[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł poznać całą prawdę - odparłem - ale wiem, kim zażycia był ten stwór.- Kim? - Jack wytrzeszczył na mnie oczy, wciąż ściskając w dłoni lichtarz.Opamiętałsię i odłożył go na kuchenny blat. - Nazywał się Emery Paulson.Był mężem Adriany Eastlake.Wiemy na pewno, żeprzyjechali razem z Atlanty, żeby pomóc w poszukiwaniach zaginionych blizniaczek.Alenigdy już nie opuścili Dumy.Perse postarała się o to.XZ kuchni przeszliśmy do salonu, w którym poznałem Elizabeth Eastlake.Jak zawszestał tam długi, niski stół, ale teraz jego blat był kompletnie pusty.Lśniąca, wypolerowanapowierzchnia wydała mi się uderzająco trafną parodią ludzkiego życia.- Gdzie są jej figurki? - spojrzałem na Wiremana.- Co się z nimi stało? Gdzie jestPorcelanowa Wioska?- Spakowałem wszystko do pudeł i wyniosłem do letniej kuchni - odpowiedział,wskazując dłonią ogólny kierunek.- Właściwie nie miałem powodu, ale.Nie mogłem.Napijesz się zielonej herbaty, muchacho? A może piwa?Poprosiłem o wodę.Jack powiedział, że jeśli to nie problem, to chętnie napiłby siępiwa.Wireman wyszedł, żeby wszystko przynieść.Rozpłakał się dopiero na korytarzu.Wybuchnął wielkim, hałaśliwym szlochem, takim, którego nie można stłumić, choćby się niewiem jak próbowało.Jack i ja spojrzeliśmy po sobie, po czym każdy z nas odwrócił wzrok, nie mówiąc anisłowa.XIPowrót do salonu zajął mu o wiele więcej czasu niż zwykle potrzeba na przyniesieniedwóch puszek piwa i szklanki wody, ale kiedy wreszcie się pojawił, był już spokojny iopanowany.- Przepraszam - mruknął.- Nieczęsto mi się zdarza w ciągu jednego tygodnia stracićukochaną osobę i pieprznąć wampira lichtarzem w mordę.Jestem raczej przyzwyczajony, żealbo jedno, albo drugie.Wzruszył ramionami, próbując udawać niefrasobliwość.Nie wyszło mu, ale trzebaprzyznać, że się starał.- To nie są wampiry - zaoponowałem.- Nie? A co w takim razie? - spytał.- Wyłuszcz nam to łaskawie.- Mogę wam powiedzieć tylko to, co zdradziły mi jej rysunki.Musicie jednakpamiętać, że talent talentem, a Elizabeth mimo wszystko była jeszcze dzieckiem.- Zastanowiłem się przez chwilę i potrząsnąłem głową.- Nawet nie dzieckiem.Prawie żeniemowlęciem.Perse była.Domyślam się, że Perse była dla niej duchem - przewodnikiem.Wireman otworzył z trzaskiem swoje piwo, pochylił się w moim kierunku.- A dla ciebie kim ona jest? Też duchem - przewodnikiem? To ona stymulowała twojątwórczość?- Oczywiście - odparłem.- Badała granice moich zdolności i poszerzała je.Jestempewien, że zajście z Candym Brownem to było właśnie coś takiego.A poza tym podsuwałami tematy.Tak powstała seria  Dziewczynka i statek.- A inne twoje obrazy? - chciał wiedzieć Jack.- Te są chyba w większej części moje.Z tym że niektóre.- Urwałem w pół słowa, bonagle przyszło mi do głowy coś strasznego.Odstawiłem szklankę, niemalże ją przewracając.-Jezu Chryste.- jęknąłem.- Co? - spytał Wireman.- Na miłość boską, co się stało?- Idz po swoją małą czerwoną książeczkę telefoniczną.Teraz, w tej chwili.Wireman wyszedł, przyniósł to, o co prosiłem, a potem podał mi jeszczebezprzewodową słuchawkę.Położyłem ją na kolanach i przez chwilę siedziałem bez ruchu,zastanawiając się, do kogo najpierw mam zadzwonić.A potem już wszystko wiedziałem.Okazało się jednak, że życie w nowoczesnym świecie rządzi się pewną żelazną zasadą,bardziej nawet nienaruszalną niż ta, która mówi, że policji nigdy nie ma tam, gdzie jej akuratpotrzeba.Zasada ta brzmi następująco: kiedy najbardziej chce się porozmawiać zczłowiekiem, zawsze odbiera automatyczna sekretarka.I właśnie automatyczne sekretarki włączyły się kolejno, kiedy dzwoniłem do DariaNannuzziego, Jimmy'ego Yoshidy i Alice Aucoin.- Kurwa! - wrzasnąłem, kiedy w słuchawce rozległ się nagrany głos Alice: Przepraszam, ale nie mogę odebrać telefonu, proszę..%7łeby tego nie słyszeć, z całej siływcisnąłem kciukiem czerwony klawisz.- Pewnie jeszcze świętują - powiedział Wireman.- Poczekaj trochę, amigo, niedługowszystko się uspokoi.- Nie mam czasu na czekanie! - krzyknąłem.- Kurwa! Kurwa mać!Wireman położył dłoń na mojej dłoni.- O co chodzi, Edgar? - zapytał łagodnym, uspokajającym głosem.- Co się stało?- Te obrazy są niebezpieczne! Może nie wszystkie, ale niektóre na pewno!Zastanowił się, po czym skinął głową.- W porządku.Pomyślmy.Najgrozniejsza jest pewnie seria  Dziewczynka i statek , prawda?- Tak.Tego jestem pewien.-  Dziewczynki. prawie na sto procent są jeszcze w galerii.Najpierw trzeba każdyobraz ładnie oprawić, potem dopiero je roześlą.Roześlą.Boże jedyny, roześlą.To słowo brzmiało strasznie.- Nie mogę im na to pozwolić - oznajmiłem.- Muchacho, nie możesz pozwolić sobie, ale na co innego.Na niepotrzebne dygresje.Nie rozumiał, że to nie jest żadna dygresja.Perse, kiedy tylko chciała, potrafiłarozbudzić wielki wiatr.Ale nie sama.Potrzebni jej byli pomocnicy.Znalazłem numer Scoto i wystukałem go na klawiaturze.Wydawało mi się to całkiemmożliwe, że ktoś tam jeszcze będzie o dwudziestej drugiej pięćdziesiąt, skoro poprzedniegodnia w galerii odbyła się wielka feta.Jak się jednak okazało, znów zadziałała ta sama żelaznazasada i włączyła się sekretarka.Przeczekałem nagranie, drżąc z niecierpliwości, a potemwcisnąłem dziewiątkę, aby zostawić wiadomość ogólną, dla wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl