[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba zrobimy to tak jak ostat-nim razem.- Jasne.Zostawiłem ju\ na górze wózek z wielką skrzynią na na-rzędzia.Pokój dziewczyny znajduje się blisko wind serwisowych.Przynieśliście taśmę?Sachin pokazał mu nienapoczętą rolkę.Wyjął te\ gumowe rękawice,które podał swoim dwóm wspólnikom.Bhupen miał własne.- Gotowi? - spytał Bhupen.- Idziemy - odparł Sachin.Skorzystali z windy serwisowej.Nikt się nie odzywał, ale i tak dało337się wyczuć podniecenie.Gdy wysiedli na dziewiątym piętrze, przeko-nali się, \e nie są sami.W pobli\u windy pasa\erskiej stała grupka go-ści, ale zanim Sachin i jego ludzie dotarli do drzwi pokoju 912, zdą\yliodjechać.Bhupen przyprowadził wózek.Upewniwszy się, \e korytarz jest pusty, przyło\ył ucho do drzwi.- Mam wra\enie, \e słyszę prysznic.Byłoby idealnie - powiedział.Wyjął uniwersalną kartę i rozejrzawszy się raz jeszcze, otworzył drzwi.Nie dało się ich odchylić zbyt mocno: rzeczywiście były zablokowanełańcuszkiem.Teraz ju\ wszyscy usłyszeli szum lecącej wody.- Idealnie- powtórzył szeptem Bhupen.Przyło\ył bark do drzwi, a potem odchy-lił się i naparł na nie jednym energicznym ruchem.Wszystkie czteryśruby mocujące zaczep łańcuszka zostały wyrwane z oście\nicy i se-kundę pózniej czterej mę\czyzni stali ju\ w miniaturowym korytarzy-ku, zamknąwszy za sobą drzwi.Aazienkę mieli po lewej stronie.Drzwi były uchylone na kilka cen-tymetrów, a ze szczeliny wydobywały się smu\ki pary.Sachin skinął naolbrzymiego Suresha, by zamienił się z nim miejscami, i wszedł dośrodka pierwszy.Sachin i Subrata mieli podą\yć za nim.Suresh zacisnął wielkie łapsko na krawędzi drzwi, otworzył je jed-nym szarpnięciem i wskoczył do łazienki.Otoczyły go kłęby pary izatrzymał się na środku pomieszczenia, próbując rozpędzić je energicz-nymi ruchami dłoni.Pośpiech nie był konieczny.Kabina prysznicowa znajdowała się da-leko, w głębi przestronnej łazienki, a szum wody i obłoki pary sprawi-ły, \e Jennifer niczego nie zauwa\yła.Sachin wyprzedził Suresha i nagle otworzył drzwi kabiny.Sureshwyciągnął rękę, zanurzył ją w strumienie gorącej wody i chwycił naoślep - za ramię dziewczyny, jak się okazało.Pociągnął z całej siły,dosłownie wyrwał krzyczącą Jennifer z kabiny i cisnął ją na podłogę.Umilkła niemal natychmiast, gdy trzech mę\czyzn przygniotło ją i za-słoniło jej usta.Próbowała walczyć, ale bez powodzenia.Starła się te\ gryzć, ale rę-kę przyciśniętą do jej twarzy szybko zastąpiła zwinięta szmata.Napast-nicy owinęli taśmą jej tułów, nadgarstki i nogi - w kilku miejscach.338Po paru sekundach wstali i popatrzyli w dół na swoje dzieło.Na podłodze łazienki le\ała skrępowana, naga, mokra dziewczyna,której przera\one oczy spoglądały kolejno na trzech intruzów.Wszyst-ko rozegrało się błyskawicznie.- Zlicznotka - ocenił Sachin.- Có\ za strata.Z pokoju dobiegały odgłosy manewrowania wózkiem.- Dobra.Pakujemy ją do pudła i spadamy zarządził Sachin.Trzej mę\czyzni pochwycili Jennifer i z niemałym trudem wynieśliją z łazienki.Znowu usiłowała walczyć, ale nic jej to nie dało.Bhupenju\ na nich czekał, podtrzymując otwarte wieko wielkiej skrzyni.- Poczekajcie - odezwał się Sachin, zajrzawszy do pudła, po czymwrócił do łazienki i zjawił się po chwili, niosąc dwa grube płaszczekąpielowe.Bhupen wziął jeden z nich i wyło\ył nim wnętrze skrzyni.- Zwietnie - pochwalił go Sachin.Skinął na trzech kompanów i razem podnieśli wierzgającą Jennifer.Przera\ona, próbowała zgiąć się wpół, by nie dać się zamknąć w skrzy-ni, ale brakowało jej siły.Knebel w ustach skutecznie tłumił jej krzyki,zmieniając je w stłumione stękanie.Bhupen zamknął wieko.- Zaczekajcie, wyjrzę na korytarz - powiedział, odchodząc.Wrócił po chwili i zameldował: - Pusto.Wyprowadzili wózek z pokoju, a Suresh zajrzał jeszcze do łazienki,by wyłączyć prysznic.Zamknąwszy za sobą drzwi, dołączył do pozo-stałych.Bhupen szedł pierwszy, pchając przed sobą wózek.- Byłoby miło, gdybyśmy mieli gwarancję, \e nikt się nie dosiądziepo drodze - stwierdził Sachin.- Da się zrobić - odparł Bhupen, unosząc w górę klucz do windy,który wyjął z kieszeni.- Wystarczy, \e będzie pusta, kiedy tu dojedzie.Kabina rzeczywiście była pusta.Wprowadzili wózek do środka, aBhupen u\ył klucza, by zablokować mo\liwość zatrzymania windy nainnych piętrach.Jennifer próbowała jeszcze łomotać w ściany skrzyni,339ale po chwili zrezygnowała.Wysiedli w podziemiach hotelu i popro-wadzili wózek wprost do gara\u.Przerzucenie Jennifer wraz ze szlafro-kami, którymi była owinięta, ze skrzyni do baga\nika mercedesa zabra-ło im tylko kilka minut.Jej opór wybuchł z nową siłą, ale tylko nakrótką chwilę.Gdy wyje\d\ali z dziedzińca, ochroniarz strzegący bramy nawet nieuniósł głowy znad gazety.- Powiedziałbym, \e to jedna z naszych bardziej udanych robótek -rzekł z dumą Sachin.- Bezbłędna - zgodził się Subrata.Sachin wyjął telefon komórkowy i wybrał numer Cala Morgana.- Gość jest ju\ z nami - zameldował.- Jesteśmy w drodze.Trochę wcześniej, ni\ się spodziewaliśmy.Mam nadzieję, \ema pan pieniądze? To nie była tania misja.Dwadzieścia siedem minut pózniej, gdy mercedes wtoczył się napodjazd bungalowu, Cal Morgan ju\ czekał.Uniósł rękę, a Suresh za-trzymał wóz tu\ obok niego.- Panna Hernandez będzie nocować w gara\u na tyłach domu.Mo-\e zabiorę się z wami i poka\ę drogę?- Jasne - odpowiedział mu Sachin z przedniego fotela pasa\era.-Zapraszam do tyłu.Cal wsiadł do samochodu.- Prosto i w bok, za dom - powiedział do Suresha, wskazując kie-runek.Gdy wóz przyspieszył, dodał: - Muszę przyznać, \e naprawdęuwinęliście się szybciej, ni\ się spodziewałem.Myślałem, \e minie parędni.- Mieliśmy wielkie szczęście.Dziewczyna została dziś w hotelu.Ana dodatek przywiezliśmy ją bardzo czyściutką.- To znaczy?- Zaraz pan zobaczy.A teraz w lewo czy w prawo?- W lewo - odparł Cal.- Gara\ stoi tam, wśród drzew.Po chwili Suresh zatrzymał mercedesa przy czterostanowiskowym,kamiennym gara\u.Drzwi były szczelnie zamknięte.- Wygląda na to, \e od lat nikt go nie u\ywał - zauwa\ył Sachin.340Przed bramą, na \wirowym podjezdzie, rosły chwasty wysokie na półmetra.- Bez wątpienia - zgodził się Cal, wyciągając z kieszeni masywnyklucz.- Piwnica wygląda jak średniowieczny loch.Mam tu klucz.- Có\ za trafne porównanie.Jak długo wasz gość w niej zostanie?- Nie jestem pewny.Właściwie to zale\y od niej.Zadzwonię dopana.- Najdogodniej byłoby w nocy.- Domyślam się - odparł Cal.Gdy wysiedli z samochodu, podszedł do niskich bocznych drzwi.Gdy je otworzył, ujrzeli kamienne schody prowadzące w dół.Cal się-gnął do staromodnego włącznika z obrotową gałką i włączył światło.- Zaczekajcie, a\ zapalę na dole - powiedział.Zbiegł szybko poschodach, do identycznych drzwi.Otworzył je tym samym kluczem iwłączył światło w lochu.Sachin zszedł na dół jego śladem.- Po co komu była taka nora za czasów kolonialnych? - spytał.- Nie mam pojęcia - odparł Cal, sprawdzając, czy z kranu nadumywalką leci woda.Powietrze było tu chłodne i wilgotne; jego zapach był typowo piw-niczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Chyba zrobimy to tak jak ostat-nim razem.- Jasne.Zostawiłem ju\ na górze wózek z wielką skrzynią na na-rzędzia.Pokój dziewczyny znajduje się blisko wind serwisowych.Przynieśliście taśmę?Sachin pokazał mu nienapoczętą rolkę.Wyjął te\ gumowe rękawice,które podał swoim dwóm wspólnikom.Bhupen miał własne.- Gotowi? - spytał Bhupen.- Idziemy - odparł Sachin.Skorzystali z windy serwisowej.Nikt się nie odzywał, ale i tak dało337się wyczuć podniecenie.Gdy wysiedli na dziewiątym piętrze, przeko-nali się, \e nie są sami.W pobli\u windy pasa\erskiej stała grupka go-ści, ale zanim Sachin i jego ludzie dotarli do drzwi pokoju 912, zdą\yliodjechać.Bhupen przyprowadził wózek.Upewniwszy się, \e korytarz jest pusty, przyło\ył ucho do drzwi.- Mam wra\enie, \e słyszę prysznic.Byłoby idealnie - powiedział.Wyjął uniwersalną kartę i rozejrzawszy się raz jeszcze, otworzył drzwi.Nie dało się ich odchylić zbyt mocno: rzeczywiście były zablokowanełańcuszkiem.Teraz ju\ wszyscy usłyszeli szum lecącej wody.- Idealnie- powtórzył szeptem Bhupen.Przyło\ył bark do drzwi, a potem odchy-lił się i naparł na nie jednym energicznym ruchem.Wszystkie czteryśruby mocujące zaczep łańcuszka zostały wyrwane z oście\nicy i se-kundę pózniej czterej mę\czyzni stali ju\ w miniaturowym korytarzy-ku, zamknąwszy za sobą drzwi.Aazienkę mieli po lewej stronie.Drzwi były uchylone na kilka cen-tymetrów, a ze szczeliny wydobywały się smu\ki pary.Sachin skinął naolbrzymiego Suresha, by zamienił się z nim miejscami, i wszedł dośrodka pierwszy.Sachin i Subrata mieli podą\yć za nim.Suresh zacisnął wielkie łapsko na krawędzi drzwi, otworzył je jed-nym szarpnięciem i wskoczył do łazienki.Otoczyły go kłęby pary izatrzymał się na środku pomieszczenia, próbując rozpędzić je energicz-nymi ruchami dłoni.Pośpiech nie był konieczny.Kabina prysznicowa znajdowała się da-leko, w głębi przestronnej łazienki, a szum wody i obłoki pary sprawi-ły, \e Jennifer niczego nie zauwa\yła.Sachin wyprzedził Suresha i nagle otworzył drzwi kabiny.Sureshwyciągnął rękę, zanurzył ją w strumienie gorącej wody i chwycił naoślep - za ramię dziewczyny, jak się okazało.Pociągnął z całej siły,dosłownie wyrwał krzyczącą Jennifer z kabiny i cisnął ją na podłogę.Umilkła niemal natychmiast, gdy trzech mę\czyzn przygniotło ją i za-słoniło jej usta.Próbowała walczyć, ale bez powodzenia.Starła się te\ gryzć, ale rę-kę przyciśniętą do jej twarzy szybko zastąpiła zwinięta szmata.Napast-nicy owinęli taśmą jej tułów, nadgarstki i nogi - w kilku miejscach.338Po paru sekundach wstali i popatrzyli w dół na swoje dzieło.Na podłodze łazienki le\ała skrępowana, naga, mokra dziewczyna,której przera\one oczy spoglądały kolejno na trzech intruzów.Wszyst-ko rozegrało się błyskawicznie.- Zlicznotka - ocenił Sachin.- Có\ za strata.Z pokoju dobiegały odgłosy manewrowania wózkiem.- Dobra.Pakujemy ją do pudła i spadamy zarządził Sachin.Trzej mę\czyzni pochwycili Jennifer i z niemałym trudem wynieśliją z łazienki.Znowu usiłowała walczyć, ale nic jej to nie dało.Bhupenju\ na nich czekał, podtrzymując otwarte wieko wielkiej skrzyni.- Poczekajcie - odezwał się Sachin, zajrzawszy do pudła, po czymwrócił do łazienki i zjawił się po chwili, niosąc dwa grube płaszczekąpielowe.Bhupen wziął jeden z nich i wyło\ył nim wnętrze skrzyni.- Zwietnie - pochwalił go Sachin.Skinął na trzech kompanów i razem podnieśli wierzgającą Jennifer.Przera\ona, próbowała zgiąć się wpół, by nie dać się zamknąć w skrzy-ni, ale brakowało jej siły.Knebel w ustach skutecznie tłumił jej krzyki,zmieniając je w stłumione stękanie.Bhupen zamknął wieko.- Zaczekajcie, wyjrzę na korytarz - powiedział, odchodząc.Wrócił po chwili i zameldował: - Pusto.Wyprowadzili wózek z pokoju, a Suresh zajrzał jeszcze do łazienki,by wyłączyć prysznic.Zamknąwszy za sobą drzwi, dołączył do pozo-stałych.Bhupen szedł pierwszy, pchając przed sobą wózek.- Byłoby miło, gdybyśmy mieli gwarancję, \e nikt się nie dosiądziepo drodze - stwierdził Sachin.- Da się zrobić - odparł Bhupen, unosząc w górę klucz do windy,który wyjął z kieszeni.- Wystarczy, \e będzie pusta, kiedy tu dojedzie.Kabina rzeczywiście była pusta.Wprowadzili wózek do środka, aBhupen u\ył klucza, by zablokować mo\liwość zatrzymania windy nainnych piętrach.Jennifer próbowała jeszcze łomotać w ściany skrzyni,339ale po chwili zrezygnowała.Wysiedli w podziemiach hotelu i popro-wadzili wózek wprost do gara\u.Przerzucenie Jennifer wraz ze szlafro-kami, którymi była owinięta, ze skrzyni do baga\nika mercedesa zabra-ło im tylko kilka minut.Jej opór wybuchł z nową siłą, ale tylko nakrótką chwilę.Gdy wyje\d\ali z dziedzińca, ochroniarz strzegący bramy nawet nieuniósł głowy znad gazety.- Powiedziałbym, \e to jedna z naszych bardziej udanych robótek -rzekł z dumą Sachin.- Bezbłędna - zgodził się Subrata.Sachin wyjął telefon komórkowy i wybrał numer Cala Morgana.- Gość jest ju\ z nami - zameldował.- Jesteśmy w drodze.Trochę wcześniej, ni\ się spodziewaliśmy.Mam nadzieję, \ema pan pieniądze? To nie była tania misja.Dwadzieścia siedem minut pózniej, gdy mercedes wtoczył się napodjazd bungalowu, Cal Morgan ju\ czekał.Uniósł rękę, a Suresh za-trzymał wóz tu\ obok niego.- Panna Hernandez będzie nocować w gara\u na tyłach domu.Mo-\e zabiorę się z wami i poka\ę drogę?- Jasne - odpowiedział mu Sachin z przedniego fotela pasa\era.-Zapraszam do tyłu.Cal wsiadł do samochodu.- Prosto i w bok, za dom - powiedział do Suresha, wskazując kie-runek.Gdy wóz przyspieszył, dodał: - Muszę przyznać, \e naprawdęuwinęliście się szybciej, ni\ się spodziewałem.Myślałem, \e minie parędni.- Mieliśmy wielkie szczęście.Dziewczyna została dziś w hotelu.Ana dodatek przywiezliśmy ją bardzo czyściutką.- To znaczy?- Zaraz pan zobaczy.A teraz w lewo czy w prawo?- W lewo - odparł Cal.- Gara\ stoi tam, wśród drzew.Po chwili Suresh zatrzymał mercedesa przy czterostanowiskowym,kamiennym gara\u.Drzwi były szczelnie zamknięte.- Wygląda na to, \e od lat nikt go nie u\ywał - zauwa\ył Sachin.340Przed bramą, na \wirowym podjezdzie, rosły chwasty wysokie na półmetra.- Bez wątpienia - zgodził się Cal, wyciągając z kieszeni masywnyklucz.- Piwnica wygląda jak średniowieczny loch.Mam tu klucz.- Có\ za trafne porównanie.Jak długo wasz gość w niej zostanie?- Nie jestem pewny.Właściwie to zale\y od niej.Zadzwonię dopana.- Najdogodniej byłoby w nocy.- Domyślam się - odparł Cal.Gdy wysiedli z samochodu, podszedł do niskich bocznych drzwi.Gdy je otworzył, ujrzeli kamienne schody prowadzące w dół.Cal się-gnął do staromodnego włącznika z obrotową gałką i włączył światło.- Zaczekajcie, a\ zapalę na dole - powiedział.Zbiegł szybko poschodach, do identycznych drzwi.Otworzył je tym samym kluczem iwłączył światło w lochu.Sachin zszedł na dół jego śladem.- Po co komu była taka nora za czasów kolonialnych? - spytał.- Nie mam pojęcia - odparł Cal, sprawdzając, czy z kranu nadumywalką leci woda.Powietrze było tu chłodne i wilgotne; jego zapach był typowo piw-niczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]