[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybkosobie zapewniła wpływy w tym środowisku, pomyślał.Zmarszczka na czoleJacka się pogłębiła.Salon i jadalnia Arabelli stały się ulubionym miejscemelity wigów, rzecz całkiem naturalna, skoro jej mąż był jednym z czołowychczłonków tejże, lecz serdeczność, jaką okazywała emigrantom, nie miała zJackiem nic wspólnego.Niepokoił się tym.Gromadziła fundusze, błagała cały Londyn, byprzyjmowano ich do pracy, ofiarowywano im mieszkania i opiekę lekarską,a także, czego był pewien, wspomagała ich hojnie własnymi środkami.Tacoraz liczniejsza społeczność wynędzniałych uchodzców zajęła miejsce284RS wieśniaków, którymi opiekowała się w hrabstwie Kent.Martwiło go, żezapuszczała się w podejrzane dzielnice, lecz mógł zrozumieć, że czuje takąpotrzebę.Nie pojmował natomiast jej równie entuzjastycznegozaangażowania w sprawy francuskiej arystokracji.Ludzie ci tłoczyli się w jego salonie, narzekali na los, pomstowali nastraszliwe wydarzenia w ich ojczyznie, utyskiwali na niegościnnośćAnglików, którzy ich zdaniem powinni byli ich przyjąć i zapewnić im byt.Przejmowało go to wstrętem.Zdołali w końcu ujść z życiem, podczas gdytysiące innych skończyło na gilotynie.Nie mogli już wieśćuprzywilejowanej egzystencji, ale żyli w wolnym kraju.Tymczasem stać ichbyło jedynie na skargi.On widział rzez na dziedzińcu La Force, furmanki wiozące skazańców,zakrwawione ostrze gilotyny.Oni zaś myśleli tylko o swych pięknychzamkach w ręku motłochu i eleganckich paryskich pałacach w ruinie.Biadali nad utratą bogactw, ziem, klejnotów, wielkich przywilejów, alerzadko wspominali tych, których zostawili tam na pewną śmierć.Musiał co prawda przyznać, że nie wszyscy z nich byli tacy.Wielu bezwytchnienia starało się pomóc w ucieczce rodakom, lecz mimo wszystkoczuł do nich głęboką urazę, bo oni żyli, a Charlotte  nie.Z trudem znosił przebywanie razem z nimi.Już zaczął się cofać cichoku schodom w nadziei, że uda mu się wymknąć, lecz w tejże chwili z salonuwypadły oba psy i z głośnym poszczekiwaniem zaczęły na niego skakać. Leżeć.Niech was diabli  rzucił, opędzając się od nich. Nierozumiem, czemu tak was cieszy mój widok, bo mnie wasz ani trochę nieraduje.Nie cierpię was.One jednak wciąż witały go radośnie, a ich ślepia patrzyły na niego zuwielbieniem.285RS  Tak sobie myślałam, że to na pewno ty  odezwała się od drzwiArabella. Do nikogo innego im tak nie spieszno. Bo zdaje im się, całkiem niesłusznie, że je lubię odparł, otrzepującsurdut. Do tej pory powinny już to pojąć.Uśmiechnęła się do niego pogodnie, nieznacznie przechylając głowę. Nie oszukasz ich nawet przez sekundę.Czy nie mógłbyś wejść iprzywitać się? Markiz Frontenac pytał o ciebie.Nie mógł odmówić powitania gości we własnym domu. Zamierzałem się wprawdzie przebrać, ale myślę, że mój strój ujdzie uznał i poszedł za nią.Arabella nalała herbaty grupce dam zgromadzonych w rogu salonu,starając się jednocześnie nic nie uronić z tego, o czym Jack mówił zmarkizem.Obecność męża nie pozwoliła jej dłużej prowadzić cichegośledztwa w sprawie hrabiego i hrabiny de Villefranche.Jak dotąd zdołaładowiedzieć się tylko tyle, że hrabia został zgilotynowany dwa lata temu, ajego żona, siostra Jacka, zaginęła jakiś czas pózniej.Nikt nie wiedział, czyjej nazwisko pojawiło się na którejś z list skazańców, codziennieogłaszanych przez rewolucyjne trybunały, choć nie było to niczym zaska-kującym, zważywszy okrutne rzezie, do których dochodziło w Paryżu.Mogła równie łatwo zginąć w więzieniu i na gilotynie.Arabella była jednak przekonana, że ktoś prócz Jacka musi znaćprawdę o losie jego siostry Mogło to być kluczem do poznania sekretówmęża.Zamieszanie w holu sprawiło, że salon przycichł.W drzwiach stanąłTidmouth. Ich wysokości, książę i księżna Walii  obwieścił, kłaniając się dokolan.286RS Wszyscy wstali i również zaczęli się giąć w ukłonach i dygać, mruczącpełne szacunku słowa powitania.Do salonu wkroczył książę z wypiętymbrzuchem, całkowicie ignorując swoją młodą żonę.Księżniczka Karolinatrzymała wprawdzie głowę wysoko, lecz dwa ostre rumieńce na jejpoliczkach sprawiły, że Arabellę ogarnął gniew.George, książę Walii,okazał się gburem, tak jak pomyślała, widząc go po raz pierwszy.Och, mógłsobie być błyskotliwy i inteligentny, ale był też uparciuchem i arogantembez cienia samokrytyki.Nie miał żadnego prawa traktować swojej żony ztakim brakiem szacunku. Witam, wasze wysokości  powiedziała, występując naprzód iuśmiechając się do księżniczki. Czy zechcą państwo napić się herbaty? Za nic, madame  oświadczył książę. Tylko czerwone wino.Jack,drogi przyjacielu, daj tu butelkę najlepszego. Oczywiście  oświadczył Jack z niewzruszonym spokojem.Tidmouth, rocznik osiemdziesiąty trzeci,Arabella, która zdołała zachować na twarzy wymuszony uśmiech,spytała księżnę: Zechce wasza wysokość napić się herbaty? Dziękuję, lady Arabello. Karolina odpowiedziała jej uśmiechemrównie królewskim i pełnym wdzięczności.Usiadła i przyjęła filiżankę.Jejangielszczyzna była płynna, po francusku jednak mówiła trochę gorzej.Mimo to wkrótce zdołała nawiązać rozmowę o najnowszej modzie, operze inarodzinach syna króla pruskiego.Arabella zmusiła się, aby słuchać konwersacji, która raczej ją nudziła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl