[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komendanci straży pożarnej korzystają jednak z pomocy takich ludzi& kiedy zostająprzyparci do muru.Jeszcze pięć minut temu Lester Moran, którego w wieku dwudziestu jedenlat nie przyjęto do straży pożarnej Bostonu z powodu stalowej płytki w głowie, czuł się jakzbity pies.Teraz czuł się jak na amfetaminowym haju.Teraz czuł, że mógłby z radościąwziąć na plecy starą gaśnicę z ocynkowanym zbiornikiem ważącą prawie połowę tego co on itargać całą noc, wdychając dym z taką lubością, jak niektórzy mężczyzni wdychają zapachperfum na szyi pięknej kobiety, i walczyć z płomieniami, dopóki nie popękałaby mu pokrytapęcherzami skóra na policzkach i nie spaliły mu się doszczętnie brwi.Zjechał z autostrady w Newport i pognał drogą prowadzącą do Haven.Płytka w głowie była pamiątką po okropnym wypadku, jaki się wydarzył, gdy Moran miałdwanaście lat i należał do patrolu młodzieżowego.Potrącił go samochód i Moran przeleciałtrzydzieści stóp, ale na drodze stanęła mu ceglana ściana hurtowni mebli, która zdecydowanieprzerwała jego lot.Udzielono mu sakramentów; chirurg, który go operował, powiedział jegozapłakanym rodzicom, że ich syn prawdopodobnie umrze w ciągu sześciu godzin lub przedśmiercią pozostanie w śpiączce przez kilka dni albo tygodni.Ale jeszcze tego samego dniachłopiec się zbudził i poprosił o lody. To chyba cud!  krzyczała ze szlochem matka. Cud boski! Też tak sądzę  przytaknął chirurg, który podczas operacji widział mózg LesteraMorana przez ziejącą w czaszce dziurę.Brnąc teraz w głąb chmury cudownego dymu, Lester poczuł lekkie mdłości, ale złożył toma karb podniecenia i wkrótce zupełnie o tym zapomniał.W końcu płytka w jego czaszcebyła prawie dwa razy większa od płytki Jima Gardenera.Brak samochodów policji, strażypożarnej i służb leśnych w gęstniejącym mroku mocno go dziwił, ale zarazem ucieszył.Kiedypokonał ostry zakręt, ujrzał brązowego plymoutha leżącego na dachu w rowie.Czerwonykogut na desce rozdzielczej wciąż błyskał.Na drzwiach auta widniał napis STRA%7łPO%7łARNA DERRY.Lester zatrzymał swego starego forda kombi, wysiadł i truchtem podbiegł do rozbitegowozu.Na kierownicy, siedzeniu i dywaniku po stronie kierowcy zobaczył krew.Czerwonekrople pokrywały też przednią szybę.W sumie bardzo dużo krwi.Lester wpatrywał się w nią ze zgrozą, a potem spojrzał wstronę Haven.Słup dymu podświetlała ciemnoczerwona łuna, a Lester zdał sobie sprawę, żesłyszy głuchy trzask płonącego drewna.Jak gdyby stał przed największym na świecieotwartym kominkiem& albo jak gdyby największy na świecie otwarty kominek dostał nóg iwolno zbliżał się do niego.Wobec głuchego odgłosu i widoku ciemnej, lecz potężnej łuny, przewrócony samochódkomendanta straży w Derry i krew w środku wydały się nagle o wiele mniej ważne.Lesterwrócił do swojego samochodu, stoczył krótką bitwę z własnym sumieniem i wygrał,obiecując sobie, że zatrzyma się przy pierwszym napotkanym automacie telefonicznym, żebyzadzwonić na policję w Cleaves Mills& nie, w Derry.Jak prawie każdy porządny akwizytor,Lester Moran miał w głowie szczegółową mapę okolicy i po zajrzeniu do niej uznał, że Derryjest bliżej.Musiał powstrzymywać przemożną chęć, by nie wyciskać ze starego forda, ile się dało&czyli najwyżej sześćdziesięciu mil na godzinę, bo na więcej nie było go ostatnio stać.Przedkażdym zakrętem spodziewał się, że zaraz zobaczy ustawione w poprzek drogi koziołkiblokujące przejazd i zaparkowane byle jak auta, usłyszy krzyki mężczyzn w hełmach,kaskach i gumowych kombinezonach oraz hałas ustawionego na cały regulator radia CB,wywrzaskującego najnowsze komunikaty. Nic takiego się jednak nie stało.Zamiast koziołków i uwijających się ludzi, natknął się naprzewrócony wóz strażacki z Unity.Kabina oderwała się od reszty pojazdu, a ze zbiornikawyciekały resztki jego zawartości.Lester, oddychając dymem zmieszanym z powietrzem,które zabiłoby prawie każdego na Ziemi, stał na miękkim poboczu, wpatrując się jakurzeczony w bezwładną białą rękę zwisającą z okna amputowanej kabiny wozu.Białądelikatną skórę po wewnętrznej stronie ramienia znaczyły nieregularne wzory ze strużekzasychającej krwi.Tu się dzieje coś złego.Coś więcej niż tylko pożar lasu.Musisz stąd uciekać, Les.Zamiast posłuchać, znów odwrócił się w stronę ognia i był zgubiony.Powietrze coraz mocniej smakowało dymem.Płomienie już nie trzaskały, ale huczały jakprzetaczająca się gwałtownie burza.Nagle go oświeciło  myśl spadła na niego jak wiadrocementu: Nikt nie walczy z pożarem.Absolutnie nikt.Z jakichś niezrozumiałych powodówalbo nikt nie mógł się dostać w pobliże pożaru, albo nikomu na to nie pozwolono.Wrezultacie pożar szalał zupełnie swobodnie, a przy wzmagającym się wietrze rozrastał sięnieokiełznanie jak radioaktywny potwór z horroru.Kiedy to sobie uświadomił, ogarnęło go przerażenie& podniecenie& i chora, mrocznaradość.Nie powinien się cieszyć, ale fakt pozostawał faktem i nie sposób mu byłozaprzeczyć.Zresztą nie tylko on miał takie odczucia.Mroczna radość ogarniała każdego zestrażaków, którym stawiał drinki (czyli prawie wszystkich, jakich spotkał od dnia, gdy pobadaniach lekarskich nie przyjęto go do bostońskiej straży).Potykając się i zataczając, wrócił do auta, uruchomił je nie bez kłopotów (podejrzewał, żewciskając w przejęciu gaz, prawdopodobnie o mało nie zalał cholernego dinozaura), odkręciłdo końca klimatyzator i ruszył dalej w stronę Haven.Zdawał sobie sprawę, że to najczystszejwody idiotyzm  przecież nie był Supermanem, tylko czterdziestopięcioletnim, łysiejącymakwizytorem podręczników, który pozostawał kawalerem, bo był zbyt nieśmiały, żebyumawiać się z kobietami.Jego zachowanie trudno było jednak nazwać po prostu idiotycznym.Opinia ta, choć surowa, była racjonalna.Natomiast Lester zachowywał się jak szaleniec.I niepotrafił się powstrzymać, zupełnie jak ćpun, kiedy zobaczy działkę bulgoczącą na łyżeczce.Nie mógł z tym walczyć&.& ale mógł przynajmniej pojechać to zobaczyć.A będzie na co popatrzeć, myślał.Pot płynął mu już ciurkiem po twarzy, jak gdyby woczekiwaniu na mający go ogarnąć żar.Och, tak, będzie na co popatrzeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl