[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.124RS- Nie? - Jego spojrzenie umknęło w bok.Przez sekundę, nie, przezułamek sekundy zdawało się jej, że wprawiła go w zakłopotanie.Ale byłoto przecież nie do pomyślenia! Był taki elokwentny i pewny siebie.Jedendzień znajomości całkiem wystarczył, by się o tym przekonać.Irzeczywiście, zaraz uśmiechnął się beztrosko i przyznał: - To całkiemmożliwe.- Często pan wymyśla nowe słowa?Wzruszył ramionami, bagatelizując sprawę.- Staram się powstrzymywać od tego.Spojrzała na niego z jawnymniedowierzaniem.- Naprawdę! - zapewnił ją.Przytknął dłoń do serca, jakby poczuł sięboleśnie zraniony, ale oczy mu się śmiały.- Dlaczego nikt mi nie wierzy,kiedy zapewniam, że jestem uczciwym.ba! wysoce moralnymobywatelem tego kraju i mam szczery zamiar przestrzegać wszystkichobowiązujących tu zasad?!- Może dlatego, że zawierając znajomość z większością ludzi,rozkazuje im pan opuścić powóz pod grozbą pistoletu?- Słusznie - przyznał.- To rzuca pewien cień na dalsze stosunki,nieprawdaż?Przyjrzała mu się uważnie.W głębi jego szmaragdowych oczu czaiłosię tyle wesołości, że Grace także zapragnęła się roześmiać.I to szczerze,beztrosko, jak śmiała się jeszcze za życia rodziców.Miała wrażenie, że coś wewnątrz niej budzi się na nowo do życia.Było to rozkoszne uczucie.Naprawdę wspaniałe! Zapragnęła podziękowaćza to swojemu rozmówcy, ale poczuła się niezręcznie.Zrobiła więc coś, cowydało się jej niemal równie ważne.125RSPoprosiła go o wybaczenie.- Bardzo pana przepraszam - powiedziała, zatrzymując się u podnóżaschodów.Zdumiał się.- Pani mnie przeprasza?!- Tak.Z powodu tego, co się dziś wydarzyło.- Za to, że brała pani udział w porwaniu?Wydawał się lekko rozbawiony.Chyba nie traktował jej serio.- Ja naprawdę tego nie chciałam! - zapewniła go.- Ale była pani w powozie - przypomniał jej.- Każdy sąd uznałbypanią za współwinną.O, tego już było za wiele!- Zapewne ma pan na myśli ten sam sąd, który skazałby pana naszubienicę za grożenie księżnie nabitą bronią?- No, no! Mówiłem już pani, że za to nie karze się śmiercią.- Nie? - mruknęła, naśladując jego protekcjonalny ton.- Anależałoby karać!- Tak pani uważa?- Jeśli prawdosłowność" ma wejść do słownika poprawnejangielszczyzny, to za wymachiwanie pistoletem przed nosem księżnypowinno się wieszać.- Bystra z pani dziewczyna - stwierdził z podziwem.- Dziękuję za komplement - odparła, po czym przyznała: - Wyszłamtrochę z wprawy.126RS- Rozumiem.- Zerknął w stronę salonu, gdzie księżna nadal zapewnesiedziała w królewskiej pozie na kanapie.- Każe pani wiecznie trzymaćbuzię na kłódkę, prawda?- Gadatliwość nie przystoi służącej.- Tak nisko pani siebie ceni? - Spojrzał jej w oczy, badawczo igłęboko.- Uważa się pani za służącą?Grace się odsunęła.Nie wiedziała, czego ten człowiek próbuje się wniej doszukać, i nie była pewna, czy chce się przekonać, co takiego w niejodkrył.- Nie powinniśmy tracić czasu - zachęciła go, wskazując gestem, byszedł za nią na górę.- Błękitna sypialnia jest prześliczna: cała wjedwabiach.Bardzo wygodna i słoneczna, zwłaszcza w godzinachrannych.A znajdujące się tam dzieła sztuki są doprawdy wspaniałe!Myślę, że bardzo się panu tam spodoba.Paplała bez końca, ale pan Audley był tak uprzejmy, że jej tego niewytknął.Powiedział tylko:- Jestem pewien, że będzie mi tam znacznie wygodniej niż wostatnim mieszkaniu, które wynajmowałem.Spojrzała na niego ze zdumieniem.- O! Myślałam, że.Urwała zbyt speszona, by przyznać się, iż myślała o nim jak obezdomnym włóczędze.- Zycie w przydrożnych zajazdach i koczowanie na łąkach -powiedział i dramatycznie westchnął.- Taka jest dola rozbójnika.- I to panu odpowiada?127RSZaskoczyła samą siebie, i to podwójnie - zadając to pytanie ioczekując odpowiedzi z taką ciekawością.Uśmiechnął się szeroko.- Napadanie na podróżnych? Skinęła głową.- To zależy, na kogo się natknę - powiedział cicho.- Sprawiło midużą przyjemność to, że pani nie obrabowałem.- Nie obrabował mnie pan?!Odwróciła się do niego w świętym oburzeniu i lody między nimizostały ostatecznie przełamane.- Przecież niczego pani nie zabrałem! - bronił się, robiąc niewinnąminę.- Skradł mi pan całusa!- A, o to chodzi.- rzekł, pochylając się ku niej.- Sama mi go panidała, z własnej chęci!- Panie Audley!- Wolałbym, żeby mi pani mówiła po imieniu.- Panie Audley! - powtórzyła z naciskiem.- Ja wcale.- Pospiesznierozejrzała się dokoła i ściszyła głos do szeptu.- Ja wcale.nie zrobiłam.tego, o co mnie pan oskarża.Uśmiechnął się leniwie.- Czemuż takie proste słówko: całus nie chce pani przejść przezgardło?Zacisnęła usta, bo wszystko wskazywało na to, że nie wygra z nim nasłowa.- Dobrze już, dobrze.Nie będę pani dręczył.Byłoby to bardzo wielkoduszne oświadczenie, gdyby nie dodał nakoniec:128RS- Na dzisiaj dość!Mimo to Grace się uśmiechnęła.Trudno było powstrzymać radość wjego obecności.Dotarli już do korytarza na piętrze i dziewczyna skręciła w stronęapartamentów rodziny książęcej.Szli w milczeniu, toteż miała dość czasuna rozważania o towarzyszącym jej dżentelmenie.Niewiele ją obchodziło,że nie ukończył studiów uniwersyteckich.Był wyjątkowo inteligentny.Nieulegało również wątpliwości, że ma wiele osobistego uroku.Nie było teżżadnego powodu, by nie mógł sobie znalezć uczciwego, dobrze płatnegozajęcia.Nie mogła jednak wypytywać go, czemu bawił się w rozbójnika;byłoby to niestosowne wobec tak krótkiej znajomości.Co za ironia losu.Któż by pomyślał, że będzie zważać na swojemaniery, rozmawiając ze złodziejem.- Tędy - powiedziała, dając mu znak, by skręcił w lewo.- A tam kto sypia? - spytał, spoglądając w przeciwnym kierunku.- Jego książęca mość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.124RS- Nie? - Jego spojrzenie umknęło w bok.Przez sekundę, nie, przezułamek sekundy zdawało się jej, że wprawiła go w zakłopotanie.Ale byłoto przecież nie do pomyślenia! Był taki elokwentny i pewny siebie.Jedendzień znajomości całkiem wystarczył, by się o tym przekonać.Irzeczywiście, zaraz uśmiechnął się beztrosko i przyznał: - To całkiemmożliwe.- Często pan wymyśla nowe słowa?Wzruszył ramionami, bagatelizując sprawę.- Staram się powstrzymywać od tego.Spojrzała na niego z jawnymniedowierzaniem.- Naprawdę! - zapewnił ją.Przytknął dłoń do serca, jakby poczuł sięboleśnie zraniony, ale oczy mu się śmiały.- Dlaczego nikt mi nie wierzy,kiedy zapewniam, że jestem uczciwym.ba! wysoce moralnymobywatelem tego kraju i mam szczery zamiar przestrzegać wszystkichobowiązujących tu zasad?!- Może dlatego, że zawierając znajomość z większością ludzi,rozkazuje im pan opuścić powóz pod grozbą pistoletu?- Słusznie - przyznał.- To rzuca pewien cień na dalsze stosunki,nieprawdaż?Przyjrzała mu się uważnie.W głębi jego szmaragdowych oczu czaiłosię tyle wesołości, że Grace także zapragnęła się roześmiać.I to szczerze,beztrosko, jak śmiała się jeszcze za życia rodziców.Miała wrażenie, że coś wewnątrz niej budzi się na nowo do życia.Było to rozkoszne uczucie.Naprawdę wspaniałe! Zapragnęła podziękowaćza to swojemu rozmówcy, ale poczuła się niezręcznie.Zrobiła więc coś, cowydało się jej niemal równie ważne.125RSPoprosiła go o wybaczenie.- Bardzo pana przepraszam - powiedziała, zatrzymując się u podnóżaschodów.Zdumiał się.- Pani mnie przeprasza?!- Tak.Z powodu tego, co się dziś wydarzyło.- Za to, że brała pani udział w porwaniu?Wydawał się lekko rozbawiony.Chyba nie traktował jej serio.- Ja naprawdę tego nie chciałam! - zapewniła go.- Ale była pani w powozie - przypomniał jej.- Każdy sąd uznałbypanią za współwinną.O, tego już było za wiele!- Zapewne ma pan na myśli ten sam sąd, który skazałby pana naszubienicę za grożenie księżnie nabitą bronią?- No, no! Mówiłem już pani, że za to nie karze się śmiercią.- Nie? - mruknęła, naśladując jego protekcjonalny ton.- Anależałoby karać!- Tak pani uważa?- Jeśli prawdosłowność" ma wejść do słownika poprawnejangielszczyzny, to za wymachiwanie pistoletem przed nosem księżnypowinno się wieszać.- Bystra z pani dziewczyna - stwierdził z podziwem.- Dziękuję za komplement - odparła, po czym przyznała: - Wyszłamtrochę z wprawy.126RS- Rozumiem.- Zerknął w stronę salonu, gdzie księżna nadal zapewnesiedziała w królewskiej pozie na kanapie.- Każe pani wiecznie trzymaćbuzię na kłódkę, prawda?- Gadatliwość nie przystoi służącej.- Tak nisko pani siebie ceni? - Spojrzał jej w oczy, badawczo igłęboko.- Uważa się pani za służącą?Grace się odsunęła.Nie wiedziała, czego ten człowiek próbuje się wniej doszukać, i nie była pewna, czy chce się przekonać, co takiego w niejodkrył.- Nie powinniśmy tracić czasu - zachęciła go, wskazując gestem, byszedł za nią na górę.- Błękitna sypialnia jest prześliczna: cała wjedwabiach.Bardzo wygodna i słoneczna, zwłaszcza w godzinachrannych.A znajdujące się tam dzieła sztuki są doprawdy wspaniałe!Myślę, że bardzo się panu tam spodoba.Paplała bez końca, ale pan Audley był tak uprzejmy, że jej tego niewytknął.Powiedział tylko:- Jestem pewien, że będzie mi tam znacznie wygodniej niż wostatnim mieszkaniu, które wynajmowałem.Spojrzała na niego ze zdumieniem.- O! Myślałam, że.Urwała zbyt speszona, by przyznać się, iż myślała o nim jak obezdomnym włóczędze.- Zycie w przydrożnych zajazdach i koczowanie na łąkach -powiedział i dramatycznie westchnął.- Taka jest dola rozbójnika.- I to panu odpowiada?127RSZaskoczyła samą siebie, i to podwójnie - zadając to pytanie ioczekując odpowiedzi z taką ciekawością.Uśmiechnął się szeroko.- Napadanie na podróżnych? Skinęła głową.- To zależy, na kogo się natknę - powiedział cicho.- Sprawiło midużą przyjemność to, że pani nie obrabowałem.- Nie obrabował mnie pan?!Odwróciła się do niego w świętym oburzeniu i lody między nimizostały ostatecznie przełamane.- Przecież niczego pani nie zabrałem! - bronił się, robiąc niewinnąminę.- Skradł mi pan całusa!- A, o to chodzi.- rzekł, pochylając się ku niej.- Sama mi go panidała, z własnej chęci!- Panie Audley!- Wolałbym, żeby mi pani mówiła po imieniu.- Panie Audley! - powtórzyła z naciskiem.- Ja wcale.- Pospiesznierozejrzała się dokoła i ściszyła głos do szeptu.- Ja wcale.nie zrobiłam.tego, o co mnie pan oskarża.Uśmiechnął się leniwie.- Czemuż takie proste słówko: całus nie chce pani przejść przezgardło?Zacisnęła usta, bo wszystko wskazywało na to, że nie wygra z nim nasłowa.- Dobrze już, dobrze.Nie będę pani dręczył.Byłoby to bardzo wielkoduszne oświadczenie, gdyby nie dodał nakoniec:128RS- Na dzisiaj dość!Mimo to Grace się uśmiechnęła.Trudno było powstrzymać radość wjego obecności.Dotarli już do korytarza na piętrze i dziewczyna skręciła w stronęapartamentów rodziny książęcej.Szli w milczeniu, toteż miała dość czasuna rozważania o towarzyszącym jej dżentelmenie.Niewiele ją obchodziło,że nie ukończył studiów uniwersyteckich.Był wyjątkowo inteligentny.Nieulegało również wątpliwości, że ma wiele osobistego uroku.Nie było teżżadnego powodu, by nie mógł sobie znalezć uczciwego, dobrze płatnegozajęcia.Nie mogła jednak wypytywać go, czemu bawił się w rozbójnika;byłoby to niestosowne wobec tak krótkiej znajomości.Co za ironia losu.Któż by pomyślał, że będzie zważać na swojemaniery, rozmawiając ze złodziejem.- Tędy - powiedziała, dając mu znak, by skręcił w lewo.- A tam kto sypia? - spytał, spoglądając w przeciwnym kierunku.- Jego książęca mość [ Pobierz całość w formacie PDF ]