[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie da rady rozmawiać na ten temat.Wpatruję się w jejodbicie i dostrzegam łzy spływające po jej policzkach.Po chwili wahania biorę ją zarękę.Jest bardzo mała i miękka, niewiele się różni od ręki mojej córki.Po chwili ściskają, podchodzi i kładzie mi głowę na piersi.Obejmuję ją ramieniem i ogarnia mnie wielki smutek.Ojciec opuścił ją, kiedy miaładwa lata, a jednak jakoś udaje się im żyć, i to nie tylko w przyzwoitych warunkach  cojuż by było sukcesem  ale w sposób, który pozwolił Mii stać się pewną siebie młodądamą przyjętą do jednego z najlepszych uniwersytetów tego kraju.Jeśli Drew naprawdęzostanie uniewinniony, zamierzam z niego wyrwać datek na rzecz Mii.A pierwsza ratabędzie wynosić sto tysięcy dolarów.Rozlega się dzwonek i drzwi windy otwierają się, ukazując pusty korytarz.Po lewejstronie recepcjonista unosi się zza kontuaru i uśmiecha się do nas sennie. Mogę pomóc? Nie, dziękuję. Mój samochód stoi na parkingu na tyłach  mówię Mii, stając przy dużej sofie.Zostań tutaj, dopóki nie przyjadę.Zsuwa z ramienia ten ciężki plecak i rzuca się na miękkie poduszki sofy. Tylko nie zaśnij  żartuję. Tego nie wykluczam.Wskazuję boczne drzwi prowadzące na drogi dojazdowe do hotelu. Będę tam.Zobaczysz, jak się zatrzymuję. Możesz przywiezć pizzę? Jestem głodna. Możemy coś skombinować w drodze do twojego samochodu.Mijam recepcję i wychodzę.Parking hotelowy zajmuje centralne miejsce wielkiej dzielnicy.Jest prawie pusty,więc biegnę prosto do saaba.Kładę aktówkę na siedzeniu dla pasażera, włączam silnik,wycofuję samochód i ruszam alejką.Przygnieciona sześcioma kondygnacjami hoteluwydaje się tunelem.Z jakiegoś powodu strzałki na ziemi wiodą pod prąd normalnegoamerykańskiego ruchu pojazdów.Pas z prawej strony  który powinien mnie wyrzucićpod drzwiami hotelu  jest oznaczony strzałką wskazującą w moim kierunku, jak wWielkiej Brytanii.  Chrzanię  mamroczę, wjeżdżając na prawy pas.Dojeżdżam do szklanych drzwi i widzę Mię czekającą tuż za nimi.Potemdostrzegam mężczyznę za jej plecami.Właściwie nie mężczyznę, tylko chłopca oazjatyckich rysach twarzy.Przyciska lufę broni do prawej skroni Mii.Uśmiecha się. Rozdział 33Chłopiec otwiera kopniakiem szklane drzwi i wypycha Mię na zewnątrz, nadalprzyciskając lufę do jej głowy.Krew odpłynęła z twarzy dziewczyny, jej oczy są puste zezgrozy.Mam ochotę sięgnąć po broń, ale wtedy Mia pewnie skończyłaby z kulą wmózgu.Gapię się i dopiero po chwili dociera do mnie, że patrzę na faceta, który strzelałdo Sonny ego Crossa z czarnego lexusa na Beau Pre Road.Bez wahania rozwali głowęMii.Czego on chce?Podskakuję na szczęk metalu o moje okno.Oglądam się w lewo.Po drugiej stroniesamochodu dragi młody Azjata celuje do mnie z krótkiego i pękatego pistoletumaszynowego.Wygląda na MP5 Heckler i Koch, ulubiony model organów ścigania.Chłopak daje mi znak, żebym opuścił szybę.Co robię. Trzymaj ręce tak, żebym je widział  mówi z południowym akcentem.Z jakiegoś powodu spodziewałem się, że będzie mówił po wietnamsku, ale właściwiedlaczego? Pochodzi z Missisipi. Kluczyki!  rzuca. Dawaj!Gdyby Mia nie stanowiła elementu tego równania, wdepnąłbym gaz i ruszył przedsiebie.Ale stanowi.Wyłączam silnik i oddaję kluczyki. To też  mówi, wskazując lufą aktówkę na siedzeniu.Przyniosłem aktówkę, bowiedziałem, że do apartamentu Quentina mają wstęp także inni i nie chciałem ryzykowaćzgubienia.Zerkam na Mię, sięgając na fotel i przekazuję aktówkę Azjacie.Mia marozchylone usta. Wez jego broń!  ryczy chłopak, który ją trzyma. Bierzemy też samochód.Chłopak przy moim oknie wkłada rękę do środka.W tym samym czasie za chłopcemtrzymającym Mię pojawia się cień.Zakładam, że to kolejny gangster, ale potem prawastrona czoła chłopaka rozbryzguje się, a on osuwa się ciężko jak worek kartofli.Mia krzyczy i spogląda w dół.Ręka wyciągnięta po teczkę cofa się gwałtownie. Mia, uciekaj!  krzyczę, trzaskając drzwiami w brzuch bandziora.Wyjmuję pistoletmojego ojca, strzelam trzy razy przez okno i przez fotel pasażera gramolę się do drugichdrzwi.Ten, kto zastrzelił faceta trzymającego Mię, osłania mnie ogniem.Otwieram drzwipasażerskie i wypadam szczupakiem na cement, zastanawiając się, kto to, do cholery,może być. Tutaj, Penn!  woła jakiś mężczyzna. Gazu!Mój tajemniczy wybawca strzela, a ja na czworakach gramolę się przez cement i daję nura za szklane drzwi.Zamykają się za mną, a potem seria z maszynowego pistoleturozwala szybę i szkło ląduje mi na plecach. Tutaj!  krzyczy Mia. Szybko!Mia ukrywa się za gigantyczną orientalną wazą.Przypełzam do niej i chowam się,wypatrując naszego wybawcy.Serie z maszynowej broni zasypują hotelowy holokruchami szkła.Dzięki Bogu, jest druga nad ranem. Zabierz ją!  słyszę głos z prawej. A ty kto? Logan! Don Logan! Szef policji. Zabierz ją, Penn! Pewnie jest ich więcej.Ma rację. Mia, będziemy biec. Spoglądam w głąb chyba pustego holu. Don, wezwijwsparcie! Już jedzie! Gazu!Pomagam Mii wstać.Logan wyłania się zza klubowego fotela i zaczyna strzelaćprzez rozbite okna.Dokąd mamy uciekać? Drzwi na parking znajdują się koło recepcji, ale na parkingunie jest bezpiecznie.Są jeszcze drugie drzwi wychodzące na główną ulicę, ale to zadaleko i coś mi mówi, że Azjaci obstawili tamto wejście.Rzucam się sprintem przez holw stronę korytarza prowadzącego na główną ulicę.Ciągnę Mię za siebie. Nie wychodzcie na dwór!  ryczy Logan.***Nie kieruję się na zewnątrz.W korytarzu są schody prowadzące na antresolę.Jest zniej ukryty dostęp do wind.Kiedy docieramy do schodów, chcę najpierw wysłać Mię, alezmieniam zdanie.Idę pierwszy, usiłując wcielić w życie radę ojca: wyczujniebezpieczeństwo, zanim ci zagrozi. Nie wahaj się  mówię w biegu. Jeśli coś się stanie, najpierw strzelaj, potem sięzas.Mia wydaje krzyk tak przerazliwy, że aż bolesny.Obracam się, myśląc, że ktoś nas ściga, ale Mia wskazuje nad moim ramieniem kuschodom.Odwracając się, naciskam spust do połowy, a gdy zamazana postać skacze namnie, dociągam go do oporu.Nie wiem, czy napastnik jest uzbrojony, czy nie, alepociągam za spust, dopóki nie spada na mnie trup.Zataczam się na Mię. Nie żyje?  stęka, usiłując wstać.Przygniata mnie młody Azjata.Nie wiem, czy jest martwy, ale nadal trzyma w ręcepistolet.Walę żółtka browningiem ojca w łokieć.Nic.Nawet odruchowego drgnięcia.Z dużym wysiłkiem spycham z siebie młodego i pomagam Mii się pozbierać. Co teraz?  pyta.Broda jej się trzęsie. Dokąd idziemy?  Na górę.Wracamy.Pędzimy do wind na antresoli.Oczekiwanie jest prawie nie do zniesienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl