[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To przecież nie moja wina, prawda?Przełykam głośno ślinę.– Oczywiście, że nie.Ale to frustrujące.Nie mogę cięzobaczyć.Nie wiem, gdzie jesteś.Nie wiem, j a k się czujesz.Na dłuższą chwilę zapada cisza.Przysięgłabym, że oprócz szumu fal słyszęstłumione głosy, takie jak na widowni w teatrze tuż przed podniesieniemkurtyny.– W porządku, chcesz wiedzieć, tak? Chcesz wiedzieć, co się stało?Wstrzymuję oddech.Czy to zgodne z zasadami, jeżeli Meggie sama mi o tymopowie? W końcu to ona zaczęła tę rozmowę, więc chyba nie naruszam tużadnych przepisów.Ale co mnie obchodzą zasady: czy j a w ogóle jestem na to gotowa? Przezsześć miesięcy próbowaliśmy poradzić sobie z tym, że nie mieliśmy pojęcia, jakwyglądały jej ostatnie godziny na ziemi.Nie wiedzieliśmy, czy walczyła, czyodczuwała ból.Czy poradzę sobie z tym sama, jeżeli jako jedyna dowiem sięczegoś, o czym nikt inny nie ma pojęcia? Ale to może być moja jedyna szansa,a pytanie, kto odebrał jej życie, dręczyło mnie już tak długo.M u s z ę zapytać.– Kto to był, Meggie?– Kto mnie zabił?Czekam na zaczernienie monitora.Na wyrzucenie w cybernetyczną nicość.Ale nic się nie dzieje, więc powtarzam pytanie.– Tak.Kto cię zabił?16– Nie wiem.– C o?– Nie wiem, jak umarłam, siostrzyczko.Albo kto mnie zabił, jeżeli ktokolwiekto zrobił.Nie pamiętam.Takiej odpowiedzi nie brałam pod uwagę.– Z o s t a ł a ś zamordowana –mówię najłagodniej jak potrafię i zaraz zachłystuję się powietrzem; a jeżeli t o,co powiedziałam łamie obowiązujące zasady? Co, jeżeli zaraz cała plażazostanie zmieciona przez tsunami zapomnienia, które zmyje jakikolwiek śladpo mojej siostrze?Ale wciąż słyszę jej oddech tuż obok mnie.O d d e c h.Morderca zdusił jej oddech, a przecież teraz jest tutaj.– Sama na to wpadłam, kiedy słuchałam innych.„Z przyczyn naturalnych”raczej nie powtarza się często przy ognisku na Plaży Dusz, jeżeli mogę to takująć.Wciąż próbuję wytłumaczyć sobie to wszystko.– Więc każdy tu cierpina amnezję?– Nie.Większość pamięta, co robiła chwilę przed śmiercią.A nawet jak sięczuła.– jej głos słabnie.– To ja jestem dziwna.Pamiętam tylko, że poszłamna imprezę z Timem.To był bal maskowy, wielka impreza, no sama wiesz.Toznaczy, nie miała być aż tak wielka.Pokłóciliśmy się.– Na poważnie? – Nie mogę sobie wyobrazić Tima, który się z kimś kłóci.Byłzawsze taki.delikatny.Może Meggie powiedziała coś, co go sprowokowało?Może to nielojalne z mojej strony, ale jako jej młodsza siostra wiem, jakwkurzająca potrafiła być za kulisami.– Nie, nie wydaje mi się.To znaczy, w każdym związku jest raz lepiej, razgorzej.Ale to nie było aż tak poważne, żeby.czy ludzie tak właśnie myślą?Że to on?I co mam jej teraz powiedzieć? – Nikt nie wie.Wzdycha.– Starałam się o tym wszystkim n i e myśleć.Poszliśmyna imprezę do baru, a później chciałam pójść do klubu, ale Tim powiedział,że powinniśmy wrócić wcześniej, bo następnego dnia były twoje urodziny.I taksię zaczęło.Nie wiem, jak się skończyło.Przypominam sobie nagrania z kamer na ulicy, które pokazywanow wiadomościach.Meggie i Tim idą na bal maskowy do baru, później kłócą sięprzed wejściem i razem wracają do akademika.Ostatnie nagranie pokazujeTima siedzącego w barze dużo później.– Wyszliście razem około pierwszejw nocy.Tyle tylko wiadomo.– A zresztą, niech to wszystko szlag – wzdycha.– Jak, Florrie?– Jak co?– Jak umarłam?– Zostałaś.uduszona.Wydaje stłumiony okrzyk.– Co? Przepraszam.Nie powinnam ci tego mówić.– Nie, Florrie, w porządku.Teraz już coś rozumiem.– Powiesz mi?– Zawsze w moich koszmarach powtarzała się ta sama scena.W koszmarachz dzieciństwa.– W jej głosie wyczuwam wahanie.– Co ci się śniło? – pytam, chociaż mam okropne przeczucie, że już wiem.– No, że zostaję pogrzebana żywcem.Brakuje mi powietrza, zasypuje mnieziemia i nikt mnie nie słyszy.– Och, Meggie.– Nie rób scen – ucina ostro i wiem, że ten ton oznacza coś w stylu „nie ważsię mnie pocieszać”.Wpatruję się w linię horyzontu.Słońce zaczyna zachodzić i wszystko dookołama ciepły brzoskwiniowy odcień.Woda jest ciemniejsza, prawie zielona.Niewiem, co powiedzieć.– Meggie?Lewym uchem wyłapuję pociągnięcie nosem.– Meggie, ty płaczesz? Niepłacz, proszę.Jestem przy tobie.Ale płacz nie ustaje.Moja siostra n i g d y nie była beksą.Nie płakałau ortodonty, gdy zakładano jej aparat.Nie płakała też, kiedy złamała nadgarstekna trampolinie u sąsiada, tydzień przed szkolną premierą Nędzników, w którejgrała główną rolę.Oczywiście wcieliła się w postać Cosette – trzymała miotłęjedną ręką, a łachmany zasłaniały gips.Mowy nie było, żeby dublerka pojawiłasię na scenie zamiast niej.– Chciałabym być przy tobie – wyznaję, ale sprawiam tylko, że Meggiezaczyna płakać jeszcze głośniej.No i tak szczerze mówiąc, do czego bym się jejtam przydała? Nie umiem nikogo pocieszać.To ja zwykle p o t r z e b u j ępocieszenia.Sprośnymi żartami Cary, najbardziej nieudolnymi sztuczkamimagicznymi taty albo kołysankami Meggie.I nagle przychodzi mi coś do głowy.Nigdy nie próbowałam śpiewać.To niemiało sensu przy tak utalentowanej siostrze.Ale Meggie cierpi teraz takbardzo, że chyba warto spróbować? Biorę głęboki oddech.– Twej łaski niepojęty cud.Słyszę echo mojego chrapliwego głosu w słuchawkach.Niestety nie brzmi oncudownie.Więc zamiast tego zaczynam melodyjnie szeptać.–.jest ocaleniem mym.Przynajmniej przestała płakać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.To przecież nie moja wina, prawda?Przełykam głośno ślinę.– Oczywiście, że nie.Ale to frustrujące.Nie mogę cięzobaczyć.Nie wiem, gdzie jesteś.Nie wiem, j a k się czujesz.Na dłuższą chwilę zapada cisza.Przysięgłabym, że oprócz szumu fal słyszęstłumione głosy, takie jak na widowni w teatrze tuż przed podniesieniemkurtyny.– W porządku, chcesz wiedzieć, tak? Chcesz wiedzieć, co się stało?Wstrzymuję oddech.Czy to zgodne z zasadami, jeżeli Meggie sama mi o tymopowie? W końcu to ona zaczęła tę rozmowę, więc chyba nie naruszam tużadnych przepisów.Ale co mnie obchodzą zasady: czy j a w ogóle jestem na to gotowa? Przezsześć miesięcy próbowaliśmy poradzić sobie z tym, że nie mieliśmy pojęcia, jakwyglądały jej ostatnie godziny na ziemi.Nie wiedzieliśmy, czy walczyła, czyodczuwała ból.Czy poradzę sobie z tym sama, jeżeli jako jedyna dowiem sięczegoś, o czym nikt inny nie ma pojęcia? Ale to może być moja jedyna szansa,a pytanie, kto odebrał jej życie, dręczyło mnie już tak długo.M u s z ę zapytać.– Kto to był, Meggie?– Kto mnie zabił?Czekam na zaczernienie monitora.Na wyrzucenie w cybernetyczną nicość.Ale nic się nie dzieje, więc powtarzam pytanie.– Tak.Kto cię zabił?16– Nie wiem.– C o?– Nie wiem, jak umarłam, siostrzyczko.Albo kto mnie zabił, jeżeli ktokolwiekto zrobił.Nie pamiętam.Takiej odpowiedzi nie brałam pod uwagę.– Z o s t a ł a ś zamordowana –mówię najłagodniej jak potrafię i zaraz zachłystuję się powietrzem; a jeżeli t o,co powiedziałam łamie obowiązujące zasady? Co, jeżeli zaraz cała plażazostanie zmieciona przez tsunami zapomnienia, które zmyje jakikolwiek śladpo mojej siostrze?Ale wciąż słyszę jej oddech tuż obok mnie.O d d e c h.Morderca zdusił jej oddech, a przecież teraz jest tutaj.– Sama na to wpadłam, kiedy słuchałam innych.„Z przyczyn naturalnych”raczej nie powtarza się często przy ognisku na Plaży Dusz, jeżeli mogę to takująć.Wciąż próbuję wytłumaczyć sobie to wszystko.– Więc każdy tu cierpina amnezję?– Nie.Większość pamięta, co robiła chwilę przed śmiercią.A nawet jak sięczuła.– jej głos słabnie.– To ja jestem dziwna.Pamiętam tylko, że poszłamna imprezę z Timem.To był bal maskowy, wielka impreza, no sama wiesz.Toznaczy, nie miała być aż tak wielka.Pokłóciliśmy się.– Na poważnie? – Nie mogę sobie wyobrazić Tima, który się z kimś kłóci.Byłzawsze taki.delikatny.Może Meggie powiedziała coś, co go sprowokowało?Może to nielojalne z mojej strony, ale jako jej młodsza siostra wiem, jakwkurzająca potrafiła być za kulisami.– Nie, nie wydaje mi się.To znaczy, w każdym związku jest raz lepiej, razgorzej.Ale to nie było aż tak poważne, żeby.czy ludzie tak właśnie myślą?Że to on?I co mam jej teraz powiedzieć? – Nikt nie wie.Wzdycha.– Starałam się o tym wszystkim n i e myśleć.Poszliśmyna imprezę do baru, a później chciałam pójść do klubu, ale Tim powiedział,że powinniśmy wrócić wcześniej, bo następnego dnia były twoje urodziny.I taksię zaczęło.Nie wiem, jak się skończyło.Przypominam sobie nagrania z kamer na ulicy, które pokazywanow wiadomościach.Meggie i Tim idą na bal maskowy do baru, później kłócą sięprzed wejściem i razem wracają do akademika.Ostatnie nagranie pokazujeTima siedzącego w barze dużo później.– Wyszliście razem około pierwszejw nocy.Tyle tylko wiadomo.– A zresztą, niech to wszystko szlag – wzdycha.– Jak, Florrie?– Jak co?– Jak umarłam?– Zostałaś.uduszona.Wydaje stłumiony okrzyk.– Co? Przepraszam.Nie powinnam ci tego mówić.– Nie, Florrie, w porządku.Teraz już coś rozumiem.– Powiesz mi?– Zawsze w moich koszmarach powtarzała się ta sama scena.W koszmarachz dzieciństwa.– W jej głosie wyczuwam wahanie.– Co ci się śniło? – pytam, chociaż mam okropne przeczucie, że już wiem.– No, że zostaję pogrzebana żywcem.Brakuje mi powietrza, zasypuje mnieziemia i nikt mnie nie słyszy.– Och, Meggie.– Nie rób scen – ucina ostro i wiem, że ten ton oznacza coś w stylu „nie ważsię mnie pocieszać”.Wpatruję się w linię horyzontu.Słońce zaczyna zachodzić i wszystko dookołama ciepły brzoskwiniowy odcień.Woda jest ciemniejsza, prawie zielona.Niewiem, co powiedzieć.– Meggie?Lewym uchem wyłapuję pociągnięcie nosem.– Meggie, ty płaczesz? Niepłacz, proszę.Jestem przy tobie.Ale płacz nie ustaje.Moja siostra n i g d y nie była beksą.Nie płakałau ortodonty, gdy zakładano jej aparat.Nie płakała też, kiedy złamała nadgarstekna trampolinie u sąsiada, tydzień przed szkolną premierą Nędzników, w którejgrała główną rolę.Oczywiście wcieliła się w postać Cosette – trzymała miotłęjedną ręką, a łachmany zasłaniały gips.Mowy nie było, żeby dublerka pojawiłasię na scenie zamiast niej.– Chciałabym być przy tobie – wyznaję, ale sprawiam tylko, że Meggiezaczyna płakać jeszcze głośniej.No i tak szczerze mówiąc, do czego bym się jejtam przydała? Nie umiem nikogo pocieszać.To ja zwykle p o t r z e b u j ępocieszenia.Sprośnymi żartami Cary, najbardziej nieudolnymi sztuczkamimagicznymi taty albo kołysankami Meggie.I nagle przychodzi mi coś do głowy.Nigdy nie próbowałam śpiewać.To niemiało sensu przy tak utalentowanej siostrze.Ale Meggie cierpi teraz takbardzo, że chyba warto spróbować? Biorę głęboki oddech.– Twej łaski niepojęty cud.Słyszę echo mojego chrapliwego głosu w słuchawkach.Niestety nie brzmi oncudownie.Więc zamiast tego zaczynam melodyjnie szeptać.–.jest ocaleniem mym.Przynajmniej przestała płakać [ Pobierz całość w formacie PDF ]