[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co z tego, skoro żaden tym jedynym,wyśnionym i wymarzonym się nie okazał.Ledwie się jakiś w jejżyciu pojawił to zaraz wychodziło, co on za jeden.Albo muromantyzmu brakowało, albo fantazji życiowej, albo nie dośćprzystojny był, albo inny miał feler, którego pani Klotyldazaakceptować nie potrafiła i nie chciała.Cóż, jej samej się nieposzczęściło, ale to nie znaczy, że innym szczęścia żałowała.Wprost przeciwnie.Marzyła nawet, że dzięki niej jakaś pięknapara się połączy i na ślubnym kobiercu stanie.*Francuzi mawiają że kobieta wybiera mężczyznę, który jąwybierze.Aneta uważała, że jest dokładnie odwrotnie.Przejęcieinicjatywy w kontaktach z mężczyznami i zrobienie tak zwanegopierwszego kroku nie stanowiło dla niej problemu, wychodziłabowiem z założenia, że jeśli czegoś chce, sama musi to zdobyć.Miała 32 lata i żyła już wystarczająco długo, by wiedzieć, że natacy nikt jej niczego nie poda.Wziąć trzeba sobie samemu idokładnie to, czego się chce.Wierna tej zasadzie lekkim krokiemprzemierzała teraz ulicę Pogodną układając w myślachwiarygodną historyjkę, którą zamierzała mu sprzedać.A on?Musiałby być głupi, żeby nie skorzystać z okazji.- Jak dobrze, że cię jeszcze złapałam - ucieszyła się przesadniezaraz po wejściu do cukierni.- Właśnie miałem zamykać, towar też już się skończył.-Grzesiek wskazał puste półki i wyszedł zza kontuaru.- Daj spokój z ciastkami.- Aneta lekceważąco machnęła ręką -Ja potrzebuję ciebie! - Mnie?! - Grzesiek spojrzał na nią z zaskoczeniem i pewnymniepokojem.- Musisz mi pomóc! - powiedziała stanowczo i wbiła w niegowzrok.- Tylko nie odmawiaj! Obiecujesz?- A o co konkretnie chodzi?- Przyjaciółka mnie wystawiła.- Aneta zaprezentowała swojąpopisową minę skrzywdzonej dziewczynki.- I to w ostatniej chwili! A ja już kupiłam bilety i tak bardzochcę pójść na ten film.- Wydęła dolną wargę i naburmuszyła sięjak dziecko.- To rzeczywiście przykra sprawa - przyznał Grzesiek.- I zaraz pomyślałam o tobie - dodała szybko z nadzieją wgłosie.- Pomyślałam, że jesteś taki w porządku i na pewno mi nieodmówisz.- Obrzuciła go pełnym uwielbienia spojrzeniem.- Chcesz, żebym ja z tobą poszedł? - upewnił się Grzesiekkompletnie tym zaskoczony.- Wiedziałam, że się zgodzisz! - Aneta rzuciła mu się na szyję,zostawiając na policzku wiśniowy ślad ust złożonych w pełnymsatysfakcji uśmiechu.*- Jak tylko zobaczyłam ten pensjonat z bliska, to.Mówię ci, odrazu czułam, że tam i nigdzie indziej- ekscytowała się Apolonia.- Piękny teren, obok las i widok najezioro.Sam budynek też bardzo ładny.Zabytkowy, doskonaleutrzymany.Lepiej nie mogliśmy trafić.- Czyli wesele za miastem.Też fajnie - przyznała Jolka iłyknęła mrożonej kawy.- A właściciele jacy mili, od razu wszystko z nimi załatwiliśmy.Menu i nocleg dla gości, i że po półno- cy będzie ognisko z pieczeniem kiełbasek.No wiesz, żeby niebyło tak sztywno.- Apolonia aż zaróżowiła się z emocji.- Terazmusimy jeszcze zawiezć im zaliczkę i dogadać kilka szczegółów.Ale.No wygląda na to, że się udało!-1 proszę, podróże nie tylko kształcą.Przy okazji jeszczeproblemy rozwiązują.- westchnęła Jolka z przesadą.- Ty, amoże to ten lasek taki szczęśliwy?- Może i tak - zgodziła się Apolonia.- To ja się tam chyba wybiorę.- A po co?-Jak to po co? Wam się zza szuwarów wyłoniło miejsce nawesele, to mi się może jaki facet wyłoni.- Taki ichni Zwitez, co? - Apolonia zaśmiała się.- Tak jest! - potwierdziła Jolka i w tym samym momenciezadzwonił dzwonek do drzwi.- Spodziewasz się kogoś? -Spojrzała ze zdziwieniem na przyjaciółkę.-E, pewnie czynsz roznoszą.- Apolonia wstała z kuchennegostołka i ruszyła do przedpokoju.Tu spojrzała przez wizjer i.- Onie! - szepnęła do Jolki i wznosząc oczy ku niebu, przekręciłazamek.-1 co teraz? - zapytała, gdy tylko wyszli z kina i jak gdybynigdy nic chwyciła dłoń Grześka.Są mężczyzni przesadnieokazujący swoje uczucia.Tacy, co zawsze znajdą okazję, by sięprzytulić, złożyć na policzku śliski pocałunek, z dwuznacznymrechotem klepnąć w pośladek, niby przypadkiem otrzeć się wwąskim przejściu.Są mężczyzni, którzy popadają wsamouwielbienie, gdy kobieta biega, zabiega i wydreptuje wokółnich ścieżki.Są też tacy, którzy wolą zdobywać, niż byćzwierzyną łowną.Szczególnie, jeśli łowczyni nie do końca jest w ich typiealbo - o zgrozo - nie jest w ich typie w ogóle.Grzesiek należał dotej ostatniej kategorii.A sytuacja, w której kobieta leciała naniego ze świstem, krępowała go i drażniła niepomiernie.- Odprowadzę cię do domu - zaproponował szybko.- OK.Możemy sobie zrobić mały spacerek - zgodziła sięochoczo Aneta, ciasno przywarła do jego ramienia i ruszyli.Na miejsce dotarli po piętnastu minutach.-Tu mieszkam.-Stanęła przed wejściem trzypiętrowej kamienicy.- To dobranoc - powiedział Grzesiek, z ulgą uwalniając się zkleszczowego uścisku.- A.- Aneta spojrzała na niego przenikliwie - nie wejdziesz nakawę?- Dzięki, na kawę to już trochę za pózno.- Grzesiek uśmiechnąłsię uprzejmie i zrobił krok w tył.- Ale na drinka w sam raz - dodała szybko i mrugnęłazachęcająco.- Albo na.- spojrzała na niego uwodzicielsko -kolację połączoną ze śniadaniem.Co ty na to? -Otworzyła drzwibudynku i wykonała zapraszający gest.- Może innym razem - odparł Grzesiek i poczuł przemożnąchęć zwiania stąd jak najprędzej.- OK.Trzymam cię za słowo - powiedziała niczym niezrażonaAneta, cmoknęła powietrze i zniknęła za drzwiami.*- O? Masz gościa? - Laura z zainteresowaniem spojrzała naJolkę.- Ale chyba nie przeszkadzam - bardziej stwierdziła, niżzapytała i wtarabaniła się do dużego pokoju, gdzie postawiła napodłodze duże tekturowe pudło. - Moja przyjaciółka Jolka.- Apolonia dokonała prezentacji.- Ato moja przyszła te.- Laura Kalinowska-Dębowska - przerwała jej matka Roberta,wyciągając dłoń.- Ale proszę mów mi po imieniu.- Chętnie - zgodziła się Jolka i zaintrygowana zerknęła nakarton.- Mam bajeczną niespodziankę - obwieściła Laura.- Kochanie,będziesz absolutnie oczarowana - zwróciła się do Apolonii.- Tak? - W głosie Apolonii zadzwięczało powątpiewanie.- Absolutnie i kompletnie - potwierdziła Laura gorąco.-Zobacz, co ci przyniosłam.- Otworzyła pudło i wyjęła jegozawartość.- O rany! - westchnęła słabo Apolonia i przerażona zerknęła naJolkę.- Muszę się napić - obwieściła tamta i poszła do kuchni poszklankę mrożonej kawy.- Przecudnej urody, czyż nie? - Twarz Laury rozbłysnęła wuśmiechu.-Bardzo.obfita - wydukała Apolonia i ze łzami w oczachspojrzała najpierw na zwoje pożółkłego tiulu, a potem na Jolkę.- Strojna, kochanie, strojna! - poprawiła ją Laura.- Kiedy szłamdo ślubu, marzyłam, że przekażę ją kiedyś mojej córce - wyznała.- I zobacz, jak się cudownie złożyło! - Aż klasnęła w dłonie.-Oczywiście wymaga drobnej renowacji, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl