[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwoje ludzi czytających przed buzującym ogniem, popijających gorącą czekoladę, słuchających, jak deszcz bijeo szyby świetlików.a gdyby wśród całej tej ciepłej przytulności ciemnozielone oczy spojrzały na nią z takimzmysłowym głodem, jaki widziała w nich wcześniej.Dosyć tego, rozkazała Caroline wyobrazni, która tak bezwstydnie patrzyła na świat przez różowe okulary.Różowy kolor znikł zgodnie z jej surowym poleceniem i znowu widziała jedynie surowość, która była symbolem życia,jakie prowadził Lawrence Elliott.W całkowitej samotności.Pozbawiony swobody przez wspomnienia i swerozpaczliwe poszukiwania.Tak, czasami ofiarowywał swoje umiejętności - a nawet dom - dzieciom i zwierzętominnych ludzi, ale byli tylko gośćmi, niczym więcej, niczym trwałym - zwykłymi przechodniami.131 W salonie nie znalazła cocker spanielki, choć zauważyła sporą kupkę kamieni, nie było jej też w obszernym gabinecieze stosami czasopism weterynaryjnych i mnóstwem książek ani w pierwszej sypialni, do której weszła.Był to uroczypokój, różniący się od tych, które widziała, wesoło urządzony i promieniejący ciepłem.Smutek ścisnął serce Caroline, gdy uświadomiła sobie, że ten pokój jest dla Lawrencea symbolem prawdziwejwolności: kiedy Holly wróci, to będzie jej sypialnia.Och, Lawrensie! Musisz mieć własne życie.Musisz pozwolić, by coś cię emocjonalnie poruszyło.Coś lub ktoś."Może to robi - pomyślała, idąc w kierunku otwartych drzwi, które musiały prowadzić do głównej sypialni.- Może tamznajdę dowód, że ten udręczony, ale pociągający mężczyzna przynajmniej nie krępuje całkowicie swych potrzebfizycznych.Może na toaletce zobaczę butelkę perfum albo książkę o miłości, pozostawioną na nocnym stoliku przezjego kochankę".Jednak sypialnia Lawrencea była jeszcze bardziej ascetyczna.Stanowiłaby kwintesencję osamotnienia, gdyby niezłocista cocker spanielka, która spała błogo - nie na podłodze, na swojej poduszce, lecz na samym środku łóżka."Mam nadzieję, że z nim sypiasz -pomyślała Caroline.Aagodny uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy uznała, że tazłota, futrzana kula na pewno śpi z Lawrenceem, że nigdy nie zrzuciłby suczki na podłogę, gdyby weszła na jego łóżko.- Mam nadzieję, że zwijasz się przy nim w kłębek.Mam nadzieję, że czuje twoją obecność i twoje ciepło".Zanim Caroline podeszła do łóżka, by jej zapach obudził Mindy z głębokiego snu, po raz ostatni obrzuciła spojrzeniemsypialnię.Nie naruszała w ten sposób niczyjej prywatności, ponieważ - tak jak w innych pokojach - nie było tu nicosobistego.I jak w tamtych pokojach nie zobaczyła zdjęć jego rodziny, ani jednej oprawionej fotografii z albumu, którypozostawiła Holly, nim zniknęła na zawsze.Te fotografie gdzieś tu były.A może rozstawiał je tylko wtedy, gdy nikt ich nie mógł zobaczyć? Nie w takim dniu jakdzisiaj, kiedy jego dom otwarty był dla pełnych podziwu, lecz niewątpliwie ciekawskich obcych ludzi.DoktorLawrence Elliott uchodził w Issaquah za bohatera, za ideał, budzący ogromny szacunek i niepohamowaną ciekawość.Oczywiście wszyscy wszystko o nim wiedzieli.Obserwowali w telewizorach, jak otwiera swoje krwawiące serce.Niewiele prywatności mu pozostało.Ale to, co zostało, drogocenne fotografie rodziny przeznaczone były tylko dla jegociemnozielonych oczu.132Do dziesiątej piętnaście na świat przyszło dopiero sześć szczeniąt.Dzieci czekała nazajutrz szkoła i rodzice już dawnozabrali je do domu.Lawrence i Caroline zostali sami.Katie chciała wyjść na dwór, więc jej towarzyszyli, a kiedy silny promień latarki Lawrencea oświetlił ogrodzonepodwórze, po którym hasała Mindy, Caroline przekonała się, że to tylko mała część jego posiadłości.Drzwi salonuwychodziły na rozległą łąkę.Obok znajdowała się stajnia i otoczony płotem padok, a dalej, aż do sosnowego lasu,ciągnęło się stworzone przez naturę morze krzewów i dzikich kwiatów."Jak tu spokojnie - myślała Caroline, gdy tak stali otuleni ciszą nocy.-Mam nadzieję, że Lawrence może tu znalezćchoć trochę wytchnienia od prześladujących go upiorów".O jedenastej czterdzieści pięć Katie urodziła ostatnie szczenię.Za każdym razem, gdy Caroline obserwowałapojawianie się nowo narodzonego, zapierało jej dech z niepokoju od momentu, kiedy Katie energicznym lizaniemuwalniała drobne, nieruchome ciałka z worka owodniowego, do czasu, gdy małe płuca śmiało chwytały pierwszy haustpowietrza.Przy ostatnim szczeniaku prawie już zapomniała o niepokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl