[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiś feralny rok, wio sny aniwidu.Po chwi li o szy by auta zabęb nił deszcz, a wol no ru szające się wy cieraczki rozmazały desz-czów kę po przed niej szy bie.Po ru szały się ze skrzy pieniem, zatrzy my wały na mo ment i zno wu przeskakiwały do przo du, ale nig dy nie zbierały całej wody ze szkła.Na słabo oświetlo nej uli cyprzed mieścia auto wpadło w dziu rę i chlap nęło wodą na pu sty tro tu ar.Kleszczeń ski sen nie rozmy -ślał o szczęśli wy m dla niego oso bi ście zbiegu wy darzeń po lity czny ch, któ ry po zwo lił mu na zaku -pienie willi.Plany rozbu do wy Warszawy na pół noc, na %7ło li borz, istniały, ale ro bo ty po su wały siębardzo wol no.Brak pieniędzy i wal ki po lity czne w zarządzie miasta sku tecznie blo ko wały po stępy.Jedy nie ob szar wo kół daw nej Cy tadeli by ł zabu do wany domkami jed no ro dzin ny mi i zasiedlo nyprzeważnie przez ofi cerów przy dzielo ny ch do służby na Cy tadeli.Ale nawet tu taj prace napo ty -kały na nieprzewidziane trud no ści.Otaczające forty fi kacje domki ucierpiały pod czas wy bu chuwło skiego pro chu na Cy tadeli w pazdzierni ku 1923 roku.Dwóch ko mu ni zu jący ch ofi cerów Woj-ska Polskiego zo stało za ten zamach skazany ch na śmierć, ale prezy dent Wojciechow ski po stano -wił ich ułaskawić i zamienił im karę śmierci na do ży wot nie więzienie.W 1925 roku uznano, żemożna ich wy mienić za Po laków przetrzy my wany ch w So wietach.Do wy miany jed nak nie do -szło.Na stacji w Stołp cach zastrzelił ich czło nek eskorty, po li cjant Jó zef Mu raszko.To wtedy sekre-tarz Kan celarii Prezy den ta ku pił okazy jnie jeden z uszko dzo ny ch w wy bu chu domków na %7ło libo -rzu, wy remon to wał go i teraz właśnie udawał się na spóznio ny od po czy nek.I tak do brze, że nie mu szę tłuc się tramwajem  po my ślał Bo gu sław Kleszczy ń ski, siedzącwy god nie na kanapie służbo wego samo cho du.Szczęśli wie się zło ży ło, że mo głem wziąć samo -chód z kan celarii, inaczej jechał by m z go dzi nę do domu tramwajem.Przejechali przez tory koło Dworca Gdań skiego i na placu In walidów skręci li w prawo.Kie-row ca, daw ny warszaw ski taksów karz, świet nie znał miasto i nawet w ciemno ściach pro wadziłauto pew nie.W lewo w Zmiałą, dwa skręty i samo chód stanął przed domkiem na Kaniow skiej.Kleszczy ń ski po żegnał szo fera i otwierając drzwiczki, niemal jed no cześnie rozło ży ł parasol.Sa-mo chód od jechał naty ch miast, szo fer mu siał od stawić go jeszcze do garaży rządo wy ch i do pieropo tem mógł udać się do siebie.Kleszczy ń ski sku lo ny przed padający m deszczem niepo rad nieszu kał klu czy w kieszeni płaszcza.Furt ka w zaro śnięty m wi nem parkanie jak zwy kle by ła zamknię-ta, a on nie mógł wy grzebać klu czy wepchnięty ch głębo ko na dno kieszeni pod rękawiczki.Zezło -ścił się na siebie za tę niepo rad ność i wtedy usły szał szy b kie kro ki.Namacał wreszcie pęk do mo -wy ch klu czy i pod su nąw szy go bli sko pod oczy, zaczął wy bierać właści wy.Kro ki zbliży ły sięi umilkły za nim.Kleszczy ń ski zdzi wio ny od wró cił się, żeby spojrzeć, kto szwen da się po nocyw taką po go dę.Za nim stał wy so ki mężczy zna w naci śnięty m na oczy kapelu szu i z po stawio ny mkołnierzem płaszcza. Pan Bo gu sław Kleszczy ń ski?  zapy tał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl