[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Macador bowiem kojarzy się zcorridą, gdzie piękne kobiety obrzucają kwiatami defilujących przedwalką toreadorów.Moim współzesłańcem - przybyliśmy do Elbląga w tym samymczasie - był dr Derken.Wybrał sobie pracę na oddziale zakaznym,gdzie płacono czterdzieści procent dodatku do pensji.Sam bardzoobrotny, miał za szefa starszego lekarza, doktora Macharskiego,człowieka poczciwego, ale tak bojazliwego, że niewiele miejscapozostawało na poczciwość.Macharski unikał podejmowania98 ryzykownych decyzji, co pomnożone przez jego ostrożnośćsprawiało, iż nie podejmował prawie żadnych.Skutek był taki, żeczęściej zwracano się po radę do asystenta niż do ordynatora.Derken posiadał język jak brzytwa, a głos jego miał coś ze świstubata.Wyglądem zupełnie różny od Horsta.Kawaler, choć podczterdziestkę, wysoki, szczupły i śniady, o pociągłej twarzy, czarnewłosy gładko ulizane, zaczesane z czoła.Obaj mogliby występowaćna scenie.Widzowie śmialiby się z błazna Horsta i z tych, którychDerken brał na język.Derken nosił okulary w grubej, ciemnejoprawie, przez które jego oczy wyglądały nieforemnie, wydawały sięwiększe niż w rzeczywistości i nie zawsze dało się określić na kogopatrzyły.Szybko wyrobił sobie reputację pieczeniarza.Najlepiej toujęła Basia Zląska mówiąc, że jego specjalnością jest rzut pyskiemdo miski.Derken nie miał uznania dla pracowitego Piszczka.Twierdził, że Piszczek najpierw wywiaduje się o diagnozę, a potemdo diagnozy dorabia wyniki badań laboratoryjnych, niczego niebadając.Oddział zakazny - długi barak podzielony otwieranymi drzwiamina część tyfusową, szkarlatynową i dyfterytową - miał wspólnąjadalnię dla ozdrowieńców.Z braku personelu te same osobyobsługiwały całość.Izolowano jedynie dorosłych chorych na tyfusy.Nie dziw więc, że tylko niewiele dzieci opuszczało szpital zarazpo wyleczeniu się z tej choroby, która była powodem ich przyjęcia.Na oddziale endemicznie panowała odrą i wietrzna ospa.Dr Derkentak opisywał postępy swych pacjentów: przerobił dyfteryt, przerobiłszkarlatynę, przerobił wietrzną ospę, jeśli odry nie dostanie, możnago wypisać.Derken wprowadził zwyczaj, że w czasie obchodu badałlub oglądał każdego pacjenta.Dotąd obchody, nie tylko nazakaznym, ale i na innych oddziałach nieraz tak wyglądały, że lekarzstawał na progu sali, a pielęgniarka referowała mu stan chorych.Zależnie od tego co usłyszał, przepisywał leczenie.Do pierwszych moich czynności w Elblągu należało znalezieniedachu nad głową.Wynająłem pokój na pierwszym piętrze przy ulicyKolejowej, głównej arterii miasta.Biegła nią linia tramwajowa, aniedaleko domu, w którym zamieszkałem, stał budynek UrzęduBezpieczeństwa.Moją gospodynią była samotna kobieta latpięćdziesięciu.Mąż jej umarł na chorobę nerek, syna jedynakarozstrzelali Niemcy.Inny pokój zajmowała młoda sublokatorka.Niezagrzałem tam miejsca zbyt długo.Aby wyjaśnić powody, muszę sięcofnąć o wiele lat.Jeszcze w czasie wojny zaprzyjazniłem się z99 Lolkiem.Raz, niby to żartując, umówiliśmy się, że ten kto umrzepierwszy, da drugiemu znak, czy istnieje życie pozagrobowe.Mieliśmy zaledwie po kilkanaście lat, ale o śmierć było łatwo.Lolekprzeżył wojnę i powstanie.Dwa lata pózniej zapadł na zapalenieopon mózgowych.Lekarz początkowo postawił złą diagnozę, a gdypostawił dobrą, było już za pózno.Raz, wróciwszy nocą do pokoju przy ulicy Kolejowej, zmęczonypracą zapadłem w głęboki sen.Przyśniło mi się, iż obudziłem się.Unoszę głowę z tapczana i widzę dokoła groby.Podupadły starycmentarz w szarym świetle jak o zmroku.Nagie gałęzie drzew,krzyże pochylone ku ziemi, groby tu i ówdzie zapadają się.Przychodzi mi na myśl Lolek.Takim był mi przyjacielem, a ja nawetnie wiem, gdzie go pochowano.Nagle wydaje mi się, że duch Lolkakrąży w pobliżu.za moimi plecami.Strach ogarnia mnie corazwiększy, staram się obrócić, zerwać z tapczana., a nie mogę sięruszyć.W tym momencie słyszę kwilenie, coraz głośniejsze, płaczdziecka budzi mnie.Siadam oblany potem.W szparze przy drzwiachna korytarz odblask światła.Bojąc się ciemności, zapaliłem lampę itak półdrzemiąc przeczekałem aż do świtu.Rano, zaparzając sobieherbatę, napomknąłem gospodyni, że obudził mnie w nocy płaczdziecka u sąsiadów obok.- Tam nie ma żadnego dziecka - odparła.- Ja miewam - dodała-straszne sny, zaczynam jęczeć i budzę się pośród okropnego lęku.Wyciągnąłem z tego wniosek, że jej koszmar nocny wzbudziłkoszmar we mnie.Jakby jakieś fale elektromagnetyczne przeszły odniej do mnie, wzbudzając rezonans w moim mózgu.Odtąd z obawąkładłem się do snu, zwłaszcza że jeszcze parę razy póznymwieczorem, nim sam poszedłem spać, słyszałem jej jęczenie.Zacząłem rozglądać się za nowym locum.Kiedyś wracając o północy do mieszkania na Kolejowej,zobaczyłem samochód zaparkowany na pustej, jak tylko okosięgnęło, ulicy, o sto metrów od mojego domu.Samochód nocą -widok był niezwykły.Mogłaby to być tylko milicja.Przyszło mi dogłowy, że może po mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • ts
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qiubon.opx.pl