[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maria trzymała mnie za rękę.czy miałem się cofnąć? Nie zrobiłbym tego za nic w świecie.Dotychczas wszystko szło dobrze, ale zatrzymała mnie niewidzialna zapora.Trzeba ją pokonać.Tą zaporą jest Richelieu.Dopiero co, wobec was wszystkich, podjąłem się ją obalić, ale może zbytnio się pośpieszyłem — tak mi się teraz wydaje.Niechaj kardynał się cieszy.Przywiódł mnie tam, gdzie chciał.Prawdopodobnie przewidział, że właśnie najmłodszemu zabraknie cierpliwości.Jeśli tak — dobrze rozegrał tę partię.Ale gdyby nie miłość, która mnie ponaglała, byłbym silniejszy od niego, pozostając szlachetnym.Twarz Cinq-Marsa zmieniła się nagle, na przemian czerwieniał i bladł, żyły na jego czole nabrzmiały jak błękitne linie wyrysowane niewidzialną ręką.— Tak — powiedział wstając i załamując ręce z siłą świadczącą o gwałtownej rozpaczy nagromadzonej w sercu— wszystkie udręki, jakimi miłość torturuje swoje ofiary, noszę w swym łonie.Ta młoda, nieśmiała dziewczyna, dla której poruszyłbym z posad królestwa, dla której wszystko zniosłem, aż do ubiegania się o względy królewskie włącznie (może nawet nie odczuła, iłem dla niej zrobił), nie może jeszcze być moją.Należy do mnie wobec Boga, a jednak wydaję się jej obcy.Co mówię? Muszę codziennie wysłuchiwać, jak przy mnie toczy się spór o to, który z tronów Europy będzie dla niej najodpowiedniejszy, a do tych rozmów nie mogę się nawet wtrącić, żeby powiedzieć, co o tym myślę, taki dzieli mnie od nich dystans.W rozmowach tych odtrąca się jakże niegodnych jej książąt krwi królewskiej, za którymi pozostaję tak daleko w tyle.Muszę kryć się jak winowajca, ażeby nie usłyszeć przez kraty głos tej, która jest moją żoną.Wobec ludzi muszę składać jej głębokie ukłony! Ja, jej mąż i oblubieniec, usuwam się w cień, a na światło dzienne wychodzi sługa.Nie mogę dłużej tak żyć!Trzeba zrobić ostatni krok, niech mnie wyniesie na szczyt lub strąci w przepaść.— Więc dla osobistego szczęścia chcesz obalić państwo!— Szczęście państwa godzi się z moim.Przyczynię się doń mimochodem, jeśli obalę tyrana rządzącego królem.W krew mi weszła odraza, jaką we mnie wzbudził ten człowiek.Kiedyś, gdy do niego jechałem, kroki moje wiodły poprzez jego największą zbrodnię, poprzez tortury i morderstwo popełnione na Urbanie Grandier.Kardynał jest złym duchem króla, ja tego ducha zniszczę.Mógłbym się stać dla Ludwika Trzynastego dobrym duchem, to była jedna z myśli Marii, jej umiłowana.Ale wydaje mi się, że nie odniosę zwycięstwa nad udręczoną duszą króla.— Na cóż więc liczysz? — zapytał de Thou.— Na wygraną w kości! Jeśli tym razem wytrwa w swym postanowieniu parę godzin — wygrałem.To ostatnia kalkulacja, od której zawisł mój los.— I los twojej Marii!— Tak myślisz?! — gwałtownie przerwał Cinq-Mars.— Nie, nie! Jeśli on mnie opuści, podpiszę traktat z Hiszpanią i rozpocznę wojnę!— To wręcz potworne, taka wojna! To wojna bratobójcza.I sojusz z obcymi!— Tak, to zbrodnia — zimno przyświadczył Cinq-Mars.— Ale czyż cię prosiłem, abyś brał w tym udział?— Okrutny, niewdzięczny! — zawołał przyjaciel.— Jak możesz tak do mnie mówić? Czy nie wiesz, czy ci nie dowiodłem, że przyjaźń wypełniła w moim sercu miejsce wszystkich namiętności? Czyż mógłbym przeżyć nie tylko twoją śmierć, ale najmniejsze twoje nieszczęście? Pozwól, że zachwieję twoją decyzję i przeszkodzę ci zadać cios Francji!Ach, przyjacielu, mój jedyny przyjacielu, zaklinam cię na klęczkach, nie bądźmy matkobójcami, nie mordujmy naszej ojczyzny! Mówię „my", gdyż nigdy nie odłączę się od twoich czynów.Pozwól mi zachować szacunek dla siebie samego, na który tak usilnie pracowałem, nie kalaj mego życia i mojej śmierci, którą ci ofiarowałem.De Thou rzucił się na kolana przed przyjacielem, ten zaś, nie mogąc już dłużej utrzymać udanego chłodu, podniósł go, porwał w ramiona i zdławionym głosem rzekł przyciskając go do piersi:— Dlaczego mnie tak kochasz? Cóżeś uczynił najlepszego, przyjacielu? Po co mnie kochać? Ty, mądry, czysty i szlachetny, ty, którego nie sprowadzi na złą drogę ani obłędna miłość, ani pragnienie zemsty, ty, którego dusza żywi się tylko dobrą wiarą i nauką, po co mnie kochasz? Co ci dała moja przyjaźń? Tylko niepokoje i przykrości.Trzebaż jeszcze, by przez nią zawisło nad tobą niebezpieczeństwo? Rozłączmy się, nie jesteśmy już do siebie podobni.Widzisz, mnie zepsuły dwory, nie ma już we mnie prostoty, nie ma dobroci.Rozmyślam o zgubie człowieka, umiem oszukać przyjaciela.Zapomnij o mnie, pogardzaj mną, nie jestem już wart ani jednej twej myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • php include("s/6.php") ?>