[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdarzyło się raz, że wydłubała gołębiowi oczy.Innymrazem nabiła na pal mojego ulubieńca, Staśka.Według dalekiegostryjka z Włodowic był to bez dwóch zdań rasowy angor.Tak mówił.Wtedy coś z Helgą zaczęło się dziać.Zmiała się z krwi.Ciąglemówiła po niemiecku.Zarzuciła zupełnie te siedemnaście polskichsłów, których ją nauczyłem.Zaczęła nad moją głową kreślić jakieśznaki.Któregoś dnia zatrzasnęły się za nią drzwi białego samochodu.Siedzi w Naumburgu przywiązana do krzesła.Tak nam opowiadałLesiu Fajka, który w tej klinice był na badaniach dla kierowcówciężarówek.Naumburg to teraz Zacisz Zląski Południowy.Karol Maliszewski eBook.plFaramucha 60Pamiętam zaciekłe bójki w gołębniku.Gołębie podenerwowanebezustannym buczeniem samolotów skakały sobie do gardeł.Pewnego wieczoru zostałem na strychu i śpiewając mojemu ptactwu,zasnąłem na starej leżance po dzikiej Heldze.Gdy coś huknęło nadranem, spadłem z łóżka, a gołębie dostały szału.Kręciły się w kółko,bijąc skrzydłami o ściany.Wybiegłem na podwórze i zobaczyłemłunę na wschodzie.Paliła się trafiona kartaczem Barańczukowastodoła.Zeppelin i kartacz to były ulubione słowa naszego sąsiada.Tak naprawdę to z któregoś czołgu odpalono pocisk przezroztargnienie.A może z nudy.Albo ze strachu przed tym, co ich tamw tej Pradze czeka.Ojciec chodził w tych dniach chmurny iosowiały.Klął i ciągle doskakiwał do radia.Ale te skurwysynyzagłuszają.Mówił też, że to straszny wstyd przed światem i szkoda,że zamiast stodoły nie zapalił się ze wstydu ten czołg wraz z załogą.Klnę się na twoją pieluszkę, Magdusiu, że nie zmyśliłem sobietego wszystkiego."To jest barbaryzm"Obserwowali.Rzuci się czy nie.Na przykład w ramionanadjeżdżającego z hałasem "Portowca".Peron zachęcał, trupiejarzeniówki.Jeszcze nie teraz.Wracałem z imprezy, Wszystkobolało, każdy nerw.Nie potrafię ze spokojem przyjmować połajanekkolegów po, mniejsza z tym.Za pózno, żeby się wycofać z gry.Patrzyłem jak zahipnotyzowany na wróbla, który obskakiwał młode,zielone gówno, upatrzywszy sobie jakąś pestkę.Taniec tego koleżkipodsuwał tanią alegorię własnej osoby i jej wysiłków, żeby cośznaczyć.Chcąc wyjść z gówna nieoznaczoności, wchodzi się wjeszcze większe gówno.Głównie zawiści.Skąd miałem wiedzieć.Karol Maliszewski eBook.plFaramucha 61Paru facetów z tej branży kocham na potęgę.Dzięki nim chce się żyć.Pozostałym brakuje elementarnej wrażliwości, umiejętnościwsłuchania się w cudzy tekst.Mielą ozorami z nawyku, zwyrachowania, już z założenia chcą zranić.I ranią.Kiedyś imdopierdolę.Wezmą w troki te swoje grube dupska, zwiną żagle.Myślałem nawet o bombie.Znajomek z przodka ofiarował siędostarczyć parę lasek dynamitu.Nic będę wyjaśniał, co to jestprzodek.Mam kilku kumpli z podstawówki na tym odcinku, w klasierobotniczej zagrzebanej w ziemi, wysuniętej do przodu.Na szczęścieczytają tylko Whartona.Nie przepadam za opowiadaniem prostymludziom, o co mi naprawdę chodziło.Zawsze o coś chodzi.I możnazrozumieć, wysiłek nie jest nawet taki duży.Ludzie boją sięwłasnych odkryć, czekają, aż im ktoś podsunie formułkę.Jest panienka na oku.Przedział pusty.Pociąg ładnie podrzuca jejnieregularnymi piersiami.Obserwuję, jak śpi.Obnaża dziąsła isłychać powarkiwanie.Chciałbym zasnąć.Ból po imprezieliterackiej mija z każdym kilometrem.W ciemności miga tablicainformująca, że pożegnaliśmy się z województwem warszawskim.Aódzkie może być.Nie znam tu nikogo.Nikt nie będzie klepał poplecach, żebym napisał pozytywną recenzję w zamian za to, że nieprzypieprzy się do mojej najnowszej książki.A pisz sobie, co chcesz,doktorku, już widzę, jak twoje ułożone w ciup usteczka wymawiająsłowo "skowyt", już czuję w powietrzu szlachetne i wyperfumowaneobrzydzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zdarzyło się raz, że wydłubała gołębiowi oczy.Innymrazem nabiła na pal mojego ulubieńca, Staśka.Według dalekiegostryjka z Włodowic był to bez dwóch zdań rasowy angor.Tak mówił.Wtedy coś z Helgą zaczęło się dziać.Zmiała się z krwi.Ciąglemówiła po niemiecku.Zarzuciła zupełnie te siedemnaście polskichsłów, których ją nauczyłem.Zaczęła nad moją głową kreślić jakieśznaki.Któregoś dnia zatrzasnęły się za nią drzwi białego samochodu.Siedzi w Naumburgu przywiązana do krzesła.Tak nam opowiadałLesiu Fajka, który w tej klinice był na badaniach dla kierowcówciężarówek.Naumburg to teraz Zacisz Zląski Południowy.Karol Maliszewski eBook.plFaramucha 60Pamiętam zaciekłe bójki w gołębniku.Gołębie podenerwowanebezustannym buczeniem samolotów skakały sobie do gardeł.Pewnego wieczoru zostałem na strychu i śpiewając mojemu ptactwu,zasnąłem na starej leżance po dzikiej Heldze.Gdy coś huknęło nadranem, spadłem z łóżka, a gołębie dostały szału.Kręciły się w kółko,bijąc skrzydłami o ściany.Wybiegłem na podwórze i zobaczyłemłunę na wschodzie.Paliła się trafiona kartaczem Barańczukowastodoła.Zeppelin i kartacz to były ulubione słowa naszego sąsiada.Tak naprawdę to z któregoś czołgu odpalono pocisk przezroztargnienie.A może z nudy.Albo ze strachu przed tym, co ich tamw tej Pradze czeka.Ojciec chodził w tych dniach chmurny iosowiały.Klął i ciągle doskakiwał do radia.Ale te skurwysynyzagłuszają.Mówił też, że to straszny wstyd przed światem i szkoda,że zamiast stodoły nie zapalił się ze wstydu ten czołg wraz z załogą.Klnę się na twoją pieluszkę, Magdusiu, że nie zmyśliłem sobietego wszystkiego."To jest barbaryzm"Obserwowali.Rzuci się czy nie.Na przykład w ramionanadjeżdżającego z hałasem "Portowca".Peron zachęcał, trupiejarzeniówki.Jeszcze nie teraz.Wracałem z imprezy, Wszystkobolało, każdy nerw.Nie potrafię ze spokojem przyjmować połajanekkolegów po, mniejsza z tym.Za pózno, żeby się wycofać z gry.Patrzyłem jak zahipnotyzowany na wróbla, który obskakiwał młode,zielone gówno, upatrzywszy sobie jakąś pestkę.Taniec tego koleżkipodsuwał tanią alegorię własnej osoby i jej wysiłków, żeby cośznaczyć.Chcąc wyjść z gówna nieoznaczoności, wchodzi się wjeszcze większe gówno.Głównie zawiści.Skąd miałem wiedzieć.Karol Maliszewski eBook.plFaramucha 61Paru facetów z tej branży kocham na potęgę.Dzięki nim chce się żyć.Pozostałym brakuje elementarnej wrażliwości, umiejętnościwsłuchania się w cudzy tekst.Mielą ozorami z nawyku, zwyrachowania, już z założenia chcą zranić.I ranią.Kiedyś imdopierdolę.Wezmą w troki te swoje grube dupska, zwiną żagle.Myślałem nawet o bombie.Znajomek z przodka ofiarował siędostarczyć parę lasek dynamitu.Nic będę wyjaśniał, co to jestprzodek.Mam kilku kumpli z podstawówki na tym odcinku, w klasierobotniczej zagrzebanej w ziemi, wysuniętej do przodu.Na szczęścieczytają tylko Whartona.Nie przepadam za opowiadaniem prostymludziom, o co mi naprawdę chodziło.Zawsze o coś chodzi.I możnazrozumieć, wysiłek nie jest nawet taki duży.Ludzie boją sięwłasnych odkryć, czekają, aż im ktoś podsunie formułkę.Jest panienka na oku.Przedział pusty.Pociąg ładnie podrzuca jejnieregularnymi piersiami.Obserwuję, jak śpi.Obnaża dziąsła isłychać powarkiwanie.Chciałbym zasnąć.Ból po imprezieliterackiej mija z każdym kilometrem.W ciemności miga tablicainformująca, że pożegnaliśmy się z województwem warszawskim.Aódzkie może być.Nie znam tu nikogo.Nikt nie będzie klepał poplecach, żebym napisał pozytywną recenzję w zamian za to, że nieprzypieprzy się do mojej najnowszej książki.A pisz sobie, co chcesz,doktorku, już widzę, jak twoje ułożone w ciup usteczka wymawiająsłowo "skowyt", już czuję w powietrzu szlachetne i wyperfumowaneobrzydzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]