[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Petersen niesięgnął po broń - chocia\ miał przy sobie lugera - tylko pchnął drzwi.Broń nie była potrzebna.Alessandro i jego chłopcy nie stracili co prawda świadomości, ale te\ inie byli w pełni przytomni.Mieli otrzezwieć bardzo szybko.Nie kaszleli, nie prychali, nie ciekły imłzy po twarzach - byli jedynie lekko odurzeni, nieco otumanieni, odrobinę apatyczni.Alex odło\yłpistolet, zebrał rozrzuconą na podłodze broń, przeszukał dokładnie czterech więzniów i znalazłszyjeszcze dwa rewolwery i a\ cztery paskudnie wyglądające no\e, wszystko to razem wyrzucił nakorytarz.- Có\.- Carlos zaczął się niemal uśmiechać.- Nie błysnąłem zanadto, co? Przecie\ gdybyście chcielisię ich pozbyć, wrzucilibyście Colę do środka.Na to nie zwróciłem uwagi.- Pociągnął nosem z minąeksperta.- Wygląda na podtlenek azotu.No, ten.wiesz, gaz rozweselający.- Całkiem niezle jak na lekarza - rzekł Petersen.- Zdawało mi się, \e tylko dentyści mają z tym doczynienia.Podtlenek azotu, racja, ale jego ulepszona wersja.Przy u\yciu tej odmiany rozbudzonyczłowiek nie ma łez w oczach, nie śmieje się, nie śpiewa i nie robi z siebie durnia.Najczęściej wogóle nic nie robi, tylko po prostu dalej śpi i budzi się o zwykłej porze zupełnie nieświadom, \ecokolwiek nieprzystojnego miało tymczasem miejsce.Słyszałem jednak, \e jeśli ktoś, kogo poddanodziałaniu gazu, dopiero co prze\ył jakiś wstrząs, albo coś mu wyraznie cią\y na sumieniu, wtedybudzi się natychmiast z chwilą, gdy gaz przestaje działać.- Jak na \ołnierza masz zadziwiające wiadomości - odezwał się Carlos.- Bo ja jestem zadziwiającym \ołnierzem.Alex, chwyć się za pistolet, a ja się rozejrzę.- Rozejrzysz się? - zdziwił się Carlos i sam rozejrzał się po kajucie.Było tam raptem pięć płóciennychkoi, nic więcej.Nie stała w niej nawet szafka na ubranie.- Tu się nie ma co rozglądać.Petersen nie fatygował się nawet, by mu odpowiedzieć.Zciągnął koce z koi i rzucił na podłogę.Niczego nie znalazł.Podniósł jeden z pięciu plecaków i bezceremonialnie wysypał zawartość na koję.Nie natrafił na nic podejrzanego.Ot, ubrania, przybory toaletowe, znaczna ilość amunicji - częśćluzem, część w magazynkach - ale wydawało mu się to całkiem niewinne, nie spodziewał się bowiemniczego innego.Zawartość drugiego plecaka wyglądała tak samo.Trzeci zamknięty był na kłódkę.Petersen spojrzał na Alessandra siedzącego na podłodze.Alessandro miał znieruchomiałą twarz, twarzkompletnie pozbawioną wyrazu, co dawało efekt tak mro\ący krew w \yłach, \e gdyby choć odrobinazła wykwitła na jego obliczu, owa odrobinka byłaby znacznie milsza od tej całkowicie zastygłej pustki.Na Petersenie jednak czyjeś miny, bądz ich brak nigdy nie robiły większego wra\enia.- No, Alessandro i co teraz? Nie popisałeś się, co? Jak się chce coś schować, nale\y to robić tak, \ebysię nie rzucało w oczy.A trudno nie zauwa\yć kłódki.Dawaj klucz.Alessandro splunął na podłogę i dalej milczał. - Pluje.Nieładnie.To dobre dla prymitywnych rzezimieszków.Alex!- Przeszukać go?- Po co? Daj nó\.Jak nale\ało się spodziewać, nó\ Alexa był ostry jak brzytwa i wszedł w twardy materiał plecakajak w masło.Petersen zajrzał do środka.- Rzeczywiście, powinieneś mieć wyrzuty sumienia.Carlos.- Wyciągnął maleńki palnik butanowy i równie niewielki czajniczek.Czajnik nie miał pokrywki, za tojego dziobek zamknięty był nakrętką.Petersen potrząsnął naczynkiem i usłyszeli chlupotanie wody.-Nie świadczy to chyba najlepiej o gościnności "Colombo", skoro pasa\erowie muszą wozić z sobącały sprzęt do gotowania kawy czy herbaty, prawda?Kapitan wyraznie się zdumiał.- Wszyscy goście tego statku mogą liczyć na ka\dą ilość kawy, herbaty i.- Nagle twarz mu sięrozjaśniła.- Aha! Do u\ytku na lądzie!- A jak\e.- Petersen rozrzucił zawartość plecaka na koi, chwilę tam grzebał i wyprostował się.- Ajak\e, tyle tylko, \e trudno jest wyobrazić sobie te odświe\ające napoje bez ziaren kawy czy liściherbaty.Znalazłem to, co chciałem, chocia\ i tak wszystko było jasne od samego początku.-Zainteresował się czwartym plecakiem.- Skoro ju\ wszystko wiesz, po co szperać dalej?- Ludzka ciekawość, no i jeszcze fakt, \e Alessandro nie budzi mojego zaufania.Kto wie, mo\eznajdziemy tu gniazdo \mij?Nie znalazł \adnych \mij, za to jeszcze dwa granaty gazowe i jednego walthera z dokręconymtłumikiem.- No proszę, do tego wszystkiego skrytobójca.Zawsze marzyłem o takim cacku.- wyznał iwło\ywszy walthera do kieszeni, zabrał się za ostatni plecak.Znalazł w nim tylko małą metalowąskrzyneczkę wielkości połowy pudełka od butów.- Wiesz, co jest w środku? - zapytał pierwszego z brzegu; wypadło na Franco.Franco milczał.Petersen westchnął, przystawił mu lufę lugera do kolana i spytał:- Kapitanie Tremino, czy on będzie jeszcze kiedyś chodził, jak nacisnę spust?- O Bo\e! Kapitanowi nieobca była wojna, ale nie taka.- Mo\e będzie chodził, ale do końca \yciazostanie kaleką.Petersen cofnął się o dwa kroki.Franco wpatrywał się w Alessandra, ale ten nie odwzajemniałspojrzenia.Spojrzał więc znów na Petersena i na lufę lugera.- Wiem - zdecydował się.- Otwieraj.Franco zwolnił dwie mosię\ne zapinki i wieczko odskoczyło.- Ani wybuchu, ani gazu.- Dlaczego sam nie otworzyłeś? - zainteresował się Carlos.- Bo świat pełen jest krętaczy, mój drogi.Namno\yło się ostatnio sporo takich zabawek-pułapek.Jeślinie wie się, który guziczek i kiedy nacisnąć, mo\na się łatwo nawdychać jakiegoś paskudnego gazu.Wiele zamków wyposa\a się od pewnego czasu w takie właśnie urządzenia.- Wziął pudełko do rękii obejrzał.Miało uformowane, wyścielane aksamitem wnętrze i zawierało szklane ampułki, dwaokrągłe puzderka i dwie niedu\e strzykawki.Wyjął jedno z puzderek i potrząsnął nim; w środku cośzagrzechotało.Wręczył je Carlosowi.- Zapewne zainteresuje medyka.Przypuszczam, \e są rozmaitepłyny i tabletki, którymi mo\na pozbawić świadomości na trochę, albo na zawsze.Mamy tu jeszczesiedem ampułek: jedną zieloną, trzy niebieskie i trzy ró\owe.Będę strzelał - ta zielona toskopolamina, środek na wzmocnienie szwankującej pamięci.Jeśli zaś idzie o ró\nicę w kolorzepozostałych sześciu, mo\na ją wytłumaczyć tylko w jeden, jedyny sposób: trzy z nich zawierajądawkę śmiertelną, trzy nie.Co ty na to, kapitanie?- Całkiem mo\liwe.- Najwyrazniej nie był to najweselszy wieczór dla Carlosa i Petersen przestał sięju\ dziwić jego minie oraz lękowi, z jakim przyjął na pokład Alessandra.- Oczywiście, nie da sięstwierdzić, które są które [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl