[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego lewa stopa znajdowała się poza kręgiem.- Czy nie wydaje ci się, że magiczne stwory powinny być jakoś przygotowane na takiesztuczki? - zapytał głos Lokiego za jego plecami.- Wiesz, wykrywanie iluzji, odporność, jakmyślisz?Karzeł nie zdążył odpowiedzieć.Poczuł tylko chłód, potem ciepło, a pózniej.jego głowapotoczyła się i zatrzymała na środku kręgu.Kłamca spojrzał na nią z niesmakiem.I wtedy właśnie opadły go demony.Przyszły zewsząd.Część z dzikim rykiem wyłoniła się z ziemi, bryzgając wokół błotem ilawą.Niektóre sfrunęły z dachu, gdzie do tej pory udawały ozdobne gargulce.Najwięcej jednakwypadło przez otwarte z impetem wrota.Wyglądały przeróżnie, a jednak znać w nich byłopomiot tego samego nasienia.Jak nocne koszmary, które czy łypią żółtymi ślepiami wciemnościach, czy szepczą złowrogo tuż za uchem, tak samo ściskają serce, a umysł wpędzająw szaleństwo.Jedne miały rogi proste niczym górskie kozice, inne zakręcone jak barany.No iszpony.Cały asortyment szponów, kłów czy pazurów przez tysiąclecia przysposabianych tylkodo jednego - niesienia jak najokrutniejszej śmierci.I to właśnie czyniły.Chciały czynić.Loki miał prawo być z siebie dumny.Nie tylko uniknął pierwszego lecącego nań stwora,ale i zgrabnie trzepnął go między oczy rękojeścią.Podobnie gładko poszło mu z następnymdemonem, niedawnym gargulcem, który, pikując, nabił się na wystawione w górę ostrze.Potwór pisnął przerazliwie i gwałtownie wzleciał w powietrze.Opadł kilka kroków dalej,przygniatając sobą kilku współtowarzyszy wyłaniających się właśnie z ziemi.Kłamca wiedziałjednak, że najgorsze jeszcze przed nim.Przy wtórze demonich wrzasków wzlatywały ku niebuodcięte łapy, łby, bryzgała cuchnąca, gorąca posoka.Jednak mimo wszystko Loki czuł już, że przegrał.Demonów wciąż przybywało, miastubywać, i te nowe były coraz silniejsze.I choć nie zaprzestał walki, niemal z ulgą powitałciemność, jaka przybyła doń wraz z ciosem w kark.i bólem.Ostatnią rzeczą, którą pamiętał,była świadomość, że przynajmniej nie padnie przed swym wrogiem.Tłok wokół na to niepozwalał.* * *Istoty mityczne nie mają zaświatów ani świetlistych tuneli.Zdziwił się więc niepomiernie,gdy pośród ciemności nagle ujrzał światło.Zdziwił i nawet trochę ucieszył.Ale radość nietrwała długo.Ból karku, żeber i słony, metaliczny posmak w ustach uzmysłowiły mu, że nadal żyje.i tkwi po uszy w gównie.Choć musiał przyznać, przyglądając się dobrze znanemuwnętrzu, że wpadł w gówno wyjątkowo okazałe - wprost do sali biesiadnej, najważniejszejkomnaty Walhalli.Wyglądała zupełnie jak w latach swej świetności.Suto zastawione stołyustawione w podkowę, ściany ozdobione przepięknymi gobelinami tkanymi złotem oraz krwiąpodbitych i ofiarowanych bogom ludów.Na klepisku rozłożone skóry mitycznych zwierząt, a wkażdym rogu stojak na broń bohaterów.Nad głową miał zastygłe w nieczasie jeziorozawieszone wolą pana wód, Aegira, a wokół wszechobecny zapach krwi.Oto raj prawdziwychwojowników.Loki zmrużył oczy.W przeciwległym końcu sali na tronie rzezbionym w smoczym klesiedział Odyn.Ojciec i władca Asów trzymał na kolanach włócznię, tę samą, którą wieki temuzłamał archanioł Michał.Nie mogło być mowy o pomyłce, na całym świecie istniała tylkojedna taka włócznia.Tak jak jeden tylko był Odyn.Był!Kłamca z niemałym trudem uniósł się na kolana, a potem wstał.Poczuł zawroty głowy,jednak wolno ruszył w stronę tronu.Nie wiedział po co, ale czuł, że musi.Gdy od pana zamkudzieliła go już tylko szerokość stołu, Odyn uśmiechnął się.Jego dudniący głos obudził echo:- Czy nie wydaje ci się, że bóg kłamstwa powinien być jakoś przygotowany na takiesztuczki? Wiesz, wykrywanie pułapek, szybki kontratak, jak myślisz?Loki rozmasował obolały kark.- I co? - odgryzł się.- Miałem ich wszystkich wykończyć, a pózniej zwyczajnie tuzapukać? Zepsułbym cały efekt.Odyn przytaknął i oparł włócznię o tron.Po chwili wybuchnął śmiechem.- Wiesz, że swoim sarkazmem niszczysz mi cały plan rozmowy?Kłamca wzruszył ramionami.I zaraz pożałował.Ostrze bólu pognało wzdłuż pleców inieomal zwaliło go z nóg.- Pewnie liczyłeś - wycedził przez zaciśnięte zęby - że zapytam cię, kim jesteś?Przeliczyłeś się, mam to w dupie.Wystarczy mi tylko fakt, że nie jesteś Odynem, a wszystko tuwokół to jedna wielka bzdura.Przyciągnął najbliższe krzesło i usiadł.W tym momencie na stole pojawił się małypojemnik z wykałaczkami.Loki wziął jedną i włożył do ust.Siedzący na tronie ani przezmoment nie wydawał się zbity z tropu.Wręcz przeciwnie.Nie krył rozbawienia.- Gdybym był prawdziwym Odynem, miałbyś się z pyszna, prawda? Ale to nieważne.Natwoje szczęście bądz nieszczęście to nie jest Walhalla, a ja nie jestem jej władcą.Z każdym kolejnym słowem jego twarz ulegała przemianie.Zniknęła gdzieś przepaskaskrywająca pusty oczodół, wysunięte kości policzkowe zmalały, czyniąc twarz bardziejpociągłą i jakby gładszą.Włosy okryła czerń, a gęsta broda zmieniła się w obłok szarej mgły irozwiała w nicość.Potężne ramiona wojownika, jego szeroki, ozdobiony napierśnikiem tors,ogromne jak bochny chleba dłonie - wszystko poczęło tracić kształt.Po chwili na tronie, miastdostojnego wikinga, siedział.anioł.Dwie pary złocistobiałych skrzydeł mieniły się w oświetlającym Walhallę blasku, a kruczoczarne włosy opadały na jasnobrązową twarz.Tylkouśmiech nie uległ zmianie.Nadal był pełen rozbawienia i niemal przyjazni.Gdyby rekin śmiałsię do swych ofiar, robiłby to pewnie identycznie.Loki skrzywił usta z niesmakiem.- Czy już do końca prześladować mnie będą te skrzydła i pedalskie gęby?Anioł rozłożył ręce z uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: Co ja ci na to, kotku, poradzę?- Wiesz, kim jestem? - zapytał, wstając.Powoli zszedł po stopniach i usiadł przy stolenaprzeciwko Lokiego.- Powiedzmy, że masz trzy szanse.Kłamca wyciągnął wykałaczkę z ust i rzucił w twarz rozmówcy.Tak jak się domyślał,przeleciała przez nią i cicho wylądowała na podłodze.- Zakładam, że nie jesteś jednym z tych dobrych.Oni mnie nie biją.- Ciepło.Loki oparł łokcie na stole i złożył dłonie, skubiąc kciukami czubek nosa.- Nie podejrzewam też, żebyś był wielkim szefem.- A to dlaczego? - zapragnął wiedzieć skrzydlaty.- Taki pedant jak on nie przybrałbynawet na moment tak głupiego wyglądu.- Jak Odyn?- Jak ty - wyjaśnił Kłamca.Sięgnął po kolejną wykałaczkę.- Zgadłem?- Tak, nie jestem Lucyferem - wycedził anioł.- Nazywam się Belzebub.- Czytałem, czytałem - Loki pokiwał głową.- Zwińska głowa na kiju, wyspa pełnachłopców.To chyba twój największy sukces, co?Oczy Belzebuba zapłonęły żądzą mordu.- Jak rozumiem, przysłano cię, byś się ze mną dogadał.- Bóg fałszu kontynuował zuśmiechem.- Nie udały się zamachy, nie udały się kuszenia, więc przyszedłeś wprost.A cała tapułapka to tylko pokaz sił.Mam rację?- Zapytaj swój kark - odparł upadły anioł, powoli odzyskując zimną krew.- I każdej rany,jaką zadały ci moje demony.A co do mojej misji, miałem sprawdzić, czy okażesz się dla nasprzydatny.- I co?- Jak widać - Belzebub uniósł rękę i wykreślił w powietrzu dziwny znak - nie jesteś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl