[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem śmiertelnie przerażony.Więcej nie zniosę.To koniec.Dlaczego chcesz, żebym topowiedział?Milczała.Kiedy leżał pogrążony w obłędzie, myła go, karmiła, była przy nim za każdym razem, kiedy budził się i wszale bredził o głodzie w ciemnościach.Wspierała go we wszystkich jego dzikich pomysłach.Stała u jego boku, pomimo.o, pomimo tylu rzeczy.Nie widział jej twarzy, jedynie zarys, ale potrafił przywołać ją w pamięci w najdrobniejszych szczegółach.Pełne wargi, krzywy złośliwy uśmiech, to, jak czasem zaciskała usta, jakby próbowała stłumić śmiech.Kościpoliczkowe, idealna linia podbródka i szyi - każdy mężczyzna, który na nią spojrzał, pragnął pokryć jąpocałunkami.Ciemne oczy.Piersi.Uda i.I jakimś sposobem Diana wiedziała, o czym Caine myśli.- Urodziłam dziecko.Trochę się zmieniłam od czasu, kiedy oglądałeś mnie po raz ostatni.I trochę czasuminie, zanim będę gotowa na to, co ci się roi w tym twoim chorym umyśle.- W porządku - powiedział.- W porządku , skłamał - powiedziała kpiarskim tonem.Potrząsnął głową.Znów go przyłapała.- To na co jesteś gotowa? - zapytał.- Trochę zesztywniałam - odparła.- Nie wiem, czy uda mi się zejść.Wyciągnął rękę w jej stronę.Uniosła się w powietrze i powoli zstąpiła do łódki, dosłownie kilkacentymetrów od jego twarzy.Pozwolił, by stopy Diany dotknęły dna, poczuł jej ciężar, kiedy łódka sięzakołysała.Potknęła się, a może tylko udawała, nieważne, w każdym razie chwycił ją w ramiona.Tak, rzeczywiściezmieniła się.Jej brzuch był teraz większy, piersi również.A reszta ciała żałośnie chuda.- A jak tam twoje usta? - zapytał.Miał straszną ochotę ją pocałować.- O co ci chodzi?Zaśmiał się.- Powiedz to.Ale.- Ale co? - zapytał.- Ale tylko, jeśli to prawda - wyszeptała te słowa, bo wydały się jej kruche i bezbronne.- Tylko wtedy.- Kocham cię.- No - powiedziała z zadowoleniem.Pocałował ją.Z jej ustami wszystko było w porządku.Potem zapytał z powagą:- A więc nie popłyniemy na wyspę?- Dlaczego chciałeś to zrobić?Westchnął.r- Przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi.Pierwsza, uciekałem jak szczur.To była ta głównaodpowiedz.Nie mogę.Wolę umrzeć.Nie mogę dopuścić do tego, żeby znów mi to zrobiła.Uciekałem.- Dwie odpowiedzi?- Numer jeden.nie, numery od jeden do dziewięciu chciały uciec.Ale druga odpowiedz, ta, jakby to ująć,bardziej ukryta.Ze istnieje możliwość.- Miał dosyć tych wszystkich wymówek.- Myślałem o tych całychpociskach Alberta.- Sądzisz, że można ją zabić za ich pomocą?Wzruszył ramionami.- Pomyślałem, że mogłyby podziałać przez zaskoczenie, wytrącić ją z równowagi.- Westchnął.Teraz wpełni uświadamiał sobie prawdę.Uświadamiał sobie, że ją kocha.I że to go nie ocali.- Nie wyjdziemy stąd żywi, prawda?Diana potrząsnęła głową.- Nie, kochanie.Długo stali objęci.W końcu Caine zapalił motor i łódz ruszyła w stronę wyspy.Diana patrzyła, jak Perdido Beach znika w oddali, łzy płynęły jej po policzkach, w ciemnych oczachodbijał się blask ognia.- Mały Pete - wyszeptała.Nazywał się Peter Ellison, ale wszyscy zawsze wołali na niego Mały Pete.Czasami Petey.I właśnie usłyszał swoje imię.Niczym modlitwę, którą słały do niego duchy gdzieś z oddali.Głos, który znał.Głos, którego nie znał.I trzeci głos, który docierał do niego tak jak czasami Ciemność, w milczeniu, poprzez pustkę, łączącąwszystkich, których kiedyś Ciemność dotknęła.Każdy z osobna, na swój sposób mówił to samo: Wez mnie. Wez mnie, Petey. Wez mnie, Mały Pete. Wez mnie, ty mały świrze.ROZDZIAA 25 | 4 GODZINY, 44 MINUTYPug, ta wariatka, wystrzeliła pocisk, kiedy zbliżali się do wyspy.Pocisk jednak nie mógł zaszkodzić osobie, która potrafiła przesuwać przedmioty siłą umysłu.Cainezanotował to sobie w pamięci.Może dałoby się wykorzystać to w walce przeciwko Gai.Elementzaskoczenia.Taa.Może.A może nie.Wtedy plan B.Caine owi nie podobał się plan B.Jednakże, leżąc w wielkim łożu obok Diany, tym samym, w którym poczęli Gaię, musiał przyznać, że niema wyboru.Mógł wybrać tylko między jednym bólem a drugim: tym, który mogła zadać mu Gaia i tym,związanym z utratą Diany.Dlaczego zmusiła go do wyznania uczuć? Kobiety.Czy nie wiedzą, że uczucia należy tłumić?- Miłość jest do dupy - mruknął.Diana przytuliła się do niego, przytknęła wargi do jego szyi.Poczuł dreszcze na całym ciele.Linia granatu w szparze między zasłonami zmieniła się w szarość.Zwit.Czas ruszać.Wyśliznął się z łóżka ostrożnie, po cichu.Gdzie jego ubranie? Przecież zostawił je tutaj, obok łóżka, napodłodze, bo wiedział, że będzie musiał szybko się ubrać i wymknąć niepostrzeżenie.- Schowałam - powiedziała Diana.Odwrócił się.- Dlaczego?- %7łebyś nie wymknął się cichaczem.Caine, przecież znam cię nie od dziś.Poza tym.- Poza tym?- Podobasz mi się nago.Z trudem przełknął ślinę.Czuł się dziwnie krucho i delikatnie, i trochę głupio.- Powiedziałaś, że nie możemy.- Mmmm.To prawda.Ale nadal lubię na ciebie patrzeć.Podoba mi się, że jesteś taki zepsuty.- Wes-tchnęła przeciągle.- Większość dziewczyn to odpycha.Nie miałabym u ciebie szans, gdybyś byłprzyzwoitym człowiekiem.- Nie zamierzałem uciec.- Wiem.Wiem, co planowałeś, Caine.Dzięki, ale ja chcę tam być, chcę zobaczyć zakończenie.Chcępatrzeć, jak się z nią rozprawiasz.- Aha - Próbował nadać głosowi optymistyczne brzmienie.- Skoro tak, to musimy ruszać.- Ale z drugiej strony.Mamy kilka minut - stwierdziła.- Chodz tu.To zajmie tylko tych kilka minut.Connie Temple porzuciła nadzieję, że Astrid się zjawi.Spędziła noc w motelu, rano wróciła na umówionemiejsce, tak na wszelki wypadek.Napisała na kartce wiadomość i nasadziła ją na słupek, w miejscu, gdziepółnocno-wschodni brzeg jeziora dotykał bariery.Wiadomość brzmiała tak: Przykro mi, że się minęłyśmy.Connie Temple.I PS.Tylko jedno słowo - Sam i znak zapytania.Trochę niedorzeczne.Przez chwilę poczuła się jak w dawnych czasach, kiedy zostawiała Samowikarteczkę post-it na drzwiach lodówki.Już miała odejść, gdy zauważyła leżące na plaży ciało.Wcześniej go tam nie było.Może ktoś zasnął?Może to ktoś, kto ocalał z katastrofy? Ale to najprawdopodobniej martwe ciało, wyrzucone na brzeg.Patrzyłana nie przez chwilę, aż upewniła się, że to nie Sam.Lodzie wypływały z przystani po zewnętrznej stronie bariery.Kolejni gapie, przyciągnięci pogłoskami ojatce nad jeziorem.Nie mogła znieść myśli o tych wszystkich matkach, które zobaczą wzdęte ciała swoichdzieci, tak jak ona widziała to ciało, w odległości zaledwie kilku centymetrów, a jednak tak daleko.W nocyprzyjechał wóz telewizyjny.Widziała kamery z obiektywem długoogniskowym.Wsiadła do wypożyczonego SUV-a i pojechała na południe.Nastawiła radio na stację z wiadomościami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Jestem śmiertelnie przerażony.Więcej nie zniosę.To koniec.Dlaczego chcesz, żebym topowiedział?Milczała.Kiedy leżał pogrążony w obłędzie, myła go, karmiła, była przy nim za każdym razem, kiedy budził się i wszale bredził o głodzie w ciemnościach.Wspierała go we wszystkich jego dzikich pomysłach.Stała u jego boku, pomimo.o, pomimo tylu rzeczy.Nie widział jej twarzy, jedynie zarys, ale potrafił przywołać ją w pamięci w najdrobniejszych szczegółach.Pełne wargi, krzywy złośliwy uśmiech, to, jak czasem zaciskała usta, jakby próbowała stłumić śmiech.Kościpoliczkowe, idealna linia podbródka i szyi - każdy mężczyzna, który na nią spojrzał, pragnął pokryć jąpocałunkami.Ciemne oczy.Piersi.Uda i.I jakimś sposobem Diana wiedziała, o czym Caine myśli.- Urodziłam dziecko.Trochę się zmieniłam od czasu, kiedy oglądałeś mnie po raz ostatni.I trochę czasuminie, zanim będę gotowa na to, co ci się roi w tym twoim chorym umyśle.- W porządku - powiedział.- W porządku , skłamał - powiedziała kpiarskim tonem.Potrząsnął głową.Znów go przyłapała.- To na co jesteś gotowa? - zapytał.- Trochę zesztywniałam - odparła.- Nie wiem, czy uda mi się zejść.Wyciągnął rękę w jej stronę.Uniosła się w powietrze i powoli zstąpiła do łódki, dosłownie kilkacentymetrów od jego twarzy.Pozwolił, by stopy Diany dotknęły dna, poczuł jej ciężar, kiedy łódka sięzakołysała.Potknęła się, a może tylko udawała, nieważne, w każdym razie chwycił ją w ramiona.Tak, rzeczywiściezmieniła się.Jej brzuch był teraz większy, piersi również.A reszta ciała żałośnie chuda.- A jak tam twoje usta? - zapytał.Miał straszną ochotę ją pocałować.- O co ci chodzi?Zaśmiał się.- Powiedz to.Ale.- Ale co? - zapytał.- Ale tylko, jeśli to prawda - wyszeptała te słowa, bo wydały się jej kruche i bezbronne.- Tylko wtedy.- Kocham cię.- No - powiedziała z zadowoleniem.Pocałował ją.Z jej ustami wszystko było w porządku.Potem zapytał z powagą:- A więc nie popłyniemy na wyspę?- Dlaczego chciałeś to zrobić?Westchnął.r- Przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi.Pierwsza, uciekałem jak szczur.To była ta głównaodpowiedz.Nie mogę.Wolę umrzeć.Nie mogę dopuścić do tego, żeby znów mi to zrobiła.Uciekałem.- Dwie odpowiedzi?- Numer jeden.nie, numery od jeden do dziewięciu chciały uciec.Ale druga odpowiedz, ta, jakby to ująć,bardziej ukryta.Ze istnieje możliwość.- Miał dosyć tych wszystkich wymówek.- Myślałem o tych całychpociskach Alberta.- Sądzisz, że można ją zabić za ich pomocą?Wzruszył ramionami.- Pomyślałem, że mogłyby podziałać przez zaskoczenie, wytrącić ją z równowagi.- Westchnął.Teraz wpełni uświadamiał sobie prawdę.Uświadamiał sobie, że ją kocha.I że to go nie ocali.- Nie wyjdziemy stąd żywi, prawda?Diana potrząsnęła głową.- Nie, kochanie.Długo stali objęci.W końcu Caine zapalił motor i łódz ruszyła w stronę wyspy.Diana patrzyła, jak Perdido Beach znika w oddali, łzy płynęły jej po policzkach, w ciemnych oczachodbijał się blask ognia.- Mały Pete - wyszeptała.Nazywał się Peter Ellison, ale wszyscy zawsze wołali na niego Mały Pete.Czasami Petey.I właśnie usłyszał swoje imię.Niczym modlitwę, którą słały do niego duchy gdzieś z oddali.Głos, który znał.Głos, którego nie znał.I trzeci głos, który docierał do niego tak jak czasami Ciemność, w milczeniu, poprzez pustkę, łączącąwszystkich, których kiedyś Ciemność dotknęła.Każdy z osobna, na swój sposób mówił to samo: Wez mnie. Wez mnie, Petey. Wez mnie, Mały Pete. Wez mnie, ty mały świrze.ROZDZIAA 25 | 4 GODZINY, 44 MINUTYPug, ta wariatka, wystrzeliła pocisk, kiedy zbliżali się do wyspy.Pocisk jednak nie mógł zaszkodzić osobie, która potrafiła przesuwać przedmioty siłą umysłu.Cainezanotował to sobie w pamięci.Może dałoby się wykorzystać to w walce przeciwko Gai.Elementzaskoczenia.Taa.Może.A może nie.Wtedy plan B.Caine owi nie podobał się plan B.Jednakże, leżąc w wielkim łożu obok Diany, tym samym, w którym poczęli Gaię, musiał przyznać, że niema wyboru.Mógł wybrać tylko między jednym bólem a drugim: tym, który mogła zadać mu Gaia i tym,związanym z utratą Diany.Dlaczego zmusiła go do wyznania uczuć? Kobiety.Czy nie wiedzą, że uczucia należy tłumić?- Miłość jest do dupy - mruknął.Diana przytuliła się do niego, przytknęła wargi do jego szyi.Poczuł dreszcze na całym ciele.Linia granatu w szparze między zasłonami zmieniła się w szarość.Zwit.Czas ruszać.Wyśliznął się z łóżka ostrożnie, po cichu.Gdzie jego ubranie? Przecież zostawił je tutaj, obok łóżka, napodłodze, bo wiedział, że będzie musiał szybko się ubrać i wymknąć niepostrzeżenie.- Schowałam - powiedziała Diana.Odwrócił się.- Dlaczego?- %7łebyś nie wymknął się cichaczem.Caine, przecież znam cię nie od dziś.Poza tym.- Poza tym?- Podobasz mi się nago.Z trudem przełknął ślinę.Czuł się dziwnie krucho i delikatnie, i trochę głupio.- Powiedziałaś, że nie możemy.- Mmmm.To prawda.Ale nadal lubię na ciebie patrzeć.Podoba mi się, że jesteś taki zepsuty.- Wes-tchnęła przeciągle.- Większość dziewczyn to odpycha.Nie miałabym u ciebie szans, gdybyś byłprzyzwoitym człowiekiem.- Nie zamierzałem uciec.- Wiem.Wiem, co planowałeś, Caine.Dzięki, ale ja chcę tam być, chcę zobaczyć zakończenie.Chcępatrzeć, jak się z nią rozprawiasz.- Aha - Próbował nadać głosowi optymistyczne brzmienie.- Skoro tak, to musimy ruszać.- Ale z drugiej strony.Mamy kilka minut - stwierdziła.- Chodz tu.To zajmie tylko tych kilka minut.Connie Temple porzuciła nadzieję, że Astrid się zjawi.Spędziła noc w motelu, rano wróciła na umówionemiejsce, tak na wszelki wypadek.Napisała na kartce wiadomość i nasadziła ją na słupek, w miejscu, gdziepółnocno-wschodni brzeg jeziora dotykał bariery.Wiadomość brzmiała tak: Przykro mi, że się minęłyśmy.Connie Temple.I PS.Tylko jedno słowo - Sam i znak zapytania.Trochę niedorzeczne.Przez chwilę poczuła się jak w dawnych czasach, kiedy zostawiała Samowikarteczkę post-it na drzwiach lodówki.Już miała odejść, gdy zauważyła leżące na plaży ciało.Wcześniej go tam nie było.Może ktoś zasnął?Może to ktoś, kto ocalał z katastrofy? Ale to najprawdopodobniej martwe ciało, wyrzucone na brzeg.Patrzyłana nie przez chwilę, aż upewniła się, że to nie Sam.Lodzie wypływały z przystani po zewnętrznej stronie bariery.Kolejni gapie, przyciągnięci pogłoskami ojatce nad jeziorem.Nie mogła znieść myśli o tych wszystkich matkach, które zobaczą wzdęte ciała swoichdzieci, tak jak ona widziała to ciało, w odległości zaledwie kilku centymetrów, a jednak tak daleko.W nocyprzyjechał wóz telewizyjny.Widziała kamery z obiektywem długoogniskowym.Wsiadła do wypożyczonego SUV-a i pojechała na południe.Nastawiła radio na stację z wiadomościami [ Pobierz całość w formacie PDF ]