[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A więc Will nie przegrał tego wyścigu. Tak myślałem.Ta krótka chwila wystarczyła, by Piaskowy Wicher zebrał się w sobie i wystrzelił do przodu, rzeczywiście jakwicher.Tylko że nagle i on osiągnął punkt krytyczny.A Wyrwij tymczasem zebrał siły i wyrwał przed siebie.A co bardziejzdumiewające, on oszukał tamtego konia.Specjalnie zwolnił i udawał, że słabnie, by skłonić go do zbyt dużego wysiłku.Will uśmiechnął się szeroko i podrapał konika między uszami. Chodzi o to, że zwiadowcy potrzebują koni, które są zarówno szybkie, jak i wytrzymałe.Jak pózniej się przekonasz, naszekonie potrafią rozwinąć bardzo dużą prędkość.Ale potrafią też, jak miałaś okazję widzieć, przez wiele godzin utrzymać niezbytszybkie równe tempo i biec praktycznie bez odpoczynku.Oto czego nam potrzeba.Podróżujemy samotnie.Musimy mieć pewność,że jeśli znajdziemy się w opałach, nasz koń wytrzyma więcej niż konie przeciwników, nawet jeżeli oni mogą je zmieniać.Każdyzwiadowca ma tylko jednego konia.I musi na nim polegać.Nasze wierzchowce muszą być mądre i sprytne.I szybkie.I wytrzymałe,by mogły biec cały dzień bez odpoczynku.Te właśnie cechy wykształcają w nich hodowcy, już od wielu pokoleń. A dokąd teraz jedziemy?  spytała Maddie, chociaż chyba już znała odpowiedz.Will potwierdził jej przypuszczenia. Jedziemy na spotkanie z Młodym Bobem.To nasz główny hodowca.Ma konia dla ciebie.Młody Bob wyszedł z chaty, by ich powitać.Stanowił nie lada widok.Niski i drobny, miał krzywe nogi, skórę wysmaganąwiatrem i spaloną słońcem.Był niemal całkowicie łysy, nie licząc kilku kępek rzadkich siwych włosów po bokach głowy.Kiedy sięuśmiechnął, okazało się, że zębów też zostało mu niewiele.Twarz znaczyły mu tak liczne zmarszczki, że Maddie nie potrafiłaokreślić jego wieku.Tylko oczy miał młode.Niebieskie, bystre i przenikliwe.Kiedy podjechali bliżej, dotknął czoła i powiedział: Witaj, Willu zwiadowco. Witaj, Młody Bobie.Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze.Młody Bob kilka razy kiwnął głową, jakby musiał zastanowić się nad odpowiedzią. O, tak.Nie ma co narzekać.Nie ma co.Od czasu do czasu coś tam mnie pobolewa, w plecach kłuje&  Zaśmiał się dziwnympiskliwym śmiechem, idealnie pasującym do powierzchowności gnoma. No i jednak narzekam. Bob zgiął się wpół ze śmiechu.Nagle urwał i zwrócił swoje przenikliwe spojrzenie na Maddie.Czuła,że ją ocenia. Nigdy wcześniej nie było dziewczyny wśród zwiadowców.Kiwnęła głową. Wiem. I jak, podoba ci się?Zawahała się.Od jakiegoś czasu w ogóle się nad tym nie zastanawiała.Przez całe dnie była zbyt zajęta uczeniem się nowychrzeczy, trenowaniem z łukiem i procą, by zadawać sobie takie pytania. Tak  odparła w końcu.Ku własnemu zdumieniu.Młody Bob przekrzywił głowę i dalej przyglądał się jej bacznie.Nagle spoważniał.Chyba spodobało mu się to, co zobaczył. To świetnie  powiedział. Dostałaś wielką szansę.Wykorzystaj ją najlepiej, jak potrafisz. To właśnie zamierzam zrobić.Czuła, że Will też ją obserwuje.I wie, że jej słowa były szczere.Naprawdę zamierzała wykorzystać tę szansę.Kiedy o tympomyślała, po raz kolejny ogarnęło ją zdumienie.Nagle uśmiech znów rozjaśnił zasuszoną twarz Młodego Boba. No tak, ale bez konia zwiadowcy nie ma szans zostać zwiadowcą, prawda, Willu zwiadowco? To właśnie próbowałem jej wytłumaczyć  zgodził się Will. W takim razie przyprowadzę jakiegoś. Młody Bob odwrócił się i pokuśtykał w stronę dużego budynku z tyłu chaty, w którymmieściły się stajnie.Poruszał się, odwrócony lekko bokiem, podskakując.Kiedy Maddie uznała, że znalazł się poza zasięgiem głosu, pochyliła się w siodle i zapytała cicho:  Dlaczego nazywasz go Młodym Bobem? Jest raczej wiekowy.Will uniósł rękę, by ją powstrzymać  za pózno.Młody Bob odwrócił się i zachichotał. Ponieważ mój ojciec nazywa się Stary Bob.A on jest jeszcze bardziej wiekowy ode mnie.Odwrócił się i znów ruszył do stajni tym swoim dziwnym podskakującym krokiem.Po pięciu metrach popatrzył przez ramię naMaddie. I to on jest głuchy.Ja nie.Maddie spojrzała na Willa, unosząc ręce bezradnym gestem.Will wzruszył ramionami.Gnom zniknął w środku.Kilka sekund pózniej usłyszeli końskie rżenie.Wyrwij natychmiast odpowiedział.Sundancer postawiłuszy i rozejrzał się dokoła.Czuł się trochę niepewnie w nieznanym miejscu.Wyrwij, przeciwnie, jak u siebie w domu.Młody Bob wyszedł ze stajni, prowadząc za sobą konia.Pomimo uprzedzeń w stosunku do małych koników, na których jezdzilizwiadowcy, Maddie z zaciekawieniem pochyliła się do przodu.W końcu to miał być jej wierzchowiec.Podobnie jak Wyrwij był krępy, miał beczkowate ciało i dość krótkie nogi.Długą grzywę i ogon, kudłatą sierść, lśniącą odczęstego i starannego czyszczenia.Maddie poczuła lekki ucisk w gardle  koń był srokaty, w nieregularne czarno-białe plamy, a onaszczególnie lubiła tę maść.Młody Bob podprowadził konia bliżej.Wyrwij znowu zarżał i podszedł do kolegi.Sundancer drobił nerwowo w miejscu, cofnąłsię o kilka kroków. Oto Zderzak  oznajmił Młody Bob. Zderzak?  powtórzyła Maddie.Bob znów zachichotał, z czułością poklepując konia. Nazwałem go tak, bo jako zrebak lubił zderzać się z różnymi rzeczami.Sprawdzał, czy się przewrócą.Już tak nie robi.Jak na komendę Zderzak ubódł go nosem, aż Bob zatoczył się w tył. No, prawie nigdy  przyznał.Maddie przyglądała się konikowi.Pod starannie wyszczotkowaną sierścią rysowały się mocne mięśnie.Zderzak zerknął na niąi dostrzegła w jego oczach inteligencję i empatię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl