[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawartość kuli wciąż była zamarznięta.Warstewka wody byłaprawie niezauważalna.Całkiem niezle.Załadował magazynek w górną lufę broni i bosoprzeszedł przez pomieszczenie w kierunku drzwi.Spojrzał na fosforyzujące wskazówkizegarka.Jeszcze minuta.Skoncentrował się i uspokoił oddech.Czekał cicho, aż nadejdzieczas.Była dwudziesta pięćdziesiąt trzy.Beth Sheldrake, jedna z pięciu kobiet służących w oddziale Secret Serviceochraniającym Biały Dom, oparła się wygodnie na krześle i zaczęła kartkować stronypodniszczonego egzemplarza U.S.News & World Report , który znalazła na stoliku wsekretariacie.Ziewnęła zasłaniając usta dłonią.Zastanawiała się, jak długo szef i Teresi będąjeszcze siedzieli w Owalnym Gabinecie.Wiedziała, że mają spotkanie z HudsonemCooperem, ale nie wiedziała, o czym rozmawiają.Była to dziwna pora na spotkanie.Beth pomyślała, że może jest świadkiem początkunastępnego kryzysu światowego.W czasach, gdy wojna o Kubę wisiała na włosku, byładzieckiem, ale i tak te kilka dni ją wystraszyły.Przez dwa tygodnie ćwiczyli w szkole alarmyprzeciwatomowe, chowali się pod ławkami na dzwięk syren, podczas gdy nauczyciel chodziłpo klasie z radiem przy uchu.Do diabła z takim rozumowaniem - pomyślała.I tak miała dość zmartwień ochraniającprezydenta czterdzieści czy pięćdziesiąt godzin tygodniowo.Nie musiała jeszcze zamartwiaćsię tym, co robi jej podopieczny.Odczuła nagłe zadowolenie na myśl, że sekretariat byłdzwiękoszczelny i że nie może usłyszeć, o czym oni rozmawiają.Dokładnie o dwudziestej pięćdziesiąt cztery Eric Rhinelander otworzył drzwi łączącesalę posiedzeń rządu z sekretariatem.Ogarnął spojrzeniem stosunkowo małe pomieszczenie idostrzegł postać Beth Sheldrake.Siedziała i patrzyła na niego, usiłując wyciągnąć broń zkabury pod pachą.Był to fatalny błąd.Podczas regularnych ćwiczeń w centrum treningowym Secret Service w Beltsville wMaryland biła na głowę większość kolegów z pracy w szybkości wydobywania broni,celowania i strzelania.Zawsze zajmowało jej to mniej niż dwie sekundy.W prawdziwejsytuacji zajęło jej to prawie trzy i pół sekundy, Rhinelander zaś wycelował i wystrzelił wmniej niż dwie.Minęła jeszcze jedna pięćdziesiąta część sekundy i zamrożony pocisk uderzyłw cel.Z odległości czterech metrów efekt wystrzelenia kuli wypełnionej rtęcią i lodem byłporażający.Agentka Secret Service otworzyła usta ze zdumienia, gdy zabójca pojawił się wdrzwiach i kula wdarła się w otwarte usta, bez trudu przechodząc przez miękkie podniebieniei uderzając w rdzeń, gdzie rozpadła się i maleńkie cząstki metalu podziurawiły jej mózg.Zginęła natychmiast.W chwili uderzenia pocisku ustały funkcje motoryczne mózgu.Osunęłasię w krześle; z jej ust zaczęła wypływać tkanka mózgowa i krew.Całe zajście odbyło sięniemal w zupełnej ciszy.Słychać było tylko krótkie, ciche klaśnięcie sprężonego dwutlenkuwęgla wyrzucającego pocisk.Rhinelander, który przystanął tylko na chwilę, by wystrzelić pocisk, zrobił trzy krokiw lewo i ostrożnie zasunął zasuwkę w drzwiach sekretariatu wychodzących na korytarz.Niezwracał uwagi na ciało Beth Sheldrake.Ominął biurko przy wyjściu i podszedł do drzwiprowadzących do Owalnego Gabinetu.Zrobił głęboki wdech i przypomniał sobie rozkładsłynnej sali.Kominek był po jego prawej, stary zegar po lewej.Prosto znajdowały się dwie sofy,rozdzielone niskim stolikiem i wyściełanym fotelem ustawionym przy stoliku na wprostkominka.Z fotografii wywnioskował, że fotel zarezerwowany był dla prezydenta.Pięćmetrów za fotelem stało wielkie dębowe prezydenckie biurko, a za nim trzy wysokiewychodzące na południe okna.Na lewo od biurka, za flagami, usytuowane były francuskiedrzwi do Różanego Ogrodu, a na prawo - drzwi do prywatnego gabinetu prezydenta iłazienki.Prezydent pewnie siedział teraz w fotelu, a Teresi po jego prawej stronie na sofie przystoliku.Cooper prawdopodobnie został posadzony na sofie, tyłem do Rhinelandera.Prezydentbędzie zatem w odległości siedmiu metrów, a Teresi ośmiu.Zabójca popatrzył na zegarek:dwudziesta pięćdziesiąt pięć i trzydzieści sekund.Za półtorej minuty będzie po wszystkim.Rhinelander przerzucił dzwignię przy spuście z ognia pojedynczego na ciągły i sięgnął pomosiężną klamkę.- Gdzie u diabła podział się Spencer? - zapytał ze złością Stephen Stone.- Był spocony - wyszeptał Dmitrij Trawkin i wrzucił niedopałek papierosa dostyropianowego kubka po kawie, który stał na stoliku pomiędzy nim a Stephenem.- Co takiego? - zdziwił się agent FBI.- Był spocony - powtórzył Trawkin.- Kilka minut temu przeszedł tędy facet wmundurze.Poszedł tam - wskazał ręką Rosjanin.- I co z tego?- Był spocony - powiedział Trawkin, teraz już ze złością.- Wyraznie to było widać.Kropelki potu przy uszach i na szczęce.Kołnierz marynarki był aż ciemny od wilgoci i miałprzepoconą całą koszulę.- O co ci chodzi? - zapytał Stone.- W całym budynku jest klimatyzacja - wyjaśnił Rosjanin.- Chyba czujesz?- Dlaczego miałby się tu pocić? - dokończył za niego Stone.- Chory? - rzucił Trawkin.Stone potrząsnął głową.- Nie przy takiej uroczystości.Nikt nie angażuje do pracy strażnika, który będziekichał na gości.- Rysopis pasuje - dodał Trawkin.- Widziałem go tylko przez chwilę, ale.- Warto to sprawdzić.- Stone wzruszył ramionami.- Mam już dosyć siedzenia tu ipalenia papierosów.Agent FBI wyciągnął rękę i uniósł słuchawkę stojącego na blacie telefonu, po czynnacisnął czerwony guzik na aparacie.- Macie coś? - zapytał Lyall Spencer, spoglądając ponad ramieniem Roy a Donnera naekran komputera.- Nic niezwykłego.- Dyżurny agent wzruszył ramionami.- Każdy wyznaczony nadzisiejszy dyżur zgłosił się do pracy.Ale jedynym sposobem sprawdzenia tak naprawdę jestwywołanie agentów przez radio i upewnienie się, że wszyscy są na swoich pozycjach.- Ile to zajmie? - spytał Spencer.- Z godzinkę - odpowiedział Donner.- Cholera - zaklął Spencer.- To nie ma sensu! - Spojrzał na wielki zegar IBMumieszczony ponad monitorami.Rozległo się ciche tyknięcie i wskazówka minutowaprzesunęła się do przodu.Była dwudziesta pięćdziesiąt sześć.Rhinelander wpadł do Owalnego Gabinetu i na dwie sekundy stanął w bezruchu.Szukał swoich celów.Na oknach i na przeszklonych drzwiach do ogrodu zaciągniętociemnozielone kotary.Pomieszczenie było jasno oświetlone światłem jarzeniówek, ukrytychw załomie sufitu, co nadawało gabinetowi teatralny wygląd.Wszyscy znajdowali się w niemal tych samych miejscach, jak w jego wyobrazni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zawartość kuli wciąż była zamarznięta.Warstewka wody byłaprawie niezauważalna.Całkiem niezle.Załadował magazynek w górną lufę broni i bosoprzeszedł przez pomieszczenie w kierunku drzwi.Spojrzał na fosforyzujące wskazówkizegarka.Jeszcze minuta.Skoncentrował się i uspokoił oddech.Czekał cicho, aż nadejdzieczas.Była dwudziesta pięćdziesiąt trzy.Beth Sheldrake, jedna z pięciu kobiet służących w oddziale Secret Serviceochraniającym Biały Dom, oparła się wygodnie na krześle i zaczęła kartkować stronypodniszczonego egzemplarza U.S.News & World Report , który znalazła na stoliku wsekretariacie.Ziewnęła zasłaniając usta dłonią.Zastanawiała się, jak długo szef i Teresi będąjeszcze siedzieli w Owalnym Gabinecie.Wiedziała, że mają spotkanie z HudsonemCooperem, ale nie wiedziała, o czym rozmawiają.Była to dziwna pora na spotkanie.Beth pomyślała, że może jest świadkiem początkunastępnego kryzysu światowego.W czasach, gdy wojna o Kubę wisiała na włosku, byładzieckiem, ale i tak te kilka dni ją wystraszyły.Przez dwa tygodnie ćwiczyli w szkole alarmyprzeciwatomowe, chowali się pod ławkami na dzwięk syren, podczas gdy nauczyciel chodziłpo klasie z radiem przy uchu.Do diabła z takim rozumowaniem - pomyślała.I tak miała dość zmartwień ochraniającprezydenta czterdzieści czy pięćdziesiąt godzin tygodniowo.Nie musiała jeszcze zamartwiaćsię tym, co robi jej podopieczny.Odczuła nagłe zadowolenie na myśl, że sekretariat byłdzwiękoszczelny i że nie może usłyszeć, o czym oni rozmawiają.Dokładnie o dwudziestej pięćdziesiąt cztery Eric Rhinelander otworzył drzwi łączącesalę posiedzeń rządu z sekretariatem.Ogarnął spojrzeniem stosunkowo małe pomieszczenie idostrzegł postać Beth Sheldrake.Siedziała i patrzyła na niego, usiłując wyciągnąć broń zkabury pod pachą.Był to fatalny błąd.Podczas regularnych ćwiczeń w centrum treningowym Secret Service w Beltsville wMaryland biła na głowę większość kolegów z pracy w szybkości wydobywania broni,celowania i strzelania.Zawsze zajmowało jej to mniej niż dwie sekundy.W prawdziwejsytuacji zajęło jej to prawie trzy i pół sekundy, Rhinelander zaś wycelował i wystrzelił wmniej niż dwie.Minęła jeszcze jedna pięćdziesiąta część sekundy i zamrożony pocisk uderzyłw cel.Z odległości czterech metrów efekt wystrzelenia kuli wypełnionej rtęcią i lodem byłporażający.Agentka Secret Service otworzyła usta ze zdumienia, gdy zabójca pojawił się wdrzwiach i kula wdarła się w otwarte usta, bez trudu przechodząc przez miękkie podniebieniei uderzając w rdzeń, gdzie rozpadła się i maleńkie cząstki metalu podziurawiły jej mózg.Zginęła natychmiast.W chwili uderzenia pocisku ustały funkcje motoryczne mózgu.Osunęłasię w krześle; z jej ust zaczęła wypływać tkanka mózgowa i krew.Całe zajście odbyło sięniemal w zupełnej ciszy.Słychać było tylko krótkie, ciche klaśnięcie sprężonego dwutlenkuwęgla wyrzucającego pocisk.Rhinelander, który przystanął tylko na chwilę, by wystrzelić pocisk, zrobił trzy krokiw lewo i ostrożnie zasunął zasuwkę w drzwiach sekretariatu wychodzących na korytarz.Niezwracał uwagi na ciało Beth Sheldrake.Ominął biurko przy wyjściu i podszedł do drzwiprowadzących do Owalnego Gabinetu.Zrobił głęboki wdech i przypomniał sobie rozkładsłynnej sali.Kominek był po jego prawej, stary zegar po lewej.Prosto znajdowały się dwie sofy,rozdzielone niskim stolikiem i wyściełanym fotelem ustawionym przy stoliku na wprostkominka.Z fotografii wywnioskował, że fotel zarezerwowany był dla prezydenta.Pięćmetrów za fotelem stało wielkie dębowe prezydenckie biurko, a za nim trzy wysokiewychodzące na południe okna.Na lewo od biurka, za flagami, usytuowane były francuskiedrzwi do Różanego Ogrodu, a na prawo - drzwi do prywatnego gabinetu prezydenta iłazienki.Prezydent pewnie siedział teraz w fotelu, a Teresi po jego prawej stronie na sofie przystoliku.Cooper prawdopodobnie został posadzony na sofie, tyłem do Rhinelandera.Prezydentbędzie zatem w odległości siedmiu metrów, a Teresi ośmiu.Zabójca popatrzył na zegarek:dwudziesta pięćdziesiąt pięć i trzydzieści sekund.Za półtorej minuty będzie po wszystkim.Rhinelander przerzucił dzwignię przy spuście z ognia pojedynczego na ciągły i sięgnął pomosiężną klamkę.- Gdzie u diabła podział się Spencer? - zapytał ze złością Stephen Stone.- Był spocony - wyszeptał Dmitrij Trawkin i wrzucił niedopałek papierosa dostyropianowego kubka po kawie, który stał na stoliku pomiędzy nim a Stephenem.- Co takiego? - zdziwił się agent FBI.- Był spocony - powtórzył Trawkin.- Kilka minut temu przeszedł tędy facet wmundurze.Poszedł tam - wskazał ręką Rosjanin.- I co z tego?- Był spocony - powiedział Trawkin, teraz już ze złością.- Wyraznie to było widać.Kropelki potu przy uszach i na szczęce.Kołnierz marynarki był aż ciemny od wilgoci i miałprzepoconą całą koszulę.- O co ci chodzi? - zapytał Stone.- W całym budynku jest klimatyzacja - wyjaśnił Rosjanin.- Chyba czujesz?- Dlaczego miałby się tu pocić? - dokończył za niego Stone.- Chory? - rzucił Trawkin.Stone potrząsnął głową.- Nie przy takiej uroczystości.Nikt nie angażuje do pracy strażnika, który będziekichał na gości.- Rysopis pasuje - dodał Trawkin.- Widziałem go tylko przez chwilę, ale.- Warto to sprawdzić.- Stone wzruszył ramionami.- Mam już dosyć siedzenia tu ipalenia papierosów.Agent FBI wyciągnął rękę i uniósł słuchawkę stojącego na blacie telefonu, po czynnacisnął czerwony guzik na aparacie.- Macie coś? - zapytał Lyall Spencer, spoglądając ponad ramieniem Roy a Donnera naekran komputera.- Nic niezwykłego.- Dyżurny agent wzruszył ramionami.- Każdy wyznaczony nadzisiejszy dyżur zgłosił się do pracy.Ale jedynym sposobem sprawdzenia tak naprawdę jestwywołanie agentów przez radio i upewnienie się, że wszyscy są na swoich pozycjach.- Ile to zajmie? - spytał Spencer.- Z godzinkę - odpowiedział Donner.- Cholera - zaklął Spencer.- To nie ma sensu! - Spojrzał na wielki zegar IBMumieszczony ponad monitorami.Rozległo się ciche tyknięcie i wskazówka minutowaprzesunęła się do przodu.Była dwudziesta pięćdziesiąt sześć.Rhinelander wpadł do Owalnego Gabinetu i na dwie sekundy stanął w bezruchu.Szukał swoich celów.Na oknach i na przeszklonych drzwiach do ogrodu zaciągniętociemnozielone kotary.Pomieszczenie było jasno oświetlone światłem jarzeniówek, ukrytychw załomie sufitu, co nadawało gabinetowi teatralny wygląd.Wszyscy znajdowali się w niemal tych samych miejscach, jak w jego wyobrazni [ Pobierz całość w formacie PDF ]