[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Komandorze poruczniku, proszę połączyć sięze Strażą - polecił.- Niech pan sprawdzi, co sięstało, zgodnie z instrukcją.- To pewnie terroryści, o których mówiłLodowiec - stwierdził śmiertelnie poważnieGator.Instruktorzy obsługujący symulatory NASAmieli zwyczaj wymyślać różne nieprzewidzianekłopoty, żeby wytrącić załogę z rutyny szkolenia;opisy takich przypadków zawsze znajdowały sięna zielonych kartach.Niektórzy potrafili radzićsobie z problemami bez instrukcji, inni zaś, tak jakFranklin, potrzebowali wskazówek nawetwówczas, gdy skończył im się papier toaletowy.Tym razem jednak nie mieli do czynienia zzieloną kartą.Burns wrócił na swoje miejsce i przyłączył się do Purvisa dyskutującego z Rosjanami.Aleksandraprzyklękła na grodzi, chcąc słuchać ich rozmowy.Gator zdążył już włączyć się na głównączęstotliwość komunikacyjną i usiłował wywołaćCAPCOM lub CKS, ale bez skutku.Spróbował nainnym kanale i wreszcie doczekał się przerażonej,stłumionej odpowiedzi z Centrum.-  Atlantis , mamy problemy - usłyszał głosjednego z kierowników z sali operacyjnej.- Narazie nie będzie szczegółów.CKS bez odbioru.- Zaraz, pozwólcie mi przynajmniejporozmawiać z kierownikiem startu! Mówikomandor porucznik Green.- Teraz nie można się skontaktować z paniąHunter.Powiadomimy was o zmianie sytuacji.Bezodbioru.Aleksandra wstała, pogrążona w rozmowie zOrłowem, który właśnie wspiął się do sterówki.- W porządku - stwierdził Franklin, jakbykrótka transmisja wszystko wyjaśniła.- CentrumKontroli Startów pracuje nad problemem.Musimypoczekać na dalsze instrukcje.Nie możemy nic. - Myli się pan, komandorze - rozdrażnionyGator odwrócił się od radia.- Wszyscy w Centrumpowinni teraz zdzierać sobie płuca, przekrzykującsię wzajemnie.Nie mamy łączności z Houston.Niepodali nam żadnych informacji.To nie przypadek!O co chodzi z tym chrzanieniem o wyłączeniu się?Dlaczego mamy nie zadawać pytań?Franklin wdrapał się na swój fotel.- Mamy rozkazy: siedzieć w gotowości - zuporem zaczął przypinać się pasem do siedzenia.- A Lodowiec powiedział nam bezpośrednio,że CKS zostało opanowane przez bandę zbirów!Cholera jasna, Franklin, przed chwilą wyleciał wpowietrze hangar montażowy! Jezu Chryste! ANicole nie odpowiada.Pamiętasz Panterę? Jestprzecież jedną z nas! - z miejsca, w którym sięznajdował, Gator nie mógł swobodnie wyjrzeć nazewnątrz, ale starał się dostrzec choćbynajmniejsze poruszenie na lądowisku lub wokolicy montowni.Na próżno; wszędzie panowałdziwny spokój.Ogień lizał poczerniałe ścianyhangaru, dym wzbijał się wysoko pod niebo - i ani śladu strażaków, wozów pancernych, strażnikówNASA.- Franklin, zastanów się! Gdyby wszystkoprzebiegało normalnie, ludzie dostawaliby jużświra!- Poczekajmy.Od wybuchu minęło dopieroparę minut.-1 nic się nie dzieje.Już ten fakt powinienwystarczyć, żebyśmy zaczęli działać - Gator wstałz fotela.Miał dość niezdecydowania Franklina.Mógł sobie być dowódcą misji, ale nadeszłachwila, kiedy czyny powinny przemówićwyrazniej niż słowa.Oczy Gatora zabłysły podwpływem dodającego sił strachu.- Lodowiec miałrację.Opanowano Centrum Kontroli Startów, amy, na pokładzie statku, jesteśmy zakładnikami.Jajednak nie zamierzam zostać kartą przetargowąjakiegoś wariata, przynajmniej nie w sytuacji,kiedy mogę temu zapobiec.Uważam więc, żemusimy uciekać w diabły.- %7łe co proszę? - wtrąciła Aleksandra.- Wydaje mi się, że rozumiem towarzyszaGatora.- zaczął Orłów. Franklin posłał mu spojrzenie świadczące ocałkowitym niedowierzaniu, Gator zaś, nieczekając na odpowiedz, ruszył do włazuprowadzącego na środkowy pokład.- Chodzmy do koszy ratunkowych.Siedzimy naczubku góry materiałów wybuchowych i niezamierzam spędzić tu ani chwili dłużej.CentrumKontroli Startów jest SPWW.Ze środkowego pokładu dobiegły ich niepewneokrzyki ulgi.- Wyjście awaryjne! Wreszcie ktoś podjąłdecyzję - z włazu wyjrzała głowa Burnsa.- SPWW? - zmarszczyła brwi Aleksandra.- Spieprzone Ponad Wszelkie Wyobrażenie -przetłumaczył Gator.- Czego was uczą naangielskim? Dalej, zwiewajmy stąd.- Najwyrazniej nie amerykańskiegoangielskiego - prychnęła Aleksandra, ruszając wślad za Greenem.Franklin złapał Gatora za ramię, kiedy tenzamierzał zejść przez właz.- Nie mamy potwierdzenia całej tej opowiastki o terrorystach.Musimy się upewnić, żepostępujemy właściwie.- Komandor Lodowiec nie oszukałby nas -odparła Aleksandra z niezachwianą pewnością wgłosie.Franklin nerwowo oblizał wargi i rozejrzał siępo sterówce w poszukiwaniu instrukcji.Stoickispokój zdawał się powoli go opuszczać.- Zaczekajcie.Zgłoszę Centrum, że jeśli nieodpowiedzą, to.Aleksandra wyminęła Gatora i zeszła naśrodkowy pokład, skąd dobiegały odgłosyświadczące o tym, że reszta załogi rozpoczęła jużprzygotowania do awaryjnego opuszczenia statku.Green zatrzymał się przy włazie.- Marc, jeśli się ujawnimy, to koniec z nami -powiedział.- Niech terroryści sami się o nasdowiedzą.Zniknął we włazie.- A jeśli Lodowiec nie ma racji? - upierał sięFranklin.- To dowcip w sam raz w jego.Gator jeszcze raz spojrzał na niego z kamiennym wyrazem twarzy.- Jeżeli tam nie ma terrorystów, Centrumpodniesie larum, gdy tylko otworzymy włazwyjściowy.A wtedy przynajmniej zmusimy ich,żeby ruszyli tłuste tyłki i zaczęli działać.31.Ośrodek Kosmiczny im.Kennedy ego -strefa zamkniętaLodowiec zazgrzytał zębami, usiłujączapanować nad pulsującym bólem.- Tylkospokojnie - nakazał sobie.Syknął, gdy ocierająceo siebie kości wywołały kolejną falę.Spokój.Luz.Litania chyba przestawała skutkować.Stanął na zdrowej nodze i, usiłując nieobciążać mokrego opatrunku, zaczął oddalać sięod płonącej montowni.Muszę iść, znalezćnastępny cel, muszę im pomóc.Nawet w blasku porannego słońca oślepiającepłomienie wystarczały, żeby sylwetka Lodowcarzucała podwójny cień.Oleista woda kapała zprzemoczonego ubrania.Nie miał czasu do stracenia; ci dranie w każdejchwili mogli znów próbować zrobić mu krzywdę. Klął w duchu konieczność przemierzaniabagnistych terenów Ośrodka pieszo, aletrójkołowiec zatonął w błocie kanału, a naautostop nie miał co liczyć.Podłamany Lodowieczastanawiał się, jak długo jeszcze będzie musiałzmagać się z terrorystami w pojedynkę.Gdzie siępodziała straż NASA? Spojrzał ku odległemustanowisku startowemu, zastanawiając się, komupowinien najpierw przyjść z pomocą: swojejzałodze czy Nicole? Ogrom problemówprzytłaczał go; przecież nie może zająć sięwszystkim naraz!- Spokojnie - powtórzył.- Tylko spokojnie -ale serce wciąż waliło mu jak młotem, aadrenalina raczej rozpraszała niż pomagała sięskupić.Znał swoich ludzi, wiedział, jak potrafiąwspółpracować, jaki trening przeszli.Każdyspecjalizował się w innej dziedzinie badań, alemimo różnych obowiązków, na pokładzie Atlantis nauczyli się działać jako zespół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl