[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ono należy do mnie i do Luisa. Ale on go nie chce!Zapanowała chwila milczenia, po której Frances powiedziała ważącsłowa: Luis nie chce, żebym je miała, a to niezupełnie to samo. Och, Frances  jęczała Lizzie wyczerpana i już zupełnie niezdolnamówić z sensem. Och, Frances, czy wszystko w porządku u ciebie? Nie wiem  odparła Frances.Głos miała napięty jakby starała siępowstrzymać łzy czy ukryć emocje. Naprawdę nie wiem. Zrobiłakrótką przerwę, po czym dokończyła:  Widzisz, ja po prostu gokocham.Ciągle.Po prostu go kocham. I powiedziawszy to odłożyłasłuchawkę.Robert, choć ziewał już i padał ze zmęczenia, lecz jak zwykleobowiązkowy i zainteresowany tym, co się wokół niego dzieje, chciałwiedzieć, co mówiła Frances.Lizzie nie bardzo potrafiła powtórzyć roz-mowę z siostrą.Powiedziała, że Frances nawet nie bierze pod uwagęaborcji i że prawdopodobnie urodzi dziecko w Hiszpanii, i głos jej sięurwał.Robert czekał chwilę, po czym nieśmiało, lecz uprzejmie zapytał,czy Lizzie nie ma nic przeciwko, żeby poszedł już spać.Lizzie skinęłapotakująco głową i odruchowo nadstawiła policzek, w który Robert jącmoknął zbyt jednak automatycznie.Zaraz potem odszedł zostawiającLizzie przy robieniu herbaty, której nie wypijała przetrawiając bezprzerwy w myślach to, co mówiła Frances, między innymi po to, byzagłuszyć okropny głos, który gdzieś w głębi uporczywie świdrował jejmyśli:  Ale z nas dwóch to przecież ja mam dzieci!" 1 8Zar lał się z nieba.Nawet w ciemnym zagubionym w głębi blokumieszkaniowego korytarzu upał zdawał się otulać człowieka jak puchatakołdra.A na ulicach, gdzie nie było w ogóle wiatru, o ile nie brać poduwagę perwersyjnych wręcz lekkich podmuchów, których jedynymcelem wydawało się wzniecanie kurzu, oddychanie w ten lipcowy dzieńbyło dość trudne.Winda, z której korzystali mieszkańcy bloku, jezdziła wewnątrzogromnej czarno-złotej klatki zdobionej groteskowymi metalowymililiami i listkami akantu.Zdaniem Frances była to typowo hiszpańskakonstrukcja, ciężka, przeładowana ozdobami, pretensjonalna, śmieszna iniewątpliwie robiąca wrażenie.Na tabliczce obok podobnych do bramyskładanych drzwi windy widniał rządek podświetlonych dzwoneczków zwypisanymi obok nich nazwiskami: Dr Lurdes Piza, Senor e Senora J.S.Lorenzo, Maria Luisa Fernandez Preciosa, Professor J.and Dr A.Mariade Mena.Frances policzyła do trzech i przycisnęła dzwoneczek.Z małego głośnika dobiegł jej uszu słaby trzeszczący nieco dzwięk, którynasuwał na myśl dzwię-337 czenie staromodnych dzwonków na wiejskich zabawach w Anglii, poczym kobiecy głos powiedział: Digal Czy zastałam doktor de Mena?  spytała Frances. Doktor Anę deMena?Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Quirn habla? Frances.Frances Shore. Dowiem się.Frances czekała w ciemnym korytarzu przy głośniku.W jednym końcukorytarza znajdowały się na wpół przeszklone drzwi prowadzące doprzypominającej patelnię ulicy, a w drugim obudowane szerokim łukiemodrapane drzwi ciemnego raczej mieszkania, które zajmował dozorcabudynku.Drzwi były uchylone i podparte plastikowym wiadrem, pewniepo to, żeby wpadało trochę powietrza, a z wiaderka wysunęła się powoligłowa zaciekawionego burego kota, który przez kilka chwil przyglądałsię Frances z dezaprobatą, po czym schował łebek.W głośniku zatrzeszczało. Frances? Frances, winda zaraz zjedzie na dół.Czekam na ciebie. Dziękuję, och, dziękuję.Ogromna winda, oplątana kablami z mnóstwem krążków linowych,zazgrzytała i ociężale ruszyła w dół żelaznej klatki.W końcu drgnąwszyzatrzymała się przed Frances, która otworzyła, a potem zamknęła za sobądwie pary drzwi i znalazła się w błyszczącym wykładanym mahoniemwnętrzu, gdzie na ścianach przytwierdzone były ustawione pod kątemlusterka i pozłacane kinkiety z żarówkami w kształcie płomienia świecy.Zaraz potem winda zebrała całą swą ogromną siłę i ciężko ruszyła w górę,by zatrzymać się na drugim piętrze przed mieszkaniem małżonków deMena.Ana nie ucałowała Frances na powitanie.Ujęła jej338 dłoń, na chwilę mocno uścisnęła, po czym puściła.Ubrana była w letnikostium z krótkimi rękawami z szafranowożółtego lnu ze złotymiguzikami, a włosy tak przylizane, że wydawało się, że są namalowane najej głowie, ściągnęła do tyłu czarną jedwabną opaską w białe kropki.Ana poprowadziła Frances do salonu.Okna były zasłonięte przedsłońcem i wskutek tego meble przypominały ogromne bestie skulone iprzyczajone na dywanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl