[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czemu to dla ciebie takie ważne?- Bo nie zniósłbym myśli, że zabiliby cię, zanim zdążyłbym podjąć właściwą decyzję.- Patrząc na twoje tempo podejmowania decyzji, wampirze, zanim do tego dojdzie,zdążę się już zestarzeć, osiwieć i przestanę pociągać facetów.Na jego ustach pojawił się uśmiech, który sięgnął oczu i ocieplił ich obsydianowegłębie.Ocieplił moją duszę.- Może i będziesz stara i siwa, ale w dalszym ciągu pożądana.Rzuciłam mu rozbawiony uśmiech.- Chcesz powiedzieć, że nie masz nic przeciwko umawianiu się z babcią?147- Tylko z jedną konkretną babcią.- Wiecie co? - wtrącił Rhoan swobodnym tonem.- Ta rozmowa zmierza w kierunku, októrym naprawdę nie chciałbym myśleć.- Zwłaszcza że większość babć w niczym nie przypomina Riley - mruknął Kade, apotem się wzdrygnął.- Stare próchno.Nie ma nic gorszego.Trzepnęłam go po ramieniu.- Ty też będziesz kiedyś kawałkiem starego próchna, ogierze, więc uważaj, comówisz.Uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy, był nieoczekiwanie bezczelny i seksowny.Zupełnie inny niż uśmiech Quinna.- Taa, tyle że ja będę pełnym wigoru i męskości kawałkiem starego próchna.To dużaróżnica.- Założę się, że znalazłabym co najmniej tuzin babć, które mogłyby zakwestionowaćtę opinię.- A ja mógłbym się założyć, że żadna z tych babć nigdy nie miała ogiera za kochanka.- Ależ z ciebie skromniś - rzucił oschle Rhoan.Uśmiech Kade'a poszerzył się.- Po co być skromnym, skoro nie ma powodu do okazywania skromności?Rhoan spojrzał na mnie i uniósł pytająco brwi.Uśmiechnęłam się.- Ma rację.- Niech to szlag.- Przyglądał mu się przez chwilę, a potem spytał: - Wiesz, gdziemógłbym znalezć jakiegoś gejowskiego koniokształtnego?Kade wzruszył ramionami.- Mnie nie pytaj.Nie jestem amatorem takich rozrywek.- Szkoda.- Potraktuję to jako komplement.- Jak najbardziej.Skoro temat się wyczerpał, zapadła cisza.Wyjrzałam przed okno, obserwując, jakmijane przez nas budynki i restauracje zastępują dzielnice mieszkaniowe, a potem wieś.Wkońcu zaczęłam się zastanawiać, dokąd tak naprawdę jedziemy.Minęło kolejne pół godziny, zanim się zatrzymaliśmy.Do tego czasu zdążyła jużzapaść noc.Wyszłam z furgonetki, węsząc w powietrzu i rozglądając się dokoła.Wońeukaliptusa mieszała się z zapachem deszczu, ale gdzieś pod tym dało się wyczuć odór148śmierci połączony z zapachem ziemi.Zobaczyłam przed sobą zakurzoną drogę prowadzącą ku olbrzymim, żelaznymdrzwiom.Ten widok uświadomił mi, że jesteśmy z powrotem w Genoveve.- Czemu akurat tutaj? - spytałam, gdy Jack obszedł dookoła vana.- Dlatego, że to miejsce ma tylko jedno wyjście i jest doskonale strzeżone przezpersonel departamentu, któremu mogę zaufać.- A kwaterze głównej już nie?- Gautier wraca dziś wieczorem.Gautier był sam, więc wątpiłam, by udało mu się pokonać naszą czwórkę.Był dobry,ale nie aż tak.Jack ruszył do wejścia, a my poszliśmy za nim jak stado posłusznych owieczek.Gdystrażnicy przy drzwiach potwierdzili naszą tożsamość, laserowe bramki obniżyły się, a ukryteza nimi żelazne drzwi zostały otwarte.Pozwolono nam wejść.Przeszliśmy do głównegobiura.Rhoan, Quinn i Kade rozsiedli się na wygodnych skórzanych sofach.Podeszłam dookna, odwracając się do nich plecami.Wyjrzałam na zewnątrz, przyglądając się arenie.Talonwykorzystywał kiedyś ten niewielki stadion do testowania umiejętności swoich tworów.Nawet teraz, chociaż minęło wiele miesięcy, na złocistym piasku ciągle widać było krwaweślady walki jego klonów z wieloma naszymi strażnikami.Moje spojrzenie powędrowało ku znajdującym się naprzeciwko oknom.To tam sięobudziłam i odkryłam, że mnie wykorzystywał.Mimo że byłam wilkiem i nie przejmowałamsię seksualnym aspektem całej tej sprawy, byłam także kobietą i nie znosiłam być traktowanaw ten sposób.- Opowiedz, co zaszło w klubie - poprosił Jack, siadając za ogromnym, zawalonympapierami biurkiem.- Misha dał mi punkt zaczepienia.Nazwisko.Jack odczekał kilka sekund, a kiedy nierozwinęłam myśli, zapytał:- No i?- No i okazuje się, że już je znasz.- Riley, przestań się wygłupiać.- Przestanę, jeśli tylko zaczniesz nam mówić, co tu się, do cholery, dzieje.-Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć.- Podał mi nazwisko Kade'a.Tyle że pan Williamsjest nie tylko przedsiębiorcą budowlanym, ale również wojskowym, i to z całą pewnościązamieszanym w jakieś prowadzone przez armię dochodzenie.149- Misha powiedział ci to wszystko?- Tylko część.- Wahałam się przez chwilę.Jack i tak by odkrył, że grzebałam w jegokomputerze, więc lepiej było się do tego przyznać.- Zostawiłeś swój przenośny komputer wapartamencie.Zrobiłam z niego użytek.Jego oczy zwęziły się.- Nie znasz moich kodów dostępu.Nie miałam zamiaru przyznawać się, że znam co najmniej dwa z nich - nie kiedymierzył mnie takim wzrokiem.- Nie potrzebowałam ich.Jestem łącznikiem i twoją asystentką.Mam dostęp dowiększości departamentów.- Zawiesiłam głos, zerkając na Kade'a.- Nawet do wojskowego.W jego oczach dostrzegłam błysk rozbawienia, który złagodził zaciśniętą linię ust.- Pod żadnym pozorem nie powinnaś była dostać się do naszego systemu.- Nie dostałam się.A przynajmniej nie w pełni.- Moje akta miały status ściśle tajnych.Domyśliłam się tego tuż po tym, jak odkryłam,że może być wojskowym.- Dlatego nie zawracałam sobie głowy szukaniem plików twojego personelu.Uniósł pytająco brew.- Jak w takim razie odkryłaś, kim jestem?- Poszperałam trochę w dziale rekrutacyjnym.Prowadzą archiwum duplikatówwszystkich podań.- Udało mi się dostać tam tylko dlatego, że wykorzystałam jeden z kodów Jacka.Kiedy to odkryje, rozpęta się prawdziwe piekło.- Wiesz, byłeś całkiem niezłym ciachem, gdywstąpiłeś do armii.Kade prychnął cicho pod nosem.- Dobra jesteś.- I to bardzo - dodał Jack poważnym tonem.- Dlatego chcę, żeby została strażnikiem.Spojrzałam na niego z kamiennym wyrazem twarzy.- Czym dokładnie zajmujesz się w wojsku? - spytał Rhoan, bębniąc palcami o oparciekrzesła.- Pracuję dla wojskowego wywiadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Czemu to dla ciebie takie ważne?- Bo nie zniósłbym myśli, że zabiliby cię, zanim zdążyłbym podjąć właściwą decyzję.- Patrząc na twoje tempo podejmowania decyzji, wampirze, zanim do tego dojdzie,zdążę się już zestarzeć, osiwieć i przestanę pociągać facetów.Na jego ustach pojawił się uśmiech, który sięgnął oczu i ocieplił ich obsydianowegłębie.Ocieplił moją duszę.- Może i będziesz stara i siwa, ale w dalszym ciągu pożądana.Rzuciłam mu rozbawiony uśmiech.- Chcesz powiedzieć, że nie masz nic przeciwko umawianiu się z babcią?147- Tylko z jedną konkretną babcią.- Wiecie co? - wtrącił Rhoan swobodnym tonem.- Ta rozmowa zmierza w kierunku, októrym naprawdę nie chciałbym myśleć.- Zwłaszcza że większość babć w niczym nie przypomina Riley - mruknął Kade, apotem się wzdrygnął.- Stare próchno.Nie ma nic gorszego.Trzepnęłam go po ramieniu.- Ty też będziesz kiedyś kawałkiem starego próchna, ogierze, więc uważaj, comówisz.Uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy, był nieoczekiwanie bezczelny i seksowny.Zupełnie inny niż uśmiech Quinna.- Taa, tyle że ja będę pełnym wigoru i męskości kawałkiem starego próchna.To dużaróżnica.- Założę się, że znalazłabym co najmniej tuzin babć, które mogłyby zakwestionowaćtę opinię.- A ja mógłbym się założyć, że żadna z tych babć nigdy nie miała ogiera za kochanka.- Ależ z ciebie skromniś - rzucił oschle Rhoan.Uśmiech Kade'a poszerzył się.- Po co być skromnym, skoro nie ma powodu do okazywania skromności?Rhoan spojrzał na mnie i uniósł pytająco brwi.Uśmiechnęłam się.- Ma rację.- Niech to szlag.- Przyglądał mu się przez chwilę, a potem spytał: - Wiesz, gdziemógłbym znalezć jakiegoś gejowskiego koniokształtnego?Kade wzruszył ramionami.- Mnie nie pytaj.Nie jestem amatorem takich rozrywek.- Szkoda.- Potraktuję to jako komplement.- Jak najbardziej.Skoro temat się wyczerpał, zapadła cisza.Wyjrzałam przed okno, obserwując, jakmijane przez nas budynki i restauracje zastępują dzielnice mieszkaniowe, a potem wieś.Wkońcu zaczęłam się zastanawiać, dokąd tak naprawdę jedziemy.Minęło kolejne pół godziny, zanim się zatrzymaliśmy.Do tego czasu zdążyła jużzapaść noc.Wyszłam z furgonetki, węsząc w powietrzu i rozglądając się dokoła.Wońeukaliptusa mieszała się z zapachem deszczu, ale gdzieś pod tym dało się wyczuć odór148śmierci połączony z zapachem ziemi.Zobaczyłam przed sobą zakurzoną drogę prowadzącą ku olbrzymim, żelaznymdrzwiom.Ten widok uświadomił mi, że jesteśmy z powrotem w Genoveve.- Czemu akurat tutaj? - spytałam, gdy Jack obszedł dookoła vana.- Dlatego, że to miejsce ma tylko jedno wyjście i jest doskonale strzeżone przezpersonel departamentu, któremu mogę zaufać.- A kwaterze głównej już nie?- Gautier wraca dziś wieczorem.Gautier był sam, więc wątpiłam, by udało mu się pokonać naszą czwórkę.Był dobry,ale nie aż tak.Jack ruszył do wejścia, a my poszliśmy za nim jak stado posłusznych owieczek.Gdystrażnicy przy drzwiach potwierdzili naszą tożsamość, laserowe bramki obniżyły się, a ukryteza nimi żelazne drzwi zostały otwarte.Pozwolono nam wejść.Przeszliśmy do głównegobiura.Rhoan, Quinn i Kade rozsiedli się na wygodnych skórzanych sofach.Podeszłam dookna, odwracając się do nich plecami.Wyjrzałam na zewnątrz, przyglądając się arenie.Talonwykorzystywał kiedyś ten niewielki stadion do testowania umiejętności swoich tworów.Nawet teraz, chociaż minęło wiele miesięcy, na złocistym piasku ciągle widać było krwaweślady walki jego klonów z wieloma naszymi strażnikami.Moje spojrzenie powędrowało ku znajdującym się naprzeciwko oknom.To tam sięobudziłam i odkryłam, że mnie wykorzystywał.Mimo że byłam wilkiem i nie przejmowałamsię seksualnym aspektem całej tej sprawy, byłam także kobietą i nie znosiłam być traktowanaw ten sposób.- Opowiedz, co zaszło w klubie - poprosił Jack, siadając za ogromnym, zawalonympapierami biurkiem.- Misha dał mi punkt zaczepienia.Nazwisko.Jack odczekał kilka sekund, a kiedy nierozwinęłam myśli, zapytał:- No i?- No i okazuje się, że już je znasz.- Riley, przestań się wygłupiać.- Przestanę, jeśli tylko zaczniesz nam mówić, co tu się, do cholery, dzieje.-Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć.- Podał mi nazwisko Kade'a.Tyle że pan Williamsjest nie tylko przedsiębiorcą budowlanym, ale również wojskowym, i to z całą pewnościązamieszanym w jakieś prowadzone przez armię dochodzenie.149- Misha powiedział ci to wszystko?- Tylko część.- Wahałam się przez chwilę.Jack i tak by odkrył, że grzebałam w jegokomputerze, więc lepiej było się do tego przyznać.- Zostawiłeś swój przenośny komputer wapartamencie.Zrobiłam z niego użytek.Jego oczy zwęziły się.- Nie znasz moich kodów dostępu.Nie miałam zamiaru przyznawać się, że znam co najmniej dwa z nich - nie kiedymierzył mnie takim wzrokiem.- Nie potrzebowałam ich.Jestem łącznikiem i twoją asystentką.Mam dostęp dowiększości departamentów.- Zawiesiłam głos, zerkając na Kade'a.- Nawet do wojskowego.W jego oczach dostrzegłam błysk rozbawienia, który złagodził zaciśniętą linię ust.- Pod żadnym pozorem nie powinnaś była dostać się do naszego systemu.- Nie dostałam się.A przynajmniej nie w pełni.- Moje akta miały status ściśle tajnych.Domyśliłam się tego tuż po tym, jak odkryłam,że może być wojskowym.- Dlatego nie zawracałam sobie głowy szukaniem plików twojego personelu.Uniósł pytająco brew.- Jak w takim razie odkryłaś, kim jestem?- Poszperałam trochę w dziale rekrutacyjnym.Prowadzą archiwum duplikatówwszystkich podań.- Udało mi się dostać tam tylko dlatego, że wykorzystałam jeden z kodów Jacka.Kiedy to odkryje, rozpęta się prawdziwe piekło.- Wiesz, byłeś całkiem niezłym ciachem, gdywstąpiłeś do armii.Kade prychnął cicho pod nosem.- Dobra jesteś.- I to bardzo - dodał Jack poważnym tonem.- Dlatego chcę, żeby została strażnikiem.Spojrzałam na niego z kamiennym wyrazem twarzy.- Czym dokładnie zajmujesz się w wojsku? - spytał Rhoan, bębniąc palcami o oparciekrzesła.- Pracuję dla wojskowego wywiadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]