[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten dzień jest wszystkim, co masz.Uczyń, z niegonajlepszy dzień roku.Najsmutniejsze słowa, jakie mógłbyśkiedykolwiek wypowiedzieć, brzmią: "Gdybym miał jeszcze razprzeżyć życie.".Przejmij pałeczkę sztafety, szybko.Pobiegnij znią! Dzisiejszy dzień należy do ciebie.ZASADA DZIESITA.która uczyni twe życie lepszymPocząwszy od dzisiaj, traktuj wszystkich spotkanych ludzi,przyjaciół i wrogów, bliskich i nieznajomych, tak jakby o północymieli oni już nie żyć.Każdemu z nich, nawet przy najbardziejprzelotnym kontakcie, okaż tyle troski, dobroci, zrozumienia imiłości, ile możesz z siebie wykrzesać.I nie oczekuj za to żadnejnagrody.I twoje życie nigdy już nie będzie takie samo.Jak w każdej innej grze, tak i w życiu wszystkie zasady są ze sobąpowiązane.Stosowanie się do jednej z nich poprowadzi cię kukolejnym.Teraz zaczynasz grę zwaną życiem w sposób najwłaściwszy,tak jak to naprawdę powinno się robić.Przeżyć każdy kolejny dzień tak, jakby miał to być jedyny dzień,który ci pozostał - oto w istocie jedna z głównych zasadszczęśliwego, udanego życia.Towarzyszy jej jednakże inna zasada.równie ważna i efektywna, która znana jest, w odróżnieniu odtamtej, nielicznym. Gdy już decydujesz się przeżyć kolejny dzień tak, jakby miał onbyć ostatnim dniem twojego życia, traktuj przy tym każdegonapotkanego człowieka-krewnego, sąsiada, kolegę z pracy,nieznajomego, klienta, nawet wroga, jeśli takiego masz - takjakbyś był w posiadaniu największego o nim sekretu: oto ostatnidzień, w którym ten człowiek stąpa po ziemi, o północy nie będziejuż żył!A teraz pomyśl, jak potraktowałbyś spotkanego dziś człowieka,gdybyś wiedział, że z końcem tego dnia odejdzie na zawsze? Znaszodpowiedz.Obdarzyłbyś go większym szacunkiem, troską, łagodnościąi miłością niż kiedykolwiek dotychczas.A czy domyślasz się, jakten człowiek zareagował by na twoją dobroć? Oczywiście.Doświadczyłbyś z jego strony więcej szacunku, troski, łagodności imiłości, niż doświadczyłeś dotąd ze strony kogokolwiek.Czy wieszteraz, jak będzie wyglądała twoja przyszłość, jeśli będziesz staletak postępował, dzień po dniu, wypełniając życie jedynie tąbezinteresowną miłością? Uśmiechasz się.Znasz już odpowiedz.Przed laty pisarze wysyłani w trasy promocyjne, przewidujące takżeaudycje radiowe i telewizyjne oraz konferencje prasowe, zdani bylipraktycznie na siebie, jeśli porówna się ich sytuację z pisarzamidoby dzisiejszej dosłownie "prowadzonymi za rękę" od miasta domiasta i od konferencji do konferencji przez lokalnegoprzedstawiciela wydawcy.W tych "dawnych czasach" nasi wydawcyjedynie przesyłali nam pocztą bilety na samolot, potwierdzenierezerwacji miejsc hotelowych oraz plan naszych prezentacji wkażdym mieście.Za wszystkie sprawy związane z dotarciem nalotnisko, odnalezieniem hotelu oraz przejazd taksówkami zkonferencji na konferencję odpowiedzialny był autor.I jeśli wjednym dniu wypadało siedem spotkań, co nie było rzadkością, awywiady miały się odbywać o różnych porach i w różnych miejscach,na przykład na terenie całego Los Angeles, stawianie się wszędziena czas wymagało wiele wytrwałości oraz bystrości i stanowiło nielada wyzwanie.Ten pamiętny dzień zdarzył się przed kilku laty.Sprzed hoteluzabrał mnie młody czarnoskóry taksówkarz.Kazałem się zawiezć doznajdującej się na przedmieściu stacji telewizyjnej WSM-TV.Miałemtam wystąpić w programie The Noon Show.Jako że jazda trwała dośćdługo, zaczęliśmy rozmowę.Kierowca, pamiętam jego nazwisko,Raymond Bright, sprawiał wrażenie zaszokowanego faktem, że jegoklient ma wystąpić w telewizji.Starannie opracowany plan mojej trasy promocyjnej uwzględniał tegodnia występ w programie nadawanym na żywo.Miała w nim nawetwystępować jakaś orkiestra i kilku piosenkarzy.Gdy podjechaliśmypod piękny budynek, taksówkarz powiedział: - Do licha, to najlepsza stacja telewizyjna w całym Nashville!Prawdopodobnie zasada dotycząca traktowania ludzi z miłością itroską, tak jakby o północy mieli oni nie żyć, wciąż chodziła mipo głowie, jako że poprzedniego dnia mówiłem o niej w kilkuaudycjach, ponieważ płacąc Royowi za kurs, powiedziałem:- Czy był pan kiedyś w studiu telewizyjnym w czasie programuprowadzonego na żywo?- Nie, proszę pana.- No, to.jeśli ma pan około godziny wolnego czasu i zgodzi siępan, abym zapłacił za parkowanie, może pójść pan tam ze mną ipopatrzeć, jak będę się wygłupiał.- Mówi pan serio? - zapytał, otworzywszy szeroko oczy zezdziwienia.- Jasne.Potem może mnie pan odwiezć do centrum miasta.Wksięgarni Cokesbury mam o wpół do drugiej podpisywać książki.Raymond wskoczył do wozu, wyłączył licznik, co miało znaczyć, żenie zamierza brać ode mnie pieniędzy za postój, po czym ruszył zamną.W budynku telewizji przedstawiłem mojego nowego przyjacielazaskoczonemu Teddyemu Bartowi, który miał prowadzić program, orazreżyserowi, Elaine Ganick.Gospodarze zaprowadzili nas do jasnooświetlonego studia, w którym członkowie orkiestry stroiliinstrumenty.Rayowi wskazano jedno z miejsc przeznaczonych dlanajważniejszych gości, w pierwszym rzędzie.Gdy omawiałem z Teddymi Elaine zasadnicze wątki mającej się odbyć dyskusji, Rayprzyglądał się ze zdumieniem orkiestrze, która przeprowadzałaostatnią próbę wśród poruszających się dookoła kamer telewizyjnychi mikrofonów.Po skończonym programie pognaliśmy do księgarni, mieszczącej się wcentrum.Gdy i ten punkt dnia mieliśmy za sobą, powiedziałemRayowi, że konam z głodu.Zabrał mnie więc na obiad do pewnegomiejsca, które znajdowało się w "jego części miasta", jak tookreślił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl