[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słone łzy boleśnie paliły odsłonięte rany.Jeden głupiniedzielny poranek pokrzyżował wszystko.- Ne cede malis*97  wymruczał Forbes, a kiedy zobaczył, że Morris przymy-ka powieki i zaczyna szlochać, dorzucił żarliwie: - Ale mam i dobre nowiny,przynajmniej jedną.Usiłujący zapanować nad swoim rozżaleniem Morris, natychmiast odzyskałczujność.- Jakie dobre nowiny? - zapytał podejrzliwie.- Być może Bobo został tylko uprowadzony.- Jak to? - Morris szeroko otworzył oczy.Usiłował przekręcić głowę, ale to byłbłąd.- Antonella otrzymała list z żądaniem okupu.Upłynęło kilka sekund, zanim doMorrisa w pełni dotarłoznaczenie tej informacji.List z żądaniem okupu? Poczuł, że wiruje mu w gło-wie.Na litość boską! Jeden drobiazg i od razu pojawia się cała banda nikczemni-ków, gotowa go wyeksploatować, obrócić w łatwy do zdobycia miliard lirów,zupełnie jakby cierpienie innych wcale się nie liczyło.Teraz zrozumiał, że Anto-nella i Paola musiały rozmawiać właśnie o owym liście ( Nie mogę w to uwie-rzyć!").Właśnie.Głęboko zaczerpnął powietrza.Za nic w świecie nie potrafiłzrozumieć, jak Forbes mógł uważać podobne łajdactwo za dobrą nowinę.- Po czymś takim trudno im będzie skazać Azedina i Farouka, prawda?I znowu upłynęło kilka sekund, zanim Morris zarejestrował znaczenie słówForbesa.Kiedy już do niego dotarło, ogarnęła go prawdziwa furia.Ponowniespróbował usiąść, ale zaraz opadł na poduszkę.97* Nie poddawaj się zlu.RLT - A co mnie obchodzą jacyś dwaj pieprzeni zboczeńcy, kiedy moja twarz zosta-ła okaleczona? Nie dbam o nich, nic mnie nie obchodzą.Moje życie legło w gru-zach przez kretyńskiego psa, a ty mi zawracasz głowę losem dwóch pedałów.Po tym wybuchu nastąpiła długa chwila ciszy.Morris tę-po zapatrzył się w su-fit, jakby zamroczony ogromem nie' szczęścia, które spadło na niego dokładnie wtej samej chwi li, kiedy przysiągł, że będzie dobry.Wreszcie Forbes przemówił tonem łagodnej wymówki:- Morris, zawsze byłeś dla mnie dobry.Zaproponowałei mi mieszkanie w VillaCaritas, płaciłeś za wszystkie remonty.- Urwał.Morris prawie go nie słuchał,nagle przypomniawszy sobie o płaszczu.Gra skończona.Piękno i niewinnośćstracone w ułamku sekundy.- Ale faktem jest też -podjął Forbes - że Farouk jestmi bardzo bliski.To wspaniały młody mężczyzna, pełen prawdziwej delikatno-ści, co zai się tyczy seksualnych preferencji, są one wyłącznie jego osobistąsprawą.W końcu Michał Anioł także był homoseksuali stą i Sokrates również.Najważniejsze jest to, że ani na moment nie uwierzyłem, by Farouk mógł byćzamieszam w zamordowanie kogokolwiek, i zrobię wszystko, co w mojej mocy,by nie został skazany.Znowu długie, przytłaczające milczenie.Co takiego For bes miał na myśli,mówiąc  zrobię wszystko, co w mojej mocy?".Co mógł zrobić? Nadal cisza.Morris odczekał jeszcze chwilę, po czym zaczął wypytywać starca, co dokładniena stąpiło po tym, jak pies powalił go na ziemię (płaszcz? kto zabrał jegopłaszcz?).Jednak odpowiedz nie nadchodziła i wreszcie Morris uświadomił so-bie, że Forbes wyszedł.Pew nie jak zwykle do łazienki.Ale nie.Wygłosiwszymowę w obronie Farouka, Forbes już nie wrócił.Morris niewiele miał do czynienia ze szpitalami.Poza tą smutną okazją, kiedyprzyciskał dziecięcą twarz do szyby na oddziale intensywnej opieki Acton Me-moriał, aby patrzeć jak umiera jego najdroższa Matka, nigdy nie był w żadnym znich.Kiedy w kilka godzin po nagłym zniknięciu Forbesa usiadł wreszcie i za-RLT czął się rozglądać, nie bez zdziwienia zauważył, że opiekę pielęgniarską na od-dziale sprawują, głównie mężczyzni, noszący coś w rodzaju zielonych piżam wmiejsce zwykłych pielęgniarskich strojów i chodaki zamiast butów.Reszta: urzę-dowe szarości, gaśnice przeciwpożarowe, parawany przy łóżkach, białe, emalio-wane szafki, a nawet opleciony pajęczynami krucyfiks nad wahadłowymidrzwiami, była dokładnie taka, jakiej człowiek mógł się spodziewać w szpitalu.Obracając się całą górną połową ciała, aby uniknąć bólu w szyi, Morris obrzu-cił wzrokiem mężczyznę na sąsiednim łóżku, z prawym ramieniem zredukowa-nym do wielkiego kłębu bandaży, ze zrozumiałą trudnością obracającego stroniceLa Gazzetta delio Sport.Gazeta.Koniecznie musi zdobyć gdzieś gazetę, żebysprawdzić postępy w śledztwie.Przynajmniej w ocenie mediów.Choć policjapewnie już tylko czeka, aż na tyle odzyska compos mentis*98, by zrozumieć wagęskierowanych przeciwko niemu oskarżeń.Porwanie.Wielokrotne morderstwo.Teraz scenariusz wydawał się mu mniejnieprawdopodobny, niż zanim trafił do więzienia.Tam dopiero uświadomił so-bie, jak bardzo normalni - żeby nie powiedzieć, przyzwoici - potrafili być pory-wacze, wielokrotni mordercy czy pederaści.Byli zwykłymi ludzmi, którym przy-trafiło się, że ich predyspozycje zderzyły się z nadarzającą się sposobnością.Wielu z nich cierpiało na swoje przestępstwa niczym na choroby, przeciwko któ-rym nie zaszczepiono ich w dzieciństwie.Z pewnością w więzieniu nie spotkałnikogo, kto byłby równie ograniczony jak Bobo czy tak do cna zdeprawowanyjak jego własna żona.Dwie kobiety i starszy mężczyzna, zebrani wokół sąsiedniego łóżka, nie po-zwolili Morrisowi zobaczyć, co dokładnie spotkało leżącego tam nieszczęśnika.Jednak i bez tego widoku było jasne, że jego towarzysze niedoli byli ofiaramipoważnych wypadków.Okaleczenia, amputacje, oszpecenia, wszystkie dostępnemożliwości.Kandydaci do chirurgii plastycznej? Czy to właśnie tłumaczyło, że98* Psychiczną równowagę.RLT wolna i metodyczna inspekcja wszystkich dziesięciu łóżek i czterech ścian nieodnotowała obecności ani jednego lustra? Pacjentów należało przygotowywaćstopniowo i ostrożnie.Pacjentów takich jak on sam.Och, Mimi, ta piękna, wymowna twarz zeszpecona! Zrujnowana! Te policzki ogładkiej skórze, które całowałaś z taką namiętnością!Do tego jeszcze zgubiony płaszcz i dręczący strach z powodu tamtego listu(kto go mógł wysłać, na Boga? Czy ta sama osoba, która wcześniej zadzwoniłaanonimowo na policję?).Morris przeżywał koszmar wyrafinowanej mentalnejudręki.Niewiele mógł zrobić poza wzniesieniem oczu ku niebu i błaganiemAnioła Stróża, by umoczył końce palców w wodzie i ochłodził jego palące rany,nabrzmiałe wargi, potwornie okaleczone policzki i ropiejącą duszę.Nie dysponu-jąc innymi środkami, Morris złożył ręce, pochylił poranioną głowę i oddał sięmodlitwie.Był zdeterminowany, aby nie porzucać wiary przy pierwszym rozcza-rowaniu, bez względu na to, jak było głębokie.- Halo - usłyszał czyjś głos.- Jak się pan czuje, Meester Duckwort? Pora nalunch.Morris podniósł wzrok i ujrzał malutkiego, przysadzistego południowca z twa-rzą brązową niczym toffi i błyszczącymi, zezowatymi oczami.- To dobrze, że mamy angielskiego paziente, bo mogę ćwiczyć mój angielski.-Niewysoki pielęgniarz zdjął z wózka tacę z jedzeniem i postawił ją na stolikuobok łóżka.-Mieszkałem w Earrls Court przez dwa lata, stąd tak dobrze mówiępo angielski - objaśnił, odsłaniając w szerokim uśmiechu połamane zęby.Ciągle jeszcze pogrążony w swoich modlitwach, Morris doznał wrażenia cał-kowitej nierealności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl