[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.bawiłam się już w terapię z Wendy, mogę więc spróbować iz tobą - zaproponowała żartobliwie.- To pewnie dlatego nigdy nie chciałeś miećżony, dzieci i rodziny.Może nawet z tego właśnie powodu wziąłeś dzieci Maureen.70SRPewnie gdzieś podświadomie uważałeś, że to cię ochroni przed własnymzwiązkiem.Zbladł i patrzył na nią w milczeniu.- Idę spać - oznajmił w końcu.- Ale przynajmniej nikt nie zamykał cię w szafie - dodała, a widząc jegowzrok, zrozumiała, że posunęła się za daleko.- Musisz pomóc Wendy - zakończyła miękko.- To szaleństwo.Nie poradzę sobie.- Dlaczego? - zdziwiła się.- Jesteś dojrzałym mężczyzną, masz swoją pracę,świat leży u twoich stóp, nie mów, że to dla ciebie niemożliwe.Wendy nie poradzisobie z tym sama.- Wiem - przyznał z bólem.- Jutro porozmawiam z Nickiem.Zdaje się, żepracował już z dziećmi po przejściach.- Rzeczywiście, pomyśleli o wszystkim - przyznała z podziwem.- Ale pozwól,że wypróbuję też moją terapię.Chcę zabrać jutro Wendy na zakupy.Co ty na to?Wzruszył ramionami.- Jedzcie.I tak zamierzałem jutro popracować.- Myślałam, że właśnie siedzisz nad projektami.- Bo tak było, ale usłyszałem Wendy.A potem przyszedłem tu, żebypomyśleć.- A ja ci w tym przeszkadzam?- Trochę.- Nie za grzeczna odpowiedz - zaśmiała się.- Gdybym była nadwrażliwa,mogłoby mnie to dotknąć.- Widocznie nie jesteś.Ale na pewno powinnaś być już w łóżku.Wczorajniewiele spałaś.- Nie szkodzi.Wypędzanie starych demonów jest najważniejsze.- Zamyśliłasię i popatrzyła na fale.- To niesamowite, jak bardzo wy wszyscy potrzebujeciepomocy - odezwała się cicho.- Mogłabyś już przestać o tym mówić?71SR- Nie.Za to właśnie mi płacisz - przypomniała mu.- Mam dbać o dzieci,zapomniałeś?- Więc lepiej idz i sprawdz, czy śpią, a mnie zostaw w spokoju.- To nie takie proste.Teraz ty i one stanowicie jedną rodzinę.I musisz zrobićwszystko, żeby funkcjonowała jak najlepiej - rozpędzała się.- Nie jesteśmy rodziną! - Krzyknął tak głośno, że aż drgnęła i odsunęła się okrok.Pierce zacisnął powieki, odczekał chwilę, a potem, nieco spokojniejszyciągnął:- Dzieci trochę tu odpoczną, a ja podgonię pracę.Potem wrócimy do domu irozejrzymy się za jakąś gosposią.Nie potrzebujemy zbiorowej psychoanalizy.- To nie zadziała, wiesz? Nie chcesz się do tego przyznać, ale już sięzaangażowałeś.I nie poradzisz sobie z nimi, dopóki nie uporasz się z sobą samym.- Nieprawda!Umilkła.Nagle dostrzegła, że pod powłoką silnego faceta nadal jest tymsamym wylęknionym chłopakiem, którego spotkała kiedyś na weselu.- Słuchaj, ludzie nie są tacy straszni - powiedziała ciepło i w nagłym impulsiechwyciła go za ręce.Koc zsunął się z jej ramion, ale nie zważała na to.Chciała wlaćw niego trochę spokoju i nadziei.- Nie ma nic złego w tym, że je pokochałeś -wyszeptała.- Miłość nie jest niczym przerażającym.- I to mówi kobieta, która wylała wiadro wody na swojego faceta - prychnął.- Ale gdyby mi się wcześniej nie wydawało, że jestem zakochana, niewiedziałabym, jakie to uczucie: oblać wodą podłego zdrajcę i jego flądrę! -Podniosła koc i okryła się starannie.- Chociaż czasami dużo za to płacę, to nie bojęsię iść do przodu!- W miłości?- W życiu!- Uważasz więc, że boję się życia?Wpatrywała się w niego długo.Wciąż był poważny.Księżyc oświetlał jego72SRostre rysy, a ona pomyślała, że chciałaby zobaczyć jego uśmiech.- Jedz ze mną i Wendy na zakupy - zaproponowała nagle.- Zobaczysz, będziemiło.- Reszta dzieci będzie zazdrosna.- wykręcał się nieporadnie.- Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz.Na pewno się zgodzą.A tobie todobrze zrobi.Obejrzysz kilka sukienek i przestaniesz być taki ponury.- Nie jestem ponury!- Oczywiście, że jesteś.Zrozum, ja też jestem załamana.Nie wskoczę beznamysłu w kolejny związek, nie musisz się więc obawiać.Ale nie zamierzam przezto trzymać wszystkich na dystans.Ty też nie powinieneś tego robić.A teraz zamknijna chwilę oczy.I zanim zdążył cokolwiek zrobić, ujęła jego twarz i pocałowała.To miał byćlekki pocałunek, całkiem różny od tego wczorajszego.Ale kiedy już zaczęła.Koc znowu się z niej zsunął, a razem z nim rozwiały się gdzieś jej rozwaga,skromność i wszystkie powzięte postanowienia.To szalone.I trochę śmieszne.Pomyśleć, że zaczęła to, bo chciała udowodnić,że tym razem będzie w stanie kontrolować sytuację.Ale to nie zadziałało.Jeszcze nigdy pocałunek nie wyzwolił w niej takich odczuć.Stopniowoogarniały całe ciało, docierały do każdej, najmniejszej nawet komórki.Wyglądałona to, że oboje stracili nad sobą kontrolę.Nie miała pojęcia, jak długo to trwało.Stała boso na kamieniach, ale nie czuła chłodu.Dotyk jego ust rozgrzewał ją poczubki stóp.Nagle gdzieś za nimi otworzyły się drzwi i ktoś zapalił światło.Odskoczyli odsiebie jak para spłoszonych nastolatków.Shanni naciągnęła koc i cofnęła się o krok.- Czy to ty, Pierce? - usłyszeli Susan.- Tak.- Jego głos drżał, ale usiłował go uspokoić.- Obudziłem cię?- Nie spałam.Sprzątałam kuchnię, a potem miałam nagłą ochotę na pikle.- Jesteś w ciąży? - spytała Shanni, ostrożnie wyłaniając się z mroku.- O, jest tu Shanni! - zawołała Susie wesoło.- Chyba tak.73SRW progu kuchni pojawił się Hamish i Susan objęła go naturalnym gestem.Shanni aż zadrżała.Było w nich tyle ciepła, serdeczności i miłości.- Chyba powinniśmy iść do łóżek - zawołał Hamish.- Wszystko w porządku zwami?- Tak, wszystko dobrze - potwierdzili.- A dzieci?- Zpią.A my właśnie o nich rozmawiamy.- Tak to właśnie wyglądało - zaśmiała się Susan.- A ty co tu właściwie robisz? - zapytał jej mąż.- Musiałam zejść, bo poczułam nagłą ochotę na pikle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.bawiłam się już w terapię z Wendy, mogę więc spróbować iz tobą - zaproponowała żartobliwie.- To pewnie dlatego nigdy nie chciałeś miećżony, dzieci i rodziny.Może nawet z tego właśnie powodu wziąłeś dzieci Maureen.70SRPewnie gdzieś podświadomie uważałeś, że to cię ochroni przed własnymzwiązkiem.Zbladł i patrzył na nią w milczeniu.- Idę spać - oznajmił w końcu.- Ale przynajmniej nikt nie zamykał cię w szafie - dodała, a widząc jegowzrok, zrozumiała, że posunęła się za daleko.- Musisz pomóc Wendy - zakończyła miękko.- To szaleństwo.Nie poradzę sobie.- Dlaczego? - zdziwiła się.- Jesteś dojrzałym mężczyzną, masz swoją pracę,świat leży u twoich stóp, nie mów, że to dla ciebie niemożliwe.Wendy nie poradzisobie z tym sama.- Wiem - przyznał z bólem.- Jutro porozmawiam z Nickiem.Zdaje się, żepracował już z dziećmi po przejściach.- Rzeczywiście, pomyśleli o wszystkim - przyznała z podziwem.- Ale pozwól,że wypróbuję też moją terapię.Chcę zabrać jutro Wendy na zakupy.Co ty na to?Wzruszył ramionami.- Jedzcie.I tak zamierzałem jutro popracować.- Myślałam, że właśnie siedzisz nad projektami.- Bo tak było, ale usłyszałem Wendy.A potem przyszedłem tu, żebypomyśleć.- A ja ci w tym przeszkadzam?- Trochę.- Nie za grzeczna odpowiedz - zaśmiała się.- Gdybym była nadwrażliwa,mogłoby mnie to dotknąć.- Widocznie nie jesteś.Ale na pewno powinnaś być już w łóżku.Wczorajniewiele spałaś.- Nie szkodzi.Wypędzanie starych demonów jest najważniejsze.- Zamyśliłasię i popatrzyła na fale.- To niesamowite, jak bardzo wy wszyscy potrzebujeciepomocy - odezwała się cicho.- Mogłabyś już przestać o tym mówić?71SR- Nie.Za to właśnie mi płacisz - przypomniała mu.- Mam dbać o dzieci,zapomniałeś?- Więc lepiej idz i sprawdz, czy śpią, a mnie zostaw w spokoju.- To nie takie proste.Teraz ty i one stanowicie jedną rodzinę.I musisz zrobićwszystko, żeby funkcjonowała jak najlepiej - rozpędzała się.- Nie jesteśmy rodziną! - Krzyknął tak głośno, że aż drgnęła i odsunęła się okrok.Pierce zacisnął powieki, odczekał chwilę, a potem, nieco spokojniejszyciągnął:- Dzieci trochę tu odpoczną, a ja podgonię pracę.Potem wrócimy do domu irozejrzymy się za jakąś gosposią.Nie potrzebujemy zbiorowej psychoanalizy.- To nie zadziała, wiesz? Nie chcesz się do tego przyznać, ale już sięzaangażowałeś.I nie poradzisz sobie z nimi, dopóki nie uporasz się z sobą samym.- Nieprawda!Umilkła.Nagle dostrzegła, że pod powłoką silnego faceta nadal jest tymsamym wylęknionym chłopakiem, którego spotkała kiedyś na weselu.- Słuchaj, ludzie nie są tacy straszni - powiedziała ciepło i w nagłym impulsiechwyciła go za ręce.Koc zsunął się z jej ramion, ale nie zważała na to.Chciała wlaćw niego trochę spokoju i nadziei.- Nie ma nic złego w tym, że je pokochałeś -wyszeptała.- Miłość nie jest niczym przerażającym.- I to mówi kobieta, która wylała wiadro wody na swojego faceta - prychnął.- Ale gdyby mi się wcześniej nie wydawało, że jestem zakochana, niewiedziałabym, jakie to uczucie: oblać wodą podłego zdrajcę i jego flądrę! -Podniosła koc i okryła się starannie.- Chociaż czasami dużo za to płacę, to nie bojęsię iść do przodu!- W miłości?- W życiu!- Uważasz więc, że boję się życia?Wpatrywała się w niego długo.Wciąż był poważny.Księżyc oświetlał jego72SRostre rysy, a ona pomyślała, że chciałaby zobaczyć jego uśmiech.- Jedz ze mną i Wendy na zakupy - zaproponowała nagle.- Zobaczysz, będziemiło.- Reszta dzieci będzie zazdrosna.- wykręcał się nieporadnie.- Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz.Na pewno się zgodzą.A tobie todobrze zrobi.Obejrzysz kilka sukienek i przestaniesz być taki ponury.- Nie jestem ponury!- Oczywiście, że jesteś.Zrozum, ja też jestem załamana.Nie wskoczę beznamysłu w kolejny związek, nie musisz się więc obawiać.Ale nie zamierzam przezto trzymać wszystkich na dystans.Ty też nie powinieneś tego robić.A teraz zamknijna chwilę oczy.I zanim zdążył cokolwiek zrobić, ujęła jego twarz i pocałowała.To miał byćlekki pocałunek, całkiem różny od tego wczorajszego.Ale kiedy już zaczęła.Koc znowu się z niej zsunął, a razem z nim rozwiały się gdzieś jej rozwaga,skromność i wszystkie powzięte postanowienia.To szalone.I trochę śmieszne.Pomyśleć, że zaczęła to, bo chciała udowodnić,że tym razem będzie w stanie kontrolować sytuację.Ale to nie zadziałało.Jeszcze nigdy pocałunek nie wyzwolił w niej takich odczuć.Stopniowoogarniały całe ciało, docierały do każdej, najmniejszej nawet komórki.Wyglądałona to, że oboje stracili nad sobą kontrolę.Nie miała pojęcia, jak długo to trwało.Stała boso na kamieniach, ale nie czuła chłodu.Dotyk jego ust rozgrzewał ją poczubki stóp.Nagle gdzieś za nimi otworzyły się drzwi i ktoś zapalił światło.Odskoczyli odsiebie jak para spłoszonych nastolatków.Shanni naciągnęła koc i cofnęła się o krok.- Czy to ty, Pierce? - usłyszeli Susan.- Tak.- Jego głos drżał, ale usiłował go uspokoić.- Obudziłem cię?- Nie spałam.Sprzątałam kuchnię, a potem miałam nagłą ochotę na pikle.- Jesteś w ciąży? - spytała Shanni, ostrożnie wyłaniając się z mroku.- O, jest tu Shanni! - zawołała Susie wesoło.- Chyba tak.73SRW progu kuchni pojawił się Hamish i Susan objęła go naturalnym gestem.Shanni aż zadrżała.Było w nich tyle ciepła, serdeczności i miłości.- Chyba powinniśmy iść do łóżek - zawołał Hamish.- Wszystko w porządku zwami?- Tak, wszystko dobrze - potwierdzili.- A dzieci?- Zpią.A my właśnie o nich rozmawiamy.- Tak to właśnie wyglądało - zaśmiała się Susan.- A ty co tu właściwie robisz? - zapytał jej mąż.- Musiałam zejść, bo poczułam nagłą ochotę na pikle [ Pobierz całość w formacie PDF ]