[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mama zawsze mówiła, że miała szczęście, że dobrzetrafiliśmy z Harrym.Prześliczna synowa i udany zięć, lekarz.To mu dopiekło i wiedziałam, że tak będzie.Jedno moje słowo, a uniwersytet skreśliłby jego nazwiskoz listy absolwentów.Jedno moje słowo, a czeka go stryczek, od którego nie uratuje go nawet cały spryt.Jeślimnie rozsierdzi, wywołam skandal.Dojdzie do procesu o spowodowanie śmierci mamy.Publicznie przyznam,że przedawkował lekarstwo, kiedy był pijany, i nie znajdzie się nikt, kto zaprzeczy moim słowom.RLTJohn wyprostował się, uważając, aby nawet calem ciała nie dotknąć siedzącego obok Harry'ego.Zauwa-żyłam, że przygryza wargi, aby ukryć ich drżenie.Zcisnął dłonie.Musiał się napić, żeby zapanować nad zmo-rami, które go dręczyły.Wszyscy czworo wyglądaliśmy w milczeniu przez okno na mijane wysokie drzewa, pola i chatki wsiAcre.Rozbrzmiewał dzwon pogrzebowy, a na polach robotnicy zdejmowali kapelusze i przerywali pracę, kiedyprzejeżdżaliśmy.Zaraz potem wracali do zajęć, a ja żałowałam dawnych czasów, kiedy okoliczni mieszkańcydostawali dzień płatnego urlopu, aby mogli pożegnać swojego pana.Ale dzierżawcy, a nawet najubożsiwyrobnicy poświęcili pół dnia i stawili się tłumnie w kościele na pogrzebie mamy.Mama przypominała im o poprzednim dziedzicu, moim papie.Wraz z jej nagłą nieoczekiwaną śmierciąziemia i dom przeszły w ręce młodego pokolenia.Tłum w kościele i na cmentarzu rozumiał, że śmierć mamyoznacza koniec tradycji, choć była wcale liczna grupa farmerów, która twierdziła, że dopóki ja mam tu coś dopowiedzenia, nie trzeba się obawiać dramatycznych zmian i niepewnej przyszłości.Weszliśmy za trumną do kościoła, aby uczestniczyć w poważnej, posępnej ceremonii.Potem otwartogrobowiec.Mama spoczęła obok papy tak jak się dzieje w kochających nierozdzielnych stadłachmałżeńskich.Planowaliśmy pózniej postawić pomnik obok stojącego już marmurowego potworka upamięt-niającego papę.Pastor Pearce zakończył nabożeństwo i zamknął mszał.Przez chwilę zapomniałam, gdzie sięznajduję.Podniosłam głowę jak węszący pointer i ze strachem w głosie, strachem tak dobrze znanymwszystkim właścicielom ziemskim, odezwałam się: Czuję, że coś się pali.Harry wymienił uścisk dłoni z pastorem i kiwnął na kościelnego, aby zamknął grobowiec.Potemzwrócił się do mnie. Chyba się mylisz, Beatrice stwierdził. O tej porze roku nikt nie pali ściernisk, a za wcześniejeszcze na pożary lasów. Coś się pali utrzymywałam. Czuję to.Wytężyłam wzrok.Na horyzoncie, na wschodzie, dostrzegłam płomyczek nie większy niż główkaszpilki. Tam pokazałam. Co to takiego?Wzrok Harry'ego podążył za moim palcem.Na jego twarzy odmalowało się zdumienie. Wygląda na to, że masz rację Beatrice.To ogień! Zastanawiam się, co może płonąć.Coś dużego,większego niż stodoła czy dom.Inni usłyszeli, że mówię: Tam" i zobaczyli złowieszczą łunę na horyzoncie bladą w promieniachsłońca, lecz z tej odległości wyrazistą.W pomruku zgromadzonych rozpoznałam szybko może zbyt szybko coś więcej niż zwykłą wiejską ciekawość.W słowach wieśniaków za moimi plecami czuć było niemal satys-fakcję: To Mściciel.Mściciel obiecał, że wróci.Obiecał, że to nastąpi dzisiaj, Powiedział, że z cmentarza wAcre będzie widać.Mściciel jest tutaj".Odwróciłam się gwałtownie, lecz twarze nałożyły już maski milczenia.Potem rozległ się tętent i odstrony wsi Acre nadjechał zziajany ciężki koń, jeszcze w uprzęży, widać dopiero co skończył pracę.Naszerokim grzbiecie podskakiwał niczym piłka jakiś chłopczyk.RLT Papa! To Mściciel! zawołał dzwięcznie.Zapanowała cisza. Spalili nową plantację pana Bri-ggsa, papo! Kiedy ogrodził wspólne grunty i wyrzucił wyrobników, posadził tam pięć tysięcy drzew.Mścicielpodpalił nowy las.Zostały tylko sczerniałe gałęzie.Mama kazała sprowadzić cię natychmiast.Ale pożar chybanas nie dosięgnie.Ojcem chłopca był Bill Cooper miał u nas dług wpisany na hipotekę swojej farmy niezależnyrolnik, nie żaden dzierżawca.Poczuł na sobie mój wzrok, skłonił się na pożegnanie i poszedł w stronę bramycmentarnej.Pospieszyłam za nim. Kim jest ów Mściciel? spytałam natarczywie. To herszt jednej z najokrutniejszych band, które organizują bunty chlebowe, bunty zbożowe ipodpalenia w naszym hrabstwie. Bill Cooper podprowadził konia do furtki, aby łatwiej było go dosiąść.Niezważając na nową, cenną jedwabną suknię, przytrzymałam łeb konia, gdy Bill siadał za swoim synem. Jejherszta nazwano Mścicielem, bo mówi on, że szlachta gnije i trzeba pomścić tych, którzy przez tę zgniliznęcierpią.Zauważył, że moje oczy pociemniały ze strachu.Wziął go mylnie za gniew. Przepraszam, panienko Beatrice, a właściwie pani MacAndrew, jak powinienem powiedzieć.Powtarzam tylko, co mi powiedzieli moi robotnicy. Czemuż ja o nim nie słyszałam? spytałam, wciąż trzymając lejce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. Mama zawsze mówiła, że miała szczęście, że dobrzetrafiliśmy z Harrym.Prześliczna synowa i udany zięć, lekarz.To mu dopiekło i wiedziałam, że tak będzie.Jedno moje słowo, a uniwersytet skreśliłby jego nazwiskoz listy absolwentów.Jedno moje słowo, a czeka go stryczek, od którego nie uratuje go nawet cały spryt.Jeślimnie rozsierdzi, wywołam skandal.Dojdzie do procesu o spowodowanie śmierci mamy.Publicznie przyznam,że przedawkował lekarstwo, kiedy był pijany, i nie znajdzie się nikt, kto zaprzeczy moim słowom.RLTJohn wyprostował się, uważając, aby nawet calem ciała nie dotknąć siedzącego obok Harry'ego.Zauwa-żyłam, że przygryza wargi, aby ukryć ich drżenie.Zcisnął dłonie.Musiał się napić, żeby zapanować nad zmo-rami, które go dręczyły.Wszyscy czworo wyglądaliśmy w milczeniu przez okno na mijane wysokie drzewa, pola i chatki wsiAcre.Rozbrzmiewał dzwon pogrzebowy, a na polach robotnicy zdejmowali kapelusze i przerywali pracę, kiedyprzejeżdżaliśmy.Zaraz potem wracali do zajęć, a ja żałowałam dawnych czasów, kiedy okoliczni mieszkańcydostawali dzień płatnego urlopu, aby mogli pożegnać swojego pana.Ale dzierżawcy, a nawet najubożsiwyrobnicy poświęcili pół dnia i stawili się tłumnie w kościele na pogrzebie mamy.Mama przypominała im o poprzednim dziedzicu, moim papie.Wraz z jej nagłą nieoczekiwaną śmierciąziemia i dom przeszły w ręce młodego pokolenia.Tłum w kościele i na cmentarzu rozumiał, że śmierć mamyoznacza koniec tradycji, choć była wcale liczna grupa farmerów, która twierdziła, że dopóki ja mam tu coś dopowiedzenia, nie trzeba się obawiać dramatycznych zmian i niepewnej przyszłości.Weszliśmy za trumną do kościoła, aby uczestniczyć w poważnej, posępnej ceremonii.Potem otwartogrobowiec.Mama spoczęła obok papy tak jak się dzieje w kochających nierozdzielnych stadłachmałżeńskich.Planowaliśmy pózniej postawić pomnik obok stojącego już marmurowego potworka upamięt-niającego papę.Pastor Pearce zakończył nabożeństwo i zamknął mszał.Przez chwilę zapomniałam, gdzie sięznajduję.Podniosłam głowę jak węszący pointer i ze strachem w głosie, strachem tak dobrze znanymwszystkim właścicielom ziemskim, odezwałam się: Czuję, że coś się pali.Harry wymienił uścisk dłoni z pastorem i kiwnął na kościelnego, aby zamknął grobowiec.Potemzwrócił się do mnie. Chyba się mylisz, Beatrice stwierdził. O tej porze roku nikt nie pali ściernisk, a za wcześniejeszcze na pożary lasów. Coś się pali utrzymywałam. Czuję to.Wytężyłam wzrok.Na horyzoncie, na wschodzie, dostrzegłam płomyczek nie większy niż główkaszpilki. Tam pokazałam. Co to takiego?Wzrok Harry'ego podążył za moim palcem.Na jego twarzy odmalowało się zdumienie. Wygląda na to, że masz rację Beatrice.To ogień! Zastanawiam się, co może płonąć.Coś dużego,większego niż stodoła czy dom.Inni usłyszeli, że mówię: Tam" i zobaczyli złowieszczą łunę na horyzoncie bladą w promieniachsłońca, lecz z tej odległości wyrazistą.W pomruku zgromadzonych rozpoznałam szybko może zbyt szybko coś więcej niż zwykłą wiejską ciekawość.W słowach wieśniaków za moimi plecami czuć było niemal satys-fakcję: To Mściciel.Mściciel obiecał, że wróci.Obiecał, że to nastąpi dzisiaj, Powiedział, że z cmentarza wAcre będzie widać.Mściciel jest tutaj".Odwróciłam się gwałtownie, lecz twarze nałożyły już maski milczenia.Potem rozległ się tętent i odstrony wsi Acre nadjechał zziajany ciężki koń, jeszcze w uprzęży, widać dopiero co skończył pracę.Naszerokim grzbiecie podskakiwał niczym piłka jakiś chłopczyk.RLT Papa! To Mściciel! zawołał dzwięcznie.Zapanowała cisza. Spalili nową plantację pana Bri-ggsa, papo! Kiedy ogrodził wspólne grunty i wyrzucił wyrobników, posadził tam pięć tysięcy drzew.Mścicielpodpalił nowy las.Zostały tylko sczerniałe gałęzie.Mama kazała sprowadzić cię natychmiast.Ale pożar chybanas nie dosięgnie.Ojcem chłopca był Bill Cooper miał u nas dług wpisany na hipotekę swojej farmy niezależnyrolnik, nie żaden dzierżawca.Poczuł na sobie mój wzrok, skłonił się na pożegnanie i poszedł w stronę bramycmentarnej.Pospieszyłam za nim. Kim jest ów Mściciel? spytałam natarczywie. To herszt jednej z najokrutniejszych band, które organizują bunty chlebowe, bunty zbożowe ipodpalenia w naszym hrabstwie. Bill Cooper podprowadził konia do furtki, aby łatwiej było go dosiąść.Niezważając na nową, cenną jedwabną suknię, przytrzymałam łeb konia, gdy Bill siadał za swoim synem. Jejherszta nazwano Mścicielem, bo mówi on, że szlachta gnije i trzeba pomścić tych, którzy przez tę zgniliznęcierpią.Zauważył, że moje oczy pociemniały ze strachu.Wziął go mylnie za gniew. Przepraszam, panienko Beatrice, a właściwie pani MacAndrew, jak powinienem powiedzieć.Powtarzam tylko, co mi powiedzieli moi robotnicy. Czemuż ja o nim nie słyszałam? spytałam, wciąż trzymając lejce [ Pobierz całość w formacie PDF ]