[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Orlac odwrócił się w stronę zgromadzonych, przerażonych ludzi.- Czyktoś mógłby zorganizować coś do jedzenia i trochę wina? Cały dzień byłem w podróży.Nie oczekiwał na żadną odpowiedz, wiedząc, że i tak w końcu ktoś spełni jego prośbę.Odwrócił się i ruszył za smukłą kobietą.Rozkazuj! Jesteś bogiem i zachowuj się jak bóg.Nie mam nic przeciwko Cypryzji, Dorgrylu - odparł łagodnie Orlac.Moja zemstaskierowana jest wyłącznie przeciwko Tallinorowi.Proszę cię, abyś nie wydawał mi już więcejrozkazów.Tak? Albo co? - zapytał Dorgryl z wyrazną frustracją w swoim szorstkim głosie.Comożesz mi zrobić? Nic! Jesteś bezsilny, a beze mnie spędzisz resztę tego bezsilnego życia,szukając Gynta lub żałując, że w ogóle żyjesz.Tak żałosnym mogę uczynić twoje życie, jeślitego zechcę.Orlac wiedział, że to prawda.Za wszelką cenę pragnął jednak znalezć sposób napozbycie się tego żyjącego w nim obłędu.Dotarli w miejsce, które najprawdopodobniej miałobyć Złotą Salą, i choć chciał rzucić Dorgrylowi coś uszczypliwego, powstrzymał się izlekceważył wuja.Wolał zamiast tego uśmiechnąć się do atrakcyjnej kobiety, która stałaprzed nim.Wiedział, że jeśli zacznie okazywać jej względy, rozjuszy tym Dorgryla.Choćwolałby partnerkę o złotych włosach, to ostatecznie uznał, że na pierwszą noc ona muwystarczy.- Jeśli będziesz tak uprzejmy i zaczekasz tutaj, panie, to dopilnuję, by podano ciposiłek.Znów ten cichy i spokojny głos, który tak go intrygował.- Jak masz na imię?- Juno, panie.- Ha! Juno.Byłem dla niej za silny.- Mrugnął.Celowo wprawił ją tymi słowami wzakłopotanie.Spodziewał się, że dziewczyna będzie się teraz zastanawiać, co tak naprawdęmiał na myśli.Na jej twarzy nie pojawił się jednak żaden wyraz zmieszania.Jeśli myślałacokolwiek, to kryła to głęboko za swymi jasnymi, spokojnymi oczami.Coś, czego nie potrafiłdosięgnąć.Z całą pewnością nie był to jednak strach.Kobieta uśmiechnęła się grzecznie iskinęła głową.- No cóż, dziękuję ci, Juno.Chciałbym, abyś przygotowała dla mniesypialnię.- Dobrze - odparła i odwróciła się szybko, by spełnić jego prośby.- I.czekaj tam namnie - dodał, tym razem nie pozostawiając jej żadnych wątpliwości co do swoich intencji.Dostrzegł, jak zamarła na te słowa, a z jej twarzy dał się odczytać prawdziwy strach.Naprawdę nie miał nic przeciwko tym ludziom.W czasie podróży do Cypryzji wyobrażałsobie nawet, że jest tu lubiany, a nawet podziwiany.Wszystko jednak ostatecznie wyglądałotak samo.Ludzie drżeli przed jego mocą tak samo, jak w poprzednich stuleciach.Poczuł, jakobejmuje go znajomy chłód.Co on sobie myślał? Zawsze okazywano mu wyłącznienienawiść.Był mścicielem.niszczycielem ludzi i ich miast.Orlac spojrzał na Juno, czującsię nagle zmęczony.- Idz.Poproś tu ludzi, którzy czekają.Niespiesznie weszli do sali.Ludzie ci nigdy nie sądzili, że ujrzą mężczyznę nawspaniałym, złotym tronie, na którym od niepamiętnych czasów zasiadały wyłącznie kobiety.Kiedy w końcu zamknęły się za nimi drzwi i ucichło szuranie stóp, w wielkiej sali zapadłazłowroga cisza.Ocenił ją.Zbudowana została wyłącznie na strachu.Zwrócił się dozebranych:- %7łałuję, że dziś zostali skrzywdzeni ludzie.- Jeden po drugim zaczęli podnosićwzrok.- Nie mam nic przeciwko ludowi Cypryzji, muszę was jednak uświadomić, że niepowinniście próbować mi się przeciwstawiać.Jestem potężniejszy, niż sobie to wyobrażacie.Nie macie przeciwko mnie żadnej broni, gdyż sztuka mocy jest po mojej stronie.- Siwowłosymężczyzna ubrany w bogatą szatę zrobił krok do przodu.- Kim jesteś? - zapytał Orlac.- Jestem doradcą naszej byłej królowej.- Ukłonił się i dodał: - Najwyższej rangidworzaninem w pałacu.- Cóż takiego chcesz więc powiedzieć?Mężczyzna rozejrzał się dookoła z ponurym wyrazem twarzy.- Mówię w imieniu wszystkich zebranych.Znamy twoje imię, lecz nie wiemy, kimjesteś, dlaczego tu jesteś, a także dlaczego zabiłeś stu czterdziestu trzech mieszkańców iciężko, prawdopodobnie śmiertelnie, zraniłeś kolejnych osiemdziesięciu.Czego od naschcesz?Orlac zamierzał odpowiedzieć, kiedy nagle poczuł mdłości.Sala zdawała się wirować,a olejowe lampy zaczęły migotać i przygasać, kiedy prawdziwa część jego samego zostałabrutalnie odsunięta i zdeptana.Nie był na to przygotowany, nie miał nawet pojęcia, że to wogóle jest możliwe.Kiedy nadeszła odpowiedz, wstrząsnęła nim w nie mniejszym stopniu,jak zebranymi ludzmi.Nie on jednak przemówił, lecz Dorgryl:- Tym, czego chcę, jest wasz tron - odpowiedział głęboki głos.Ludzie cofnęli sięodruchowo.Nie spowodowały tego nawet same słowa, lecz zmiana w barwie głosu obcego,który teraz brzmiał wprost przerażająco.Dorgryl mówił dalej, podczas gdy Orlac czuł, jakkurczy się w sobie.- Wasza królowa nie żyje.Bądzcie mi posłuszni, dobrzy ludzie, a rządybędą sprawiedliwe.- Ludzie w końcu przełamali panującą ciszę i zaczęli głośno protestowaćw odpowiedzi na to, co usłyszeli.Dorgryl uśmiechnął się idealnymi zębami Orlaca,pozwalając temu uśmiechowi dotknąć dużych, zadziwiająco fioletowych oczu bratanka, izamrugał jego długimi, pięknymi i ciemnymi rzęsami.- Jeśli nie okażecie posłuszeństwa,zrównam miasto z ziemią.Wymorduję wszystkich jego mieszkańców.całe rodziny, matki,ojców, braci, siostry, dziadków, nawet trzymane w ramionach dzieci umrą straszliwąśmiercią.Zrobię to tak powoli, że każdy z was pozna najgłębszą postać bólu i upokorzenia.Cypryzja przestanie istnieć, obróci się w pył.Zostanie zapomniana tak, jak jej mieszkańcy.Twarz siwowłosego mężczyzny przybrała barwę popiołu.- Dlaczego miałbyś to zrobić? - Było to wszystko, co zdołał z siebie wydusić.- Bo potrafię to zrobić! - ryknął Dorgryl, a jego głos dotarł daleko poza granice sali.-Jestem księciem.Powinienem być królem.Będę rządził! - Jego głos niepokojąco przycichł,nie stał się jednak przez to ani odrobinę mniej przerażający.- Może mógłbym nieco osłodzićnaszą umowę.Pójdę na ustępstwo.Potrzebujecie królowej, to ją dostaniecie.Będę rządziłpoprzez nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Orlac odwrócił się w stronę zgromadzonych, przerażonych ludzi.- Czyktoś mógłby zorganizować coś do jedzenia i trochę wina? Cały dzień byłem w podróży.Nie oczekiwał na żadną odpowiedz, wiedząc, że i tak w końcu ktoś spełni jego prośbę.Odwrócił się i ruszył za smukłą kobietą.Rozkazuj! Jesteś bogiem i zachowuj się jak bóg.Nie mam nic przeciwko Cypryzji, Dorgrylu - odparł łagodnie Orlac.Moja zemstaskierowana jest wyłącznie przeciwko Tallinorowi.Proszę cię, abyś nie wydawał mi już więcejrozkazów.Tak? Albo co? - zapytał Dorgryl z wyrazną frustracją w swoim szorstkim głosie.Comożesz mi zrobić? Nic! Jesteś bezsilny, a beze mnie spędzisz resztę tego bezsilnego życia,szukając Gynta lub żałując, że w ogóle żyjesz.Tak żałosnym mogę uczynić twoje życie, jeślitego zechcę.Orlac wiedział, że to prawda.Za wszelką cenę pragnął jednak znalezć sposób napozbycie się tego żyjącego w nim obłędu.Dotarli w miejsce, które najprawdopodobniej miałobyć Złotą Salą, i choć chciał rzucić Dorgrylowi coś uszczypliwego, powstrzymał się izlekceważył wuja.Wolał zamiast tego uśmiechnąć się do atrakcyjnej kobiety, która stałaprzed nim.Wiedział, że jeśli zacznie okazywać jej względy, rozjuszy tym Dorgryla.Choćwolałby partnerkę o złotych włosach, to ostatecznie uznał, że na pierwszą noc ona muwystarczy.- Jeśli będziesz tak uprzejmy i zaczekasz tutaj, panie, to dopilnuję, by podano ciposiłek.Znów ten cichy i spokojny głos, który tak go intrygował.- Jak masz na imię?- Juno, panie.- Ha! Juno.Byłem dla niej za silny.- Mrugnął.Celowo wprawił ją tymi słowami wzakłopotanie.Spodziewał się, że dziewczyna będzie się teraz zastanawiać, co tak naprawdęmiał na myśli.Na jej twarzy nie pojawił się jednak żaden wyraz zmieszania.Jeśli myślałacokolwiek, to kryła to głęboko za swymi jasnymi, spokojnymi oczami.Coś, czego nie potrafiłdosięgnąć.Z całą pewnością nie był to jednak strach.Kobieta uśmiechnęła się grzecznie iskinęła głową.- No cóż, dziękuję ci, Juno.Chciałbym, abyś przygotowała dla mniesypialnię.- Dobrze - odparła i odwróciła się szybko, by spełnić jego prośby.- I.czekaj tam namnie - dodał, tym razem nie pozostawiając jej żadnych wątpliwości co do swoich intencji.Dostrzegł, jak zamarła na te słowa, a z jej twarzy dał się odczytać prawdziwy strach.Naprawdę nie miał nic przeciwko tym ludziom.W czasie podróży do Cypryzji wyobrażałsobie nawet, że jest tu lubiany, a nawet podziwiany.Wszystko jednak ostatecznie wyglądałotak samo.Ludzie drżeli przed jego mocą tak samo, jak w poprzednich stuleciach.Poczuł, jakobejmuje go znajomy chłód.Co on sobie myślał? Zawsze okazywano mu wyłącznienienawiść.Był mścicielem.niszczycielem ludzi i ich miast.Orlac spojrzał na Juno, czującsię nagle zmęczony.- Idz.Poproś tu ludzi, którzy czekają.Niespiesznie weszli do sali.Ludzie ci nigdy nie sądzili, że ujrzą mężczyznę nawspaniałym, złotym tronie, na którym od niepamiętnych czasów zasiadały wyłącznie kobiety.Kiedy w końcu zamknęły się za nimi drzwi i ucichło szuranie stóp, w wielkiej sali zapadłazłowroga cisza.Ocenił ją.Zbudowana została wyłącznie na strachu.Zwrócił się dozebranych:- %7łałuję, że dziś zostali skrzywdzeni ludzie.- Jeden po drugim zaczęli podnosićwzrok.- Nie mam nic przeciwko ludowi Cypryzji, muszę was jednak uświadomić, że niepowinniście próbować mi się przeciwstawiać.Jestem potężniejszy, niż sobie to wyobrażacie.Nie macie przeciwko mnie żadnej broni, gdyż sztuka mocy jest po mojej stronie.- Siwowłosymężczyzna ubrany w bogatą szatę zrobił krok do przodu.- Kim jesteś? - zapytał Orlac.- Jestem doradcą naszej byłej królowej.- Ukłonił się i dodał: - Najwyższej rangidworzaninem w pałacu.- Cóż takiego chcesz więc powiedzieć?Mężczyzna rozejrzał się dookoła z ponurym wyrazem twarzy.- Mówię w imieniu wszystkich zebranych.Znamy twoje imię, lecz nie wiemy, kimjesteś, dlaczego tu jesteś, a także dlaczego zabiłeś stu czterdziestu trzech mieszkańców iciężko, prawdopodobnie śmiertelnie, zraniłeś kolejnych osiemdziesięciu.Czego od naschcesz?Orlac zamierzał odpowiedzieć, kiedy nagle poczuł mdłości.Sala zdawała się wirować,a olejowe lampy zaczęły migotać i przygasać, kiedy prawdziwa część jego samego zostałabrutalnie odsunięta i zdeptana.Nie był na to przygotowany, nie miał nawet pojęcia, że to wogóle jest możliwe.Kiedy nadeszła odpowiedz, wstrząsnęła nim w nie mniejszym stopniu,jak zebranymi ludzmi.Nie on jednak przemówił, lecz Dorgryl:- Tym, czego chcę, jest wasz tron - odpowiedział głęboki głos.Ludzie cofnęli sięodruchowo.Nie spowodowały tego nawet same słowa, lecz zmiana w barwie głosu obcego,który teraz brzmiał wprost przerażająco.Dorgryl mówił dalej, podczas gdy Orlac czuł, jakkurczy się w sobie.- Wasza królowa nie żyje.Bądzcie mi posłuszni, dobrzy ludzie, a rządybędą sprawiedliwe.- Ludzie w końcu przełamali panującą ciszę i zaczęli głośno protestowaćw odpowiedzi na to, co usłyszeli.Dorgryl uśmiechnął się idealnymi zębami Orlaca,pozwalając temu uśmiechowi dotknąć dużych, zadziwiająco fioletowych oczu bratanka, izamrugał jego długimi, pięknymi i ciemnymi rzęsami.- Jeśli nie okażecie posłuszeństwa,zrównam miasto z ziemią.Wymorduję wszystkich jego mieszkańców.całe rodziny, matki,ojców, braci, siostry, dziadków, nawet trzymane w ramionach dzieci umrą straszliwąśmiercią.Zrobię to tak powoli, że każdy z was pozna najgłębszą postać bólu i upokorzenia.Cypryzja przestanie istnieć, obróci się w pył.Zostanie zapomniana tak, jak jej mieszkańcy.Twarz siwowłosego mężczyzny przybrała barwę popiołu.- Dlaczego miałbyś to zrobić? - Było to wszystko, co zdołał z siebie wydusić.- Bo potrafię to zrobić! - ryknął Dorgryl, a jego głos dotarł daleko poza granice sali.-Jestem księciem.Powinienem być królem.Będę rządził! - Jego głos niepokojąco przycichł,nie stał się jednak przez to ani odrobinę mniej przerażający.- Może mógłbym nieco osłodzićnaszą umowę.Pójdę na ustępstwo.Potrzebujecie królowej, to ją dostaniecie.Będę rządziłpoprzez nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]