[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Luiza w końcu zdołała się poruszyć.Sztywna niczym drewniana lalka podniosła się z fotelai zdumionymi oczami spojrzała na Augustę; ołówki i pędzle stoczyły się na pokład. Jak on śmie! Gardło miała tak wyschnięte, \e mówiła chrapliwie. Jak on śmieprzychodzić i zastawiać na mnie sidła na tym statku? Dlaczego pytał sir Johna? Wszak sir Johnnie jest moim ojcem? Jak ktokolwiek mógłby przypuszczać, \e powinnam być zadowolona?Augusta wyglądała jak ogłuszona.Przez chwilę najwyrazniej nie wiedziała, co powiedzieć.Uniosła ręce i pozwoliła im opaść na boki w geście kompletnego zagubienia. Zapytał sir Johna, poniewa\ tutaj sir John jest twoim opiekunem.To jest jego statek.Troszczymy się o ciebie, moja droga. Augusta wydawała się bliska płaczu. Sądziliśmy, \ebędziesz zadowolona.Pomyśl o tym.Jego tytuł. Nie chcę jego tytułu, Augusto! Luiza odskoczyła do tyłu. I z pewnością nie chcę aniRogera Carstairsa, ani jego podarunku.Nie przyjmę go.Proszę, ka\cie mu odejść. Odwróciłasię i oparła o burtę, wpatrując się w wodę. Luizo. Nie.Proszę, odprawcie go. Nie mogę tego zrobić, Luizo. Augusta zamilkła na chwilę, patrząc na nią, a potemodwróciła się z westchnieniem.Gdy rozległ się okrzyk, \e cumy zostały rzucone, i statek zakołysał się w kanale, Luiza byłaju\ sama na pokładzie.Chyba dopiero po godzinie bardzo ostro\nie udała się z powrotem do swojej kabiny.Mijającdrzwi, zerknęła do salonu.Augusta i sir John siedzieli tam sami.Po Carstairsie nie było ju\ śladu.Z westchnieniem ulgi ruszyła ku swoim drzwiom i otworzyła je szeroko.Siedział na łó\ku.Nakołdrze obok niego le\ał jej pamiętnik i neseser.Na jej gest zaskoczenia i strachu odpowiedział uśmiechem. Proszę, nie krzycz, Luizo.Byłoby nader krępujące, gdybym musiał powiedzieć sir Johnowii Auguście, \e to, co usłyszeli, było jękiem namiętności.Daj mi klucz do tego śmiesznegopuzderka i sprawa będzie załatwiona. Czytałeś mój prywatny dziennik! Była ogarnięta gniewem. W rzeczy samej; czytałem.A jaka\ to interesująca lektura! Najwyrazniej nie podoba ci sięmoje towarzystwo, najdro\sza.Widzę, \e masz skłonność do tubylców szydził. Na szczęścienie jestem szczególnie zmartwiony ani twoimi poglądami, ani brakiem względów dla mnie.Klucz, proszę, albo będę zmuszony wyłamać zamek. Wynoś się z mojej kabiny! Luiza czuła, \e rośnie w niej gniew i \ar ogarnia całe ciało.Wynoś się natychmiast! Ruszyła do przodu i wyrwała mu pamiętnik z ręki. Chcesz, \ebymjeszcze raz wezwała na pomoc arcykapłana? Przybył, gdy go zawołałam.Pamiętasz? Kto wie, comógłby zrobić, aby mnie ochronić.Carstairs się roześmiał. Wzywanie duchów, moja droga, jest tym, czym ja się zajmuję, a nie ty.Przez lataćwiczyłem praktyki okultystyczne, które sprowadzą w nasze czasy stra\ników twojej ampułki.Naprawdę tego chcesz?Wstał nagle, a ona cofnęła się przera\ona.Wydawał się teraz bardzo wysoki w małej kabinie.Chocia\ z całych sił próbowała to ukryć, jej odwaga zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.Luiza była znów jednym kłębkiem strachu.Carstairs popatrzył na nią z góry, nie kryjąc pogardy, a potem uniósł twarz i wziął głębokioddech. Anhotepie, kapłanie Izydy, wzywam cię.Natychmiast.Anhotepie, kapłanie Izydy, uka\ się.Anhotepie, kapłanie Izydy, przybądz w świetle dnia! Podniósł ręce, a jego głos echem odbijałsię w ciszy.Luiza wydała cichy jęk.Widziała ju\ tę przezroczystą postać pod oknem, tę wąską, wyniosłą twarz, kwadratoweramiona, dziwnie jasne oczy, podobne do oczu samego Carstairsa z tym jego okropnym,świdrującym wzrokiem.Cisza w kabinie stała się nagle ogromna, a atmosfera wręcznaelektryzowana.Luiza zamknęła oczy. Pani mnie wzywała, pani Shelley? Słysząc tu\ obok siebie głos Jane Treece, Luizaodetchnęła z ulgą.Przez chwilę nie mogła się ruszyć, a potem odwróciła się do pokojówki. Tak, proszę! chwyciła ją za rękę. Zechce pani pokazać lordowi Carstairsowi drogę dowyjścia? Właśnie wychodził powiedziała, trzęsąc się gwałtownie.Znów zamknęła oczy, gdy Jane Treece wyprowadzała Carstairsa, i padła na łó\ko, nie mogącsię ruszyć.Kiedy zaś otworzyła oczy, przezroczysta postać wcią\ była pod oknem.* * * O Bo\e! powiedziała głośno Anna.Zamknęła pamiętnik i wzięła głęboki oddech.Ręcejej się trzęsły.Spojrzała na zamkniętą szufladę toaletki i zmusiwszy się, aby wstać, ju\ do niejzmierzała, gdy czyjś kaszel na korytarzu sprawił, \e zadr\ała.To był Toby.Objął wzrokiem jej krótką nocną koszulę i potargane włosy.Potem skoncentrował się na jejtwarzy. Niepokoiłem się, gdy\ opuściwszy wczorajszą kolację, dziś nie przyszłaś na śniadanie.Jesteś pewna, \e dobrze się czujesz? Wyglądasz okropnie.Anna roześmiała się niepewnie. Czy to twój zwykły sposób prowadzenia pogawędki? Nie, gdyby chodziło o pogawędkę, poprowadziłbym ją lepiej odparł z uśmiechem. Cosię dzieje, Anno? Ręce ci się trzęsą.Z zakłopotaniem objęła się ramionami. Wszystko w porządku. Nie, nieprawda.Czy to mój widok, czy znów ten przeklęty pamiętnik? zapytał,dostrzegłszy le\ący na łó\ku dziennik Luizy. Anno, wybacz, ale jeśli ta ksią\eczka wytrąca cięz równowagi i pochłania tak wiele czasu, \e opuszczasz wycieczki, za które zapłaciłaś tysiącefuntów, to czy rozsądne jest kontynuowanie lektury? Z surowym wyrazem twarzy przez chwilęwytrzymał jej spojrzenie. Czemu tego nie rzucisz? Nie, nie chcę przez to powiedzieć, \ebyśwyrzuciła pamiętnik.Jest zbyt cenny.Odłó\ go.Przeczytasz po powrocie do domu, siedzącw ogrodzie. Nie mogę.Muszę się dowiedzieć, co było pózniej. Odpowiedz Anny zabrzmiała jak jęk. Musisz? Głos Toby ego nagle złagodniał. Dlaczego? Có\ w nim jest takiego wa\nego? Chodzi o ten flakonik.Ktoś próbował ukraść go Luizie.Myślała, \e cią\y na nim jakaśklątwa. Anna z trudem doszła do siebie i mówiła chaotycznie.Toby wcią\ spoglądał na pamiętnik. Ty równie\ myślisz, \e na tym flakoniku cią\y klątwa? Podniosła wzrok, przypuszczając,\e Toby się z niej śmieje, ale jegotwarz była całkiem powa\na. Zechcesz mi go pokazać, Anno? Watson uwa\a go za falsyfikat, prawda? Nie czyni z tego\adnej tajemnicy.Ja wprawdzie nie jestem ekspertem, ale mam wyczucie.Zawahała się, a potem nagle podjąwszy decyzję, podeszła do toaletki, wysunęła szufladęi podała mu obwinięty w szal flakonik.Toby rozwinął jedwab i rzucił go na łó\ko, a następniepodniósł flakonik do góry i przymknąwszy jedno oko, obejrzał uwa\nie.Anna obserwowała, jakdelikatnie przebiega palcami po powierzchni flakonika, dziwnie zafascynowana sposobem,w jaki gładził szkło i przesuwał kciukiem po pieczęci.Po chwili Toby wyciągnął flakonik nadługość ramienia, jakby chciał zwa\yć go w ręku. Wydaje mi się prawdziwy spojrzał na Annę. Ręczna robota.Dmuchane szkłoo chropawej powierzchni z wieloma defektami, surowe, ale co więcej. zmarszczył brwi,jeszcze raz przebiegając palcami po szkle .wyczuwam jego wiek.Nie pytaj mnie jak, ale goczuję. Andy powiedział, \e zatyczka wykonana jest fabrycznie wtrąciła cicho Anna. Bzdura.Jeśli tak twierdzi, to znaczy, \e nie zna się na szkle.I on nazywa siebie znawcą!Nie! Przesunął palcem po pieczęci. To nie jest fabryczna produkcja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Luiza w końcu zdołała się poruszyć.Sztywna niczym drewniana lalka podniosła się z fotelai zdumionymi oczami spojrzała na Augustę; ołówki i pędzle stoczyły się na pokład. Jak on śmie! Gardło miała tak wyschnięte, \e mówiła chrapliwie. Jak on śmieprzychodzić i zastawiać na mnie sidła na tym statku? Dlaczego pytał sir Johna? Wszak sir Johnnie jest moim ojcem? Jak ktokolwiek mógłby przypuszczać, \e powinnam być zadowolona?Augusta wyglądała jak ogłuszona.Przez chwilę najwyrazniej nie wiedziała, co powiedzieć.Uniosła ręce i pozwoliła im opaść na boki w geście kompletnego zagubienia. Zapytał sir Johna, poniewa\ tutaj sir John jest twoim opiekunem.To jest jego statek.Troszczymy się o ciebie, moja droga. Augusta wydawała się bliska płaczu. Sądziliśmy, \ebędziesz zadowolona.Pomyśl o tym.Jego tytuł. Nie chcę jego tytułu, Augusto! Luiza odskoczyła do tyłu. I z pewnością nie chcę aniRogera Carstairsa, ani jego podarunku.Nie przyjmę go.Proszę, ka\cie mu odejść. Odwróciłasię i oparła o burtę, wpatrując się w wodę. Luizo. Nie.Proszę, odprawcie go. Nie mogę tego zrobić, Luizo. Augusta zamilkła na chwilę, patrząc na nią, a potemodwróciła się z westchnieniem.Gdy rozległ się okrzyk, \e cumy zostały rzucone, i statek zakołysał się w kanale, Luiza byłaju\ sama na pokładzie.Chyba dopiero po godzinie bardzo ostro\nie udała się z powrotem do swojej kabiny.Mijającdrzwi, zerknęła do salonu.Augusta i sir John siedzieli tam sami.Po Carstairsie nie było ju\ śladu.Z westchnieniem ulgi ruszyła ku swoim drzwiom i otworzyła je szeroko.Siedział na łó\ku.Nakołdrze obok niego le\ał jej pamiętnik i neseser.Na jej gest zaskoczenia i strachu odpowiedział uśmiechem. Proszę, nie krzycz, Luizo.Byłoby nader krępujące, gdybym musiał powiedzieć sir Johnowii Auguście, \e to, co usłyszeli, było jękiem namiętności.Daj mi klucz do tego śmiesznegopuzderka i sprawa będzie załatwiona. Czytałeś mój prywatny dziennik! Była ogarnięta gniewem. W rzeczy samej; czytałem.A jaka\ to interesująca lektura! Najwyrazniej nie podoba ci sięmoje towarzystwo, najdro\sza.Widzę, \e masz skłonność do tubylców szydził. Na szczęścienie jestem szczególnie zmartwiony ani twoimi poglądami, ani brakiem względów dla mnie.Klucz, proszę, albo będę zmuszony wyłamać zamek. Wynoś się z mojej kabiny! Luiza czuła, \e rośnie w niej gniew i \ar ogarnia całe ciało.Wynoś się natychmiast! Ruszyła do przodu i wyrwała mu pamiętnik z ręki. Chcesz, \ebymjeszcze raz wezwała na pomoc arcykapłana? Przybył, gdy go zawołałam.Pamiętasz? Kto wie, comógłby zrobić, aby mnie ochronić.Carstairs się roześmiał. Wzywanie duchów, moja droga, jest tym, czym ja się zajmuję, a nie ty.Przez lataćwiczyłem praktyki okultystyczne, które sprowadzą w nasze czasy stra\ników twojej ampułki.Naprawdę tego chcesz?Wstał nagle, a ona cofnęła się przera\ona.Wydawał się teraz bardzo wysoki w małej kabinie.Chocia\ z całych sił próbowała to ukryć, jej odwaga zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.Luiza była znów jednym kłębkiem strachu.Carstairs popatrzył na nią z góry, nie kryjąc pogardy, a potem uniósł twarz i wziął głębokioddech. Anhotepie, kapłanie Izydy, wzywam cię.Natychmiast.Anhotepie, kapłanie Izydy, uka\ się.Anhotepie, kapłanie Izydy, przybądz w świetle dnia! Podniósł ręce, a jego głos echem odbijałsię w ciszy.Luiza wydała cichy jęk.Widziała ju\ tę przezroczystą postać pod oknem, tę wąską, wyniosłą twarz, kwadratoweramiona, dziwnie jasne oczy, podobne do oczu samego Carstairsa z tym jego okropnym,świdrującym wzrokiem.Cisza w kabinie stała się nagle ogromna, a atmosfera wręcznaelektryzowana.Luiza zamknęła oczy. Pani mnie wzywała, pani Shelley? Słysząc tu\ obok siebie głos Jane Treece, Luizaodetchnęła z ulgą.Przez chwilę nie mogła się ruszyć, a potem odwróciła się do pokojówki. Tak, proszę! chwyciła ją za rękę. Zechce pani pokazać lordowi Carstairsowi drogę dowyjścia? Właśnie wychodził powiedziała, trzęsąc się gwałtownie.Znów zamknęła oczy, gdy Jane Treece wyprowadzała Carstairsa, i padła na łó\ko, nie mogącsię ruszyć.Kiedy zaś otworzyła oczy, przezroczysta postać wcią\ była pod oknem.* * * O Bo\e! powiedziała głośno Anna.Zamknęła pamiętnik i wzięła głęboki oddech.Ręcejej się trzęsły.Spojrzała na zamkniętą szufladę toaletki i zmusiwszy się, aby wstać, ju\ do niejzmierzała, gdy czyjś kaszel na korytarzu sprawił, \e zadr\ała.To był Toby.Objął wzrokiem jej krótką nocną koszulę i potargane włosy.Potem skoncentrował się na jejtwarzy. Niepokoiłem się, gdy\ opuściwszy wczorajszą kolację, dziś nie przyszłaś na śniadanie.Jesteś pewna, \e dobrze się czujesz? Wyglądasz okropnie.Anna roześmiała się niepewnie. Czy to twój zwykły sposób prowadzenia pogawędki? Nie, gdyby chodziło o pogawędkę, poprowadziłbym ją lepiej odparł z uśmiechem. Cosię dzieje, Anno? Ręce ci się trzęsą.Z zakłopotaniem objęła się ramionami. Wszystko w porządku. Nie, nieprawda.Czy to mój widok, czy znów ten przeklęty pamiętnik? zapytał,dostrzegłszy le\ący na łó\ku dziennik Luizy. Anno, wybacz, ale jeśli ta ksią\eczka wytrąca cięz równowagi i pochłania tak wiele czasu, \e opuszczasz wycieczki, za które zapłaciłaś tysiącefuntów, to czy rozsądne jest kontynuowanie lektury? Z surowym wyrazem twarzy przez chwilęwytrzymał jej spojrzenie. Czemu tego nie rzucisz? Nie, nie chcę przez to powiedzieć, \ebyśwyrzuciła pamiętnik.Jest zbyt cenny.Odłó\ go.Przeczytasz po powrocie do domu, siedzącw ogrodzie. Nie mogę.Muszę się dowiedzieć, co było pózniej. Odpowiedz Anny zabrzmiała jak jęk. Musisz? Głos Toby ego nagle złagodniał. Dlaczego? Có\ w nim jest takiego wa\nego? Chodzi o ten flakonik.Ktoś próbował ukraść go Luizie.Myślała, \e cią\y na nim jakaśklątwa. Anna z trudem doszła do siebie i mówiła chaotycznie.Toby wcią\ spoglądał na pamiętnik. Ty równie\ myślisz, \e na tym flakoniku cią\y klątwa? Podniosła wzrok, przypuszczając,\e Toby się z niej śmieje, ale jegotwarz była całkiem powa\na. Zechcesz mi go pokazać, Anno? Watson uwa\a go za falsyfikat, prawda? Nie czyni z tego\adnej tajemnicy.Ja wprawdzie nie jestem ekspertem, ale mam wyczucie.Zawahała się, a potem nagle podjąwszy decyzję, podeszła do toaletki, wysunęła szufladęi podała mu obwinięty w szal flakonik.Toby rozwinął jedwab i rzucił go na łó\ko, a następniepodniósł flakonik do góry i przymknąwszy jedno oko, obejrzał uwa\nie.Anna obserwowała, jakdelikatnie przebiega palcami po powierzchni flakonika, dziwnie zafascynowana sposobem,w jaki gładził szkło i przesuwał kciukiem po pieczęci.Po chwili Toby wyciągnął flakonik nadługość ramienia, jakby chciał zwa\yć go w ręku. Wydaje mi się prawdziwy spojrzał na Annę. Ręczna robota.Dmuchane szkłoo chropawej powierzchni z wieloma defektami, surowe, ale co więcej. zmarszczył brwi,jeszcze raz przebiegając palcami po szkle .wyczuwam jego wiek.Nie pytaj mnie jak, ale goczuję. Andy powiedział, \e zatyczka wykonana jest fabrycznie wtrąciła cicho Anna. Bzdura.Jeśli tak twierdzi, to znaczy, \e nie zna się na szkle.I on nazywa siebie znawcą!Nie! Przesunął palcem po pieczęci. To nie jest fabryczna produkcja [ Pobierz całość w formacie PDF ]