[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właściwie nie trzeba sobie zawracaćgłowy zmianą wystroju wnętrz, gdyż prędzej czy pózniej moda człowiekadogoni.Wyłączna różnica pomiędzy mną a typowym nowojorczykiem jest taka, żeja jestem wierna swemu mieszkaniu.W końcu znamy się jeszcze z czasów,kiedy byłam biedna niczym zadłużona po uszy mysz kościelna, a mój jedynymebel stanowiła wielofunkcyjna leżanka.Pózniej przyszły dla nas trochęlepsze czasy awansowałam na redaktorkę, a siermiężne drewno zastąpiłchrom i skóra.Wraz z kolejnymi podwyżkami stać mnie było na styl corazbardziej ekstrawagancki (poprzednio paryski, ociekający purpurą i złotem, aostatnio bardzo modny minimalistyczny), aż niedawno spełniło się mojemarzenie: po latach bojów z właścicielem budynku i nadzorem budowlanymuzyskałam pozwolenie, by wyburzyć ścianę pomiędzy salonem a kuchnią,RS40dzięki czemu powstała przestronna i napełniona światłem przestrzeń.Mojaprzestrzeń życiowa.Mój dom.No właśnie: mój dom.Tyle że już nie jest tylko mój.Nigdy niewyobrażałam sobie, byśmy mieli zamieszkać z Danem w jego służbówce,chociaż wspaniałomyślnie to zaoferował, lecz niestety nie przypuszczałam,że kręcę sobie pętlę na szyję postępując według zasady co je moje, to jetwoje".Teraz zaś cholera mnie bierze, kiedy widzę ubłocone buciory namoich wyściełanych krzesłach i wielkie łapska na moich delikatnychurządzeniach kuchennych (ostatnio szukając wyciskarki do cytrusów,znalazłam ją w zmywarce porzuconą i zardzewiałą, chociaż to prawdziwyzabytek z początków dwudziestego wieku!).Wreszcie nadszedł moment, kiedy uświadomiłam sobie, że Dan nawetjeśli pomimo wszystko pasuje do mnie nie pasuje do mojego mieszkania.Choć wiedziałam, że to podłe i niezbyt logiczne, po stokroć wolałamwynająć mój wypieszczony apartament komuś potrafiącemu docenić luksus,aniżeli pozostawić go na pastwę męża niezgraby.Nawet jeśli oznaczało toprzeprowadzkę.(Z drugiej strony podejrzewam, że Dan uknuł spisek, abyzaciągnąć mnie do tej chałupy w Yonkers przecież nawet stary dobryMachiavelli by się nie powstydził planu systematycznego niszczenia moichutensyliów i mebli zatem moja decyzja nie do końca była moja.)Ledwie znalezliśmy się na drugim brzegu Hudsonu, ogarnął mnieniepokój, jakiego zawsze doświadczam, ilekroć opuszczam granice miasta.Jako typowa mieszkanka Nowego Jorku cierpię na kompleks wyższości iwprost nie wyobrażam sobie życia poza wyspiarskim sanktuariumManhattanu, a paradoksalnie szok jest najdotkliwszy nie na głębokiejprowincji, lecz na rogatkach.Nagle jezdnia z czteropasmowej robi sięośmiopasmowa, a otoczenie zmienia się z każdym przejechanymkilometrem.Wokół pojawia się coraz więcej terenówek, a nawet pikapów,na poboczu zaś ciągną się niskie zabudowania o elewacji pokrytej brzydkimsidingiem, spomiędzy których tu i ówdzie wyziera spłacheć trawy.Chociażmożna tutaj sięgnąć wzrokiem dalej niż do najbliższej przecznicy, nie czujesię przestrzeni.Dla mnie, mieszczucha, miasto kończy się wraz z ostatnimwieżowcem, i choć miejsce drapaczy chmur zajmuje niebo i światło, niemam na czym zawiesić oka.Czuję się jak wygnana z raju.Dan nie zauważył mojej reakcji i jakby nigdy nic dalej paplał o urokachżycia poza miastem, malując doprawdy przerażające obrazki.Kiedywyrwałam się z zamyślenia, mówił właśnie, jaka to frajda urządzić grilla naRS41tarasie własnego domu i wśród dobrych przyjaciół.Tyle jeszcze mogłabymprzełknąć, ale dlaczego, na Boga, mielibyśmy grillować podłe,naszpikowane chemią mięso zakupione w hipermarkecie, do tego wopakowaniu familijnym, żeby było taniej, i to w towarzystwie osóbek odzwięcznych imionach, takich jak Candy czy Mandy, które mają na włosachpasemka i znają tylko jeden rodzaj przyprawy ketchup.Niczego nieświadomy Dan roztaczał swoje wizje z piekła rodem (chociażoczywiście w jego mniemaniu był to ciąg dalszy bajki pt. %7łyli długo iszczęśliwie."), a ja z trudem tłumiłam narastającą we mnie panikę.Nibywiedziałam, że ta wycieczka to przecież nie koniec świata jechaliśmy siętylko rozejrzeć i zawsze mogłam okazać niezadowolenie, tym samymzapewniając sobie święty spokój i brak jakichkolwiek dramatycznych zmianw życiu wszakże problem leżał gdzie indziej.Danowi naprawdę zależałona tym domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Właściwie nie trzeba sobie zawracaćgłowy zmianą wystroju wnętrz, gdyż prędzej czy pózniej moda człowiekadogoni.Wyłączna różnica pomiędzy mną a typowym nowojorczykiem jest taka, żeja jestem wierna swemu mieszkaniu.W końcu znamy się jeszcze z czasów,kiedy byłam biedna niczym zadłużona po uszy mysz kościelna, a mój jedynymebel stanowiła wielofunkcyjna leżanka.Pózniej przyszły dla nas trochęlepsze czasy awansowałam na redaktorkę, a siermiężne drewno zastąpiłchrom i skóra.Wraz z kolejnymi podwyżkami stać mnie było na styl corazbardziej ekstrawagancki (poprzednio paryski, ociekający purpurą i złotem, aostatnio bardzo modny minimalistyczny), aż niedawno spełniło się mojemarzenie: po latach bojów z właścicielem budynku i nadzorem budowlanymuzyskałam pozwolenie, by wyburzyć ścianę pomiędzy salonem a kuchnią,RS40dzięki czemu powstała przestronna i napełniona światłem przestrzeń.Mojaprzestrzeń życiowa.Mój dom.No właśnie: mój dom.Tyle że już nie jest tylko mój.Nigdy niewyobrażałam sobie, byśmy mieli zamieszkać z Danem w jego służbówce,chociaż wspaniałomyślnie to zaoferował, lecz niestety nie przypuszczałam,że kręcę sobie pętlę na szyję postępując według zasady co je moje, to jetwoje".Teraz zaś cholera mnie bierze, kiedy widzę ubłocone buciory namoich wyściełanych krzesłach i wielkie łapska na moich delikatnychurządzeniach kuchennych (ostatnio szukając wyciskarki do cytrusów,znalazłam ją w zmywarce porzuconą i zardzewiałą, chociaż to prawdziwyzabytek z początków dwudziestego wieku!).Wreszcie nadszedł moment, kiedy uświadomiłam sobie, że Dan nawetjeśli pomimo wszystko pasuje do mnie nie pasuje do mojego mieszkania.Choć wiedziałam, że to podłe i niezbyt logiczne, po stokroć wolałamwynająć mój wypieszczony apartament komuś potrafiącemu docenić luksus,aniżeli pozostawić go na pastwę męża niezgraby.Nawet jeśli oznaczało toprzeprowadzkę.(Z drugiej strony podejrzewam, że Dan uknuł spisek, abyzaciągnąć mnie do tej chałupy w Yonkers przecież nawet stary dobryMachiavelli by się nie powstydził planu systematycznego niszczenia moichutensyliów i mebli zatem moja decyzja nie do końca była moja.)Ledwie znalezliśmy się na drugim brzegu Hudsonu, ogarnął mnieniepokój, jakiego zawsze doświadczam, ilekroć opuszczam granice miasta.Jako typowa mieszkanka Nowego Jorku cierpię na kompleks wyższości iwprost nie wyobrażam sobie życia poza wyspiarskim sanktuariumManhattanu, a paradoksalnie szok jest najdotkliwszy nie na głębokiejprowincji, lecz na rogatkach.Nagle jezdnia z czteropasmowej robi sięośmiopasmowa, a otoczenie zmienia się z każdym przejechanymkilometrem.Wokół pojawia się coraz więcej terenówek, a nawet pikapów,na poboczu zaś ciągną się niskie zabudowania o elewacji pokrytej brzydkimsidingiem, spomiędzy których tu i ówdzie wyziera spłacheć trawy.Chociażmożna tutaj sięgnąć wzrokiem dalej niż do najbliższej przecznicy, nie czujesię przestrzeni.Dla mnie, mieszczucha, miasto kończy się wraz z ostatnimwieżowcem, i choć miejsce drapaczy chmur zajmuje niebo i światło, niemam na czym zawiesić oka.Czuję się jak wygnana z raju.Dan nie zauważył mojej reakcji i jakby nigdy nic dalej paplał o urokachżycia poza miastem, malując doprawdy przerażające obrazki.Kiedywyrwałam się z zamyślenia, mówił właśnie, jaka to frajda urządzić grilla naRS41tarasie własnego domu i wśród dobrych przyjaciół.Tyle jeszcze mogłabymprzełknąć, ale dlaczego, na Boga, mielibyśmy grillować podłe,naszpikowane chemią mięso zakupione w hipermarkecie, do tego wopakowaniu familijnym, żeby było taniej, i to w towarzystwie osóbek odzwięcznych imionach, takich jak Candy czy Mandy, które mają na włosachpasemka i znają tylko jeden rodzaj przyprawy ketchup.Niczego nieświadomy Dan roztaczał swoje wizje z piekła rodem (chociażoczywiście w jego mniemaniu był to ciąg dalszy bajki pt. %7łyli długo iszczęśliwie."), a ja z trudem tłumiłam narastającą we mnie panikę.Nibywiedziałam, że ta wycieczka to przecież nie koniec świata jechaliśmy siętylko rozejrzeć i zawsze mogłam okazać niezadowolenie, tym samymzapewniając sobie święty spokój i brak jakichkolwiek dramatycznych zmianw życiu wszakże problem leżał gdzie indziej.Danowi naprawdę zależałona tym domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]