[ Pobierz całość w formacie PDF ]
..Kilka linijek starannego pisma, a poniżej kolumnanazwisk.Nieregularne kleksy, zamaszyste zawijasy, prawie nieczytelne gryzmoły. Hoff, Sult, Marovia, Varuz, Halleck, Burr, Torlichorm i pozostali.Znaczącenazwiska.Glokta poczuł słabość, biorąc dokument drżącymi dłońmi.Wydawał sięciężki.- Niech ci to nie uderzy do głowy! Nadal musisz stąpać ostrożnie.Nie możemypozwolić sobie na więcej błędów, ale Gurkhulczyków należy powstrzymać za wszelkącenę, dopóki nie uporamy się z tą historią w Anglandzie.Za wszelką cenę, rozumiesz? Rozumiem.Wysłanie do miasta otoczonego przez wroga i rojącego się odzdrajców, gdzie jeden superior zniknął już w tajemniczych okolicznościach.Tobardziej cios w plecy niż awans, ale musimy pracować narzędziami, które mamy.- Rozumiem, arcylektorze.- Doskonale.Informuj mnie na bieżąco.Chcę być zasypywany twoimi listami.- Oczywiście.- Masz dwóch praktyków, zgadza się?- Tak, Eminencjo, to Frost i Severard, obaj bardzo.- Nie dostatecznie! Nie będziesz mógł nikomu tam zaufać, nawet Inkwizycji.-Zdawało się, że Sult zastanawia się nad tym przez chwilę.- Zwłaszcza Inkwizycji.Wybrałem sześciu innych, którzy dowiedli swych umiejętności, włączając praktykaVitari. Ta kobieta? Miałaby mi zaglądać przez ramię?.- Ależ arcylektorze.- %7ładnych ale , Glokta! - syknął Sult.- Nie śmiej mi tego mówić, nie dzisiaj!Nie jesteś nawet w połowie tak kaleki, jak mogłoby ci się przytrafić! Nawet w połowie,rozumiesz?Glokta pochylił głowę.- Przepraszam.- Myślisz o czymś, co? Widzę, jak obracają się w twoim mózgu koła zębate.Niechcesz, by stała ci na drodze jedna z osób Goyle'a.No cóż, nim zaczęła pracować dlaniego, pracowała dla mnie.Styrianka, z Sipano.Ten naród jest zimny jak lód, a onajest najzimniejsza z wszystkich, możesz mi wierzyć.Nie musisz się więc martwić.Wkażdym razie nie o Goyle'a. Nie.Tylko o ciebie, co jest znacznie gorsze.- Będę zaszczycony, mając ją przy swoim boku. Będę cholernie ostrożny.- Bądz sobie zaszczycony do woli, tylko mnie nie zawiedz! Jak ci się nie uda, tobędziesz potrzebował czegoś więcej niż tego kawałka papieru, żeby się uratować.Wdokach czeka statek.Odejdz.Natychmiast.- Oczywiście, Eminencjo!Sult odwrócił się i podszedł do okna.Glokta wstał bezgłośnie, wsunął krzesłopod stół, nie robiąc hałasu, i cicho zbliżył się do drzwi.Arcylektor wciąż stał zzałożonymi na plecach rękami, kiedy Glokta z najwyższą ostrożnością naciskałklamkę.Dopiero gdy drzwi zamknęły się z nieznacznym trzaskiem, uświadomił sobie,że cały czas wstrzymywał oddech.- Jak poszło?Glokta odwrócił się gwałtownie, czując w szyi bolesny chrzęst. Dziwne, że nigdy nie nauczyłem się tego nie robić.Praktyk Vitari wciąż leżała bezwładnie na krześle, patrząc na niego zmęczonymwzrokiem.Wyglądało, jakby nie ruszyła się przez cały ten czas, kiedy był w gabinecie. Jak poszło?.Przesunął językiem po ustach i pustych dziąsłach, zastanawiając się nadodpowiedzią. Jeszcze się okaże.- Ciekawie - odparł w końcu.- Jadę do Dagoski.- Tak słyszałam.Ta kobieta rzeczywiście miała obcy akcent, kiedy teraz o tym pomyślał. Nieznacznie brzmienie, charakterystyczne dla Wolnych Miast.- Rozumiem, że jedziesz ze mną.- Rozumiem, że jadę.Nie poruszyła się jednak.- Trochę się spieszymy.- Wiem.- Wyciągnęła do niego rękę.- Mógłby mi pan pomóc?Glokta uniósł brwi. Zastanawiam się, kiedy ostatnim razem zadano mi to pytanie?.Już zamierzał powiedzieć nie , ale w końcu wyciągnął do niej dłoń, choćby poto, by poczuć coś nowego i nieznanego.Jej palce zamknęły się na jego ręku i zaczęłyciągnąć ją nieznacznie.Oczy miała zmrużone, słyszał jej świszczący oddech, gdypodnosiła się wolno z krzesła.Bolało go, kiedy tak ciągnęła, bolało w ramieniu, wplecach. Ale ją boli bardziej.Był pewien, że jej zęby zaciskają się za maską z całej siły.Poruszałakończynami po kolei, ostrożnie, nie wiedząc, co ją zaboli i jak bardzo.Glokta nie mógłpowstrzymać uśmiechu. Rytuał, który przechodzę każdego ranka.To dziwnie ożywcze - widzieć kogośinnego w takiej sytuacji.W końcu stała na nogach, przyciskając zabandażowaną dłoń do żeber.- Możesz iść? - spytał Glokta.- Dam radę.- Co się stało? Psy?Szczeknęła krótkim śmiechem.- Nie.Dołożył mi wielki człowiek z Północy.Glokta parsknął. No cóż, przynajmniej szczerze.- Pójdziemy?Spojrzała na jego laskę.- Nie ma pan drugiej, co?- Obawiam się, że nie.Mam tylko tę jedną, a nie mogę bez niej chodzić.- Wiem, jak się pan czuje. Niezupełnie.Glokta odwrócił się i zaczął się oddalać kulejącym krokiem od gabinetuarcylektora. Niezupełnie.Słyszał, jak kobieta wlecze się za nim, utykając. To dziwnie ożywcze, kiedy ktoś stara się dotrzymać mi kroku.Ruszył szybciej i zabolało go. Ale ją bardziej.Oblizał bezzębne wargi.A zatem z powrotem na Południe.Nie jest to miejsce szczęśliwych wspomnień.Walczyć z Gurkhulczykami, po tym, ile mnie to kosztowało ostatnim razem.Wypleniać nielojalność w mieście, gdzie nikomu nie można ufać, zwłaszcza tym,którzy mają mi pomóc.Zmagać się w upale i kurzu z niewdzięcznym zadaniem, któreniemal na pewno skończy się niepowodzeniem.A niepowodzenie oznacza śmierć, cojest bardziej niż prawdopodobne.Poczuł, jak drga mu policzek, jak porusza mu się powieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
..Kilka linijek starannego pisma, a poniżej kolumnanazwisk.Nieregularne kleksy, zamaszyste zawijasy, prawie nieczytelne gryzmoły. Hoff, Sult, Marovia, Varuz, Halleck, Burr, Torlichorm i pozostali.Znaczącenazwiska.Glokta poczuł słabość, biorąc dokument drżącymi dłońmi.Wydawał sięciężki.- Niech ci to nie uderzy do głowy! Nadal musisz stąpać ostrożnie.Nie możemypozwolić sobie na więcej błędów, ale Gurkhulczyków należy powstrzymać za wszelkącenę, dopóki nie uporamy się z tą historią w Anglandzie.Za wszelką cenę, rozumiesz? Rozumiem.Wysłanie do miasta otoczonego przez wroga i rojącego się odzdrajców, gdzie jeden superior zniknął już w tajemniczych okolicznościach.Tobardziej cios w plecy niż awans, ale musimy pracować narzędziami, które mamy.- Rozumiem, arcylektorze.- Doskonale.Informuj mnie na bieżąco.Chcę być zasypywany twoimi listami.- Oczywiście.- Masz dwóch praktyków, zgadza się?- Tak, Eminencjo, to Frost i Severard, obaj bardzo.- Nie dostatecznie! Nie będziesz mógł nikomu tam zaufać, nawet Inkwizycji.-Zdawało się, że Sult zastanawia się nad tym przez chwilę.- Zwłaszcza Inkwizycji.Wybrałem sześciu innych, którzy dowiedli swych umiejętności, włączając praktykaVitari. Ta kobieta? Miałaby mi zaglądać przez ramię?.- Ależ arcylektorze.- %7ładnych ale , Glokta! - syknął Sult.- Nie śmiej mi tego mówić, nie dzisiaj!Nie jesteś nawet w połowie tak kaleki, jak mogłoby ci się przytrafić! Nawet w połowie,rozumiesz?Glokta pochylił głowę.- Przepraszam.- Myślisz o czymś, co? Widzę, jak obracają się w twoim mózgu koła zębate.Niechcesz, by stała ci na drodze jedna z osób Goyle'a.No cóż, nim zaczęła pracować dlaniego, pracowała dla mnie.Styrianka, z Sipano.Ten naród jest zimny jak lód, a onajest najzimniejsza z wszystkich, możesz mi wierzyć.Nie musisz się więc martwić.Wkażdym razie nie o Goyle'a. Nie.Tylko o ciebie, co jest znacznie gorsze.- Będę zaszczycony, mając ją przy swoim boku. Będę cholernie ostrożny.- Bądz sobie zaszczycony do woli, tylko mnie nie zawiedz! Jak ci się nie uda, tobędziesz potrzebował czegoś więcej niż tego kawałka papieru, żeby się uratować.Wdokach czeka statek.Odejdz.Natychmiast.- Oczywiście, Eminencjo!Sult odwrócił się i podszedł do okna.Glokta wstał bezgłośnie, wsunął krzesłopod stół, nie robiąc hałasu, i cicho zbliżył się do drzwi.Arcylektor wciąż stał zzałożonymi na plecach rękami, kiedy Glokta z najwyższą ostrożnością naciskałklamkę.Dopiero gdy drzwi zamknęły się z nieznacznym trzaskiem, uświadomił sobie,że cały czas wstrzymywał oddech.- Jak poszło?Glokta odwrócił się gwałtownie, czując w szyi bolesny chrzęst. Dziwne, że nigdy nie nauczyłem się tego nie robić.Praktyk Vitari wciąż leżała bezwładnie na krześle, patrząc na niego zmęczonymwzrokiem.Wyglądało, jakby nie ruszyła się przez cały ten czas, kiedy był w gabinecie. Jak poszło?.Przesunął językiem po ustach i pustych dziąsłach, zastanawiając się nadodpowiedzią. Jeszcze się okaże.- Ciekawie - odparł w końcu.- Jadę do Dagoski.- Tak słyszałam.Ta kobieta rzeczywiście miała obcy akcent, kiedy teraz o tym pomyślał. Nieznacznie brzmienie, charakterystyczne dla Wolnych Miast.- Rozumiem, że jedziesz ze mną.- Rozumiem, że jadę.Nie poruszyła się jednak.- Trochę się spieszymy.- Wiem.- Wyciągnęła do niego rękę.- Mógłby mi pan pomóc?Glokta uniósł brwi. Zastanawiam się, kiedy ostatnim razem zadano mi to pytanie?.Już zamierzał powiedzieć nie , ale w końcu wyciągnął do niej dłoń, choćby poto, by poczuć coś nowego i nieznanego.Jej palce zamknęły się na jego ręku i zaczęłyciągnąć ją nieznacznie.Oczy miała zmrużone, słyszał jej świszczący oddech, gdypodnosiła się wolno z krzesła.Bolało go, kiedy tak ciągnęła, bolało w ramieniu, wplecach. Ale ją boli bardziej.Był pewien, że jej zęby zaciskają się za maską z całej siły.Poruszałakończynami po kolei, ostrożnie, nie wiedząc, co ją zaboli i jak bardzo.Glokta nie mógłpowstrzymać uśmiechu. Rytuał, który przechodzę każdego ranka.To dziwnie ożywcze - widzieć kogośinnego w takiej sytuacji.W końcu stała na nogach, przyciskając zabandażowaną dłoń do żeber.- Możesz iść? - spytał Glokta.- Dam radę.- Co się stało? Psy?Szczeknęła krótkim śmiechem.- Nie.Dołożył mi wielki człowiek z Północy.Glokta parsknął. No cóż, przynajmniej szczerze.- Pójdziemy?Spojrzała na jego laskę.- Nie ma pan drugiej, co?- Obawiam się, że nie.Mam tylko tę jedną, a nie mogę bez niej chodzić.- Wiem, jak się pan czuje. Niezupełnie.Glokta odwrócił się i zaczął się oddalać kulejącym krokiem od gabinetuarcylektora. Niezupełnie.Słyszał, jak kobieta wlecze się za nim, utykając. To dziwnie ożywcze, kiedy ktoś stara się dotrzymać mi kroku.Ruszył szybciej i zabolało go. Ale ją bardziej.Oblizał bezzębne wargi.A zatem z powrotem na Południe.Nie jest to miejsce szczęśliwych wspomnień.Walczyć z Gurkhulczykami, po tym, ile mnie to kosztowało ostatnim razem.Wypleniać nielojalność w mieście, gdzie nikomu nie można ufać, zwłaszcza tym,którzy mają mi pomóc.Zmagać się w upale i kurzu z niewdzięcznym zadaniem, któreniemal na pewno skończy się niepowodzeniem.A niepowodzenie oznacza śmierć, cojest bardziej niż prawdopodobne.Poczuł, jak drga mu policzek, jak porusza mu się powieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]