[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jak co, ale porządne buty będą do tej pracyniezbędne.Wręczył kartkę młodzieńcowi, który przyjął ją bez słowa protestu.No bo jak w takiej sytuacji można było odmówić?* * *Następnego dnia z samego rana Tomasz Arsenicz udał się pod wskazany adres.UlicaRakowicka numer piętnaście.Przy samym cmentarzu miejskim.Nie ma co, przyjemne sobiehrabia wybrał lokum.Ale młody kataryniarz nie dbał o to.Zdążył już przegnać z głowywszelkie wątpliwości.Przez noc przemyślał gruntownie sprawę i doszedł do wniosku, że głupotą, jeśli nieciężkim grzechem byłoby odrzucić propozycję hrabiego.Takiej szansy nie wolno wypuścić zrąk, bo drugi raz los się już do człowieka nie uśmiechnie i przyjdzie okradać sklepy albożebrać jak ten dziad pod kościołem Mariackim.Nie po to przyjechał do Krakowa, żebyzmarnować się na ulicy.Cóż z tego, że umowa dziwaczna, a nawet podejrzana? Przecież chodzenie po mieście izbieranie niesamowitych historii to jeszcze żadne przestępstwo.Komu to szkodzi? Prowadząsobie państwo Lupescu badania naukowe - ich sprawa.W takiej masce człowiek ma raczejproblemy w kontaktach z ludzmi, zresztą nie będzie się przecież arystokrata z węglarzami czyteż innymi mleczarzami pospolitował.W końcu przyjechał nie byle skąd, tylko z Bukaresztu,gdziekolwiek to jest.W tej masce tylko by niezdrowe sensacje na podwórkach wzbudzał.Państwo Lupescu zatem pomyśleli i wymyślili.Znalezli sobie pomocnika w osobie młodegokataryniarza.A że pieniądze dla hrabiostwa nie stanowią żadnego problemu, to i hojni sąponad miarę.Proste i logiczne.Nowa katarynka oraz zaliczka.Brzmi aż nazbyt pięknie.No nic, trzeba sprawdzić, czy toprawda.Innej rady nie ma.Zatrzymał się przed ponurą fasadą piętrowego budynku z sutereną.Cegły miały kolorbłota, przez co dom niemal wtapiał się w jesienny koloryt ulicy.Arsenicz jeszcze raz rzuciłokiem na kartkę z adresem, chociaż oglądał ją od wczorajszego popołudnia setki razy.Totutaj, nie ma wątpliwości.Numer piętnaście, stoi jak byk.Na ulicy ni żywego ducha, zupełniejak na cmentarzu za murem.Harmonijne sąsiedztwo, można by rzec.Tylko wiatr przesuwałpo chodniku fragment zerwanego ze słupa afisza: Gioachimo Pasolini, światowej sła.Jedyny taki konc.W programie między inny..Kataryniarz spojrzał w okna: wszystkie ukryte za okiennicami, jakby nikt w tym domu oddawna nie mieszkał.Wziął głębszy oddech i pchnął posmarowane kredą drzwi.Nie były zamknięte.Znalazłsię w ciemnej sieni.Zmierdziało wilgocią i stęchlizną.Po drewnianych schodach wspiął się napiętro, bo nie przypuszczał raczej, żeby zagraniczny hrabia zniżył się do poziomu sutereny,gdzie przez okienko można podziwiać jedynie utytłane buty przechodniów i równie brudneszprychy pojazdów.Wprawdzie cały budynek zdawał mu się, delikatnie mówiąc, małoszykowny, ale jakieś granice w końcu istnieją.Dotarł na górę, coraz bardziej przekonany, że ktoś sobie z niego zakpił.Tak, to wszystkowyglądało do tej pory zbyt pięknie, aby mogło teraz okazać się prawdą.Pewnie zabawionosię jego kosztem.Naiwny przybysz ze Lwowa połakomił się na łatwy zarobek, a tu figa!A może to taka konspiracja? Jak w gazetowych powieściach: punkty kontaktowe,podrabiane paszporty, siatka agentów przenikających do miasta i wtapiających się w tłum.Tylko po co? %7łeby zmylić tych, co jak mówił hrabia, patrzą na badania państwa Lupescunieprzychylnym okiem? Cóż, nie ma się co nastawiać, ale sprawdzić trzeba, żeby sobie potemnie pluć w brodę.Które to drzwi? Tomasz Arsenicz przystanął na piętrze niezdecydowany.Trzy mieszkania, jakby puste, bo żaden z nich odgłos nie dociera.Ani słychu, ani dychu.Może to
.Co jak co, ale porządne buty będą do tej pracyniezbędne.Wręczył kartkę młodzieńcowi, który przyjął ją bez słowa protestu.No bo jak w takiej sytuacji można było odmówić?* * *Następnego dnia z samego rana Tomasz Arsenicz udał się pod wskazany adres.UlicaRakowicka numer piętnaście.Przy samym cmentarzu miejskim.Nie ma co, przyjemne sobiehrabia wybrał lokum.Ale młody kataryniarz nie dbał o to.Zdążył już przegnać z głowywszelkie wątpliwości.Przez noc przemyślał gruntownie sprawę i doszedł do wniosku, że głupotą, jeśli nieciężkim grzechem byłoby odrzucić propozycję hrabiego.Takiej szansy nie wolno wypuścić zrąk, bo drugi raz los się już do człowieka nie uśmiechnie i przyjdzie okradać sklepy albożebrać jak ten dziad pod kościołem Mariackim.Nie po to przyjechał do Krakowa, żebyzmarnować się na ulicy.Cóż z tego, że umowa dziwaczna, a nawet podejrzana? Przecież chodzenie po mieście izbieranie niesamowitych historii to jeszcze żadne przestępstwo.Komu to szkodzi? Prowadząsobie państwo Lupescu badania naukowe - ich sprawa.W takiej masce człowiek ma raczejproblemy w kontaktach z ludzmi, zresztą nie będzie się przecież arystokrata z węglarzami czyteż innymi mleczarzami pospolitował.W końcu przyjechał nie byle skąd, tylko z Bukaresztu,gdziekolwiek to jest.W tej masce tylko by niezdrowe sensacje na podwórkach wzbudzał.Państwo Lupescu zatem pomyśleli i wymyślili.Znalezli sobie pomocnika w osobie młodegokataryniarza.A że pieniądze dla hrabiostwa nie stanowią żadnego problemu, to i hojni sąponad miarę.Proste i logiczne.Nowa katarynka oraz zaliczka.Brzmi aż nazbyt pięknie.No nic, trzeba sprawdzić, czy toprawda.Innej rady nie ma.Zatrzymał się przed ponurą fasadą piętrowego budynku z sutereną.Cegły miały kolorbłota, przez co dom niemal wtapiał się w jesienny koloryt ulicy.Arsenicz jeszcze raz rzuciłokiem na kartkę z adresem, chociaż oglądał ją od wczorajszego popołudnia setki razy.Totutaj, nie ma wątpliwości.Numer piętnaście, stoi jak byk.Na ulicy ni żywego ducha, zupełniejak na cmentarzu za murem.Harmonijne sąsiedztwo, można by rzec.Tylko wiatr przesuwałpo chodniku fragment zerwanego ze słupa afisza: Gioachimo Pasolini, światowej sła.Jedyny taki konc.W programie między inny..Kataryniarz spojrzał w okna: wszystkie ukryte za okiennicami, jakby nikt w tym domu oddawna nie mieszkał.Wziął głębszy oddech i pchnął posmarowane kredą drzwi.Nie były zamknięte.Znalazłsię w ciemnej sieni.Zmierdziało wilgocią i stęchlizną.Po drewnianych schodach wspiął się napiętro, bo nie przypuszczał raczej, żeby zagraniczny hrabia zniżył się do poziomu sutereny,gdzie przez okienko można podziwiać jedynie utytłane buty przechodniów i równie brudneszprychy pojazdów.Wprawdzie cały budynek zdawał mu się, delikatnie mówiąc, małoszykowny, ale jakieś granice w końcu istnieją.Dotarł na górę, coraz bardziej przekonany, że ktoś sobie z niego zakpił.Tak, to wszystkowyglądało do tej pory zbyt pięknie, aby mogło teraz okazać się prawdą.Pewnie zabawionosię jego kosztem.Naiwny przybysz ze Lwowa połakomił się na łatwy zarobek, a tu figa!A może to taka konspiracja? Jak w gazetowych powieściach: punkty kontaktowe,podrabiane paszporty, siatka agentów przenikających do miasta i wtapiających się w tłum.Tylko po co? %7łeby zmylić tych, co jak mówił hrabia, patrzą na badania państwa Lupescunieprzychylnym okiem? Cóż, nie ma się co nastawiać, ale sprawdzić trzeba, żeby sobie potemnie pluć w brodę.Które to drzwi? Tomasz Arsenicz przystanął na piętrze niezdecydowany.Trzy mieszkania, jakby puste, bo żaden z nich odgłos nie dociera.Ani słychu, ani dychu.Może to
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL