[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłaszczaw niektórych.Takich, które znajdują się w pobliżu baz wojskowych i wktórych da się kupić coś ekstra spod lady.Wystarczy, że właściciel makogoś zaprzyjaźnionego za bramą.A za każdą bramą bazy można sięz kimś zaprzyjaźnić.Karabiny M16 i pistolety Beretta trafiają co roku nalistę broni spisywanej na straty z racji zaginięcia, uszkodzenia lubwypadnięcia z użytku z innych przyczyn.Tak zakwalifikowana brońoficjalnie ulega utylizacji, tyle że naprawdę tak się nie dzieje.W nocyopuszcza tylnymi drzwiami teren bazy i po godzinie trafia pod ladęlokalnego sklepu z bronią.* * *Zdarzało mi się aresztować wielu drani, często w grupach dużoliczniejszych od tej, ale nie była to moja specjalność.Najlepiej udają sięaresztowania na krzyk, a ja mam problem z wrzeszczeniem na ludzi.Jużwolę walnąć jednego z drugim ostrzegawczym ciosem i w ten sposóbustawić sprawę na właściwej płaszczyźnie.Tyle że wrzask: „Stać! Stać!Stać!” też nie najlepiej mi wychodzi, bo mnie to trochę krępuje i mojekrzyki brzmią bardziej jak prośba niż groźba.Na szczęście miałem przy sobie najbardziej przekonujący argumentwe wszelkich tego rodzaju konfrontacjach: strzelbę z ręcznymprzeładowaniem typu pump action.Kosztem jednego nieodpalonegonaboju wydawała dźwięk, który potrafi obezwładnić dowolnych trzechmężczyzn w dowolnym miejscu na świecie.Nie istnieje bardziej paraliżujący dźwięk:CHRUP-CHRUP.Wyrzucony z komory nabój upadł na liście u moich stóp, a trzejfaceci znieruchomieli.– Wszyscy rzucamy karabiny – powiedziałem spokojnym tonem.Pierwszy złamał się płowowłosy i błyskawicznie wykonał polecenie.Drugi zareagował ten starszy, ostatnim był znerwicowany kurdupel.– Stójcie spokojnie i ani drgnijcie.Wystarczy mi jakikolwiek pretekst– poleciłem prawie przyjaznym tonem.Znieruchomieli.Jedynie ich ręce odsunęły się odrobinę od tułowii zawisły bez ruchu w powietrzu.Rozczapierzyli palce dłoni.Pewniezrobili to samo z palcami u stóp ukrytych w buciorach, trampkachi trzewikach, żeby z daleka było widać, że są nieuzbrojeni i niegroźni.– Teraz zróbcie trzy duże kroki do tyłu.Znów bez oporu posłuchali i cofnęli się, stawiając przesadnie długiekroki i zatrzymując się w miejscu, skąd nawet na leżąco nie dosięglibykarabinów.– A teraz wszyscy się odwróćcie – poleciłem.52Żadnego z nich wcześniej nie widziałem.Gdy stanęli przodem domnie, najstarszy znalazł się na mojej lewej flance.Miał zwyczajną,całkowicie obcą twarz.Niczym niewyróżniający się facet, z lekkaspasiony i zniszczony.W środku stał ten z płową czupryną.Zwyczajnygość o miękkich rysach, dość zadbany.Trzeci różnił się od kompanów.Przypominał takich, którzy od czterech pokoleń jedzą wiewiórki, sąsprytniejsi od szczurów, wytrzymalsi od kóz i skoczniejsi od jednychi drugich.Wsadziłem kolbę strzelby pod prawą pachę, odciągnąłem łokieć dotyłu i jedną ręką skierowałem ją na tych po prawej.Niezbyt dokładnie,ale nie musiałem się tym przejmować.Winchester kaliber 12 nie musibyć idealnie wycelowany.Przeniosłem wzrok na najstarszego i podkreślając wagę słówruchem lewej ręki, powiedziałem:– Nadszedł czas na pozbycie się pistoletu.Nie zareagował.– Wytłumaczę ci, jak masz to zrobić.Chwycisz pistolet kciukiemi palcem wskazującym, po czym wyciągniesz z kabury, odwrócisz dłońi wycelujesz go w siebie, zgoda?Nie zareagował.– Jakbyś miał z tym trudności, pomogę ci strzałem w nogi –dodałem.Zwyczajnym, spokojnym tonem, jakbyśmy sobie gawędzilio pogodzie.Nie od razu mnie posłuchał.Pomyślałem nawet, że trzeba będziezmarnować następny nabój i znów przeładować strzelbę, ale okazało sięto zbyteczne.Starszy facet nie był bohaterem.Po krótkim zastanowieniuskwapliwie zastosował się do polecenia.Wykonał sztuczkęz wyjmowaniem pistoletu dwoma palcami, zwrócił go lufą ku sobiei docisnął wylot do brzucha.– Wymacaj bezpiecznik i przestaw go w pozycję gotowości dostrzału.Zrobienie tego na odwróconym pistolecie nie jest łatwe, ale gościowisię udało.– Trzymaj kciukiem i dwoma palcami za lufę i wystaw palecserdeczny.Teraz wsadź go w kabłąk spustu.O tak.A teraz dociśnij godo spustu.Facet bez szemrania posłuchał.– Wiesz, co to dla ciebie znaczy?Gość nie odpowiedział.– To ja ci powiem.Każdy nieostrożny ruch skutkuje kulkąw brzuchu.Oto co dla ciebie znaczy jakakolwiek próba oporu.Mamyw tej kwestii jasność? Zrozumiałeś?Gość pokiwał głową.– Teraz wyprostuj rękę i wyciągnij pistolet w moją stronę.Powolii ostrożnie.Trzymaj go.Celuj w siebie, dokładnie w to samo miejsce.Cały czas trzymaj palec na spuście.Facet zrobił, jak mu kazałem.Wyciągnął skierowany ku sobiepistolet na długość ręki, ja zrobiłem krok do przodu i przejąłem broń.Poprostu wyjąłem mu ją z ręki, gładko i bez kłopotu.Cofnąłem się, onopuścił rękę, a ja wsunąłem winchestera pod lewą pachę, a prawą rękąująłem berettę.Odetchnąłem.I nawet się uśmiechnąłem.Trzech pojmanych i rozbrojonych bez jednego wystrzału.Spojrzałem na najstarszego.– Coście za jedni? – spytałem.Dwa razy głośno przełknął ślinę, co najwyraźniej mu pomogło, bonieco się otrząsnął.– Pełnimy misję, do której cywile nie powinni się wtrącać, jeśliwiedzą, co dla nich dobre.– Cywile w odróżnieniu od kogo?– W odróżnieniu od wojska.– Jesteście wojskiem?– Tak – odparł.– Nieprawda.Jesteście bandą zasranych przebierańców.– Działamy z oficjalnego upoważnienia.– Czyjego?– Naszego dowódcy.– A kto jego upoważnił?Gość zaczął przestępować z nogi na nogę, bąkać coś pod nosem.Kilka razy zaczynał mówić i przerywał.Skrzyżowałem winchesteraz berettą i wycelowałem pistolet wprost w niego, choć nie byłem pewny,czy w razie czego wypali.Z zasady nie ufam broni, której wcześniej nieprzestrzelałem.Ale spluwa leżała dobrze w dłoni i ważyła tyle, ilepowinna.I była na pewno odbezpieczona.Gość reagował odpowiednionerwowo, a kto jak kto, ale on powinien wiedzieć, czy jego broń działa,skoro nosił ją w kaburze.Położyłem palec na spuście i docisnąłem.Facetpatrzył mi na rękę, ale nadal milczał.I wtedy przemówił ten płowowłosy.Ten z lekka zniewieściały.– On nie wie, kto go upoważnił, tylko wstydzi się do tego przyznać.Dlatego nic nie mówi.Nie rozumiesz?– Woli dać się zastrzelić, niż się przyznać?– Nikt z nas nie wie, kto nas upoważnił.Skąd mamy wiedzieć?– Skąd jesteście? – spytałem.– Najpierw ty nam powiedz, kim jesteś.– Jestem oficerem armii Stanów Zjednoczonych.A to znaczy, że jeślita tak zwana misja została autoryzowana przez wojsko, to od tej chwiliwszyscy przechodzicie pod moją komendę, jako najstarszego stopniemoficera w tym gronie.To logiczne, nie?– Tak jest, proszę pana.– Skąd jesteście?– Z Tennessee.Należymy do Wolnych Obywateli Tennessee.– Nie wyglądacie mi na specjalnie wolnych – parsknąłem.– Akuratw tej chwili wyglądacie na dość zniewolonych.Żaden się nie odezwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zwłaszczaw niektórych.Takich, które znajdują się w pobliżu baz wojskowych i wktórych da się kupić coś ekstra spod lady.Wystarczy, że właściciel makogoś zaprzyjaźnionego za bramą.A za każdą bramą bazy można sięz kimś zaprzyjaźnić.Karabiny M16 i pistolety Beretta trafiają co roku nalistę broni spisywanej na straty z racji zaginięcia, uszkodzenia lubwypadnięcia z użytku z innych przyczyn.Tak zakwalifikowana brońoficjalnie ulega utylizacji, tyle że naprawdę tak się nie dzieje.W nocyopuszcza tylnymi drzwiami teren bazy i po godzinie trafia pod ladęlokalnego sklepu z bronią.* * *Zdarzało mi się aresztować wielu drani, często w grupach dużoliczniejszych od tej, ale nie była to moja specjalność.Najlepiej udają sięaresztowania na krzyk, a ja mam problem z wrzeszczeniem na ludzi.Jużwolę walnąć jednego z drugim ostrzegawczym ciosem i w ten sposóbustawić sprawę na właściwej płaszczyźnie.Tyle że wrzask: „Stać! Stać!Stać!” też nie najlepiej mi wychodzi, bo mnie to trochę krępuje i mojekrzyki brzmią bardziej jak prośba niż groźba.Na szczęście miałem przy sobie najbardziej przekonujący argumentwe wszelkich tego rodzaju konfrontacjach: strzelbę z ręcznymprzeładowaniem typu pump action.Kosztem jednego nieodpalonegonaboju wydawała dźwięk, który potrafi obezwładnić dowolnych trzechmężczyzn w dowolnym miejscu na świecie.Nie istnieje bardziej paraliżujący dźwięk:CHRUP-CHRUP.Wyrzucony z komory nabój upadł na liście u moich stóp, a trzejfaceci znieruchomieli.– Wszyscy rzucamy karabiny – powiedziałem spokojnym tonem.Pierwszy złamał się płowowłosy i błyskawicznie wykonał polecenie.Drugi zareagował ten starszy, ostatnim był znerwicowany kurdupel.– Stójcie spokojnie i ani drgnijcie.Wystarczy mi jakikolwiek pretekst– poleciłem prawie przyjaznym tonem.Znieruchomieli.Jedynie ich ręce odsunęły się odrobinę od tułowii zawisły bez ruchu w powietrzu.Rozczapierzyli palce dłoni.Pewniezrobili to samo z palcami u stóp ukrytych w buciorach, trampkachi trzewikach, żeby z daleka było widać, że są nieuzbrojeni i niegroźni.– Teraz zróbcie trzy duże kroki do tyłu.Znów bez oporu posłuchali i cofnęli się, stawiając przesadnie długiekroki i zatrzymując się w miejscu, skąd nawet na leżąco nie dosięglibykarabinów.– A teraz wszyscy się odwróćcie – poleciłem.52Żadnego z nich wcześniej nie widziałem.Gdy stanęli przodem domnie, najstarszy znalazł się na mojej lewej flance.Miał zwyczajną,całkowicie obcą twarz.Niczym niewyróżniający się facet, z lekkaspasiony i zniszczony.W środku stał ten z płową czupryną.Zwyczajnygość o miękkich rysach, dość zadbany.Trzeci różnił się od kompanów.Przypominał takich, którzy od czterech pokoleń jedzą wiewiórki, sąsprytniejsi od szczurów, wytrzymalsi od kóz i skoczniejsi od jednychi drugich.Wsadziłem kolbę strzelby pod prawą pachę, odciągnąłem łokieć dotyłu i jedną ręką skierowałem ją na tych po prawej.Niezbyt dokładnie,ale nie musiałem się tym przejmować.Winchester kaliber 12 nie musibyć idealnie wycelowany.Przeniosłem wzrok na najstarszego i podkreślając wagę słówruchem lewej ręki, powiedziałem:– Nadszedł czas na pozbycie się pistoletu.Nie zareagował.– Wytłumaczę ci, jak masz to zrobić.Chwycisz pistolet kciukiemi palcem wskazującym, po czym wyciągniesz z kabury, odwrócisz dłońi wycelujesz go w siebie, zgoda?Nie zareagował.– Jakbyś miał z tym trudności, pomogę ci strzałem w nogi –dodałem.Zwyczajnym, spokojnym tonem, jakbyśmy sobie gawędzilio pogodzie.Nie od razu mnie posłuchał.Pomyślałem nawet, że trzeba będziezmarnować następny nabój i znów przeładować strzelbę, ale okazało sięto zbyteczne.Starszy facet nie był bohaterem.Po krótkim zastanowieniuskwapliwie zastosował się do polecenia.Wykonał sztuczkęz wyjmowaniem pistoletu dwoma palcami, zwrócił go lufą ku sobiei docisnął wylot do brzucha.– Wymacaj bezpiecznik i przestaw go w pozycję gotowości dostrzału.Zrobienie tego na odwróconym pistolecie nie jest łatwe, ale gościowisię udało.– Trzymaj kciukiem i dwoma palcami za lufę i wystaw palecserdeczny.Teraz wsadź go w kabłąk spustu.O tak.A teraz dociśnij godo spustu.Facet bez szemrania posłuchał.– Wiesz, co to dla ciebie znaczy?Gość nie odpowiedział.– To ja ci powiem.Każdy nieostrożny ruch skutkuje kulkąw brzuchu.Oto co dla ciebie znaczy jakakolwiek próba oporu.Mamyw tej kwestii jasność? Zrozumiałeś?Gość pokiwał głową.– Teraz wyprostuj rękę i wyciągnij pistolet w moją stronę.Powolii ostrożnie.Trzymaj go.Celuj w siebie, dokładnie w to samo miejsce.Cały czas trzymaj palec na spuście.Facet zrobił, jak mu kazałem.Wyciągnął skierowany ku sobiepistolet na długość ręki, ja zrobiłem krok do przodu i przejąłem broń.Poprostu wyjąłem mu ją z ręki, gładko i bez kłopotu.Cofnąłem się, onopuścił rękę, a ja wsunąłem winchestera pod lewą pachę, a prawą rękąująłem berettę.Odetchnąłem.I nawet się uśmiechnąłem.Trzech pojmanych i rozbrojonych bez jednego wystrzału.Spojrzałem na najstarszego.– Coście za jedni? – spytałem.Dwa razy głośno przełknął ślinę, co najwyraźniej mu pomogło, bonieco się otrząsnął.– Pełnimy misję, do której cywile nie powinni się wtrącać, jeśliwiedzą, co dla nich dobre.– Cywile w odróżnieniu od kogo?– W odróżnieniu od wojska.– Jesteście wojskiem?– Tak – odparł.– Nieprawda.Jesteście bandą zasranych przebierańców.– Działamy z oficjalnego upoważnienia.– Czyjego?– Naszego dowódcy.– A kto jego upoważnił?Gość zaczął przestępować z nogi na nogę, bąkać coś pod nosem.Kilka razy zaczynał mówić i przerywał.Skrzyżowałem winchesteraz berettą i wycelowałem pistolet wprost w niego, choć nie byłem pewny,czy w razie czego wypali.Z zasady nie ufam broni, której wcześniej nieprzestrzelałem.Ale spluwa leżała dobrze w dłoni i ważyła tyle, ilepowinna.I była na pewno odbezpieczona.Gość reagował odpowiednionerwowo, a kto jak kto, ale on powinien wiedzieć, czy jego broń działa,skoro nosił ją w kaburze.Położyłem palec na spuście i docisnąłem.Facetpatrzył mi na rękę, ale nadal milczał.I wtedy przemówił ten płowowłosy.Ten z lekka zniewieściały.– On nie wie, kto go upoważnił, tylko wstydzi się do tego przyznać.Dlatego nic nie mówi.Nie rozumiesz?– Woli dać się zastrzelić, niż się przyznać?– Nikt z nas nie wie, kto nas upoważnił.Skąd mamy wiedzieć?– Skąd jesteście? – spytałem.– Najpierw ty nam powiedz, kim jesteś.– Jestem oficerem armii Stanów Zjednoczonych.A to znaczy, że jeślita tak zwana misja została autoryzowana przez wojsko, to od tej chwiliwszyscy przechodzicie pod moją komendę, jako najstarszego stopniemoficera w tym gronie.To logiczne, nie?– Tak jest, proszę pana.– Skąd jesteście?– Z Tennessee.Należymy do Wolnych Obywateli Tennessee.– Nie wyglądacie mi na specjalnie wolnych – parsknąłem.– Akuratw tej chwili wyglądacie na dość zniewolonych.Żaden się nie odezwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]