[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomóc cimoże?- Nie, dzięki, chcę tylko zabrać ze sobą parę drobiazgów.Chociaż.Wiesz, mógłbyś wrzucić to za mnie do pralki.- Jasne, nie ma sprawy.- Ach, i jeszcze coś - gdyby wpadło ci w oko coś, co mogłoby byćfakturą od karty kredytowej.-Okej, żaden problem.- Ario, jesteś żałosny.Kilka dni u mamusi i reszta ferii tutaj?- Hm, na to wygląda.- Dlaczego nie wykupisz sobie jakiejś wycieczki czy coś? Możewykupię.- Akurat.Już to widzę.Okna pawiloników świeciły w ciemnościach niczym gigantyczneświetliki.Nie znalazłszy dla siebie zajęcia, Ario ruszył spacerowymkrokiem w stronę głównego budynku, zastanawiając się, czyktokolwiek pamiętał o prośbie pani kucharki i posprzątał.Zgodnie zjego podejrzeniami, stół stał nadal na żwirze w wianuszkurozrzuconych śmieci, a rolka czarnych worków leżała nietknięta nablacie.Walczył właśnie z jednym z nich, usiłując go otworzyć, kiedyzauważył, że obserwuje go Miranda, siedząca na kamiennychstopniach kilka metrów dalej.- Cześć - powiedziała, podnosząc nad głowę rękę, a potemopuszczając ją raptownie, jakby jej ciążyła.Usta miał pełne połamanych krakersów, więc wydał z siebie tylkobliżej nieokreślone mruknięcie.- Ilu mężczyzn potrzeba do otworzenia worka na śmieci? - Wstała zmiejsca i podeszła bliżej.- Odpowiedz: ani jednego.Wżyciu żadnegonie otworzą, to już u nich wrodzone.Wzięła od Aria worek, potarła kilka razy jego brzeg obiema dłońmi,a potem potrząsnęła nim energicznie i otworzył się aż po samo dno.- Tadam! Jak widać ładna buzia i inteligencja nie wykluczają sięwzajemnie.Artowi zaschło nagle w gardle, przez co miał trudności /.przełknięciem krakersów, więc zamiast coś powiedzieć, zaczął tylkobić jej brawo.- Jestem trochę podpita - wyznała.Rozkaszlał się.- Hej! Wiem, że może damie to nie przystoi, ale chyba aż tak bardzocię nie zszokowałam, co? - spytała, poklepując go mocno po plecach.Były tak cudownie umięśnione.Udała, że jest bardziej pijana, niżbyła w rzeczywistości, żeby móc go niby to przypadkowo pogłaskaćpomiędzy łopatkami.Najpierw zamarł, a potem szybko się odsunął.- Trzeba tu posprzątać.Pani kucharka prosiła.- Boże, ale dziwak z ciebie.Nie wiedział, czy ma odetchnąć z ulgą, czy poczuć się urażony.Nie zamierzasz życzyć mi powodzenia? - spytała z niewinną minką.-Lada dzień się dowiem, czy dostałam tę robotę.- Powodzenia - powiedział.- Nadal tego chcesz? Zaraz pożałował, żepalnął coś, co mogło zostać odebrane jako aluzja, ale Mirandzie w tobyło graj.- O tak.Znię o tym po nocach.W takim razie, mam nadzieję, że uda ci się dopiąć swego.A dostanę całusa na szczęście od pana profesora? Pochylił się, żebypocałować ją w policzek, ale była od niego szybsza i ani się obejrzał,ich usta się spotkały.Nim zdążył jakoś zareagować, przejechała mupo wargach językiem, wbiła mu piersi w tors i położyła rękę nakroczu.Miranda.Cofnął się.Jak on śmie, pomyślała.Miranda.powtórzył, ale przerwała mu, zanim znalazł jakąśwymówkę.Tak, tak, wiem, wiem, już pózno, jestem pijana, jesteśmy na terenieszkoły, dzisiaj jest czwartek, nie ma pełni księżyca i jeszcze trwaWielki Post, Ario, do cholery, nie chcę złapać cię na dziecko izaciągnąć do ołtarza! Chcę się tylko z tobą przespać.Ale Ario szedł już przez trawnik i wkrótce zniknął w mroku.Rozdział 18Zapadał już zmierzch, kiedy Petra zajechała do Stokesley i znalazłaStare Stajnie.W pierwszej kolejności sprawdziła okna i drzwi - jaksię co zamykało i na ile skutecznie.Poddawała takim oględzinomkażde miejsce, w którym miała nocować, choć nie ze strachu przedintruzami, ale raczej po to, by upewnić się, że sama tak łatwo niewyjdzie na dwór.Dopiero gdy odnotowała w pamięci, że w drzwiachwejściowych są dwa różne zamki, dwie zasuwki przesuwają się wróżnych kierunkach, a cienkie pręty w oknach daje się odkręcićjedynie po kilku minutach zabawy z kluczem imbusowym, zdjęła zramion plecak, usiadła i rozejrzała się uważniej dookoła.Gdyby pokazano jej wcześniej zdjęcia tego wnętrza i kazanozgadnąć, do kogo należy, Charlton Squire byłby ostatnią osobą, jakaprzyszłaby jej do głowy.Trudno było sobie Wyobrazić coś bardziejodmiennego od jego wizerunku wielkomiejskiego geja lubnowoczesnego wystroju jego galerii.Jego wiejska siedzibaascetyzmem przywodziła na myśl klasztor, ale jednocześnie było tamzaskakująco przytulnie.Charlton połączył cztery kamienne stajnie wjedną przestronną całość, zachowując niektóre oryginalne elementy,takie jak brukowane posadzki czy stary żelazny paśnik, a dodającpomysłowo i ze smakiem wiele nowych.Z dworu wchodziło sięprosto do rozległego salonu i kiedyPetra zobaczyła kamienny kominek oddzielający salon od jadalni,prawic zapragnęła, żeby była już zima.Obok jadalni, w maleńkiejnowej przybudówce, która zgrabnie wtapiała się w stary budynek,mieściła się niewielka kuchnia z prowadzącymi do ogródkadrzwiami jak z boksu dla konia.Po drugiej stronie salonu, w kolejnejnierzucającej się w oczy przybudówce, znalazło się miejsce nasypialnię z małżeńskim łożem oraz niespodziewanie luksusowo wy-posażoną łazienkę.Zciany w całym domu pomalowano kredową bielą -nie tyle po to,żeby zamaskować składające się na nie kamienie, ile dlapodkreślenia ich oryginalnej faktury grą światła i cienia.Brukowanąpodłogę ocieplono - dosłownie i w przenośni - rozkładając tu iówdzie wełniane dywaniki, stary skórzany fotel zakryto jasnymkożuszkiem z owcy, a do odpoczynku na staromodnej kanapiezachęcał stos mięciutkich poduszek.Na parapetach okiennychprezentowały się znaleziska z okolicznych plaż i targów staroci: odbutelek o wymyślnych kształtach, poprzez intrygujące kamyki, potomiki miejscowych poetów i albumy lokalnych artystów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Pomóc cimoże?- Nie, dzięki, chcę tylko zabrać ze sobą parę drobiazgów.Chociaż.Wiesz, mógłbyś wrzucić to za mnie do pralki.- Jasne, nie ma sprawy.- Ach, i jeszcze coś - gdyby wpadło ci w oko coś, co mogłoby byćfakturą od karty kredytowej.-Okej, żaden problem.- Ario, jesteś żałosny.Kilka dni u mamusi i reszta ferii tutaj?- Hm, na to wygląda.- Dlaczego nie wykupisz sobie jakiejś wycieczki czy coś? Możewykupię.- Akurat.Już to widzę.Okna pawiloników świeciły w ciemnościach niczym gigantyczneświetliki.Nie znalazłszy dla siebie zajęcia, Ario ruszył spacerowymkrokiem w stronę głównego budynku, zastanawiając się, czyktokolwiek pamiętał o prośbie pani kucharki i posprzątał.Zgodnie zjego podejrzeniami, stół stał nadal na żwirze w wianuszkurozrzuconych śmieci, a rolka czarnych worków leżała nietknięta nablacie.Walczył właśnie z jednym z nich, usiłując go otworzyć, kiedyzauważył, że obserwuje go Miranda, siedząca na kamiennychstopniach kilka metrów dalej.- Cześć - powiedziała, podnosząc nad głowę rękę, a potemopuszczając ją raptownie, jakby jej ciążyła.Usta miał pełne połamanych krakersów, więc wydał z siebie tylkobliżej nieokreślone mruknięcie.- Ilu mężczyzn potrzeba do otworzenia worka na śmieci? - Wstała zmiejsca i podeszła bliżej.- Odpowiedz: ani jednego.Wżyciu żadnegonie otworzą, to już u nich wrodzone.Wzięła od Aria worek, potarła kilka razy jego brzeg obiema dłońmi,a potem potrząsnęła nim energicznie i otworzył się aż po samo dno.- Tadam! Jak widać ładna buzia i inteligencja nie wykluczają sięwzajemnie.Artowi zaschło nagle w gardle, przez co miał trudności /.przełknięciem krakersów, więc zamiast coś powiedzieć, zaczął tylkobić jej brawo.- Jestem trochę podpita - wyznała.Rozkaszlał się.- Hej! Wiem, że może damie to nie przystoi, ale chyba aż tak bardzocię nie zszokowałam, co? - spytała, poklepując go mocno po plecach.Były tak cudownie umięśnione.Udała, że jest bardziej pijana, niżbyła w rzeczywistości, żeby móc go niby to przypadkowo pogłaskaćpomiędzy łopatkami.Najpierw zamarł, a potem szybko się odsunął.- Trzeba tu posprzątać.Pani kucharka prosiła.- Boże, ale dziwak z ciebie.Nie wiedział, czy ma odetchnąć z ulgą, czy poczuć się urażony.Nie zamierzasz życzyć mi powodzenia? - spytała z niewinną minką.-Lada dzień się dowiem, czy dostałam tę robotę.- Powodzenia - powiedział.- Nadal tego chcesz? Zaraz pożałował, żepalnął coś, co mogło zostać odebrane jako aluzja, ale Mirandzie w tobyło graj.- O tak.Znię o tym po nocach.W takim razie, mam nadzieję, że uda ci się dopiąć swego.A dostanę całusa na szczęście od pana profesora? Pochylił się, żebypocałować ją w policzek, ale była od niego szybsza i ani się obejrzał,ich usta się spotkały.Nim zdążył jakoś zareagować, przejechała mupo wargach językiem, wbiła mu piersi w tors i położyła rękę nakroczu.Miranda.Cofnął się.Jak on śmie, pomyślała.Miranda.powtórzył, ale przerwała mu, zanim znalazł jakąśwymówkę.Tak, tak, wiem, wiem, już pózno, jestem pijana, jesteśmy na terenieszkoły, dzisiaj jest czwartek, nie ma pełni księżyca i jeszcze trwaWielki Post, Ario, do cholery, nie chcę złapać cię na dziecko izaciągnąć do ołtarza! Chcę się tylko z tobą przespać.Ale Ario szedł już przez trawnik i wkrótce zniknął w mroku.Rozdział 18Zapadał już zmierzch, kiedy Petra zajechała do Stokesley i znalazłaStare Stajnie.W pierwszej kolejności sprawdziła okna i drzwi - jaksię co zamykało i na ile skutecznie.Poddawała takim oględzinomkażde miejsce, w którym miała nocować, choć nie ze strachu przedintruzami, ale raczej po to, by upewnić się, że sama tak łatwo niewyjdzie na dwór.Dopiero gdy odnotowała w pamięci, że w drzwiachwejściowych są dwa różne zamki, dwie zasuwki przesuwają się wróżnych kierunkach, a cienkie pręty w oknach daje się odkręcićjedynie po kilku minutach zabawy z kluczem imbusowym, zdjęła zramion plecak, usiadła i rozejrzała się uważniej dookoła.Gdyby pokazano jej wcześniej zdjęcia tego wnętrza i kazanozgadnąć, do kogo należy, Charlton Squire byłby ostatnią osobą, jakaprzyszłaby jej do głowy.Trudno było sobie Wyobrazić coś bardziejodmiennego od jego wizerunku wielkomiejskiego geja lubnowoczesnego wystroju jego galerii.Jego wiejska siedzibaascetyzmem przywodziła na myśl klasztor, ale jednocześnie było tamzaskakująco przytulnie.Charlton połączył cztery kamienne stajnie wjedną przestronną całość, zachowując niektóre oryginalne elementy,takie jak brukowane posadzki czy stary żelazny paśnik, a dodającpomysłowo i ze smakiem wiele nowych.Z dworu wchodziło sięprosto do rozległego salonu i kiedyPetra zobaczyła kamienny kominek oddzielający salon od jadalni,prawic zapragnęła, żeby była już zima.Obok jadalni, w maleńkiejnowej przybudówce, która zgrabnie wtapiała się w stary budynek,mieściła się niewielka kuchnia z prowadzącymi do ogródkadrzwiami jak z boksu dla konia.Po drugiej stronie salonu, w kolejnejnierzucającej się w oczy przybudówce, znalazło się miejsce nasypialnię z małżeńskim łożem oraz niespodziewanie luksusowo wy-posażoną łazienkę.Zciany w całym domu pomalowano kredową bielą -nie tyle po to,żeby zamaskować składające się na nie kamienie, ile dlapodkreślenia ich oryginalnej faktury grą światła i cienia.Brukowanąpodłogę ocieplono - dosłownie i w przenośni - rozkładając tu iówdzie wełniane dywaniki, stary skórzany fotel zakryto jasnymkożuszkiem z owcy, a do odpoczynku na staromodnej kanapiezachęcał stos mięciutkich poduszek.Na parapetach okiennychprezentowały się znaleziska z okolicznych plaż i targów staroci: odbutelek o wymyślnych kształtach, poprzez intrygujące kamyki, potomiki miejscowych poetów i albumy lokalnych artystów [ Pobierz całość w formacie PDF ]