domu.Ale najpierw najważniejsze - kawa.Od razu czuję ukłucie tęsknoty za Pierem i Sanją z Papai.Chciałabym tutaj znalezć taki przyjazny bar, w którym znowu byłabym traktowana jak swoja.Wędrujęvia di San Giovanni w stronę Koloseum.Mijam jeden bar, ale obleśne spojrzenie baristy od razu mniemotywuje do dalszego marszu.Na następnym rogu dostrzegam Bar Helio.Przy kasie siedzi młodadziewczyna, zbyt wyzywająco umalowana, ale o ładnej, delikatnej twarzy.Dwóch baristów w nie-śmiertelnych muszkach beznamiętnie wydaje zamówienia.Lokal jest czysty i pulsuje gwarem przyja-znych głosów.Dyskretnie przewracam oczami, gdy staje przede mną cappuccino.Na mlecznej piancewidnieje serce z kakao.Przed trzema miesiącami uważałam, że to romantyczne, teraz mam ochotęRLTznokautować baristę.Podczas mojego dotychczasowego pobytu we Włoszech niemal zawsze dostawa-łam cappuccino z sercem lub nawet dwoma - romantycznie splecionymi w całość.Tylko w Papaioszczędzano mi takich przyjemności, ponieważ należałam do stałych bywalców, a Piero i Sanja niemieli nic wspólnego z typowymi, wyfraczonymi baristami [ Pobierz całość w formacie PDF ]