[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W następnym etapie Igewarowie chcieli na nowo połączyć ludzi z naturą.Jednak nie zdążylitego dokonać.Na Oceanie Jasności po raz drugi pojawiły się okręty.Tym razem przybyli na nichSajnowie, wspaniali znawcy telepatii, a w pózniejszym okresie - odkrywcy sztuki teleportacji.Ich woli poddały się wszystkie żywe istoty.Oni to otworzyli oczy autochtonom, pokazali imwszechświat i nauczyli go rozumieć.Wywiedli ich poza granice nieba, na którym nigdy niebyło widać gwiazd, bo nigdy nie było nocy.Odsłonili im piękno niewyobrażalnego wprostogromu, pełnego srebrnych pyłów mgławic i galaktyk.Poprowadzili przez ciemność mroznejpustki ku innym słońcom, gdzie na niektórych planetach krzewiło się lub zaczynało siękrzewić życie.Byli pierwszymi nauczycielami i przewodnikami w odkrywaniu Nieznanego.Przepełnieni mądrością swoich bogów, wprowadzali wszystkich w tajniki wiedzy życia,nakazując przy tym cierpliwość, zrozumienie i poszanowanie dla innych obcych istot.Aleprzecież i władza Sajnów musiała przeminąć, gdy od Morza Wielkich Mgieł przybyliZedrowie.Przewyższali Sajnów w wielu dziedzinach.Już z dawien dawna potrafili przeniknąćwszelkie tajemnice Mocy i nauczyli się nią władać.Ich wybitne umysły, pełne artystycznejwrażliwości, tworzyły dzieła niezapomniane, dzieła piękne i nieomal doskonałe.Budowlez tego okresu jaśnieją architektonicznym kunsztem aż do dzisiaj.Każdy ich drobiazg, nawetnajmniejsza cząstka nosi znamię misternej, przepojonej artyzmem pracy.Wszystko, co tylkojest wytworem pracy ich rąk i umysłów, stanowi odbicie radosnej chęci tworzenia - i domy,i mosty, i tunele, i akwedukty, i pomniki, a nawet płyty chodników w miastach.KontynentSpokoju zdawał się wtedy przeżywać swój złoty wiek.Ale trwało to krótko, bo zaledwieczterysta lat.Do chwili, gdy na wielkich białych ptakach nadlecieli Hordeni.Była to wiecznie zamyślona rasa, obdarzona sporą dozą inteligencji, ale hołdującajednemu celowi - genetyce.Hordeni stworzyli wiele dziwnych istot i zaludnili nimi lądy,wody oraz niebo.Jednak nie mieli zbyt wielkiego szczęścia.Nim upłynęło trzysta lat, poczęlizapadać na tajemniczą chorobę, która była efektem nie przemyślanych, a dokonanych przezich protoplastów manipulacji na kodzie genetycznym.Choroba owa wytrzebiła ich co do nogi.Ostatnim z tych, co pożegnali świat, był władca Colden Sprawiedliwy.Zamykając na zawszeoczy, przepowiedział nadejście wspaniałych istot, które odmienia.życie na planecie.Przepowiednia spełniła się po jedenastu latach.Z Wyspy Słonecznej, leżącej wśródbezmiaru wód Oceanu Szczęścia, przybyli szlachetni Lorengodowie, których mądrośći dobroć należy postawić sobie jako wzór do naśladowania.Lorengodowie osiągnęli standługowieczności.Swą cichą łagodnością sprawili, że na Aur zgasło wszelkie zło.Mając nauwadze przyszłość wszystkich ras i ludów, wybudowali pod powierzchnią globu ogromnemiasta, zdolne spełniać wiele pragnień tych, którzy tam zawitają.Miasta same potrafiąwydłużać istnienie w nieskończoność.Z Lorengodów w prostej linii wywodzą się Vitarowie - Dzieci Zwiatła.Vitarowiezakończyli Okres Wielkich Przemian.Stanowiąc jakoby sumę nieustannej mieszaniny ras,zebrali całe dziedzictwo poprzednich pokoleń i postanowili przyswoić sobie z niego wszystkoto, co było w nim dobre.Tak zrodziła się jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, której obcebyły strach i nienawiść, wojny i niesprawiedliwość, głód i choroby.Przez wiele lat Vitarowierozwijali i porządkowali swoją wiedzę, doskonalili swój sposób życia, wyrzucali zeń wszelkiezło.W ten sposób doszli do stanu równowagi, który miał się utrzymać przez tysiąclecia.Gdyprzekonali się, że jest to jedyny możliwy i naturalny stan egzystencji, zapragnęli przenieśćswoje doświadczenia na inne planety.Docierali do różnych miejsc.Byli wszędzie tam, gdzie krzewiło się życie.W mgnieniuoka pokonywali pustkę kosmiczną, tak jakby setki, tysiące i dziesiątki tysięcy lat świetlnychodległości nie istniały.Osiadali na tych globach i przybierali różną postać, by w osamotnieniutoczyć walkę o szczęście obcych im istot.Wśród wrogiej przyrody, gdzie każdy dzień kryłw sobie niebezpieczeństwo, a każda noc niosła jeszcze gorsze grozby, tłumili własny lęki odsłaniali tajniki najprostszej wiedzy, by choć trochę ulżyć doli przerażonych półzwierząt.W ich mrocznych i bezwzględnych umysłach, którymi wciąż jeszcze władały impulsyinstynktów - próbowali rozniecić iskierki wiary, miłości i nadziei.Właśnie do Vitarów,klęcząc, zwracali się w bełkotliwej mowie o pomoc członkowie hordy; ich to, ze łzamiw oczach, błagano o pozostanie na planecie, gdy chcieli już odejść.I pozostawali.Podświecącymi zimno księżycami, wśród rozgwieżdżonych nocy głęboko w myślach ukrywaliprzejmujące uczucie nostalgii za Aur.Byli na Kanopie, na Etleem, na Seunie, na Mogorze, na Transji, na Venei, na Lyn, naIreonie, na Holdii, na Jurr, na Xevii, na Ziemi.Tak, byli na Ziemi, nieomal od zaraniaczłowieczych dziejów.Prowadzili niezgrabne, przygarbione małpoludy do jaskiń, uczyli jekrzesać ogień, polować i dzielić sprawiedliwie upolowaną zdobycz.Ratowali je od katastrof,wraz z nimi robili pierwsze prymitywne narzędzia, powtarzali pierwsze sylaby - wrr, krra,auu, norr, yll - zaczątki mowy ludzkiej.Tłumaczyli im cały ład i porządek panujący w naturze,próbowali obudzić wyobraznię, dać do zrozumienia, że życie nie ogranicza się tylko dojedzenia, kopulacji i wydawania na świat potomstwa.Trzymając ich sztywne, nawykłe dotąddo zabijania ręce - uczyli, jak prowadzić odłamkiem węgla drzewnego po ścianie skalnej, by zczarnych linii zrodziło się coś więcej niż chaotyczne gryzmoły.Powstawały na ścianachfragmenty wizerunków, a z tych fragmentów wyobrażenie świata, w którym żyła horda.Cipierwsi artyści, gdy rysunek był już gotów, uderzali długimi rękoma po udach, cmokali zzachwytu i zwoływali resztę, by go oglądała.Wtedy jeszcze Vitarowie wierzyli, że mogą ukształtować świat według własnychwzorów.Jakże byli rozczarowani ci, którzy przybyli na Ziemię wiele tysiącleci pózniej.Złojak wezbrana rzeka opływało glob, siejąc zniszczenie, strach i nienawiść.Bogowie zabijalibogów, królowie królów, brat podnosił rękę na brata, przyjaciel na przyjaciela, dzieci naswych ojców, a ojcowie na swoje dzieci.Zdegenerowana rasa żyła krótko, nie zaznającspokoju wśród rozpaczliwego pośpiechu uciekających dni i nocy.Vitarowie próbowali toodmienić.Zdani jednak na samotną walkę, przegrywali.Prześladowano ich, torturowano,zabijano.Podobnie było na wielu innych planetach, a na niektórych jeszcze gorzej.A pózniejprzyszła porażka grozniejsza od wszystkich dotąd zło dosięgło samej Aur [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.W następnym etapie Igewarowie chcieli na nowo połączyć ludzi z naturą.Jednak nie zdążylitego dokonać.Na Oceanie Jasności po raz drugi pojawiły się okręty.Tym razem przybyli na nichSajnowie, wspaniali znawcy telepatii, a w pózniejszym okresie - odkrywcy sztuki teleportacji.Ich woli poddały się wszystkie żywe istoty.Oni to otworzyli oczy autochtonom, pokazali imwszechświat i nauczyli go rozumieć.Wywiedli ich poza granice nieba, na którym nigdy niebyło widać gwiazd, bo nigdy nie było nocy.Odsłonili im piękno niewyobrażalnego wprostogromu, pełnego srebrnych pyłów mgławic i galaktyk.Poprowadzili przez ciemność mroznejpustki ku innym słońcom, gdzie na niektórych planetach krzewiło się lub zaczynało siękrzewić życie.Byli pierwszymi nauczycielami i przewodnikami w odkrywaniu Nieznanego.Przepełnieni mądrością swoich bogów, wprowadzali wszystkich w tajniki wiedzy życia,nakazując przy tym cierpliwość, zrozumienie i poszanowanie dla innych obcych istot.Aleprzecież i władza Sajnów musiała przeminąć, gdy od Morza Wielkich Mgieł przybyliZedrowie.Przewyższali Sajnów w wielu dziedzinach.Już z dawien dawna potrafili przeniknąćwszelkie tajemnice Mocy i nauczyli się nią władać.Ich wybitne umysły, pełne artystycznejwrażliwości, tworzyły dzieła niezapomniane, dzieła piękne i nieomal doskonałe.Budowlez tego okresu jaśnieją architektonicznym kunsztem aż do dzisiaj.Każdy ich drobiazg, nawetnajmniejsza cząstka nosi znamię misternej, przepojonej artyzmem pracy.Wszystko, co tylkojest wytworem pracy ich rąk i umysłów, stanowi odbicie radosnej chęci tworzenia - i domy,i mosty, i tunele, i akwedukty, i pomniki, a nawet płyty chodników w miastach.KontynentSpokoju zdawał się wtedy przeżywać swój złoty wiek.Ale trwało to krótko, bo zaledwieczterysta lat.Do chwili, gdy na wielkich białych ptakach nadlecieli Hordeni.Była to wiecznie zamyślona rasa, obdarzona sporą dozą inteligencji, ale hołdującajednemu celowi - genetyce.Hordeni stworzyli wiele dziwnych istot i zaludnili nimi lądy,wody oraz niebo.Jednak nie mieli zbyt wielkiego szczęścia.Nim upłynęło trzysta lat, poczęlizapadać na tajemniczą chorobę, która była efektem nie przemyślanych, a dokonanych przezich protoplastów manipulacji na kodzie genetycznym.Choroba owa wytrzebiła ich co do nogi.Ostatnim z tych, co pożegnali świat, był władca Colden Sprawiedliwy.Zamykając na zawszeoczy, przepowiedział nadejście wspaniałych istot, które odmienia.życie na planecie.Przepowiednia spełniła się po jedenastu latach.Z Wyspy Słonecznej, leżącej wśródbezmiaru wód Oceanu Szczęścia, przybyli szlachetni Lorengodowie, których mądrośći dobroć należy postawić sobie jako wzór do naśladowania.Lorengodowie osiągnęli standługowieczności.Swą cichą łagodnością sprawili, że na Aur zgasło wszelkie zło.Mając nauwadze przyszłość wszystkich ras i ludów, wybudowali pod powierzchnią globu ogromnemiasta, zdolne spełniać wiele pragnień tych, którzy tam zawitają.Miasta same potrafiąwydłużać istnienie w nieskończoność.Z Lorengodów w prostej linii wywodzą się Vitarowie - Dzieci Zwiatła.Vitarowiezakończyli Okres Wielkich Przemian.Stanowiąc jakoby sumę nieustannej mieszaniny ras,zebrali całe dziedzictwo poprzednich pokoleń i postanowili przyswoić sobie z niego wszystkoto, co było w nim dobre.Tak zrodziła się jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, której obcebyły strach i nienawiść, wojny i niesprawiedliwość, głód i choroby.Przez wiele lat Vitarowierozwijali i porządkowali swoją wiedzę, doskonalili swój sposób życia, wyrzucali zeń wszelkiezło.W ten sposób doszli do stanu równowagi, który miał się utrzymać przez tysiąclecia.Gdyprzekonali się, że jest to jedyny możliwy i naturalny stan egzystencji, zapragnęli przenieśćswoje doświadczenia na inne planety.Docierali do różnych miejsc.Byli wszędzie tam, gdzie krzewiło się życie.W mgnieniuoka pokonywali pustkę kosmiczną, tak jakby setki, tysiące i dziesiątki tysięcy lat świetlnychodległości nie istniały.Osiadali na tych globach i przybierali różną postać, by w osamotnieniutoczyć walkę o szczęście obcych im istot.Wśród wrogiej przyrody, gdzie każdy dzień kryłw sobie niebezpieczeństwo, a każda noc niosła jeszcze gorsze grozby, tłumili własny lęki odsłaniali tajniki najprostszej wiedzy, by choć trochę ulżyć doli przerażonych półzwierząt.W ich mrocznych i bezwzględnych umysłach, którymi wciąż jeszcze władały impulsyinstynktów - próbowali rozniecić iskierki wiary, miłości i nadziei.Właśnie do Vitarów,klęcząc, zwracali się w bełkotliwej mowie o pomoc członkowie hordy; ich to, ze łzamiw oczach, błagano o pozostanie na planecie, gdy chcieli już odejść.I pozostawali.Podświecącymi zimno księżycami, wśród rozgwieżdżonych nocy głęboko w myślach ukrywaliprzejmujące uczucie nostalgii za Aur.Byli na Kanopie, na Etleem, na Seunie, na Mogorze, na Transji, na Venei, na Lyn, naIreonie, na Holdii, na Jurr, na Xevii, na Ziemi.Tak, byli na Ziemi, nieomal od zaraniaczłowieczych dziejów.Prowadzili niezgrabne, przygarbione małpoludy do jaskiń, uczyli jekrzesać ogień, polować i dzielić sprawiedliwie upolowaną zdobycz.Ratowali je od katastrof,wraz z nimi robili pierwsze prymitywne narzędzia, powtarzali pierwsze sylaby - wrr, krra,auu, norr, yll - zaczątki mowy ludzkiej.Tłumaczyli im cały ład i porządek panujący w naturze,próbowali obudzić wyobraznię, dać do zrozumienia, że życie nie ogranicza się tylko dojedzenia, kopulacji i wydawania na świat potomstwa.Trzymając ich sztywne, nawykłe dotąddo zabijania ręce - uczyli, jak prowadzić odłamkiem węgla drzewnego po ścianie skalnej, by zczarnych linii zrodziło się coś więcej niż chaotyczne gryzmoły.Powstawały na ścianachfragmenty wizerunków, a z tych fragmentów wyobrażenie świata, w którym żyła horda.Cipierwsi artyści, gdy rysunek był już gotów, uderzali długimi rękoma po udach, cmokali zzachwytu i zwoływali resztę, by go oglądała.Wtedy jeszcze Vitarowie wierzyli, że mogą ukształtować świat według własnychwzorów.Jakże byli rozczarowani ci, którzy przybyli na Ziemię wiele tysiącleci pózniej.Złojak wezbrana rzeka opływało glob, siejąc zniszczenie, strach i nienawiść.Bogowie zabijalibogów, królowie królów, brat podnosił rękę na brata, przyjaciel na przyjaciela, dzieci naswych ojców, a ojcowie na swoje dzieci.Zdegenerowana rasa żyła krótko, nie zaznającspokoju wśród rozpaczliwego pośpiechu uciekających dni i nocy.Vitarowie próbowali toodmienić.Zdani jednak na samotną walkę, przegrywali.Prześladowano ich, torturowano,zabijano.Podobnie było na wielu innych planetach, a na niektórych jeszcze gorzej.A pózniejprzyszła porażka grozniejsza od wszystkich dotąd zło dosięgło samej Aur [ Pobierz całość w formacie PDF ]