[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze podejrzewałem, że prędzej czy pózniej będę musiał się ukrywać przed wymiaremsprawiedliwości, ponieważ nieodmiennie winiono mnie za rzeczy, których nie zrobiłem.Trzy sy-gnały.Pieniądze pozwolą nam się utrzymać, dopóki nie zaczepimy się do pracy w marinie w jakimśinnym mieście.Oczywiście będą nam potrzebne referencje z poprzedniego miejsca zatrudnienia.Ja-koś wątpiłem, żeby mama była chętna do współpracy. Halo? odebrała Lori zachrypniętym głosem. Lori. Adam wyszeptała. Nie mogę długo rozmawiać, bo tata mnie nakryje.Całkiem mu od-biło.Uważa, że spędziliśmy noc w jakimś perwersyjnym przybytku miłości.To niesprawiedliwe.On nie ma pojęcia, jakimi jesteśmy idiotami. Moi rodzice są tacy sami. Przytłoczony poczuciem porażki padłem na łóżko, które prę-dzej lub pózniej powinna odwiedzić Lori.Biorąc jednak pod uwagę ostatnie pół godziny, to mogłonigdy nie nastąpić. Teraz możesz już płakać.3Po prysznicu wyjątkowo starannie wysuszyłam włosy.Chociaż Adam i ja wpakowaliśmy sięw takie kłopoty a może właśnie dlatego chciałam mieć pewność, że wyglądam równie dobrze,jak zeszłego wieczora, kiedy miałam Złowieszczo Wspaniałą Fryzurę.Oczywiście to absurdalne, a wszystkie moje wysiłki pójdą na marne.Jeśli pani Vader wpa-kuje mnie do magazynu, moja blond ozdoba już o dziewiątej rano będzie pełna pająków i smaruz łódek.Poza tym nie chciałam się spóznić do pracy.Nie dzisiaj.Chciałam natomiast, żeby tata wrócił do zwykłego trybu niedzielnego poranka i położył sięspać, zanim zejdę na dół.Nigdy nie widziałam go tak wściekłego, jak wtedy, kiedy godzinę temu zjawiłam sięw domu, i nie miałam ochoty na powtórkę.Nie miałam tyle szczęścia: kiedy zajrzałam do kuchni, tata i brat opierali się o blat stołusplecionymi ramionami.Tata wciąż był czerwony na twarzy, ale przynajmniej już nie krzyczał.Kie-dy wchodziłam do środka, usłyszałam: Opiekuj się dzisiaj siostrą.McGillicuddy zasalutował dwoma palcami. Tajest, panie kapitanie!Tata spojrzał na mnie. A ty&Każdego ranka, kiedy szłam się bawić z chłopcami, gdy byliśmy mali, albo kiedy zeszłegoi tego lata szłam do pracy w marinie, powtarzał mi: Uważaj na tych chłopaków z sąsiedztwa.Tymrazem nie mógł się na to zdobyć wpatrywał się we mnie, otworzył usta i odetchnął głęboko.Spojrzał na mojego brata i powtórzył: Opiekuj się siostrą.Zamknęliśmy za sobą drzwi po cichu, żeby nie narażać na dodatkowy stres dostateczniejuż zszokowanego ojca i przeszliśmy przez garaż do ogrodu, a potem w stronę domu Vaderów,kierując się do mariny.Kiedy tylko znalezliśmy się poza zasięgiem słuchu taty, odezwałam się: Dobra, całe szczęście, że nie mówiłeś serio o tym opiekowaniu się mną.Tata może mi za-bronić umawiania się z Adamem, ale na jeziorze mnie nie zobaczy.Nie dowie się o niczym, co będęrobiła w marinie, bo mu nie powtórzysz.Czekaj chwilę.Szłam za nim, utykając w jednym klapku, i rozglądałam się po ogrodzie w poszukiwaniuczegoś różowego koloru.Pamiętałam, że na moście miałam oba klapki, ale pózniejsze moje wspo-mnienia się zacierały.Wiedziałam tylko, że godzinę temu wróciłam do domu w jednym klapku,a mój tata określił to jako znaczący stan negliżu.Zanurkowałam pod krzak azalii i wyłowiłam klapek.Wepchnęłam w niego stopę, a potemsię odwróciłam.McGillicuddy marszczył brwi.Nagle uświadomiłam sobie, jak to wszystko wyglądało w oczach jego i taty. No daj spokój poprosiłam. Klapek w krzakach o niczym nie świadczy.Gdybyś zoba-czył mój stanik zwisający z karmnika dla ptaków, faktycznie miałbyś prawo unosić brwi.McGillicuddy odchrząknął. Tata zobaczy cię na jeziorze.Kiedy brałaś prysznic, poszedł na werandę, przesunął fotelna odpowiednią pozycję i sprawdził, czy będzie widzieć jezioro między drzewami.Po pracy mamprzynieść drabinę i przyciąć jeszcze przeszkadzające gałęzie. Aha. A jeśli zobaczę cię z Adamem, będę musiał powiedzieć o tym tacie. Nie mówisz serio jęknęłam. Obiecałem tacie.To mój obowiązek jako starszego brata.To, że ty zawiodłaś jego zaufa-nie, nie znaczy, że ja& Nie zrobiłam nic, co mogłoby zawieść jego zaufanie przerwałam. Adam i ja zasnęli-śmy.Taka jest prawda.Wiesz, że Adam jest nieszkodliwy. Nie wiem odparł surowo McGillicuddy. No dobra, może nie jest nieszkodliwy, ale nie skrzywdziłby mnie. Na pewno nie celowo zgodził się McGillicuddy. Ale Adam świruje na twoim punkcie,Lori.A czasem to, co zamierza zrobić, i to, co naprawdę robi, to dwie różne rzeczy.Skrzywiłam się i popatrzyłam w dół zbocza.Wczesnoporanna mgła podnosiła się znad gład-kiego jeziora i znikała, gdy dotknęły jej promienie słońca.Jeszcze nieco ponad dwa tygodnie temupobiegłabym radośnie w tę mgłę, wiedząc, że wyłoni się z niej cały letni dzień pracy w towarzy-stwie Seana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zawsze podejrzewałem, że prędzej czy pózniej będę musiał się ukrywać przed wymiaremsprawiedliwości, ponieważ nieodmiennie winiono mnie za rzeczy, których nie zrobiłem.Trzy sy-gnały.Pieniądze pozwolą nam się utrzymać, dopóki nie zaczepimy się do pracy w marinie w jakimśinnym mieście.Oczywiście będą nam potrzebne referencje z poprzedniego miejsca zatrudnienia.Ja-koś wątpiłem, żeby mama była chętna do współpracy. Halo? odebrała Lori zachrypniętym głosem. Lori. Adam wyszeptała. Nie mogę długo rozmawiać, bo tata mnie nakryje.Całkiem mu od-biło.Uważa, że spędziliśmy noc w jakimś perwersyjnym przybytku miłości.To niesprawiedliwe.On nie ma pojęcia, jakimi jesteśmy idiotami. Moi rodzice są tacy sami. Przytłoczony poczuciem porażki padłem na łóżko, które prę-dzej lub pózniej powinna odwiedzić Lori.Biorąc jednak pod uwagę ostatnie pół godziny, to mogłonigdy nie nastąpić. Teraz możesz już płakać.3Po prysznicu wyjątkowo starannie wysuszyłam włosy.Chociaż Adam i ja wpakowaliśmy sięw takie kłopoty a może właśnie dlatego chciałam mieć pewność, że wyglądam równie dobrze,jak zeszłego wieczora, kiedy miałam Złowieszczo Wspaniałą Fryzurę.Oczywiście to absurdalne, a wszystkie moje wysiłki pójdą na marne.Jeśli pani Vader wpa-kuje mnie do magazynu, moja blond ozdoba już o dziewiątej rano będzie pełna pająków i smaruz łódek.Poza tym nie chciałam się spóznić do pracy.Nie dzisiaj.Chciałam natomiast, żeby tata wrócił do zwykłego trybu niedzielnego poranka i położył sięspać, zanim zejdę na dół.Nigdy nie widziałam go tak wściekłego, jak wtedy, kiedy godzinę temu zjawiłam sięw domu, i nie miałam ochoty na powtórkę.Nie miałam tyle szczęścia: kiedy zajrzałam do kuchni, tata i brat opierali się o blat stołusplecionymi ramionami.Tata wciąż był czerwony na twarzy, ale przynajmniej już nie krzyczał.Kie-dy wchodziłam do środka, usłyszałam: Opiekuj się dzisiaj siostrą.McGillicuddy zasalutował dwoma palcami. Tajest, panie kapitanie!Tata spojrzał na mnie. A ty&Każdego ranka, kiedy szłam się bawić z chłopcami, gdy byliśmy mali, albo kiedy zeszłegoi tego lata szłam do pracy w marinie, powtarzał mi: Uważaj na tych chłopaków z sąsiedztwa.Tymrazem nie mógł się na to zdobyć wpatrywał się we mnie, otworzył usta i odetchnął głęboko.Spojrzał na mojego brata i powtórzył: Opiekuj się siostrą.Zamknęliśmy za sobą drzwi po cichu, żeby nie narażać na dodatkowy stres dostateczniejuż zszokowanego ojca i przeszliśmy przez garaż do ogrodu, a potem w stronę domu Vaderów,kierując się do mariny.Kiedy tylko znalezliśmy się poza zasięgiem słuchu taty, odezwałam się: Dobra, całe szczęście, że nie mówiłeś serio o tym opiekowaniu się mną.Tata może mi za-bronić umawiania się z Adamem, ale na jeziorze mnie nie zobaczy.Nie dowie się o niczym, co będęrobiła w marinie, bo mu nie powtórzysz.Czekaj chwilę.Szłam za nim, utykając w jednym klapku, i rozglądałam się po ogrodzie w poszukiwaniuczegoś różowego koloru.Pamiętałam, że na moście miałam oba klapki, ale pózniejsze moje wspo-mnienia się zacierały.Wiedziałam tylko, że godzinę temu wróciłam do domu w jednym klapku,a mój tata określił to jako znaczący stan negliżu.Zanurkowałam pod krzak azalii i wyłowiłam klapek.Wepchnęłam w niego stopę, a potemsię odwróciłam.McGillicuddy marszczył brwi.Nagle uświadomiłam sobie, jak to wszystko wyglądało w oczach jego i taty. No daj spokój poprosiłam. Klapek w krzakach o niczym nie świadczy.Gdybyś zoba-czył mój stanik zwisający z karmnika dla ptaków, faktycznie miałbyś prawo unosić brwi.McGillicuddy odchrząknął. Tata zobaczy cię na jeziorze.Kiedy brałaś prysznic, poszedł na werandę, przesunął fotelna odpowiednią pozycję i sprawdził, czy będzie widzieć jezioro między drzewami.Po pracy mamprzynieść drabinę i przyciąć jeszcze przeszkadzające gałęzie. Aha. A jeśli zobaczę cię z Adamem, będę musiał powiedzieć o tym tacie. Nie mówisz serio jęknęłam. Obiecałem tacie.To mój obowiązek jako starszego brata.To, że ty zawiodłaś jego zaufa-nie, nie znaczy, że ja& Nie zrobiłam nic, co mogłoby zawieść jego zaufanie przerwałam. Adam i ja zasnęli-śmy.Taka jest prawda.Wiesz, że Adam jest nieszkodliwy. Nie wiem odparł surowo McGillicuddy. No dobra, może nie jest nieszkodliwy, ale nie skrzywdziłby mnie. Na pewno nie celowo zgodził się McGillicuddy. Ale Adam świruje na twoim punkcie,Lori.A czasem to, co zamierza zrobić, i to, co naprawdę robi, to dwie różne rzeczy.Skrzywiłam się i popatrzyłam w dół zbocza.Wczesnoporanna mgła podnosiła się znad gład-kiego jeziora i znikała, gdy dotknęły jej promienie słońca.Jeszcze nieco ponad dwa tygodnie temupobiegłabym radośnie w tę mgłę, wiedząc, że wyłoni się z niej cały letni dzień pracy w towarzy-stwie Seana [ Pobierz całość w formacie PDF ]