[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lash spoglądał na sąsiednie stoliki, na głębokie kolory, jakie wieczór kładł na park za243oknami.Nawet nie wiedział, kiedy zapomniał o zdenerwowaniu, jakie czuł, gdy wchodził do restauracji.–To piękne – powiedziała w końcu Diana.– Miewałamtakie chwile.– Zamilkła na moment.– Przypomina mi innehaiku, które napisał Kobayashi Issa ponad sto lat później.I teraz ona wyrecytowała:Owady na gałęzi Płynącej w dół rzeki, wciąż grają.Znowu pojawił się kelner.–Czy państwo już zdecydowali, co zamówią?–Jeszcze nie zdążyliśmy otworzyć menu – rzekł Lash.–Doskonale.Kelner znów się skłonił i odszedł.Lash zwrócił się do Diany.–Sęk w tym, że chociaż są piękne, tak naprawdę zupełnie ich nie rozumiem.–Nie?–Och, chyba rozumiem je bardzo powierzchownie.Tymczasem one są jak zagadki, mają głębsze znaczenie, które mi umyka.–Na tym właśnie polega problem.Wciąż słyszę to od moich studentów.–Oświeć mnie.–Myślisz o nich jak o epigramach.Haiku nie są zagadkami, które trzeba rozwiązać.Moim zdaniem wprost przeciwnie.Napomykają o różnych sprawach; wiele pozostawiają wyobraźni; więcej sugerują, niż mówią.Nie szukaj odpowiedzi.Zamiast tego myśl o otwieraniu drzwi.–Otwieraniu drzwi – powtórzył Lash.–Wspomniałeś o Basho.Czy wiesz, że napisał najsłynniejsze haiku? Sto Żab.Wiersz jest zbudowany jak wszystkie tradycyjne haiku.I wiesz co? Istnieje ponad pięćdziesiąt wersji jego angielskiego przekładu.Każda całkowicie odmienna od' pozostałych.244Lash pokręcił głową.–Zdumiewające.Uśmiech powrócił na usta Diany.–To właśnie miałam na myśli, mówiąc o otwieraniu drzwi.Znowu zapadła cisza, gdy młodszy kelner podszedł i dolałLashowi wina.–Wiesz co, to zabawne – powiedział Lash, gdy kelner odszedł.–Co jest zabawne?–Rozmawiamy o francuskich winach, greckiej mitologii i japońskiej poezji, a ty jeszcze nie zapytałaś, czym się zajmuję.–Wiem, że nie spytałam.Ponownie zaskoczyła go jej bezpośredniość.–Hmm, czy zwykle nie jest to pierwszy temat rozmowy?No wiesz, na pierwszej randce.Diana nachyliła się.–No właśnie.I właśnie to czyni tę tak szczególną.Lash zawahał się, rozważając jej słowa.Potem nagle zrozumiał.Nie było potrzeby zadawania takich pytań.Zadbał o to Eden.Bagaż męczących wstępów i ostrożne manewry randki w ciemno nie były tu potrzebne.Zamiast tego czekała ich odkrywcza podróż.Dotychczas nie zdawał sobie z tego sprawy.Teraz uświadomił to sobie z niewysłowioną ulgą.Kelner wrócił, zauważył nietknięte menu, znów się ukłonił i odszedł.–Biedny facet – powiedziała Diana.– Ma nadzieję, że następni goście będą lepsi.–Wiesz co? – odparł Lash.– Myślę, że ten stolik jest zarezerwowany na resztę wieczoru.Diana z uśmiechem uniosła dłoń w udawanym toaście.–W takim razie za resztę wieczoru.Lash skinął głową.Potem zrobił coś nieoczekiwanego, nawet dla siebie: ujął palce Diany w swoje i delikatnie ucałował.Nad jej dłonią zobaczył lekkie zdziwienie w jej oczach i jeszcze szerszy uśmiech.245Kiedy puścił jej dłoń, poczuł ledwie uchwytny zapach.Niemydła czy perfum, ale samej Diany: jakby cynamonu, miedzii czegoś jeszcze, czego nie dało się zidentyfikować.Subtelnieupajający zapach.Lash przypomniał sobie to, co Mauchly powiedział w laboratorium genetycznym Edenu: o myszach i ich raczej niezwykłej metodzie wyszukiwania węchem najbardziej różniących się pul genów u potencjalnych partnerów.Nagle parsknął śmiechem.Diana nie odezwała się, tylko pytająco uniosła brwi.W odpowiedzi Lash podniósł rękę, tym razem trzymając w niej kieliszek z winem.–Za wszechświat różnorodności – powiedział.34Niedziela wstała posępna i chłodna, a pnące się po niebie słońce zdawało się raczej ziębić, niż ogrzewać ziemię.Po południu grzywacze cieśniny Long Island miały ołowianoszarą barwę, a wzburzone wody wydawały się czarne: zwiastuny nadchodzącej zimy.Lash siedział przy komputerze w swoim domowym gabinecie, trzymając w dłoniach filiżankę ziołowej herbaty.Jakimś cudem – zważywszy na elektryzującą atmosferę kolacji oraz późną porę rozstania z Dianą – zdołał przespać sześć godzin i wstał dość rześki.Tylko dręczyła go jedna sprawa: nie mogąc wynieść żadnych dokumentów z Edenu i nie mając dostępu do żadnych plików czy baz danych, nie mógł posunąć śledztwa naprzód.Mimo to instynkt podpowiadał mu, że jest blisko, może nawet bardzo blisko rozwiązania.Tak więc krążył po domu, rozmyślając, aż w końcu sfrustrowany zaczął szukać w Internecie informacji o firmie.Jak zwykle, znalazł mnóstwo śmieci: ogłoszenia jakiegoś cwaniaka, który twierdził, że rozgryzł tajemnice Edenu i proponował podzielić się nimi na kasecie wideo za 19,95 dolara; witryny zwolenników teorii spiskowych, którzy w najczarniejszych barwach malowali złowrogie przymierze zawarte przez Eden z agencjami wywiadowczymi.Jednak w tych stertach śmiecia czasem błyskały diamenty.Lash wydrukował na swojej247drukarce kilka wybranych na chybił trafił artykułów, po czym poszedł z wydrukami do salonu i usiadł na kanapie.Z oddali dobiegały żałosne krzyki mew.Położył nogi na stole i zaczał powoli przeglądać materiał.Znalazł nadzwyczaj trudną publikację o sztucznej osobowości i zbiorowej inteligencji, napisaną przez Silvera prawie dziesięć lat wcześniej i niewątpliwie umieszczoną w sieci bez zgody autora.Witryna dla finansistów dostarczyła mu trzeźwą analizę modelu biznesowego Edenu, a przynajmniej jego części będącej publiczną tajemnicą, oraz krótką historię finansowania początków działalności firmy przez farmaceutycznego giganta, jakim był PharmGen.Z innej witryny pochodziła biografia Richarda Silvera jako człowieka sukcesu, który z niczego stworzył przedsiębiorstwo światowej klasy.Lash przeczytał ją uważniej niż dwa pierwsze artykuły, podziwiając sposób, w jaki Silver tak pedantycznie i pomysłowo urzeczywistnił swoje marzenie i nie pozwolił, by przeszkodziły mu w tym początkowe niepowodzenia.Był jednym z najrzadziej spotykanych ludzi, geniuszem, który zdawał się od najmłodszych lat wiedzieć, jaki dar ma do przekazania światu.Były też inne artykuły, nie tak pochlebne: obrzydliwy artykuł z tabloidu, obiecujący odsłonić „szokującą i niesamowitą” prawdę o „stukniętym geniuszu” Silverze.Pierwszy akapit tekstu brzmiał następująco: „Pytanie: Co robisz, jeśli nie możesz znaleźć sobie dziewczyny? Odpowiedź: Programujesz ją sobie”.Jednak autor artykułu nie miał nic więcej do powiedzenia, więc Lash odłożył wydruk, wstał i podszedł do okna.To prawda, że było wiele innych zadań, które Silver mógł zlecić Lizie, a które przyniosłyby mu znacznie większe zyski, zapewniając możliwość prowadzenia dalszych badań.Pod pewnym względem ten wybór był trochę dziwny.Silver – z całą pewnością nieśmiały i zamknięty w sobie – zbił fortunę na najgorętszej z emocji, na miłości.Wydawało się ironią losu, że nie zdołał pomóc sobie.248I kiedy Lash tak patrzył przez okno, nagle z niezwykłą wyrazistością przypomniał mu się haiku recytowany poprzedniego wieczoru przez Dianę Mirren [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl