[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Mercy trzęsła się z trwogi.Nie doświadczyłatak strasznego przerażenia od czasu, kiedyzaraza objęła całe miasto, zagarniając połowędzieci pod swój czarny płaszcz.Ale wtedy był toczający się lęk, wzmagany niepokojem bliskich,którzy w napięciu śledzili, czy na ich ciałachpojawiają się oznaki choroby.Teraz nieszczęściespadło na nią jak grom, przygniatając grozą, odktórej nie było ucieczki.Mercy, skulona wnajciemniejszym kącie celi, drżała jak listek.Strażnik och, jakże nienawidziła tegoczłowieka, niech Bóg jej wybaczy! spokojniezaczekał, aż Mercy wypakuje ciasto agrestowe,po czym oznajmił, że zaraz sama trafi pod jegonadzór.Nie pozwolił jej zawiadomić nikogo,tylko od razu poprowadził ją na konieckorytarza, gdzie czekała już otwarta cela.Kit,który bez ustanku wypatrywał wizytyukochanej, zobaczył, że Mercy mija jego drzwi iidzie dalej, popychana przez Stantona.Napróżno krzyczał, kopał w drzwi i szarpał kraty.Ale kiedy strażnik zamknął ją i odszedł, zapadłazłowroga cisza. Kit? szepnęła, przystawiając twarz dokrat. Kit! zawołała głośniej.Na nic.Nie słyszał jej.Przetrwała noc, pogrążona w czarnejrozpaczy, pewna, że Kit musiał zrobić cośstrasznego i został za to okrutnie ukarany.Rano była już u granic wytrzymałości, a nadodatek czuła dojmujący głód i pragnienie.Strażnik zjawił się wkrótce, niosącśniadanie na tacy. Naści, panienko, posil się.Mam rozkazy,żebyś nie porozumiewała się z nikim zwięzniów, więc musisz tu zostać.To nie umywasię do twoich wypieków. Postawił tacę napodłodze przy jej pryczy.Mercy cofnęła się, przylegając plecami dowilgotnej ściany.Kurczowo zaciskała w dłoniobrączkę z trawy zawieszoną na szyi.Mężczyzna stanął tuż przed nią i wymowniepodrapał się w kroku.Zacisnęła powieki, niechcąc patrzeć na jego wzdymające się spodnie. %7łal mi widzieć cię tutaj, panno WiśniowyPlacek, ale jeśli okażesz się mądrą dziewczynkąi zechcesz być dla mnie miła, zobaczysz, że niebędzie tak zle. Rozpiął pas i pochylił się nadnią, aż woń niemytego ciała uderzyła ją wnozdrza.Mercy ukryła głowę w ramionach, walcząc zfalą mdłości.Szorstka, twarda dłoń opadła na jej głowę.Grube palce szarpnęły pasmo włosówwymykające się spod czepka. Taka młódka, a już całkiem do rzeczy wysapał. Zamruczysz jak kotka, kiedy ciępogłaszczę, co? Teraz rozumiem, czemu tenaktorzyna ślini się do ciebie. Zachłanna dłońsięgnęła gorsetu, lecz cofnęła się, kiedy Mercygwałtownie się skuliła, broniąc mu dostępu dochoćby skrawka odkrytej skóry. Dobra,przemyśl to sobie.Mamy czas.Przecież nigdziestąd nie uciekniesz.Wyprostował się, jeszcze przez chwilębawiąc się swoim kroczem, a potem, chichoczączbereznie, opuścił celę, wracając do swychobowiązków.Mercy z odrazą spojrzała na chleb, któregomusiały dotykać te wstrętne łapy, i rzuciła gomyszom.* * *Kita znów wtrącono do lochu za karę, żeawanturował się z powodu Mercy.Bolały gowszystkie kości, a przeszywający ból przykażdym oddechu świadczył, że w czasieostatniego bicia strażnik musiał złamać mużebro.Lecz ów ból był niczym wobec tortury,jaką przeżywał na samą myśl o tym, co musicierpieć jego słodka mała purytanka.Jeśli tendrań zrobił jej krzywdę, on własnoręcznie gozamorduje tego był pewien.Zdjął koszulę i podarł ją na pasy, anastępnie obandażował sobie nimi pierś.Przykażdym ruchu krzywił się z bólu, bo nie byłochyba miejsca na jego ciele wolnego od sińców.Najgorsze, że nie mógł nic zrobić anizawiadomić przyjaciół, ani pocieszyć Mercy.Pozostała mu tylko modlitwa.Ukląkł nabrudnej słomie zaściełającej podłogę i korniezłożył dłonie. Pamiętasz mnie, Panie? Nie był tonajlepszy początek błagalnych modłów, leczmiał nadzieję, że żarliwa wiara Mercy będzie muoparciem. Wybacz mi, Panie, że od tak dawnaz Tobą nie rozmawiałem. Zciśle mówiąc, całesześć lat. Jeśli jednak zechcesz w dobrociswojej pochylić się nad Mercy i uwolnić ją z tegomiejsca, będę. Bzdura, co mógł oferowaćwszechpotężnemu Bogu? Ale ten Bóg musi miećw swoim sercu szczególne miejsce dla Mercy.Wszak jest chyba sprawiedliwość na tymświecie! Będę Ci dozgonnie wdzięczny dokończył.Głupia była ta modlitwa a jednakprzyniosła mu ulgę.Kit wstał i znów zacząłkrążyć po celi.* * *Strażnik wrócił.Boże, och, Boże! Mercyskuliła się w rogu, modląc się, aby jaknajszybciej sobie poszedł. Chodz, panno Wiśniowy Placek, parumiłych dżentelmenów pragnie z tobąporozmawiać.Mercy wstała, wiedząc, że nie ma wyboru.Wygładziła spódnice i poprawiła czepek,wpychając pod niego luzne kosmyki. Na pewno spodobasz się tym panom.No,chodz już.Popychając Mercy przed sobą, szybkozaprowadził ją do biura.Trzech mężczyzn wczarnych szatach siedziało już za stołem.Stanton jak zwykle zajął pozycję przy drzwiach.Mercy dygnęła, nie śmiąc odezwać siępierwsza. Mercy Hart? Tak, panie odpowiedziała prawieszeptem. Twój ojciec to John Hart, kupiec?Skinęła głową. Musimy zaprotokołować twoją odpowiedz,panienko rzekł mężczyzna siedzący pośrodku,wskazując na swojego kolegę po prawej, któryspisywał zeznania. Tak, panowie. Przyciągnęłaś naszą uwagę odwiedzinamiu jednego z więzniów.Wedle doniesieństrażnika nikt inny nie składał mu wizyt. Rozumiem, panie.Jak.jak mogę wampomóc? Odpowiadając na pytania.Co powiesz oswojej wierze, panienko?Mercy dobrze pamiętała, jak ojciec uczył ją,co ma mówić, gdyby katolicy odzyskali władzę izaczęli prześladować protestantów. Ufnie podzielam wiarę, która jest wiarąnaszej łaskawej pani, królowej Anglii.Panowie zgodnie skinęli głowami,zadowoleni z odpowiedzi.Trudno byłobyzarzucić coś takiemu credo.Zledczy siedzący z lewej strony posłał jejojcowski uśmiech. Z pewnością czujesz się zagubiona iprzerażona, ty, uczciwa chrześcijańskadziewczyna, wplątana w tak haniebną intrygę. O jakiej intrydze mówisz, panie? Wybacz,proszę, moją niewiedzę, ale naprawdę niepojmuję, co mi zarzucasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.* * *Mercy trzęsła się z trwogi.Nie doświadczyłatak strasznego przerażenia od czasu, kiedyzaraza objęła całe miasto, zagarniając połowędzieci pod swój czarny płaszcz.Ale wtedy był toczający się lęk, wzmagany niepokojem bliskich,którzy w napięciu śledzili, czy na ich ciałachpojawiają się oznaki choroby.Teraz nieszczęściespadło na nią jak grom, przygniatając grozą, odktórej nie było ucieczki.Mercy, skulona wnajciemniejszym kącie celi, drżała jak listek.Strażnik och, jakże nienawidziła tegoczłowieka, niech Bóg jej wybaczy! spokojniezaczekał, aż Mercy wypakuje ciasto agrestowe,po czym oznajmił, że zaraz sama trafi pod jegonadzór.Nie pozwolił jej zawiadomić nikogo,tylko od razu poprowadził ją na konieckorytarza, gdzie czekała już otwarta cela.Kit,który bez ustanku wypatrywał wizytyukochanej, zobaczył, że Mercy mija jego drzwi iidzie dalej, popychana przez Stantona.Napróżno krzyczał, kopał w drzwi i szarpał kraty.Ale kiedy strażnik zamknął ją i odszedł, zapadłazłowroga cisza. Kit? szepnęła, przystawiając twarz dokrat. Kit! zawołała głośniej.Na nic.Nie słyszał jej.Przetrwała noc, pogrążona w czarnejrozpaczy, pewna, że Kit musiał zrobić cośstrasznego i został za to okrutnie ukarany.Rano była już u granic wytrzymałości, a nadodatek czuła dojmujący głód i pragnienie.Strażnik zjawił się wkrótce, niosącśniadanie na tacy. Naści, panienko, posil się.Mam rozkazy,żebyś nie porozumiewała się z nikim zwięzniów, więc musisz tu zostać.To nie umywasię do twoich wypieków. Postawił tacę napodłodze przy jej pryczy.Mercy cofnęła się, przylegając plecami dowilgotnej ściany.Kurczowo zaciskała w dłoniobrączkę z trawy zawieszoną na szyi.Mężczyzna stanął tuż przed nią i wymowniepodrapał się w kroku.Zacisnęła powieki, niechcąc patrzeć na jego wzdymające się spodnie. %7łal mi widzieć cię tutaj, panno WiśniowyPlacek, ale jeśli okażesz się mądrą dziewczynkąi zechcesz być dla mnie miła, zobaczysz, że niebędzie tak zle. Rozpiął pas i pochylił się nadnią, aż woń niemytego ciała uderzyła ją wnozdrza.Mercy ukryła głowę w ramionach, walcząc zfalą mdłości.Szorstka, twarda dłoń opadła na jej głowę.Grube palce szarpnęły pasmo włosówwymykające się spod czepka. Taka młódka, a już całkiem do rzeczy wysapał. Zamruczysz jak kotka, kiedy ciępogłaszczę, co? Teraz rozumiem, czemu tenaktorzyna ślini się do ciebie. Zachłanna dłońsięgnęła gorsetu, lecz cofnęła się, kiedy Mercygwałtownie się skuliła, broniąc mu dostępu dochoćby skrawka odkrytej skóry. Dobra,przemyśl to sobie.Mamy czas.Przecież nigdziestąd nie uciekniesz.Wyprostował się, jeszcze przez chwilębawiąc się swoim kroczem, a potem, chichoczączbereznie, opuścił celę, wracając do swychobowiązków.Mercy z odrazą spojrzała na chleb, któregomusiały dotykać te wstrętne łapy, i rzuciła gomyszom.* * *Kita znów wtrącono do lochu za karę, żeawanturował się z powodu Mercy.Bolały gowszystkie kości, a przeszywający ból przykażdym oddechu świadczył, że w czasieostatniego bicia strażnik musiał złamać mużebro.Lecz ów ból był niczym wobec tortury,jaką przeżywał na samą myśl o tym, co musicierpieć jego słodka mała purytanka.Jeśli tendrań zrobił jej krzywdę, on własnoręcznie gozamorduje tego był pewien.Zdjął koszulę i podarł ją na pasy, anastępnie obandażował sobie nimi pierś.Przykażdym ruchu krzywił się z bólu, bo nie byłochyba miejsca na jego ciele wolnego od sińców.Najgorsze, że nie mógł nic zrobić anizawiadomić przyjaciół, ani pocieszyć Mercy.Pozostała mu tylko modlitwa.Ukląkł nabrudnej słomie zaściełającej podłogę i korniezłożył dłonie. Pamiętasz mnie, Panie? Nie był tonajlepszy początek błagalnych modłów, leczmiał nadzieję, że żarliwa wiara Mercy będzie muoparciem. Wybacz mi, Panie, że od tak dawnaz Tobą nie rozmawiałem. Zciśle mówiąc, całesześć lat. Jeśli jednak zechcesz w dobrociswojej pochylić się nad Mercy i uwolnić ją z tegomiejsca, będę. Bzdura, co mógł oferowaćwszechpotężnemu Bogu? Ale ten Bóg musi miećw swoim sercu szczególne miejsce dla Mercy.Wszak jest chyba sprawiedliwość na tymświecie! Będę Ci dozgonnie wdzięczny dokończył.Głupia była ta modlitwa a jednakprzyniosła mu ulgę.Kit wstał i znów zacząłkrążyć po celi.* * *Strażnik wrócił.Boże, och, Boże! Mercyskuliła się w rogu, modląc się, aby jaknajszybciej sobie poszedł. Chodz, panno Wiśniowy Placek, parumiłych dżentelmenów pragnie z tobąporozmawiać.Mercy wstała, wiedząc, że nie ma wyboru.Wygładziła spódnice i poprawiła czepek,wpychając pod niego luzne kosmyki. Na pewno spodobasz się tym panom.No,chodz już.Popychając Mercy przed sobą, szybkozaprowadził ją do biura.Trzech mężczyzn wczarnych szatach siedziało już za stołem.Stanton jak zwykle zajął pozycję przy drzwiach.Mercy dygnęła, nie śmiąc odezwać siępierwsza. Mercy Hart? Tak, panie odpowiedziała prawieszeptem. Twój ojciec to John Hart, kupiec?Skinęła głową. Musimy zaprotokołować twoją odpowiedz,panienko rzekł mężczyzna siedzący pośrodku,wskazując na swojego kolegę po prawej, któryspisywał zeznania. Tak, panowie. Przyciągnęłaś naszą uwagę odwiedzinamiu jednego z więzniów.Wedle doniesieństrażnika nikt inny nie składał mu wizyt. Rozumiem, panie.Jak.jak mogę wampomóc? Odpowiadając na pytania.Co powiesz oswojej wierze, panienko?Mercy dobrze pamiętała, jak ojciec uczył ją,co ma mówić, gdyby katolicy odzyskali władzę izaczęli prześladować protestantów. Ufnie podzielam wiarę, która jest wiarąnaszej łaskawej pani, królowej Anglii.Panowie zgodnie skinęli głowami,zadowoleni z odpowiedzi.Trudno byłobyzarzucić coś takiemu credo.Zledczy siedzący z lewej strony posłał jejojcowski uśmiech. Z pewnością czujesz się zagubiona iprzerażona, ty, uczciwa chrześcijańskadziewczyna, wplątana w tak haniebną intrygę. O jakiej intrydze mówisz, panie? Wybacz,proszę, moją niewiedzę, ale naprawdę niepojmuję, co mi zarzucasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]